NIE CHCA PIELEGNIAREK z UKRAINY
Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych Regionu Małopolskiego wyraził sprzeciw wobec pomysłu, by Polska zaczęła honorować dyplomy pielęgniarskie z Ukrainy i Białorusi.
Polskie pielęgniarki boją się, że pielęgniarki ze wschodu, których kształcenie trwa tylko 2200 godzin (połowę tego, co w Polsce), po zmianach w prawie zaczną masowo przyjeżdżać nad Wisłę, aby na koszt polskich podatników przechodzić kursy doszkalające, a potem przez 5 lat pracować w Polsce jako tania siła robocza.
Takie plany ma Rada Kierowników Wojewódzkich Podmiotów Leczniczych. I plany te przedstawiła Ministerstwu Zdrowia. Swoje pomysły Rada uzasadniała dramatycznym brakiem kadrowym pielęgniarek w służbie zdrowia.
Jednak polskie pielęgniarki uważają, że takie rozwiązanie, prócz tego, że zatrzyma na niskim poziomie pielęgniarskie wypłaty, narazi na uszczerbek pacjentów.
— Na proponowanych zmianach ucierpią przede wszystkim pacjenci, bo to ich dobro i zdrowie będą narażone w przypadku, gdy w zawodzie pielęgniarki czy położnej będą pracować osoby nieposiadające odpowiednich kwalifikacji. Zamiast szukać taniej siły roboczej za wschodnią granicą, wystarczy zatrzymać emigrację zarobkową i stworzyć w Polsce godne warunki pracy i płacy. Wtedy pielęgniarki i położne, które wyjechały za granicę, będą mogły wrócić do kraju, a zawód pielęgniarki stanie się atrakcyjny dla młodych ludzi — komentuje Grażyna Gaj, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Regionu Małopolskiego.
W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 5,24 pielęgniarki. To jeden z najniższych wskaźników w Europie. W Niemczech to 13, w Czechach 8, a na Węgrzech — 7. Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, polskie studentki pielęgniarstwa uczą się przez 4850 godzin.
Dlatego Rada Kierowników Wojewódzkich Podmiotów Leczniczych stworzyła specjalny program uzupełniania kwalifikacji dla pielęgniarek z Białorusi ii Ukrainy — i teraz chce, aby Ministerstwo Zdrowia za niego zapłaciło.
Polskie pielęgniarki boją się, że pielęgniarki ze wschodu, których kształcenie trwa tylko 2200 godzin (połowę tego, co w Polsce), po zmianach w prawie zaczną masowo przyjeżdżać nad Wisłę, aby na koszt polskich podatników przechodzić kursy doszkalające, a potem przez 5 lat pracować w Polsce jako tania siła robocza.
Takie plany ma Rada Kierowników Wojewódzkich Podmiotów Leczniczych. I plany te przedstawiła Ministerstwu Zdrowia. Swoje pomysły Rada uzasadniała dramatycznym brakiem kadrowym pielęgniarek w służbie zdrowia.
Jednak polskie pielęgniarki uważają, że takie rozwiązanie, prócz tego, że zatrzyma na niskim poziomie pielęgniarskie wypłaty, narazi na uszczerbek pacjentów.
— Na proponowanych zmianach ucierpią przede wszystkim pacjenci, bo to ich dobro i zdrowie będą narażone w przypadku, gdy w zawodzie pielęgniarki czy położnej będą pracować osoby nieposiadające odpowiednich kwalifikacji. Zamiast szukać taniej siły roboczej za wschodnią granicą, wystarczy zatrzymać emigrację zarobkową i stworzyć w Polsce godne warunki pracy i płacy. Wtedy pielęgniarki i położne, które wyjechały za granicę, będą mogły wrócić do kraju, a zawód pielęgniarki stanie się atrakcyjny dla młodych ludzi — komentuje Grażyna Gaj, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Regionu Małopolskiego.
W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 5,24 pielęgniarki. To jeden z najniższych wskaźników w Europie. W Niemczech to 13, w Czechach 8, a na Węgrzech — 7. Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, polskie studentki pielęgniarstwa uczą się przez 4850 godzin.
Dlatego Rada Kierowników Wojewódzkich Podmiotów Leczniczych stworzyła specjalny program uzupełniania kwalifikacji dla pielęgniarek z Białorusi ii Ukrainy — i teraz chce, aby Ministerstwo Zdrowia za niego zapłaciło.