Brat Kamil
184

Kościół nie idiota

Franciszek Kucharczak

Od Sądu Najwyższego dużo ważniejszy jest sąd ostateczny.

Radosław Sikorski, wzburzony decyzjami parlamentu zmierzającymi do reformy sądownictwa, rozgniewał się na Twitterze. „Ciekawe, czy matka Kościół zachowa równie dostojne milczenie w sprawie Sądu Najwyższego, co podczas przejmowania Trybunału Konstytucyjnego” – ironizował minister byłego rządu.

Ohoho, to już taka trwoga, że Kościół znowu potrzebny? Przypomnijmy, że Kościół milczał także w czerwcu 2015 r., gdy poprzednia władza robiła skok na Trybunał Konstytucyjny, ustawiając go sobie na okoliczność przegranych wyborów. Wtedy jednak nie było to milczenie „dostojne”, tylko słuszne, prawda? Gdyby wtedy Kościół się wypowiedział, ależ by była awantura, że to mieszanie się do polityki, ingerowanie w demokrację, tratatata.

Oczywiście Kościół czasem musi awanturę zaryzykować, nie wtedy jednak, gdy sobie tego życzą politycy, sędziowie czy biznesmeni, lecz tylko wtedy, gdy chce tego Jezus Chrystus. I wówczas z reguły nie podoba się to ani władzy, ani pozostającej pod jej wpływem „opinii publicznej”. Tak właśnie było już nieraz z aborcją, in vitro, homozwiązkami, ideologią gender i podobnymi rzeczami.

Wówczas Kościół nie milczy, choć raczej nie zjednuje mu to popularności społecznej ani życzliwości władzy. W takich razach uczniowie Jezusa nie mogą ustąpić, bez względu na cenę.

Teraz jednak to nie jest taka sytuacja. Nie widać powodu, żeby Kościół wypowiadał się o trybunałach i sądach, gdy sprawy te nie mają jasnego związku z trybunałem Bożym i sądem ostatecznym.

Funkcjonowanie urzędów państwowych, mechanizmy prawne, a nawet sam ustrój to wszystko są kwestie techniczne, zmienne, dotyczące formy, a nie treści, metody, a nie celu. To wszystko może, ale nie musi służyć wzrostowi królestwa Bożego.
Kościół funkcjonował we wszystkich systemach i w każdym rodził świętych. I zawsze ktoś go, jak Jezusa, próbował wmanewrować w sprawy cezara kosztem spraw Boskich.

Teraz najwyraźniej znów się to powtarza. Upadły establishment bardzo chce, żeby Kościół był jego pożytecznym idiotą. Znów chodzi o wykorzystanie Kościoła do celów, które w ogóle nie muszą mieć związku z jego misją, a mogą za to tej misji przeszkodzić.

Po co Kościół miałby ratować instytucje w kształcie odpowiadającym byłej „grupie trzymającej władzę”? Po to, żeby były sprawnym narzędziem dalszego niszczenia chrześcijaństwa w Polsce? A czy to aby nie tamta ekipa chciała związków partnerskich? To nie tamci ludzie wspierali czarny protest? Nie oni wprowadzali gender?

– Demokracja, demokracja! – krzyczą teraz, tak jakby od demokracji według ich receptury zależało ludzkie zbawienie.

A otóż nie zależy. Zbawienie zależy od Jezusa. I to On decyduje o kierunku zaangażowania Kościoła, panie ministrze.

gosc.pl/doc/4045064.Kosciol-nie-idiota