Lis w Kurniku, czyli rzecz o Marcinie Zielińskim
Chłopak siedział w warszawskiej wspólnocie, która sympatyzowała ze zborem protestanckim. Sympatyzowała do tego stopnia, że aż odeszli z Kościoła katolickiego. Później wrócili i biskup się im przyglądał. Marcin nasiąknął więc sekciarstwem z pierwszego tłoczenia, czyli prania mózgu heretyckimi treściami.
Nie zna doktryny katolickiej i wypacza nauczanie katolickie, a uchodzi za człowieka, który reprezentuje Kościół katolicki. To jest szkodnik wewnątrz Kościoła katolickiego. Niestety, ale staje się coraz bardziej popularny.
Omamił katolickiego księdza. Działa pod jego protektoratem rozszerzając to, czym nasiąknął u protestantów. Kilka osób z jego wspólnoty porzuciło wiarę katolicką. Jedna ponownie przyjęła chrzest (będąc już ochrzczonym katolikiem) - nie wiem tylko w jakiej z sekt (najprawdopodobniej u baptystów). Rodzice tej osoby byli zrozpaczeni, ale co tam, to nie wina Marcina. Ktoś powie: Odszedł, bo chciał.
Niemal zasadą w grupie Marcina jest awersja, czy wręcz wstręt do różańca i Matki Bożej. Ksiądz zapytany o to, czy nie obawia się działania złego ducha przez wspólnotę odparł, że przecież ma tutaj Boga, ma Najświętszy Sakrament. Boże, co za krótkowzroczność! Pan Bóg pozostawił się w Najświętszym Sakramencie, ale nie będzie krzyczał, że popełniane jest świętokradztwo, czy profanacja - zostawia się ludziom, a ci postępują z nim bardzo różnie. Czasami zdarzają się tzw. cuda eucharystyczne, które mają przypomnieć o realnej obecności Boga w Najświętszym Sakramencie, a tym samym wstrząsnąć ludźmi.
Jeden z członków wspólnoty Marcina miał mieć operację, przez problemy z sercem. Po modlitwie Marcina miał doświadczyć rzekomego uzdrowienia. Stawił się w szpitalu i lekarze stwierdzili, że nie ma potrzeby operować. W kilka miesięcy później dolegliwości wróciły. Operacja znów okazała się potrzebna. Eh... wiarołomny!
Pewna kobieta miała poważne problemy z kręgosłupem. Podczas spotkania z Marcinem doświadczyła potężnego uderzenia endorfin i dopaminy, tak że nie odczuwała bólu w takim stopniu jak dotychczas. Atmosfera niemal jak z koncertu temu sprzyjała. Wzruszona dziękowała Bogu za "uzdrowienie". Tydzień później ledwo wsiadała do auta - wspomagało ją kilku mężczyzn. Eh... wiarołomna!
Na jednym ze spotkań Marcin miał wyraźne przeczucie, że osoby będące na "wieczorze uwielbienia" mają w kieszeniach sporo pieniędzy, którymi nie chcą się podzielić ze wspólnotą. Namówił ich do otwarcia swoich rąk i hojnej dziesięciny.
Pamiętamy o chorym Adamie. Przyjeżdżał biedny na wózku inwalidzkim. Odkąd znajduje się w "klinice" (obskurne miejsce), niemal wszyscy o nim zapomnieli. Gdyby Adam został jakąś siłą podniesiony z wózka... byłby na pierwszych stronach lewico-katolickich gazet. Z tym, że tylko przez chwilę, bo Marcin zaraz wypchnąłby go z okładki. Jak to się stało, że Adam nie został uzdrowiony? Marcin ślepych uzdrawia, a Adam dalej wegetuje na szpitalnym łóżku. No tak... zrzućmy to na Pana Boga - nie chciał i nie uzdrowił.
Była też sytuacja jak zbierał pieniądze od wspólnoty na kolczyki, które kupił "charyzmatyczce" Marii Vadii. Nie pytał wspólnoty o zdanie. W jakim celu kupuje się kolczyki obcej kobiecie? Po co? Po zakupie zbierał od wspólnoty pieniądze za kolczyki. Dziwne.
To ta pani.
Miał gest.
"Lider" jakiejśtam grupy kupuje innemu "liderowi" kolczyki.
No nie kumam tej nowej pseudoewangelizacji. Jakieś to podejrzane.
Pamiętam, jak zaciągnąłem mamę na to spotkanie i pierwsze, co od niej usłyszałem po powrocie: To z pewnością jakaś sekta.
Coś w tym jest, że o starszych osobach mówi się, że mają wiele doświadczenia i należy ich słuchać. Szkoda, że ja tak późno doszedłem do tych samych wniosków, co moja mama.
Co ciekawe w między czasie przyprowadziłem inne starsze osoby i ku mojemu zdumieniu... podpisywały się pod tym samym zdaniem: To z pewnością jakaś sekta!
Ponadto Marcin sympatyzuje z protestantami ze zboru Bethel Church - to ci od Toronto Blessing. Ma zdjęcia z panią Heidi Baker (to ta co tarza się po podłodze twierdząc, że tak działa na nią Duch Święty), Billem Johnsonem, czy Randy Clarkiem. To ludzie odpowiedzialni za demoniczne manifestacje mające miejsce podczas spotkań z nimi. Ludźmi rzuca po podłodze i wykręca ich. Na ten temat będzie jednak więcej niebawem.
Jeżeli jesteś katolikiem - bądź ostrożny i unikaj wszystkiego, co ma choćby pozór zła (1 Tes 5, 22)!
Nie zna doktryny katolickiej i wypacza nauczanie katolickie, a uchodzi za człowieka, który reprezentuje Kościół katolicki. To jest szkodnik wewnątrz Kościoła katolickiego. Niestety, ale staje się coraz bardziej popularny.
Omamił katolickiego księdza. Działa pod jego protektoratem rozszerzając to, czym nasiąknął u protestantów. Kilka osób z jego wspólnoty porzuciło wiarę katolicką. Jedna ponownie przyjęła chrzest (będąc już ochrzczonym katolikiem) - nie wiem tylko w jakiej z sekt (najprawdopodobniej u baptystów). Rodzice tej osoby byli zrozpaczeni, ale co tam, to nie wina Marcina. Ktoś powie: Odszedł, bo chciał.
Niemal zasadą w grupie Marcina jest awersja, czy wręcz wstręt do różańca i Matki Bożej. Ksiądz zapytany o to, czy nie obawia się działania złego ducha przez wspólnotę odparł, że przecież ma tutaj Boga, ma Najświętszy Sakrament. Boże, co za krótkowzroczność! Pan Bóg pozostawił się w Najświętszym Sakramencie, ale nie będzie krzyczał, że popełniane jest świętokradztwo, czy profanacja - zostawia się ludziom, a ci postępują z nim bardzo różnie. Czasami zdarzają się tzw. cuda eucharystyczne, które mają przypomnieć o realnej obecności Boga w Najświętszym Sakramencie, a tym samym wstrząsnąć ludźmi.
Jeden z członków wspólnoty Marcina miał mieć operację, przez problemy z sercem. Po modlitwie Marcina miał doświadczyć rzekomego uzdrowienia. Stawił się w szpitalu i lekarze stwierdzili, że nie ma potrzeby operować. W kilka miesięcy później dolegliwości wróciły. Operacja znów okazała się potrzebna. Eh... wiarołomny!
Pewna kobieta miała poważne problemy z kręgosłupem. Podczas spotkania z Marcinem doświadczyła potężnego uderzenia endorfin i dopaminy, tak że nie odczuwała bólu w takim stopniu jak dotychczas. Atmosfera niemal jak z koncertu temu sprzyjała. Wzruszona dziękowała Bogu za "uzdrowienie". Tydzień później ledwo wsiadała do auta - wspomagało ją kilku mężczyzn. Eh... wiarołomna!
Na jednym ze spotkań Marcin miał wyraźne przeczucie, że osoby będące na "wieczorze uwielbienia" mają w kieszeniach sporo pieniędzy, którymi nie chcą się podzielić ze wspólnotą. Namówił ich do otwarcia swoich rąk i hojnej dziesięciny.
Pamiętamy o chorym Adamie. Przyjeżdżał biedny na wózku inwalidzkim. Odkąd znajduje się w "klinice" (obskurne miejsce), niemal wszyscy o nim zapomnieli. Gdyby Adam został jakąś siłą podniesiony z wózka... byłby na pierwszych stronach lewico-katolickich gazet. Z tym, że tylko przez chwilę, bo Marcin zaraz wypchnąłby go z okładki. Jak to się stało, że Adam nie został uzdrowiony? Marcin ślepych uzdrawia, a Adam dalej wegetuje na szpitalnym łóżku. No tak... zrzućmy to na Pana Boga - nie chciał i nie uzdrowił.
Była też sytuacja jak zbierał pieniądze od wspólnoty na kolczyki, które kupił "charyzmatyczce" Marii Vadii. Nie pytał wspólnoty o zdanie. W jakim celu kupuje się kolczyki obcej kobiecie? Po co? Po zakupie zbierał od wspólnoty pieniądze za kolczyki. Dziwne.
To ta pani.
Miał gest.
"Lider" jakiejśtam grupy kupuje innemu "liderowi" kolczyki.
No nie kumam tej nowej pseudoewangelizacji. Jakieś to podejrzane.
Pamiętam, jak zaciągnąłem mamę na to spotkanie i pierwsze, co od niej usłyszałem po powrocie: To z pewnością jakaś sekta.
Coś w tym jest, że o starszych osobach mówi się, że mają wiele doświadczenia i należy ich słuchać. Szkoda, że ja tak późno doszedłem do tych samych wniosków, co moja mama.
Co ciekawe w między czasie przyprowadziłem inne starsze osoby i ku mojemu zdumieniu... podpisywały się pod tym samym zdaniem: To z pewnością jakaś sekta!
Ponadto Marcin sympatyzuje z protestantami ze zboru Bethel Church - to ci od Toronto Blessing. Ma zdjęcia z panią Heidi Baker (to ta co tarza się po podłodze twierdząc, że tak działa na nią Duch Święty), Billem Johnsonem, czy Randy Clarkiem. To ludzie odpowiedzialni za demoniczne manifestacje mające miejsce podczas spotkań z nimi. Ludźmi rzuca po podłodze i wykręca ich. Na ten temat będzie jednak więcej niebawem.
Jeżeli jesteś katolikiem - bądź ostrożny i unikaj wszystkiego, co ma choćby pozór zła (1 Tes 5, 22)!