Brat Kamil
114

Polska pomaga

Domy modułowe (na zdjęciu w Etiopii) trafią z Polski do obozów dla uchodźców w Ugandzie oraz do irackiego Mosulu.
Åsa Sjöström


100 domów modułowych dotarło w październiku do Bidi Bidi, największego obozu dla uchodźców w północnej Ugandzie. Kolejne 500 wyruszy wkrótce do irackiego Mosulu. To inicjatywy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.

W Ugandzie domy posłużą jako kliniki, w Iraku dadzą schronienie ofiarom wojny na czas odbudowy ich domostw. W Burkina Faso organizacja stworzy możliwości pracy dla lokalnej ludności.
Powierzchnia jednego modułowego domu to 17,5 m kw., wysokość – 2,8 m, waga – ok. 160 kg. Wyposażone są w wietrzniki, panel solarny i lampę diodową z wyjściem USB, co pozwala na ładowanie urządzeń elektrycznych. – Te wymiary wynikają z minimalnych standardów humanitarnych, które regulują kwestię zaopatrzenia w wodę, liczbę latryn czy warunki zakwaterowania – tłumaczy dr Wojciech Wilk, prezes PCPM, ekspert ONZ w zakresie zarządzania kryzysowego.

W obozie takim jak Bidi Bidi studnie powinny zapewnić 20 litrów wody dziennie na osobę, a minimalna przestrzeń mieszkalna to 3,5 m kw. Każdy z domów jest więc przystosowany dla pięciu osób. Domy są zbudowane z pianki poliuretanowej. – Nie jest to konstrukcja ciężka, ale solidna. Ich żywotność wynosi około 5 lat. Taka pianka na pewno jest lepsza niż plastikowa płachta. Tym bardziej że dom można jeszcze od zewnątrz obłożyć, by był odporny na wiatr, pył – dodaje dr Wilk.

Domy, zaprojektowane w Szwecji, są produkowane w Polsce. Na zamówienie UNHCR (Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców) trafiają do rejonów kryzysowych głównie w krajach Afryki i Bliskiego Wschodu. – W Mosulu jest już 700 takich domów. Zostały zakupione i przesłane przez rząd Japonii. Teraz trafi tam 500 domów od polskiego rządu. Łącznie pomoc dla Ugandy, Iraku i Burkina Faso to ok. 5 mln zł. To też zaznaczenie polskiej obecności w miejscach kryzysu – podkreśla Wojciech Wilk.

Wyzwanie – trzydzieści pięć

Prezes PCPM wskazuje na oenzetowską systematyzację kryzysów humanitarnych na świecie. – Poziom trzeci jest najgorszy. Takie kryzysy panują obecnie w Syrii, Jemenie, Sudanie Płd. i Kongu.

Uganda, gdzie trafił pierwszy transport, graniczy z dwoma państwami kryzysowymi: Sudanem Płd. oraz Demokratyczną Republiką Konga. Oba kryzysy są konsekwencją wieloletnich wojen, głodu i epidemii. Z tego powodu w Ugandzie przebywa ponad 1,4 mln uchodźców, w tym prawie 1,1 mln z Sudanu Płd.

W wielu obozach dla uchodźców brak personelu medycznego. Szczególnie trudna sytuacja panuje w Bidi Bidi. Mieszka tam 280 tys. osób. – W tak katastrofalnych warunkach trudno leczyć ludzi. O hospitalizacji nie ma w ogóle mowy – mówi Wojciech Wilk.

Ugandyjskie obozy dla uchodźców przypominają wsie. – Są tu wydzielone strefy zamieszkania i strefy rolnicze. Lokalna ludność i uchodźcy żyją razem. To nietypowe podejście, inne od tego, co znamy na Bliskim Wschodzie, gdzie uchodźcy mieszkają odizolowani, otoczeni drutem kolczastym – wskazuje Wilk.

W Ugandzie w osiedlach dla uchodźców funkcjonuje 95 ośrodków medycznych. Tylko 60 z nich znajduje się w miejscach, gdzie docelowo ministerstwo zdrowia przewiduje powstanie stałego ośrodka.

Pozostałych 35 ośrodków, dla setek tysięcy uchodźców, brak w planie inwestycyjnym. – Uganda inwestuje w wojsko, oszczędzając na ochronie zdrowia i edukacji. Rodzi się więc pytanie, co z tymi – nieprzewidzianymi w ustawie – ośrodkami zdrowia zrobić. W obecnej chwili to materace na gołej ziemi, z konstrukcją z drewna palmowego. Trudno mówić o jakichkolwiek warunkach sanitarnych – opisuje Wojciech Wilk.

Aby poprawić jakość ośrodków zdrowia, spełniając zarazem wymóg „tymczasowości” inwestycji, PCPM zaproponowało stronie ugandyjskiej domy modułowe. Proste w montażu, będą postawione na betonowej podmurówce, z blaszanym zadaszeniem. Klinika składać się będzie z trzech części. W przychodni znajdą się pokoje zabiegowe, laboratorium, apteka i magazyn leków. Drugą częścią kliniki będzie oddział paraszpitalny, z odcinkiem porodowym i salą chorych. Trzecia część to mieszkania dla personelu medycznego. – Złe warunki zakwaterowania lekarzy to duży problem. Ci, którzy obecnie pracują, mieszkają w namiotach i szybko rezygnują – podkreśla prezes PCPM.

Instalacja domków zajmie ok. 4 tygodni. – Traktujemy to jako działanie pilotażowe. Jeśli domki się sprawdzą jako mieszkania personelu, to kolejne może będą domki dla nauczycieli – Wojciech Wilk przyznaje, że z domami modułowymi spotkał się w wielu miejscach na świecie, ale w przypadku PCPM to pierwsza taka akcja.

Jeden ciepły pokój

Równolegle z projektem ugandyjskim rusza pomoc dla Irakijczyków w Mosulu. Po porażce Państwa Islamskiego ludzie mogliby wrócić do swoich domów, tyle że w zniszczonym mieście nie mają do czego wracać. PCPM dostarczy 500 modułowych domów, które staną się dla nich tymczasowym schronieniem.

– To muszą być powroty dobrowolne. Jak je wesprzeć? Nie można pomóc w odbudowie domu, kiedy człowieka tam nie ma. A ludzie nie wrócą, jeśli nie ma gdzie mieszkać. To jedna z głównych przeszkód w pomocy – wskazuje Wojciech Wilk.

Dostarczenie domów modułowych ma pomóc nie tylko powracającym mieszkańcom Mosulu, ale i mieszkańcom chrześcijańskich wsi, których dookoła miasta jest wiele. Dr Wilk zwraca uwagę, że standardem humanitarnym rzadko jest wsparcie całkowitej odbudowy jednego domu, gdyż koszt takiego przedsięwzięcia jest równoznaczny z zapewnieniem pomocy dla kolejnych 10 rodzin. – Popieram działania pomagające jednej rodzinie w odbudowie jednego pokoju, który jest zamykany drzwiami, wyposażony w okna, ma toaletę, jest szczelny, ciepły. Domy modułowe pomogą na czas tej odbudowy.

Sedno problemu

Szef PCPM jest też autorem tzw. planu Marshala dla Afryki, przygotowanego na szczyt unijny dotyczący migracji, który odbywał się 28 i 29 czerwca. Zwraca w nim uwagę m.in. na Burkina Faso, gdzie skierowany jest trzeci program PCPM. – W tym przypadku nie chodzi o domy modułowe, ale domy budowane lokalnym sposobem z palonej cegły. Jednocześnie uczymy ludzi rzemiosła. To działania zapobiegające kryzysowi migracyjnemu – tłumaczy.

Burkina Faso to jeden z najbiedniejszych krajów Afryki. Jest obecnie największym źródłem migracji wewnątrz kontynentu. Nie słyszymy o nim dużo, bo ludzie są tam za biedni na podróż do Europy. Wyjeżdżają do bogatszych krajów Afryki, jak Ghana czy Wybrzeże Kości Słoniowej.

– Niektórzy, jeśli wpadną na szlak migracyjny, wylądują jako niewolnicy w Libii. Dobrze więc byłoby pokazać, że Polska nie tylko zajmuje się kryzysami na Bliskim Wschodzie, ale dostrzega też problemy w Afryce i podejmuje działania, które odnoszą się do sedna problemu, czyli braku perspektyw, migracji spowodowanej ubóstwem – uważa Wojciech Wilk. Podkreśla, że Afryka to obecnie największe wyzwanie dla Europy, a problem ten będzie narastał.

– Trzeba pomóc ludziom żyć w ich krajach. Jeśli Europa chce zarządzać kryzysami migracyjnymi, musi uruchomić system, który przez inwestycje gospodarcze, pomoc rozwojową i reorganizację handlu międzynarodowego spowoduje, że mieszkańcy Afryki będą mogli znaleźć pracę na swoim kontynencie, w swoim kraju, a najlepiej blisko swojego domu – podkreśla Wojciech Wilk. – Procesy społeczne są w Afryce wolniejsze niż w Europie, przez co można prognozować długoterminowo, patrząc na poprzednie dziesięciolecia. W pasie Sahelu [czyli w krajach na południe od Sahary, od Senegalu po Sudan, przez Somalię, Mauretanię, Mali, Niger, Czad oraz Erytreę – przyp. red.] nastąpi ogromny deficyt żywności. To stamtąd będą szły ruchy migracyjne. Do migracji będzie popychać nie tylko brak pracy i perspektyw, ale i głód – dodaje dr Wilk.

Determinacja w działaniach pomocowych może stać się przyczynkiem rozwoju kraju, w którym się pomaga. Przekonuje o tym projekt strażacki PCPM, jaki organizacja realizuje w Kenii. Stworzono straż pożarną od zera. I nagle wokół niej zaczęły wyrastać przedsiębiorstwa produkcyjne. Pojawiło się poczucie bezpieczeństwa. Obecność straży pozwoliła stworzyć nowe miejsca pracy.•

www.gosc.pl/doc/5112553.Polska-pomaga