Dla Chrystusa chłód!

„Niedaleko było widać kościół. Postanowiliśmy tam wejść i już przy samym wejściu kobieta udzielała komunię św. prawie wszystkim wchodzącym. Przyjmowano komunię zupełnie obojętnie – z obojętnością zimniejszą, niż gdy zjada się malutki cukierek
oferowany klientom np. w banku. Koszmar – nie wiadomo, co gorsze – czy ta świecka szafarka sakramentu, czy ten chłód ludzi?”

To był koszmarny sen, nic więcej, nie powinno się przywiązywać wagi do sennych widziadeł, należy je strząsnąć i iść dalej. Ale tak mocno ten przeżyłem, że postanowiłem tu opisać, bo jakże ten sen był (przynajmniej w sensie symbolicznym) prawdziwy!

Czyż nie jest tak!? Czyż do zniewag udzielania Komunii św. niepoświęconymi rękami, czy wyrzucania Najświętszego Sakramentu poza godne czci miejsce (czyli centralne), nie dochodzi najgorsza i najboleśniejsza, najbardziej raniąca Jezusowe Serce. Jest nią zniewaga chłodnych, obojętnych serc, do których wchodzi sam Bóg w Eucharystii! Nie piszę o poganach, muzułmanach (to dziś modne). Nie! To tyczy się porządnych katolików, często przystępujących codziennie do Stołu Pańskiego. To nie jest marginalna
rzeczywistość. Brak szacunku dla Najświętszego Sakramentu okazywany na zewnątrz (chociażby przez brak przyklękania) jest smutnym wyrazem wnętrza. Eucharystia stała się takim małym „bankowym” cukierkiem dla najporządniejszych „klientów” Kościoła katolickiego. Niczym więcej. Dla Chrystusa chłód!

Serce Jezusa zelżywością napełnione – zmiłuj się nad nami…