ertds
1108

Kto będzie twarzą rewolucji w Polsce?

Źródło: Wikimedia

Zandberg, Nowacka, Czarzasty, a może Biedroń? Polska lewica w ostatnich latach kroczy od porażki do porażki. I chociaż sprawia wrażenie głodnej sukcesu – czyli popchnięcia do przodu wózka antyludzkiej rewolucji – to jednocześnie przypomina utalentowanego sportowca, który jak dotąd niczego nie osiągnął, a mówienie o nim przez 10 lat jako o „młodym talencie” zaczyna irytować nawet najbardziej zagorzałych fanów. Postępowe organizacje i media wciąż jednak liczą na rewolucję i szukają dla niej przywódcy. Wybór może mocno zaskoczyć.

Nieświeży, ale fajny

W ostatnich dniach stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Robert Biedroń ogłosił, że nie wystartuje w wyborach na prezydenta Słupska. Rezygnując z walki o reelekcję i ponownie angażując się w politykę krajową pokazuje, że pomorskie miasto potraktował przedmiotowo, byle tylko całkiem nie wypaść z obiegu po klęsce firmowanego właśnie przez homoaktywistę Biedronia oraz transwestytę Grodzką projektu Janusza Palikota. Stosunek prezydenta Słupska do urzędu i mieszkańców obrazuje jego obecny start w wyborach do Rady Miasta – lewicowy polityk dopuszcza wymianę Słupska na Brukselę w trakcie trwania samorządowej kadencji.

Termin ogłoszenia przez Roberta Biedronia politycznych planów nie jest najlepszy. Idealny czas już minął, a dziś homoaktywista w szatach odpowiedzialnego za polską demokrację męża stanu jest najzwyczajniej w świecie nudny. „Nowa jakość” nie ma świeżości – została zużyta w trakcie lansowania jego nowego wizerunku, podczas kampanii z udziałem „fajnych” mediów, od TVN po formalnie katolicki „Tygodnik Powszechny”.

Teraz, zgodnie z deklaracjami, homoseksualny aktywista rozpocznie objeżdżanie Polski, budowanie struktur i kompletowanie partyjnych kadr. A chociaż dużo mówi o nowej politycznej alternatywie, to ciężko sobie wyobrazić, by swoją karierę i misternie konstruowany obraz męża stanu oparł na całkowitych nowicjuszach. Taka inicjatywa zakończyłaby się klęską jeszcze przed pierwszą wyborczą próbą. Jeśli natomiast były poseł Ruchu Palikota sięgnie po doświadczonych aktywistów, to napotka na – typowe dla lewicy – spory personalne i ideologiczne.

Kandydat jest. Wyborcy brak?

Ciężko nie zgodzić się z Rafałem Ziemkiewiczem, który zauważa, że „Biedroń idzie po elektorat, który nie istnieje”. Publicysta w rozmowie z „Do Rzeczy” przypomina los antyklerykalno-libertyńskich formacji próbujących swoich sił w polskiej polityce. – Palikot zaczynał jako liberał gospodarczy, przedsiębiorca, zwolennik wolnego rynku i unowocześnienia gospodarki. Przeszedł na pozycje antyklerykalne i libertynistyczne, w efekcie z polityki zniknął. Identyczną drogę przeszła Nowoczesna – partia wolnego rynku, pragmatyzmu, odbiurokratyzowania, weszła do Sejmu. Tam przeszła na stronę liberalizmu obyczajowego, już jej prawie nie ma – mówi tygodnikowi Rafał Ziemkiewicz. – Platforma też największe triumfy święciła jako formacja pragmatyczna, dystansująca się od światopoglądowych sporów i szaleństw jakiejkolwiek strony politycznej. Trzymanie lewicowego ideowo kursu przez Ewę Kopacz doprowadziło do porażki – dodaje.

Czysta, esencjonalna ideologia antyklerykalnej, wyzwolonej, otwartej na wszelkie obyczajowe nowinki i ocieplającej wizerunek moralnych wykolejeńców lewicy nie ma w Polsce wielkich szans na trwały sukces. Ale gdyby ów zestaw poglądów ubrać w odpowiednie szaty, ukryć to, czego Polacy nie chcą, a wyeksponować akceptowalne ogólniki – wtedy sytuacja może rozwinąć się dla rewolucjonistów pomyślnie. Wymagałoby to jednak od ludzi lewicy olbrzymiej elastyczności ideowej i personalnej.

Homo – nie wiadomo

Czy Biedroń stanowi dla rewolucjonistów gwarancję obrania takiej drogi? Wiele wskazuje, że rządzący Słupskiem homoaktywista jest zdolny do głębokiej medialnej przemiany – potrafi grać pod publiczkę i w sposób stricte populistyczny mówić ludziom to, co chcą usłyszeć. Wszak w ostatnich latach przeszedł wizerunkową drogę od homoseksualnego bojownika do oświeconego męża stanu, zatroskanego o ustrój progresywnego demokraty, który zamiast mówić o lewicy i prawicy woli rozmawiać o problemach „zwykłych ludzi”.

Mało kto pamięta, że jeszcze nie tak dawno Biedroń uczestniczył w obleśnych homoparadach, a w telewizyjnym show moczył nogi w brudnych pieluchach. Mało kto też pamięta policyjne wyprowadzenie aktywisty w kajdankach ze zgromadzenia zakłócającego legalny Marsz Niepodległości. Mało kto pamięta, że działacz przez pewien czas funkcjonował nawet jako Robert B. (choć nie chciał, by posługiwać się tą formą).

Dziś ten sam polityk – nie bez pomocy cyrku Palikota, a później przychylnych mu redakcji: od „Wyborczej”, przez „Tygodnik Powszechny” po TVN – rozpoczyna marsz po władzę. To on – zgodnie z medialnymi doniesieniami – rozdaje karty w centrum i na lewicy. Nie jest jednak jedyną nadzieją rewolucji i bez wątpienia w trakcie budowania swojego ruchu będzie musiał odnieść się do potencjalnych koalicjantów (a zarazem – a może przede wszystkim – głównych konkurentów). Takich ośrodków jest kilka.

Kto wróg, a kto przyjaciel?

Najsilniejszą konkurencją jest dla Biedronia jego była partia – SLD. Chociaż wybory z roku 2011 wypchnęły postkomunistów poza parlament, to dziś, inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu, partia towarzysza Czarzastego może być spokojna o powrót do Sejmu i – co tuż przed rozpoczęciem wyborczego maratonu niezwykle istotne – dysponuje strukturami oraz funduszami koniecznymi do walki o poselskie ławy.

Pieniądze i ludzi ma również towarzysz Zandberg oraz jego neomarksistowska ferajna, dla postępowego wyborcy wiarygodniejsza niż kawiorowa lewica z SLD. Również do ich ideologicznego fanatyzmu Biedroń będzie musiał się w swojej aktywności odnosić. I już widać pewne dystansowanie się od partii Razem. W rozmowie z wp.pl homoaktywista mówił: Nie chodzi o to, by obłożyć bogatych 75 procentowym podatkiem, jak chcą niektórzy. Biedroń najwyraźniej zna sondaże i zdaje sobie sprawę, że bolszewizujące postulaty sukcesu w Polsce nie zapewnią. A on jest głodny sukcesu.

Zainteresowani budowaniem nowej formacji mogą być natomiast niezagospodarowani ostatnio byli politycy Nowoczesnej: Ryszard Petru, Joanna Schmidt i Joanna Scheuring-Wielgus. Podobnie jak Biedroń szukają oni swojej politycznej drogi i zapowiadają tworzenie postępowych struktur. Jednak pod względem „świeżości w polityce” prezentują się gorzej niż sam Biedroń.

O wiele ciekawsze perspektywy otwiera przed homoaktywistą inna twarz lewicy, stojąca za proaborcyjnymi inicjatywami fanatyczna feministka Barbara Nowacka. Może się ona stać dla Biedronia pomostem do najbogatszej i najsilniejszej w struktury partii opozycyjnej: Platformy Obywatelskiej. Aktywista nawiązała współpracę z Koalicją Obywatelską, w ramach której wspólne listy wystawią PO i Nowoczesna. I chociaż dziś Biedroń wyraża się o decyzji feministki chłodno, zaś o samej Koalicji krytycznie, to trudności organizacyjne i finansowe mogą zmiękczyć jego stanowisko.

Na razie jednak Biedroń jest częściej wymieniany nie jako koalicjant, ale problem dla formacji Grzegorza Schetyny, zaś na nowej, tęczowo-lewicowej inicjatywie, w krótkiej perspektywie czasowej skorzystać może głównie PiS. Wszak homoseksualny aktywista od dłuższego czasu krytykuje zarówno PO jak i rządzących, a jego środowisko ma tworzyć alternatywę zarówno dla niezdarnej opozycji jak i partii władzy. Ciężko jednak widzieć w dokonywanej przez Biedronia krytyce PiSu zagrożenie dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie sposób oczekiwać, że homoseksualny aktywista wpłynie na wyborcze preferencje zwolenników „dobrej zmiany” i ludzi sytuujących się na prawo od PiS. Co innego w przypadku Platformy, którą popierają również osoby o przekonaniach centrolewicowych. To dla nich Biedroń uczestniczy w antypisowskiej licytacji.

Prawdziwa nadzieja rewolucji

Mimo tego przyszłość politycznego ruch Biedronia nie jawi się w kolorowych barwach. Konkurencja po lewej stronie jest spora, a inni walczący o (nielicznych) prawdziwie postępowych wyborców mogą pochwalić się strukturami i zasobnymi portfelami. Siłą Biedronia może natomiast okazać się jego „rewolucyjna autentyczność” – prywatne „zainteresowania” seksualne. Tegoroczna akcja „sodomita w domu i zagrodzie” – czyli zmasowany najazd środowisk LGBT na polskie miasta, w których dotychczas nie odbywały się homoparady – wskazuje, że międzynarodowi sponsorzy rewolucji tracą do krnąbrnych Polaków cierpliwość. Gdy ideologiczni inwestorzy pokroju Sorosa całkiem się zdenerwują, mogą zrezygnować z nieporadnych i skłóconych gorszycieli na rzecz nowego ruchu politycznego. Na razie jednak obserwujemy „grę na czas”, gdyż nad Wisłę nie dotarł jeszcze prikaz, by jednoznacznie wspierać Biedronia. Wajcha nie została przestawiona, dlatego też po ogłoszeniu przez homoaktywistę planów politycznych sama Monika Olejnik zadawała mu w TVN niewygodne pytania o aferę pedofilską w słupskiej instytucji publicznej, na doniesienia o której nie zareagowali bliscy współpracownicy prezydenta pomorskiego miasta. Jednak poza wymownym ostudzeniem apetytów homoseksualnego polityka atmosfera w studiu była doskonała, niczym przed ogłoszeniem przez niego politycznych planów. Rewolucjoniści trzymają Biedronia w odwodzie i czekają na rozwój sytuacji.

Paleta potencjalnych scenariuszy rewolucyjnych jest jednak dalece szersza. Wszak zadekretowania w Polsce niemoralnych praw, na czele z jednopłciowymi związkami partnerskimi (lub „małżeństwami”) i adopcją przez nie dzieci, aborcją na życzenie czy eutanazją, nie musi podejmować się partia jawnie lewicowa.

Taki schemat został już na świecie przećwiczony, a najbardziej znanym jego przykładem jest Wielka Brytania. Na Wyspach homomałżeństwa zostały wprowadzone w czasie rządu „konserwatystów” i przy aprobacie większości posłów tej partii, zaś aborcyjna rzeź trwa w Zjednoczonym Królestwie w „najlepsze” – mimo że od zalegalizowania dzieciobójstwa torysi mieli kilku premierów. Partia Konserwatywna to bliscy partnerzy naszej krajowej łżeprawicy spod znaku „dobrej zmiany”, to ich koalicjanci z Parlamentu Europejskiego w ramach Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a PiSu traktuje torysów niemalże jak wzorzec sprawowania władzy.

Scenariusz rewolucji w szatach narodowo-patriotycznych znany jest także z Węgier. Viktor Orban, chociaż rządzi nieprzerwanie od roku 2010, nie uznał za stosowne wycofania wprowadzonej przez jego socjalistycznych poprzedników ustawy o homoseksualnych związkach partnerskich. Również aborcja pozostaje nad Dunajem dopuszczalna na życzenie. Tymczasem dla polityków PiS premier Węgier to najbliższy sprzymierzeniec.

Jeśli więc sponsorzy rewolucji stracą cierpliwość i nie będą widzieli dla swojej sprawy innych perspektyw, to mogą postawić na… PiS. Partii natomiast od dłuższego czasu z kontrrewolucjonistami nie po drodze. Interesująca się cierpieniem zwierząt „dobra zmiana” od dawna sabotuje inicjatywy antyaborcyjne. Zamiast wypowiedzenia genderowej konwencji „antyprzemocowej” obserwujemy ukłony władzy w stronę zwolenników zielonej energii. Słyszymy też groźne w treści frazesy o zrównoważonym rozwoju, a oparta o sprowadzanie zarobkowych imigrantów z Azji budowa wielokulturowego społeczeństwa zaczęła się w Polsce właśnie za rządów „dobrej zmiany”. PiS sprawia więc wrażenie partii coraz bardziej lewicowej, a liderzy formacji zdają się mówić: rewolucja? Tak, byle pod biało-czerwonym sztandarem.

Czy więc twarzą rewolucji nie zostanie Robert Biedroń, a Mateusz Morawiecki?

Michał Wałach

Read more: www.pch24.pl/kto-bedzie-twar…
olek19801
Jezus Król Polski