07:04
Piotr2000
3498
ZUZELA i PRYMAS TYSIACLECIA 2 25 grudnia 1970 roku prymas Stefan Wyszyński w archikatedrze warszawskiej wygłosił homilię. Homilia ta wygłoszona została wkrótce po strasznych wydarzeniach na Wybrzeżu. …Więcej
ZUZELA i PRYMAS TYSIACLECIA 2

25 grudnia 1970 roku prymas Stefan Wyszyński w archikatedrze warszawskiej wygłosił homilię. Homilia ta wygłoszona została wkrótce po strasznych wydarzeniach na Wybrzeżu.

Prymas Wyszyński w owej homilii mówił m.in.: ,,Gdybym mógł, w poczuciu sprawiedliwości i ładu, wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to co się ostatnio w Polsce stało, wziąłbym jak najchętniej !. Bo w narodzie musi być ofiara, okupująca winy narodu. I jeśli za ludzkość - ciężary jej win wziął na swoje ramiona Jezus Chrystus, Wieczny Kapłan, to w Polsce tę odpowiedzialność, gdyby zbawczą była, miałby obowiązek wziąć na swoje ramiona - prymas Polski!

Jakże bym chciał w tej chwili - gdyby ta ofiara przyjęta była - osłonić wszystkich przed odpowiedzialnością, przed bólem i męką! Bo może nie dość wołałem, nie dość upominałem, nie dość ostrzegałem i prosiłem! Chociaż wiadomo, że głos mój nie zawsze był wysłuchany, nie każde poruszył sumienie i wolę, nie każdą ożywił myśl. Ale tak widocznie być musi.

Dlatego my, biskupi i kapłani w naszej wolnej ojczyźnie, o której niezależność i pomyślność walczymy, i dla której pracujemy na powierzonym nam odcinku duchowej odnowy narodu, czujemy się współodpowiedzialni i prosimy rodziny pobitych, aby przyjęły nasze wyznanie i prośbę o przebaczenie...

Ale gdy ją zanosimy, przekazujemy również nadzieję, która wstępuje w serca. Polska jest narodem, żyjącym duchem Ewangelii, i chociaż nie zawsze i nie na wszystkich wargach ona spoczywa, to jednak wstrząsa sumieniem. Taki wstrząs sumień przeszedł ostatnio przez cały naród polski - od tych, którzy nim kierują i którzy wzięli odpowiedzialność za jego rozwój w obecnej chwili, do wszystkich, którzy myślą, pracują, trudzą się i cierpią.

Jest to nakaz powszechnej spowiedzi narodu polskiego i wszystkich, którzy ten naród stanowią - nakaz spowiedzi, w której nikogo nie oskarżając, sam bije się w piersi: moja bardzo wielka wina. Naród polski w swej wielkiej szlachetności zdolny jest zdobyć się na taką spowiedź i gotowość, aby i granice naszej ojczyzny ujrzały również zbawienie Boże”
.

28 marca 1981 roku kilka tygodni przed śmiercią Prymas Tysiąclecia apelował: ,,Najbardziej sponiewierany człowiek, najbardziej obwiniony, obciążony przez wszystkie kodeksy karne, jeszcze pozostaje człowiekiem, bo grzechy można z niego odczyścić, a człowieczeństwo zostaje. Przecież Chrystus jest na tej ziemi dla nas ludzi i dla naszego zbawienia.

(…) Człowieka nigdy nie można tak ukarać i skazać, aby go doszczętnie unicestwić. Chrześcijanin zawsze znajdzie jeszcze w nim jakiś szczegół, jakieś resztki wartości człowieka. Tylko szatan jest w pełni zły, tylko o nim można powiedzieć, że jest to okrągłe nihil. Ale człowiek - nigdy! Chociaż rządziłby się wszystkimi zasadami nihilizmu, jeszcze pozostaje w nim, jako zaczątek wszelkiej nadziei, oczyszczająca świadomość godności ludzkiej i odpowiedzialności za dźwiganie krzyża”
Piotr2000
prof Jaroszynski o prymasie kard. Stefanie Wyszynskim:
ZAGROZENIA DLA POLSKI
Prymas Tysiąclecia;zagrozenia dla Polski-prof Piotr JaroszyńskiWięcej
prof Jaroszynski o prymasie kard. Stefanie Wyszynskim:

ZAGROZENIA DLA POLSKI

Prymas Tysiąclecia;zagrozenia dla Polski-prof Piotr Jaroszyński
Piotr2000
Stefan Kardynał Wyszyński
Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego.
28 maja 1981 roku zmarł Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Polski Zostawił po sobie swój testament dla narodu i dla Kościoła. Publikujemy obszerne wyjątki z kazania, wygłoszonego w Uroczystość Objawienia Pańskiego 6. 01. 1981. Jest to swoisty testament duchowy, pozostawiony Narodowi przez Wielkiego Prymasa. Tekst …Więcej
Stefan Kardynał Wyszyński
Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego.

28 maja 1981 roku zmarł Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Polski Zostawił po sobie swój testament dla narodu i dla Kościoła. Publikujemy obszerne wyjątki z kazania, wygłoszonego w Uroczystość Objawienia Pańskiego 6. 01. 1981. Jest to swoisty testament duchowy, pozostawiony Narodowi przez Wielkiego Prymasa. Tekst opublikowano pod tytułem "Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego."

Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci moje!
Kościół Chrystusowi ukazał nam dzisiaj drogę mężów z dalekich krain, jak pięknie mówi tekst hymnu świątecznego: “tam, skąd słońce bramą wydostaje się na ten świat” (laudes) Dążenie do Betlejem... Wieczne, nieustanne dążenie Rodziny ludzkiej do Betlejem, aby tam złożyć ciężar złota, dymu kadzideł i mękę mirry. Wieczna droga całej ludzkości - wyjść z siebie i dążyć naprzód w nadziei, że gdzieś jest światło, prawda i dobro, pokój miłość i sprawiedliwość, e gdzieś można spotkać Boga i się z Nim zespolić. To jest dążenie wszystkich mędrców świata, począwszy od tych maleńkich w kołysce, do tych posiwiałych nad księgami. Szukanie czegoś innego; niespokojne jest bowiem serce człowieka.
I w naszej Ojczyźnie nie zdołamy dziś dać należytej odpowiedzi na wszystko, co nas dręczy, dlaczego tyle spraw nas nurtuje, czego szukamy? Istnieje potężny nakaz sumienia ludzkości, aby szukać prawdy i to całej prawdy: by pełnić dobro i nigdy go nie porzucać, by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce - miłowania ludzi i życia w światłości. Prorok ongiś wołał do umiłowanego swojego miasta Jeruzalem: “Surge illuminare Jeruzalem!” - Wstań, oświeć się Jerozolimo!”. Może wypadnie i dziś waszemu biskupowi, umiłowane Dzieci moje, wołać do Was: “Powstań, oświeć się, Warszawo!”.
Rozważmy więc dziś jak w naszym życiu funkcjonuje sumienie - nasze osobiste, rodzinne narodowe, zawodowe i obywatelsko - polityczne. Musimy ten istotny problem podjąć, skoro postanowiliśmy wejść na drogę odnowy. Nie ma bowiem drogi ku odnowie bez odwołania się do sumienia.
Sumienie osoby ludzkiej

Jako pierwszy staje przed nami problem naszego własnego sumienia - sumienia osoby ludzkiej, dziecka Bożego, człowieka, o którego wysokiej godności świat dziś tak wiele mówi. Jak się to sumienie kształtuje? Istnieją w człowieku wartości otrzymane od Boga - inaczej nie możemy ich zrozumieć - które nieustannie niepokoją nasz rozum, kierując go ku prawdzie, i to tak wytrwale, że człowiek, który już zda się posiadł prawdę, jeszcze o nią pyta, jeszcze sprawdza wszystkie stopnie swego rozumowania, azali rzeczywiście tak jest? I na tym odcinku człowiek, chociażby najbardziej sumienny i rzetelny w stosunku do swojego rozumu, nigdy się nie zatrzymuje, nigdy nie przestaje szukać prawdy. Ma przedziwne prawo do prawdy, chciałby ją poznać w pełni. A zarazem pragnie i siebie widzieć w całej prawdzie.
Z tą wielką mocą rozumu łączy się moc woli, której przedmiotem jest nieustanne dążenie ku dobru. I choćby człowiek czyniąc dobrze był najbardziej z siebie zadowolony, jak biblijny Hiob, ciągle się dopytuje: czy to już wszystko?
Jakże znamienny jest ten nieustanny dialog, który w naszej osobowości prowadzi rozum i wola - rozum, który ukazuje cel, i wola, która pobudza do działania. A gdy osiągniemy cel, stają przed nami niejako na nowo najgłębsze problemy istoty rozumnej i każą nam coraz głębiej poznawać samego siebie. Człowiek wtedy widzi, że jego rozumność i wolność zmierzają ku innym osobom. W tym ujawnia się społeczny wymiar osoby ludzkiej. To są wrodzone właściwości każdego człowieka. Najbardziej funkcjonują one w naturalnej atmosferze wychowania rodzinnego. Mówią to wychowawcy i kierownicy domów dziecka i rodzice. Oczywiście, w rozwoju osobowości pomaga też wychowanie obywatelskie. Na kształtowanie sumienia osoby ludzkiej mają również wpływ dzieje Ojczyzny i obyczaje narodowe. Ogromną pomocą jest wychowanie religijne w kościele Bożym i wejście w porządek łaski. Dzięki tym pomocom naturalne właściwości osoby ludzkiej ubogacają się i nieustannie się rozwijają.
Oczywiście, mogą się one spotkać z siłami wstecznymi. Przecież narzekał już św. Paweł: "Duch przeciwko ciału, ciało przeciwko duchowi. Nieszczęsny ja człowiek. Któż mnie wyzwoli z ciała tej śmierci?" (por. Ga 5,17). I gdy się człowiek tak zmaga, ze sobą, zawsze ostatecznie wraca do rachunku sumienia z zakresu sprawności swego rozumu i woli. Siły wsteczne mogą niekiedy nawet wziąć górę. I to nie tylko dlatego, że człowiek jest istotą słabą, ale i dlatego, że nie dba o poznanie swojej osobowości, o ukształtowanie i wychowanie jej - jak czytaliśmy w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele. Wtedy może przyjść nieszczęście. Wtedy jest miejsce dla męki grzeszników, dla ludzi wyzutych z moralności, dla przestępców, dla zbrodniarzy wojennych. Jeżeli jednak człowiek przezwycięży w sobie wszystkie siły dążenia i oprze się la rozumie szukającym pełni prawdy i na woli szukającej pełnego dobra, jeżeli serce swoje zaślubi rozumowi i woli duchu miłości, wtedy osiąga prawe sumienie osoby ludzkiej. Przykład takiego zwycięstwa stanowią święci, bohaterowie,, ludzie sumienni w swojej służbie rodzinnej, domowej, w życiu małżeńskim, w wychowaniu, w pracy, ludzie miłosierni, służący dobru i czyniący pokój. Ale to wymaga nieustannego wglądania w siebie, i wsłuchiwania się w ten cichy głos, który budzi się w sercu człowieka. Ma on swoje szerokie echo.
Sumienie rodzinne
Echo sumienia osoby ludzkiej w szczególny sposób odzywa się w życiu rodzinnym. Tam właśnie kształtuje się sumienie rodzinne. Zapewne, elementy podstawowe: rozum, wola, serce - uruchomione są naprzód w każdym człowieku, ale osiągają swój pełny kształt w życiu rodzinnym. Wiemy, że miłość w rodzinie jest najlepszą szkołą sumienia i sumienności wobec Boga i ludzi. Nie ma innej instytucji, w której stosunek dwojga - idąc po linii wychowania osobowego - układałby się bardziej normalnie, niż we wspólnocie rodzinnej. Dotyczy to nie tylko rodziców - tych dwojga - ale także ich dzieci. Rozwiązywanie wszelkich konfliktów, które mogą zagrażać rodzinie rozdarciem, obrona jej trwałości, ujawniają się w należytym funkcjonowaniu rozumu, woli i serca. Aby rodzina mogła wypełnić swoje doniosłe zadania musi być zwarta.
Istnieją dziś potężne siły rozkładowe rodziny. Sumienie rodzinne tak często gwałcone jest szczególnie przez rozbicie rodziny, przez ułatwione życie. Zastanawia nas to, że już 200 lat temu, w okresie, gdy Polska konała, gdy obradował ostatni Sejm Rzeczypospolitej w Grodnie, zarysowały się dwa nurty moralno - społeczne. Zwolennicy jednego z nich - jak wiemy z akt Sejmu - oddawali się całkowicie egoistycznym celom: zabawa, zdrada domowa, małżeńska i zdrada Ojczyzny; przedstawiciele zaś drugiego szykowali się do Insurekcji Kościuszkowskiej. Jakże nieproporcjonalne były możliwości tych dwu obozów! Chwilowo wzięli górę pierwsi. Doprowadził do tego egoizm, samolubstwo i rozkład rodziny. Wtedy właśnie było bardzo dużo rozwodów. Działo się to głównie wśród arystokracji rodowej. To wielkie nieszczęście osłabiło wtedy naszą Ojczyznę i w rezultacie doprowadziło do niewoli, trwającej półtora wieku.
Ułatwione życie w rodzinie. Czyż nie zastanawia nas to, że wszystkie środki ułatwionego życia, odrzucone przez encyklikę "Humanae vitae", ciągle dochodzą do głosu, czyniąc z człowieka istotę niemalże nierozumną?
A dzieje się to w pogoni za szczęściem. Ci, którzy rozbijają rodzinę i porzucają dzieci, tłumaczą się: "Przecież ja też mam prawo do szczęścia". Słyszałem w tych dniach o matce, która zostawiła męża i dzieci i poszła w świat. Bywają, niestety, takie zdarzenia - "mam prawo do szczęścia..." Ale czy możliwe jest szczęście, gdy na dnie dążenia człowieka leży pogwałcenie prawa Bożego, własnego ładu rozumu, woli i serca? Dlatego też tacy ludzie, szukający własnego szczęścia, skłóceni są z własnym sumieniem i nigdy tego szczęścia nie znajdują.
Gdy idzie o ilość rozbitych rodzin, to wydaje się, że sytuacja jest dziś lepsza niż za czasów saskich i za czasów sejmu grodzieńskiego. Znamienny jest fakt, że obecnie ośrodkiem, gdzie najwięcej jest rozbitych małżeństw, są niestety rodziny inteligenckie. Szczególnie trudna jest sytuacja inteligencji specjalistycznej, gdzie zadania i obowiązki zawodowe, praca choćby najszlachetniejsza, rozbijają rodzinę. I już później nie ma serca męża dla żony, matki dla dzieci i dla ogniska domowego. To jest wielkie nieszczęście, taka tragedia naszego Narodu, że można ustawić ją w rzędzie bolesnych przyczyn, składających się na aktualną sytuację naszego życia. Może wyliczając najrozmaitsze przyczyny tak zwanego kryzysu naszego bytowania narodowego, gospodarczego i politycznego, pomijamy ten element. A jednak jest on niezmiernie istotny w życiu naszej Ojczyzny.

Sumienie narodowe
Człowiek wychowany przez rodzinę, wchodzi do życia społecznego, do serca życia narodowego. I tutaj znowu dotykamy problemu wartości wychowania rodzinnego i religijnego. Im człowiek jest lepiej ukształtowany w swojej osobowości przez życie rodzinne i pracę Kościoła, tym spokojniej wchodzi w głębię życia narodu i tym użyteczniejszy jest dla wspólnoty narodowej.
Ogromne bogactwo tej wspólnoty stanowią dobra odziedziczone, takie jak ziemia czy kultura narodowa. Mówimy o ziemi nie tylko w sensie gleby. Mówimy o ziemi ojczystej, rodzimej, na której pokolenia całe wypracowały to środowisko kulturalne, w którym żyjemy. Ziemia ojczysta to język, mowa, literatura, sztuka, kultura twórcza, kultura obyczajowa, kultura religijna. To jest ziemia. Gdy nam przypomina mądrość Boża: "Czyńcie sobie ziemię poddaną" (por. Rdz l, 28), chciejmy pamiętać, że w sumieniu narodowym doniosłe znaczenie ma nasz stosunek do tych dóbr odziedziczonych przez nas. Wypracowały je pokolenia całego milenium, pokolenia, które żyły przed nami i "uprawiały" tę ziemię nie tylko w sensie rolniczym, ale w sensie rodzimej i narodowej kultury. Glebę uprawia się bowiem nie tylko przez nawóz, ale przez miłość - przez wielką miłość do ziemi ojczystej i cło wszystkiego, co ją stanowi.
Dlatego człowiek odnosi się z ogromnym szacunkiem do swojej przeszłości, stara się ją poznać, ocenić, zrozumieć, uważa ją za swoje własne dziedzictwo, którego zdradzić nie wolno. Trzeba się tego dziedzictwa trzymać sercem i pazurami, jak trzymał się go ongiś Drzymała, czy reymontowski Boryna, umierający na swych zagonach; jak trzyma się żołnierz w okopie, lekarz przy łóżku konającego, kapłan wśród nędzy, siwiejący mąż nauki przy swoim biurku zawalonym papierami, górnik na dnie kopalni, hutnik, stoczniowiec, każdy uczciwy człowiek, kierujący się prawym sumieniem i dobrą wolą. W ten sposób, Najmilsi, powstaje świadomość służby społecznej i kształtuje się więź wspólnoty narodowej - tak, iż nie czuję się wtedy kimś obcym w swojej Ojczyźnie. Wszystko nas interesuje, wszystko jest dla nas cenne i drogie.
Jakże ważna jest świadomość, że jesteśmy na służbie temu narodowi, który przez całe wieki przygotowywał nam ojczystą ziemię, na której wypadło nam dzisiaj żyć. Jesteśmy z tym narodem tak związani, że nic zrywamy z nim wspólnoty. Owszem, mamy wolę zachowania bytu narodowego. Obrona suwerenności Ojczyzny jest dla nas nakazem moralnym. Nadto, mamy wolę świadczenia wszystkimi dobrami naszego własnego życia i kultury osobistej, aby i po nas została cząstka wszczepiona w uprawę gleby ojczystej, której oddamy ostatecznie i nasze ciało, ażeby ziemia wywdzięczyła się nam kiedyś w dniu Zmartwychwstania. Gdy mamy taką świadomość, wtedy kierujemy się dobrem narodu, możemy myśleć i mówić o dobru własnym - niewątpliwie, ale umiemy podporządkować je dobru wspólnemu.
Tak często słyszymy zdanie: "Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę". Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym nieraz bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata. Umarł w tych dniach w stolicy zasłużony profesor, o którym można powiedzieć, że trwał aż do końca i wytrwał, wypełnił zadanie. Przypisują mu wielkie zasługi w dziedzinie stworzenia polskiej archeologii. Oto wskazanie i dla nas - wytrwać, żyć dla Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego z siebie, to jest najważniejszy nasz obowiązek wobec Ojczyzny. Potrzeba nam potężnej woli organizowania wszystkich sił rodzimych, ojczystych, by się nie oglądać na prawo i lewo, by nie poddawać się pokusie nowej Targowicy, skądkolwiek by ona miała przyjść. Jesteśmy u siebie, w swojej Ojczyźnie, gospodarzymy olbrzymimi dobrami, które naród posiada; mamy do nich zaufanie, chcemy, aby procentowały na naszej ziemi. Oto jest sumienie narodowe.
Jak trudno jest niekiedy odszukać w sobie te wszystkie elementy na raz. Ale cała wytrwała wola człowieka, pragnienie służenia - Ojczyźnie, rodzinie, braciom i Bogu, składa się w nas na to sumienie narodowe, które wymaga dziś od nas jakiegoś rachunku i nowej nadziei, nie tylko w skali osobistej, ale i społecznej.

Sumienie obywatelsko - polityczne
Jasna rzecz, że sumienie obywatelsko - polityczne nie powstaje gdzieś na skale, nie spada z nieba, ale wypracowuje się w osobie ludzkiej, w człowieku, w istocie rozumnej, wolnej i miłującej, wychowanej w rodzinie, posiadającej odpowiednie walory obywatelskie, społeczne, kulturalne, zawodowe, oraz zrozumienie, że "bonum reipublicae suprema lex esto" - "dobro Rzeczypospolitej jest dobrem najwyższym".
Co to znaczy "bonum reipublicae?" - To znaczy dobro obywateli, dobro każdego człowieka w Ojczyźnie, w narodzie i państwie. To znaczy też - prawa obywateli, o których tak często mówiliśmy. Przypomnę choćby to, co było powiedziane przed rokiem właśnie z tej ambony, także w dniu 6 stycznia.
Dobro obywateli - to takie ukierunkowanie na człowieka, by go ukochać. Ojciec święty powiedział, że cały Kościół jest ukierunkowany na człowieka. I nie może być inaczej, bo sam Chrystus jest ukierunkowany na człowieka - "dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba (...) i stał się człowiekiem".
Prymat człowieka - to postawa wszystkich zobowiązująca. W tym ogromnym "bogatym złożu narodowym", jakim jest naród polski, każdy człowiek musi być ukochany. I to nie tylko uczuciowo i nastrojowo, ale czynnie, w służbie, w gotowości niesienia pomocy. To jest właśnie to "bonum reipublicae". Ono nie wisi gdzieś w powietrzu. "Dobro Rzeczypospolitej" jest w Was, Dzieci Boże, w każdym z Was - w twojej żonie, w twoim mężu, w twoim synu czy córce, w tych maleństwach, które patrzą na Ciebie ufnymi oczyma. A iluż ludzi, nie tylko niemowląt i dzieci, patrzy na nas tak ufnie! Czy możemy ich zawieść? To zobowiązuje nas wszystkich.
Straszne słowa można wyczytać we wspomnianym Orędziu Ojca świętego Jana Pawła II na "Dzień Pokoju". Ten przerażający dokument został ogłoszony w naszej prasie. Dlaczego przerażający? Bo wykazuje, że wiek XIX i XX przyczyniły się do tego, iż rozwinęła się nieufność do człowieka. Największym wrogiem stał się obywatel. Dlaczego tak się dzieje? Bo obywatel został okradziony ze swoich praw i zniechęcony do pełnienia obowiązków. Dlatego powstały państwa tyranów. Szczególnie wiek XX stał się przedziwną scenerią powstawania i upadania państw tyrańskich, które można nazwać zorganizowanym więzieniem.
Orędzie przypomina: Władza jest służbą, władanie to znaczy służenie. Pierwsza miłość władcy - to miłość ku tym, nad którym władzę sprawuje. Gdyby tak było, gdyby ta wielka prawda chrześcijańska nareszcie weszła w życie, gdyby władza była moralna, gdyby zasady rządzenia kierowały się etyką chrześcijańską, jakże inaczej wyglądałoby życie i współżycie, praca i współpraca. Tymczasem staliśmy się świadkami działania tylu państw tyrańskich, gdzie mowa do obywatela wyraża się w tonie prokuratorsko - policyjnym. Ileż jeszcze i dziś jest więzień, z których można by wypuścić prawie wszystkich ludzi bez orzeczeń sądu, bo cierpią tam za takie czy inne poglądy bądź przekonania polityczne, za takie czy inne spojrzenie na życie i funkcjonowanie społeczności. W ilu państwach dzieje się to właśnie aktualnie, dziś!
Czytałem niedawno książkę Polki, która wzięta do więzienia i wywieziona z kraju w roku 1940, wróciła do Ojczyzny dopiero w roku 1956. Na szczęście odnalazła swoje dzieci, z którymi razem ją wywieziono. Ale odnalazła je nie w Ojczyźnie, l pytanie - dlaczego? Dlaczego? W imię jakiego przestępstwa?
Mój towarzysz więzienny, skazany na 10 lat, otrzymał od swojego stryja z Ameryki list z zapytaniem: Powiedz mi, coś ty takiego zrobił, że jesteś skazany na tyle lat?... I co miał odpowiedzieć? - Że inaczej myślał, że gorliwie pracował, że służył młodzieży? Co miał powiedzieć?
Władza nie może być tyranem, a państwo nie może być zorganizowanym więzieniem. Musi się wypracowywać sumienie obywatelsko - polityczne. Wtedy człowiek wie, że ma swoje obowiązki w Ojczyźnie, w narodzie i w państwie, bo i jemu służy naród i państwo. Podobnie jak ma obowiązki w Kościele, bo i Kościół mu służy.
Mówimy tyle o tak zwanej demokratyzacji życia. Miałbym odwagę powiedzieć: Jeżeli demokratyzacja życia zatrzymała się na pierwszym elemencie tego słowa "demos" i udręczyła człowieka, to dzisiaj trzeba mówić raczej o humanizacji życia, zgodnie z Ewangelią. W Credo mówimy o Chrystusie: "Propter nos homines et propter nostram salutem descendit de coelis (...) et homo factus est" - "dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba (...) i stał się człowiekiem". Jego gorącym pragnieniem jest, aby każde dziecko Boże stało się w pełni człowiekiem. Sprawiają to osobiste właściwości człowieka, dary rozumu, woli i serca, pomaga też wychowanie, przygotowanie do życia - to, co człowiek bierze z rodziny, z narodu, z pracy zawodowej i z dobrze zorganizowanego życia państwowego. To wszystko nam pomaga, aby zgodnie z programem Chrystusa, każdy z nas stał się człowiekiem. A więc humanizacja życia: życia naszego osobistego - wybaczcie, że powtarzam - humanizacja życia rodzinnego, domowego, humanizacja wychowania, humanizacja naszego życia narodowego, zawodowego i politycznego.
Takiej oto światłości oczekujemy i wołamy tak, jak wołał prorok nad Jerozolimą - "Surge, illuminare Ierusalem, quia venit lumen tuum". Powiem w zastosowaniu do nas: "Wstań i oświeć się, Warszawo, bo przyszła światłość Twoja!" To jest Epifania roku 1981 w Warszawie, w Polsce. Niech umocni się w nas wrażliwość na sumienie zawodowe, polityczne. A wtedy nastąpi odnowa. Zależy ona od każdego z nas.
Niech Dobry Bóg, Najmilsze Dzieci Boże, w tym Nowym Roku pielęgnuje w Was tę nadzieję i niech jej sprzyja wasza dobra wola, wasze serce i umysł, całe życie rodzinne i narodowe.
To są życzenia waszego biskupa, które składa on każdemu z Was tu obecnych i waszym rodzinom oraz całej Ojczyźnie i Państwu. Amen.

Bazylika Archikatedralna św. Jana
Warszawa, 6.1.1981 r.
Jeszcze jeden komentarz od Piotr2000
Piotr2000
Stefan Kardynał Wyszyński
W obronie prawa Bożego
Padł pasterz pośrodku owczarni; spoczywa już Oblubieniec na łonie Oblubienicy; rozradowana Matka płacze nad synem, ale w radości, bo żyje zwycięzca powalony mieczem. (Słowa z modlitwy brewiarzowej)
Rozważanie nasze wpisane jest w tło liturgii Słowa, w obraz proroczy Ezechiela o Dobrym Pasterzu i w obraz rzeczywisty Dobrego Pasterza, Jezusa Chrystusa. …Więcej
Stefan Kardynał Wyszyński
W obronie prawa Bożego
Padł pasterz pośrodku owczarni; spoczywa już Oblubieniec na łonie Oblubienicy; rozradowana Matka płacze nad synem, ale w radości, bo żyje zwycięzca powalony mieczem. (Słowa z modlitwy brewiarzowej)
Rozważanie nasze wpisane jest w tło liturgii Słowa, w obraz proroczy Ezechiela o Dobrym Pasterzu i w obraz rzeczywisty Dobrego Pasterza, Jezusa Chrystusa.
Dać życie za Prawdę
Na tle wszystkich uroczystości, które przeżywaliśmy ostatnio w Polsce, a szczególnie w stołecznym mieście Krakowie – mieście królów i świętych – spojrzenie nasze kierujemy najpierw ku Kalwarii, gdzie Jezus Chrystus, Dobry Pasterz, duszę swoją daje za owce swoje. Spojrzenie nasze kierujemy również tutaj, ku Skałce, ku relikwiom Pasterza krakowskiego, który naśladował Dobrego Pasterza z Kalwarii, duszę swoją oddając za owce swoje. Jak czynił to Chrystus na krzyżu, tak uczynił Wojciech nad Bałtykiem, Stanisław na Skałce, Andrzej Bobola na dalekich, wschodnich kresach Ojczyzny; tak uczynił padając za Chrystusa biskup Jozafat Kuncewicz, a za naszych czasów błogosławiony Maksymilian Maria Kolbe.
Szeregi dobrych pasterzy, którzy czerpali natchnienie z Dobrego Pasterza na krzyżu i uczyli się od Niego, jak życie swoje oddać dla braci i za braci, skupiają się dzisiaj wspomnieniem w okresie jubileuszowym Archidiecezji Krakowskiej, przy świętym Stanisławie, biskupie i męczenniku. Skupiają się tutaj, na terenie skałecznym, gdzie stoimy otuleni ramionami klasztoru paulińskiego, ufundowanego przed 500 laty przez księdza Jana Długosza, w mieście owianym wspomnieniami wielkiego myśliciela, wiernego Bogu -Mikołaja Kopernika.
Jakże głęboko w przyszłość Kościoła sięgają prorocze słowa kapłana Starego Przymierza, który mówił Chrystusie: Pożyteczną jest rzeczą, aby raczej jeden człowiek umarł, a nie cały naród zginął (J 11,50).
Tak prorokował ten, który był najwyższym kapłanem owego czasu. Ale właśnie na tym proroctwie skończył swoje zadanie, bo proroctwo o Dobrym Pasterzu najlepiej spełnił jego Podsądny, Jezus Chrystus, Wieczysty Kapłan Nowego Przymierza, który więcej nie umiera, nad którym śmierć mocy nie ma. Jego moce duchowe docierają do naszych czasów, tak iż my – patrząc na owoce Jego męki i śmierci -powtarzamy sobie: Istotnie, pożyteczną jest rzeczą, aby raczej jeden człowiek umarł, a nie cały naród zginął. Dlatego męczeńska śmierć biskupa Stanisława i każda męczeńska śmierć biskupów i kapłanów jest śmiercią zbawczą. Budzi zastanowienie, jak wielkie muszą być wartości, za które tak łatwo oddaje się swoje życie. Uczy nas ducha ofiary i służby. Jest zawsze niezniszczalnym znakiem miłości. Jest często jedynym ostatecznym wyjściem, zbawieniem i ratunkiem. Gdy bowiem nie ma już nic do powiedzenia, bo słowa nie są brane pod uwagę, gdy prawda już nie pozyskuje, pozostaje wtedy jeszcze jedno: dać życie za prawdę. To zastanawia, zbawia, jest ratunkiem. A równocześnie jest ostrzeżeniem dla tych, którzy łatwo sięgają po ludzkie życie, mnożą udręki, gromadzą mękę ludzką, gwałcąc prawa człowieka i nie licząc się z prawami Bożymi. Do wszystkich krzywdzicieli i prześladowców męczeńska śmierć głosicieli Prawdy woła, że Bóg nie pozwoli, ażeby ci, którzy padli pod mieczem w obronie Jego praw, ginęli w niepamięci, bo zawsze ten, który ginie pod mieczem za Prawdę, jest zwycięzcą i raduje po wszystkie wieki Kościół Chrystusowy.
W obliczu konfliktów między prawem Bożym a prawem ludzkim
Oto jest tło dla wiecznie aktualnych rozważań, które snujemy w obliczu nieustannych konfliktów, jakie istnieją między tym, co Boże, a tym, co ludzkie; tym, co trwałe i wieczne, a tym, co nietrwałe i przemijające; między niebem a ziemią, między Bogiem a cezarem. Idzie o to, aby to, co ludzkie, doczesne, ziemskie, co jest cezara – nie wynosiło się nad tym, co Boże, wieczne, niebieskie – co jest Ojca Niebieskiego.
Istnieje głęboka i nierozerwalna więź między prawem Bożym i prawem ludzkim. Prawo Boże czerpie swoje natchnienie z mocy, które Ojciec Niebieski włożył w naturę człowieka; wypowiada się w konkretny sposób w dziesięciu przykazaniach, a w ustach Chrystusa – przez prawo miłości Boga i ludzi. Prawo zaś ludzkie, stanowione przez ludzi, musi być zawsze wpisane w ramy prawa Bożego. Prawo ludzkie nie może być nigdy przeciwne prawu Bożemu. Gdyby było przeciwne, w sumieniu nie obowiązuje, przestaje bowiem być prawem, choćby uchwalone było przez wszystkie parlamenty świata Nie jest prawem, gdy sprzeciwia się prawu Bożemu, prawu natury, prawu człowieka – dziecka Bożego, a zwłaszcza Chrystusowemu prawu miłości Boga i ludzi.
Na tym tle uświadomimy sobie, jak wielka jest współcześnie wrażliwość społeczna na prawa ludzkie, święty Stanisław biskup oddał życie swoje w obronie praw moralnych i ładu moralnego. Mówił królowi: nie godzi ci się tak postępować. Tak ongiś mówił Jan Chrzciciel Herodowi: nie godzi ci się tak postępować. Tak mówi wielu biskupów i kapłanów, a także ludzi świeckich, stając wobec władzy ziemskiej, jak ostatnio przypomniał nam to film o świętym Tomaszu Moore. Wszyscy oni wołają: nie godzi ci się tak postępować. Trzeba raczej Boga słuchać, aniżeli ludzi!
Współczesna wrażliwość powszechna na prawo człowieka, zgodne z prawem Bożym i czerpiące z niego swą moc, znalazła swój wspaniały wyraz w encyklice Jana XXIII: Pacem in terris – Pokój na ziemi, a także w słynnej Karcie Praw Człowieka i Obywatela, uchwalonej przez ONZ.
Te dwa dokumenty są jak gdyby dwugłosem ducha i ciała, władzy duchownej i świeckiej, Bożej i ludzkiej. Oba przypominają, że trzeba uszanować prawa osoby ludzkiej, że początkiem wszelkiego ładu społecznego i warunkiem pokoju na świecie – pokoju w sumieniach, w rodzinach, w narodach i między narodami – jest uszanowanie podstawowych praw osoby ludzkiej. Można rozważać, czy pokój buduje się tam, na górze, na szczytach w ONZ, w parlamentach i gabinetach ministrów, czy też raczej tutaj, na dole, w sercu ludzkim i w duszy człowieka, poddanej Bogu; w rodzinie ożywionej duchem chrześcijańskim i w narodzie, który liczy się z prawami Bożymi, pragnąc nimi żyć we wspólnocie ojczystej i politycznej.
Konieczność uszanowania podstawowych praw osoby ludzkiej, których gwałcić nie wolno!
Rozważania te ostatecznie sprowadzają się do jednego: Królestwo Boże w was jest. Pokój Boży trzeba budować naprzód w sercach ludzkich. Jest on możliwy tylko na drodze poszanowania podstawowych praw człowieka.
Trzeba więc najpierw uszanować prawo człowieka do życia, któremu nie może się sprzeciwiać „prawo” do zabijania nienarodzonych, „prawo” przeciwne prawu Bożemu, a zatem prawo niegodziwe.
Prawu człowieka do prawdy nie może sprzeciwiać się kłamliwa propaganda, a zatem wielka nieuczciwość wobec obywateli. Trzeba uszanować prawo do sprawiedliwości, która czerpie swoją moc z Boga samego, albowiem Bóg jest Słońcem Sprawiedliwości. Ta sprawiedliwość nie może być zakłamana, musi być prawdziwa, powszechna i dotyczyć każdego człowieka, we właściwym wymiarze.
Jakże ważne jest prawo do wolności osobistej, własnego sumienia i wyznania! Prawu temu nie mogą sprzeciwiać się najrozmaitsze programy polityczne czy wychowawcze, w których ogranicza się wolność osoby ludzkiej, zwłaszcza wolność do posiadania własnego światopoglądu, którego człowiekowi żadna władza na ziemi narzucić nie może, bo nie posiada takich mocy i uprawnień.
Za tym idą różne prawa ekonomiczne i zawodowe, o których dzisiaj tak wiele słyszymy, a które bardzo często są gwałcone przez ograniczanie człowieka w wolności wyboru pracy, kierunku szkolenia i kształcenia, a zwłaszcza wyboru takiego powołania, które najbardziej odpowiada pragnieniu człowieka.
Musi być również uszanowane prawo do wolnego zrzeszania się w dziedzinie kulturalnej i społecznej, dobroczynnej i religijnej, a nawet zawodowej i ekonomicznej, aby człowiek czuł się wolny i swobodny w społecznościach, które sam stworzył, bez popadania w nieustanny konflikt między własnymi potrzebami a życiem publicznym.
Wszystkie te prawa, które wylicza encyklika Jana XXIII Pacem in terris, posiada człowiek z natury swej osoby – jak wyraził się Papież. A posiada je na całym globie, zarówno we własnej Ojczyźnie, jak też tam, dokądkolwiek się uda, albowiem cała ziemia jest Bożą i wszędzie dzieci Boże mają prawo korzystać z wszczepionych w naturę ludzką praw.
Prawo rodziców do wychowania dzieci w duchu własnego światopoglądu
Do tych praw w szczególny sposób trzeba dołączyć prawa rodziców i rodziny – społeczności najtrwalszej, niezniszczalnej, nie dającej się niczym zastąpić, co wiemy z naszych doświadczeń narodowych. Bywały bowiem w naszej historii takie okresy, gdy nie posiadaliśmy opieki własnej Ojczyzny i państwa; ograniczona była również opieka Kościoła.
Pozostała jednak rodzina, która w skrytości pielęgnowała najbardziej cenne i wartościowe uczucia, wychowując młode pokolenie w wierności Bogu i Narodowi, oraz w tęsknotach do wolności i sprawiedliwości, które ostatecznie doprowadziły do tego, że odzyskaliśmy wolność, pomimo niekończących się przeciwności.
Rodzina jest największym gwarantem tych właśnie usposobień społecznych, które ma moc wychowywać. Dlatego też rodzice mają wyłączne niemal prawo do swoich dzieci! Chociaż nie jest to prawo absolutne, bo nad nim jest prawo Boże – z Boga bowiem rodzice wzięli swoje dzieci – to jednak ich prawo jest po Bogu najważniejsze. Musi ono być tylko kierowane w sposób rozumny przez prawo Boże i dobro społeczne.
Prawo do wychowania dzieci i młodzieży w duchu własnych przekonań religijnych i światopoglądowych, mają przede wszystkim rodzice. Oni też mają prawo do tego, aby posiadać swoje dzieci we własnej rodzinie i we własnej Ojczyźnie. Tego prawa nie może im nikt odebrać! Nie istnieje na ziemi taka instancja, która miałaby prawo to uczynić. A gdyby uczyniła – dopuściłaby się największego bezprawia.
Dlatego właśnie Biskupi polscy zaniepokojeni są ostatnią uchwałą sejmową, która na szczęście nie jest jeszcze prawem, tylko zapowiedzią prawa. Oto ma zostać ograniczone prawo rodziców do posiadania dzieci we własnym domu rodzinnym, na rzecz szkoły, w której miałoby się przedłużyć liczbę godzin zatrudnienia. Wpływ rodziców na dzieci byłby wówczas minimalny albo prawie żaden.
Przeciwko takiemu stanowisku musiał wypowiedzieć się Episkopat Polski zarówno na swojej ostatniej Konferencji Plenarnej w dniach 4 i 5 maja na Jasnej Górze, jak również w dokumentach, które wystosował do Wiernych i do odpowiednich władz państwowych.
Episkopat Polski zwraca uwagę, że władza państwowa nie ma takiego prawa sama z siebie i żadne uchwały prawa jej tego nie nadadzą. Nie może więc w taki sposób, jak zamierza, ograniczyć prawa rodziców do dzieci, do posiadania ich we własnym ognisku domowym, do wychowania w duchu religijnym, według własnego światopoglądu. Wspólnota rodzinna jest zresztą najlepszym środowiskiem wychowawczym.
Oczywiście, aby rodzina mogła wypełnić zadania wychowawcze, niezbędne jest również uszanowanie jej ekonomicznych praw. Dlatego wspólnota polityczna powinna czuwać przede wszystkim nad tym, aby rodzinie zapewnić odpowiednie warunki, tak iżby mogła ona wypełnić swoje szczytne i niezastąpione przez nikogo zadania.
Nadto, ludzie są współcześnie bardzo uwrażliwieni na swoje prawa obywatelskie i narodowe. Zapowiadane od dawna różne wspólnoty ponadnarodowe nie mogą ostatecznie przezwyciężyć przywiązania człowieka do własnego narodu, w którym ujrzał światło dzienne, z którego wziął mowę ojczystą, zwyczaje i obyczaje, dzieje i kulturę narodową.
Za czasów machabejskich ginęli za prawa ojczyste synowie machabejscy, a matka upominała ich językiem ojczystym. Dzisiaj wsłuchujemy się w słowa encykliki Pacem in terris, która podobnie jak inna encyklika O rozwoju i postępie ludów i narodów – staje w obronie kultury narodowej i uważa, że każdy naród ma prawo w swojej rodzinie narodowej korzystać w pełni z osiągnięć kultury rodzimej. Jest to nie tylko suwerenność polityczna, ale także suwerenność narodowa i kulturalna. Jesteśmy na to bardzo uwrażliwieni, a przykład, który nam daje do tego prawo, widzimy nawet w osobie Jezusa Chrystusa, który jako Człowiek miał swoją wspólnotę narodową w Izraelu i często podkreślał, że „przyszedł do owiec, które poginęły z narodu izraelskiego”, aby je odszukać i ratować. Dlatego też ludzie są słusznie uwrażliwieni na swoje prawa obywatelskie i narodowe.
Człowiek ma również prawo być w swojej wspólnocie politycznej. Ale trzeba pamiętać, że żadna władza polityczna nie nadaje tych praw, tylko broni ich. Do niej należy chronić prawa obywateli, ułatwiać ich zachowanie i czuwać, aby wszystko było dla dobra społecznego.
Władza państwowa nie jest i nigdy być nie może dla takiej czy innej kategorii ludzi, dla tej czy innej partii. Ona jest dla całego narodu i wszystkie dzieci narodu musi otoczyć taką opieką, aby w swobodny sposób mogły jednakowo korzystać z właściwych sobie praw osobowych, rodzinnych, narodowych i religijnych.
Władza państwowa ma obowiązek bronić suwerenności kultury narodowej. Ma również obowiązek bronić ładu moralnego po linii Dziesięciu Przykazań i Chrystusowego prawa miłości Boga i bliźnich, oraz musi zabezpieczyć wolność religii. Dopiero w takich warunkach jest rzeczą możliwą utrzymać pokój w rodzinie oraz ład społeczny i moralny w Narodzie.
Boga trzeba słuchać bardziej, aniżeli ludzi – w wychowaniu rodzinnym i narodowym
Gdy dzisiaj tutaj, na Skałce, rozważamy te prawa, pamiętajmy, że w zalążku bronił ich Stanisław, Biskup krakowski, który stanął przed królem i powiedział: „nie godzi się tobie tak czynić”. I chociaż przewidywał, czym to grozi, nie cofnął się, bo wiedział, że „pożyteczną jest rzeczą, aby raczej jeden człowiek zginął, a nie cały naród”. Wiedział, że raczej ma paść, aniżeli ustąpić i że Boga trzeba słuchać więcej, aniżeli ludzi.
Na zakończenie tych rozważań możemy sobie powiedzieć, że jednakże taka śmierć i taka postawa „opłaci się” wszystkim. „Opłaciła się” Biskupowi, który życie swoje oddał za braci i zasłużył sobie na chwałę męczennika. „Opłaciła się” całemu Narodowi, dla którego został ustanowiony prawzór najbardziej rodzimy, polski, nasz własny, ojczysty – jak należy bronić ładu moralnego w życiu społecznym i praw człowieka przed wyzyskiem, gwałtem i przemocą.
Dla nas, Polaków, święty Stanisław to nie jest tylko jeden człowiek z szeregu wielu świętych – męczennik i biskup. To jest prototyp i wzór jak należy postępować. Uczy on nas wszystkich, zarówno biskupów i kapłanów, jak ludzi świeckich, zwłaszcza rodziców w rodzinie. Rodzice mają także obowiązek stawać w obronie praw swej rodziny i własnych dzieci, a szczególnie prawa do wychowania ich według własnego światopoglądu, którego nikt im narzucić nie może. Powiedziałem: nie ma takiej władzy świeckiej, która mogłaby od nas wymagać, abyśmy wyrzekli się dorobku kultury chrześcijańskiej w naszej Ojczyźnie i poddali nasze życie oraz wychowanie dzieci i młodzieży eksperymentom, których wynik jest szkodliwy.
Widzimy więc, że obraz takiego prawzoru, jaki mamy w świętym Stanisławie „opłaca się” narodowi. My dzisiaj, w całej Polsce, pobieramy „procent” od krwi męczeńskiej, która została tutaj wylana, bo nieustannie ukazujemy wzór, jak należy stać w obronie praw moralnych i ładu moralnego w naszej Ojczyźnie.
Wzór ten „opłaca się” też i rodzinie. Zważcie, najmilsi, jeżeli rodzina kieruje się duchem chrześcijańskim, wszystko czym jest, i co sama przez się stanowi, zachowane jest w pokoju. Ale gdy raz zerwie z duchem chrześcijańskim i z chrześcijańskim wychowaniem, wtedy nikt w niej nie jest niczego pewien: ani ojciec, ani matka, ani dzieci i rodzeństwo. Naród także nie jest bezpieczny wobec ludzi wychowanych bez religii i bez sumienia chrześcijańskiego. Mamy zresztą na to liczne dowody.
Niedawno w Warszawie poszedłem oglądać teren budowy jednego z kościołów. Przechodzę koło kiosku z warzywem; zapłakana kobieta stoi w drzwiach: Czemu pani płacze? – Zabito mi syna. – Co takiego? – Wdał się w złe towarzystwo chłopaków wychowanych bez sumienia. – Pomyślcie, jak ten problem się dzisiaj upowszechnia! Bez ducha Bożego, bez sumienia chrześcijańskiego, bez prawa miłości Boga i bliźniego nie można wychować młodego pokolenia! Dlatego też wierność Bogu, wierność Ewangelii Chrystusowej, przykazaniom Bożym, miłości Boga i bliźniego, opłaci się i osobie ludzkiej i rodzinie, i narodowi i władzy politycznej.
Mamy przykłady męczenników. Święty Stanisław to mąż Boży. Pamiętajmy – to jest mąż Boży. Ale w naszym polskim wymiarze i kulturze narodowej jest to także polski mąż stanu, chociaż męczennik w biskupiej mitrze. Jest mężem stanu, ponieważ stawał w obronie polskiej racji stanu i ukazywał, po jakiej linii ma iść postępowanie władzy i jak ma być wychowywane młode pokolenie. Jest to więc nie tylko męczennik, ale mąż Boży i mąż stanu, jako wzór dla pedagogiki narodowej. Takich wzorów Kościół Boży w Ojczyźnie naszej na przestrzeni dziesięciu wieków wychował narodowi wiele. Nie może się tym pochwalić żadna doktryna, która chce umocnić swą władzę w naszej Ojczyźnie. Największych mężów stanu wychowuje Narodowi właśnie Kościół, a czyni to nawet wtedy, gdy oni prześladowani – padają pod mieczem (…).
Powtórzymy piękne słowa responsorium brewiarzowego. Mają one swoją szczególną wymowę w języku łacińskim, pozwólcie więc, że powtórzę je po łacinie, a później po polsku: Pastor cadit in gregis medio, dormit sponsus in sponsae gremio, mater plorans gaudet et filio, quia vivit victor sub gladio. – Padł Pasterz w pośrodku owczarni; spoczywa już Oblubieniec na łonie Oblubienicy; płacze wprawdzie Matka – Kościół krakowski – ale z radości za Synem; z radości, bo ten który padł pod mieczem, jest zwycięzcą i żyje!
Uroczystość świętego Stanisława, Biskupa i Męczennika.
Kraków, Skałka, 13.05.1973