Czy Kościół wierzy jeszcze w obecność Chrystusa w Eucharystii?
Czy Kościół wierzy jeszcze w obecność Chrystusa w Eucharystii?
Ma la Chiesa crede ancora nella presenza reale di Cristo?
www.lanuovabq.it/it/articoli-ma-la-…
Riccardo Cascioli 16-10-2015
Wydaje się iż prawdziwym problemem obradującego Synodu jest Eucharystia. Dlatego też, zanim zacznie się mówić o ewentualnym dopuszczeniu rozwiedzionych do Komunii (ale dlaczego nie dopuścić do niej również całej reszty osób pozostających w grzechu śmiertelnym?) byłoby rzeczą wskazaną ustalenie, czy wierzy się jeszcze w Kościele w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii.
Opowiadanie, przedstawione wczoraj podczas konferencji prasowej przez księdza Manuela Dorantesed, hiszpańskojęzycznego współpracownika ojca Federica Lombardi może być tego przykładem. Chodzi tu o fakt (opowiedziany w auli Synodu), podczas którego dziecko przystępujące do Pierwszej Komunii przynosi swym rozwiedzionym i współżyjącym rodzicom kawałeczek Hostii. Zakładając, że epizod zaistniał naprawdę, nie powinien skandalizować nas sam postępek dziecka, które prawdopodobnie zrobiło to z miłości do rodziców, słysząc oskarżenia o "wykluczeniu" ich z Kościoła. Można tu zauważyć, że dając Hostię na język, uniknęłoby się tego rodzaju sytuacji. Ale istnieje coś ważniejszego do rozpatrzenia.
Prawdziwym problemem jest fakt, że opowiada o tym zajściu ksiądz lub biskup, przedstawiając je jako coś pozytywnego na poparcie dopuszczenia do Komunii rozwiedzionych i w ponownych związkach. Rzeczą jeszcze poważniejszą - prawie nie do uwierzenia - jest, że rzecznik prasowy Synodu przytacza to opowiadanie, jako "emocjonujące", sugerując iż sporo ojców synodalnych "rozczuliło się" podczas jego słuchania i ani ojciec Federico Lombardi, odpowiedzialny za Watykańskie Biuro Prasowe, ani nikt z obecnych niczego nie kwestionuje.
Oczywiście cała ta sprawa zostaje natychmiast relacjonowana (i odpowiednio wzmocniona przez gazety) jako pojawienie się "prawdziwych chrześcijan" otwartych i miłosiernych, walczących przeciwko surowym i gburowatym "doktorom Doktryny", którzy postępują jak "pracownicy urzędu imigracyjnego, wiekuiście kontrolujący prawość osób do tegoż urzędu się zwracających" (cytat z wystąpienia w auli Synodu przytoczony podczas konferencji prasowej).
W rzeczywistości, prawdziwa różnica istnieje pomiędzy tymi, którzy wierzą jeszcze w to, w co Kościół zawsze wierzył - tj. że ten kawałeczek chleba jest doprawdy ciałem Chrystusa - i tymi, którzy zredukowali przystęp do Komunii do jednego z wielu praw obywatelskich naszych czasów i przy pomocy charakterystycznej taktyki "żałosnych przypadków" usiłują wymusić to "prawo".
Żałosny, jest tu więc tylko i wyłącznie obraz Kościoła sprowadzonego do roli żebraka, proszącego o akceptację świata i gotowego za tęże akceptację rzucić w proch i stratować, to, co ma w sobie najcenniejszego.
Jesteśmy pewni iż większość ojców synodalnych nie wzruszyła się w minimalnym stopniu po usłyszeniu słów, opowiadającego zajście niewydarzonego księdza i zatrzęsła się po ujrzeniu w jak bezczelny sposób sekretariat Synodu postanowił je użyć.
Jest to dodatkowy powód aby oczekiwać, klarownej odpowiedzi, demonstrującej wspólnocie katolików, że cokolwiek by się nie stało, mamy jeszcze pasterzy na których możemy liczyć.
Ma la Chiesa crede ancora nella presenza reale di Cristo?
www.lanuovabq.it/it/articoli-ma-la-…
Riccardo Cascioli 16-10-2015
Wydaje się iż prawdziwym problemem obradującego Synodu jest Eucharystia. Dlatego też, zanim zacznie się mówić o ewentualnym dopuszczeniu rozwiedzionych do Komunii (ale dlaczego nie dopuścić do niej również całej reszty osób pozostających w grzechu śmiertelnym?) byłoby rzeczą wskazaną ustalenie, czy wierzy się jeszcze w Kościele w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii.
Opowiadanie, przedstawione wczoraj podczas konferencji prasowej przez księdza Manuela Dorantesed, hiszpańskojęzycznego współpracownika ojca Federica Lombardi może być tego przykładem. Chodzi tu o fakt (opowiedziany w auli Synodu), podczas którego dziecko przystępujące do Pierwszej Komunii przynosi swym rozwiedzionym i współżyjącym rodzicom kawałeczek Hostii. Zakładając, że epizod zaistniał naprawdę, nie powinien skandalizować nas sam postępek dziecka, które prawdopodobnie zrobiło to z miłości do rodziców, słysząc oskarżenia o "wykluczeniu" ich z Kościoła. Można tu zauważyć, że dając Hostię na język, uniknęłoby się tego rodzaju sytuacji. Ale istnieje coś ważniejszego do rozpatrzenia.
Prawdziwym problemem jest fakt, że opowiada o tym zajściu ksiądz lub biskup, przedstawiając je jako coś pozytywnego na poparcie dopuszczenia do Komunii rozwiedzionych i w ponownych związkach. Rzeczą jeszcze poważniejszą - prawie nie do uwierzenia - jest, że rzecznik prasowy Synodu przytacza to opowiadanie, jako "emocjonujące", sugerując iż sporo ojców synodalnych "rozczuliło się" podczas jego słuchania i ani ojciec Federico Lombardi, odpowiedzialny za Watykańskie Biuro Prasowe, ani nikt z obecnych niczego nie kwestionuje.
Oczywiście cała ta sprawa zostaje natychmiast relacjonowana (i odpowiednio wzmocniona przez gazety) jako pojawienie się "prawdziwych chrześcijan" otwartych i miłosiernych, walczących przeciwko surowym i gburowatym "doktorom Doktryny", którzy postępują jak "pracownicy urzędu imigracyjnego, wiekuiście kontrolujący prawość osób do tegoż urzędu się zwracających" (cytat z wystąpienia w auli Synodu przytoczony podczas konferencji prasowej).
W rzeczywistości, prawdziwa różnica istnieje pomiędzy tymi, którzy wierzą jeszcze w to, w co Kościół zawsze wierzył - tj. że ten kawałeczek chleba jest doprawdy ciałem Chrystusa - i tymi, którzy zredukowali przystęp do Komunii do jednego z wielu praw obywatelskich naszych czasów i przy pomocy charakterystycznej taktyki "żałosnych przypadków" usiłują wymusić to "prawo".
Żałosny, jest tu więc tylko i wyłącznie obraz Kościoła sprowadzonego do roli żebraka, proszącego o akceptację świata i gotowego za tęże akceptację rzucić w proch i stratować, to, co ma w sobie najcenniejszego.
Jesteśmy pewni iż większość ojców synodalnych nie wzruszyła się w minimalnym stopniu po usłyszeniu słów, opowiadającego zajście niewydarzonego księdza i zatrzęsła się po ujrzeniu w jak bezczelny sposób sekretariat Synodu postanowił je użyć.
Jest to dodatkowy powód aby oczekiwać, klarownej odpowiedzi, demonstrującej wspólnocie katolików, że cokolwiek by się nie stało, mamy jeszcze pasterzy na których możemy liczyć.