Kryzys Kościoła oczami katolika posoborowego

WYSTĄPIENIE PAPIEŻA PAWŁA VI NA ZAKOŃCZENIE SOBORU WATYKAŃSKIEGO II

Dziś kończymy Sobór Watykański II. Kończymy w całej pełni jego osiągnięć: pokazuje to wyraźnie obecność tak wielu z Was; świadczy o tym porządek tego zgromadzenia; potwierdza normalne zakończenie wykonanej przez sobór pracy; ogłaszała harmonia jego decyzji i intencji. Choć całkiem sporo pytań postawionych w trakcie soboru wciąż czeka na właściwe odpowiedzi, to jego trudy zbliżają się ku końcowi nie z powodu znużenia, ale w stanie żywotności, który ten powszechny sobór obudził. Jeśli Bóg pozwoli, żywotność ta i jej szczodra i dobrze ukierunkowana energia będzie mogła zostać wykorzystana w okresie posoborowym do badania takich pytań.

Sobór ten zapisuje w historii obraz Kościoła Katolickiego symbolizowanego przez tę aulę, wypełnioną pasterzami dusz wyznających tę samą wiarę, oddychających tą samą miłością, związanych tą samą komunią modlitwy, dyscypliny i działania – co jest wspaniałe – wszystkich pragnących jednego – ofiarować siebie jak Chrystus, nasz Mistrz i Pan, za życie Kościoła i za zbawienie świata. Sobór ten przekazuje potomności nie tylko obraz Kościoła, ale także dziedzictwo jego doktryny i przykazań, „depozyt” otrzymany od Chrystusa i rozważany przez wieki, dziś przeżywany, wyrażony i wyjaśniony w wielu jego częściach, ze spójnie uporządkowanymi rozstrzygnięciami. Depozyt, który żyje mocą Boskiej prawdy i łaski, która go stanowi, i dlatego jest w stanie ożywić każdego, kto go otrzymuje i odżywia nim swoją ludzką egzystencję.

Wartość religijna soboru

Czym więc był ten sobór? Co udało się osiągnąć? Odpowiedź na te pytania byłaby logicznym tematem dzisiejszej medytacji. Jednak wymagałoby to zbyt dużej uwagi i czasu: w tej ostatniej, wielkiej godzinie trudno byłoby nam o klarowność umysłu, potrzebną do dokonania takiej syntezy. Powinniśmy poświęcić ten cenny moment jednej myśli, która pochyla naszego ducha w pokorze, a jednocześnie podnosi go do szczytu naszych aspiracji. Ta myśl to: jaka jest wartość religijna tego soboru? Religijna czyli odnosząca się do żywego Boga, relacji która jest raison d’etre [racją bytu] Kościoła, spośród wszystkiego, w co wierzy, w czym pokłada nadzieję i co kocha, ze wszystkiego, czym jest i co czyni.

Czy możemy twierdzić, że oddaliśmy chwałę Bogu, że poszukiwaliśmy wiedzy o Nim i Jego miłości, że uczyniliśmy postęp w naszych wysiłkach kontemplowania Go, w naszej gorliwości oddawania Jemu czci i w sztuce głoszenia Go ludziom, którzy postrzegają nas jako swoich pasterzy i mistrzów życia Bożego?

Szczerze sądzimy, że odpowiedź brzmi tak. Również dlatego, że z tego podstawowego celu rozwinęła się zasada przewodnia, która miała nadać kierunek przyszłemu soborowi. Wciąż świeże są w naszej pamięci słowa wypowiedziane w tej bazylice przez naszego czcigodnego poprzednika Jana XXIII, którego możemy nazwać faktycznym inicjatorem tego wielkiego soboru. W swoim przemówieniu otwierającym sobór powiedział on:

Największą troską soboru powszechnego jest: świętego depozytu doktryny chrześcijańskiej strzec i nauczać go skuteczniej…

Pan powiedział: „Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości.” Słowo „wpierw” wyraża kierunek, w którym nasze myśli i energie muszą podążać” .

(Discorsi, 1962, str. 583)

Czas soboru

Jego wielki cel został osiągnięty. Aby to należycie docenić, trzeba pamiętać o czasie, w którym się to dokonało: czasie, który jak przyzna każdy, jest zorientowany na podbój królestwa ziemi, a nie nieba; czasie, w którym nawykiem stało się zapominanie o Bogu i wydaje się to, całkiem niesłusznie, być wywołane postępem nauki; czasie, w którym podstawowy akt osoby ludzkiej, bardziej świadomej siebie i swojej wolności, dąży do uzyskania całkowitej autonomii, wyzwolonej z każdego transcendentalnego prawa; czasie, w którym sekularyzacja wydaje się słuszną konsekwencją współczesnej myśli i najlepszej wiedzy w doczesnym porządku społecznym; ponadto czasie, w którym dusza ludzka osiągnęła głębiny irracjonalności i spustoszenia; wreszcie czasie, który charakteryzuje się wstrząsami i nieznanymi dotąd spadkami nawet w wielkich religiach świata.

W takim właśnie czasie nasz sobór obradował na chwałę Boga, w imię Chrystusa i pod wpływem Ducha, który „przenika wszystko”, „dla poznania darów Bożych.” (por. 1 Kor. 2:10-12) i który teraz ożywia Kościół, dając mu głęboką i całościową wizję życia i świata. Teocentryczna i teologiczna koncepcja człowieka i wszechświata, niemal kładąc się w poprzek zarzutowi anachronizmu i nieistotności, otrzymała od soboru nową rangę, poprzez twierdzenia, które świat najpierw uzna za niemądre, ale które, mamy nadzieję, później zostaną uznane za prawdziwie ludzkie, roztropne i zbawienne: mianowicie, że Bóg jest – i więcej, jest On prawdziwy, On żyje, osobowy, opatrznościowy Bóg, nieskończenie dobry, ale nie tylko dobry sam w sobie, ale także niezmiernie dobry dla nas. Zostanie On uznany za Naszego Stwórcę, naszą prawdę, nasze szczęście; do tego stopnia, że wysiłek patrzenia na Niego i skupienia na Nim naszego serca, nazywany kontemplacją, będzie najwyższym, najdoskonalszym aktem ducha, aktem, który nawet dziś może i musi stać u szczytu wszelkiej ludzkiej aktywności.

Refleksja Kościoła nad sobą i światem

Okazuje się, że sobór poświęcił uwagę nie tyle prawdom boskim, ale raczej, nawet przede wszystkim, Kościołowi – jego naturze i kompozycji, jego powołaniu ekumenicznemu, działalności apostolskiej i misyjnej. To świeckie stowarzyszenie religijne, którym jest Kościół, starało się przeprowadzić akt refleksji o sobie, lepiej poznać siebie, lepiej siebie zdefiniować, a w konsekwencji określić, co czuje i co nakazuje. To prawda. Ale introspekcja ta nie była celem samym w sobie, nie była po prostu ćwiczeniem ludzkiego zrozumienia ani jedynie przedsięwzięciem światowej kultury. Kościół zgromadził się w pogłębionej świadomości duchowej, nie po to aby stworzyć uczoną analizę psychologii religijnej, czy też by zebrać swoje doświadczenia, nie nawet po to aby potwierdzić swoje przywileje czy wyjaśnić prawa. Zgromadził się po to, aby odnaleźć w sobie, aktywnym i żywym, Ducha Świętego, słowo Chrystusa; i zgłębić jeszcze bardziej tę tajemnicę, ten plan i obecność Boga ponad nim i w sobie; ożywić w sobie tę wiarę, która jest tajemnicą jego ufności i wiedzy, i tę miłość, która popycha go do śpiewania bez ustanku chwały Bożej. „Cantara amantis est” (śpiew należy do tego, kto kocha), mówi św. Augustyn (Serm. 336; P.L. 38, 1472).

Dokumenty soboru – zwłaszcza te dotyczące Boskiego objawiania, liturgii, Kościoła, kapłanów, zakonników i świeckich – ukazują wyraźnie tę pierwotną i główną intencję religijną, pokazując, jak czysty, świeży i bogaty jest strumień duchowy, który w kontakcie z żywym Bogiem, wzbiera w sercu Kościoła i wypływa z niego na suche grudki naszej ziemi.

Zbliżenie ze światem

W naszej analizie religijnego znaczenia soboru nie możemy jednak pominąć zasadniczej kwestii: głęboko zaangażował się on w badanie współczesnego świata. Nigdy przedtem w takim stopniu Kościół nie odczuwał potrzeby poznania, zbliżenia, zrozumienia, przenikania, służenia i ewangelizowania społeczeństwa, w którym żyje; do uchwycenia go, niemal gonienia za nim i jego szybkimi i nieustannymi zmianami. Postawa ta, odpowiedź na zdystansowania i podziały, których byliśmy świadkami w poprzednich wiekach, w ostatnim stuleciu, a zwłaszcza w naszym własnym, między Kościołem a społeczeństwem świeckim – silnie i nieprzerwanie oddziaływało na pracę soboru; tak silnie, że niektórzy mogli podejrzewać, że łatwa i nadmierna wrażliwość na świat zewnętrzny, bieżące wydarzenia, mody kulturowe, doczesne potrzeby, obcy sposób myślenia… mogły zdominować osoby i akty synodu powszechnego, kosztem wierności, wynikającej z tradycji, ze szkodą dla religijnego kierunku samego soboru. Nie sądzimy, że ten zarzut powinien być przypisywany soborowi, ani jego rzeczywistym i głębokim intencjom, ani też jego faktycznym przejawom.

Wolimy raczej wskazać, że to miłość była główną cechą religijną tego soboru. Nikt więc nie może potępić tego tak podstawowego kierunku, jako brak religii lub niewierność Ewangelii, kiedy przypominamy sobie, że to sam Chrystus uczył nas, że miłość do naszych braci jest cechą charakterystyczną Jego uczniów (por. Jan 13:35); gdy słuchamy słów apostoła: „Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (JK 1:27) i ponownie: „Albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi nie może miłować Boga, którego nie widzi.” (1 Jana 4:20).

Skupienie na człowieku

Tak, Kościół soboru był zainteresowany nie tylko samym sobą i swoją relacją z Bogiem, ale człowiekiem – człowiekiem takim jakim on dziś jest: żywym, pochłoniętym sobą, który nie tylko sytuuje się w centrum własnego zainteresowania, ale ośmiela się twierdzić, że jest zasadą i wyjaśnieniem całej rzeczywistości.

Każdy zauważalny element w człowieku, każda z jego rozlicznych twarzy, została ukazana w pełnym świetle ojcom soborowym, którzy z kolei są zwykłymi ludźmi, ale jednak ze względu na swoje stanowiska, są pasterzami i braćmi, przepełnionymi troską i miłością. Wśród tych twarzy możemy wyróżnić człowieka jako tragicznego aktora swoich własnych dramatów; nadczłowieka wczoraj i dziś, zawsze słabego, nierealnego, samolubnego i dzikiego; człowieka niezadowolonego z siebie, gdy się śmieje i gdy płacze; człowieka – wszechstronnego aktora gotowego zagrać dowolną rolę; człowieka – wielbiciela jedynie naukowej rzeczywistości; człowieka takiego jakim jest, stworzenia, które myśli i kocha, trudzi się i ciągle na coś czeka, „dorastającego syna” (Rdz. 49:22); człowieka uświęconego niewinnością swojego dzieciństwa, tajemnicą swojego ubóstwa, poświęceniem swojego cierpienia; człowieka jako jednostkę i człowieka w społeczeństwie; człowieka, który żyje w chwale przeszłości i marzy o przyszłości; człowieka grzesznika i człowieka świętego, i tak dalej.

Świecki humanizm, w swoim okropnym antyklerykalnym wcieleniu, w pewnym sensie rzucił wyzwanie soborowi.

Religia Boga, który stał się człowiekiem spotkała się z religią (bo takową jest) człowieka, który czyni siebie Bogiem.

I co się wydarzyło? Czy było starcie, bitwa, klątwa?
Mogło tak być – lecz tak się nie stało.

Stara opowieść o dobrym Samarytaninie stała się paradygmatem soborowej duchowości. Uczucie bezgranicznej sympatii do człowieka bez reszty zawładnęło soborem.

Uwaga naszego soboru skupiła się na odkrywaniu potrzeb człowieka (a potrzeby te rosną stosownie do rangi, jaką syn ziemi sobie nadaje).

Wzywamy was nowocześni humaniści, którzy odrzuciliście nadprzyrodzoną wartość rzeczy wyższych, doceńcie sobór choć za to i uznajcie nasz nowy rodzaj humanizmu: istotnie, my także, bardziej niż ktokolwiek inny, jesteśmy czcicielami człowieka.

Studia nad naturą człowieka

Jaki więc aspekt ludzkości studiował ten czcigodny sobór? Jaki cel, inspirowany Boskim natchnieniem, sobie postawił? Pochylił się on na odwiecznej dwoistości człowieka, na jego nikczemności i wielkości, jego dogłębnej słabości – która jest niezaprzeczalna i nie może sama się wyleczyć – oraz na dobru, które w nim trwa, naznaczonym ukrytym pięknem i niezachwianym spokojem. Trzeba jednak przyznać, że sobór, wystawiając się na ludzki sąd, położył większy nacisk na tę przyjemną stronę człowieka, a nie na tę nieprzyjemną. Jego nastawienie było niezwykle optymistyczne, optymistyczne celowo. Fala sympatii i podziwu popłynęła od soboru ponad współczesnym światem ludzkości. Błędy zostały faktycznie potępione, ponieważ miłość domagała się tego nie mniej niż prawda, ale dla samych ludzi było tylko ostrzeżenie, szacunek i miłość. Zamiast przygnębiających diagnoz, zachęcające wskazówki; zamiast złowieszczych prognoz, orędzie zaufania wysłane przez sobór współczesnemu światu. Wartości nowoczesnego świata zostały nie tylko uznane ale i uhonorowane, jego wysiłki zaakceptowane, jego aspiracje oczyszczone i pobłogosławione.

Zobaczmy dla przykładu, niezliczone języki istniejących dziś narodów zostały dopuszczone do liturgicznego wyrazu komunikacji ludzi z Bogiem i Boga z ludźmi. Uznano fundamentalne roszczenie człowieka jako takiego do pełni swoich praw i do swojego transcendentalnego przeznaczenia. Jego najwyższe dążenia do życia, do godności osobistej, do sprawiedliwej wolności, do kultury, do odnowy porządku społecznego, do sprawiedliwości i pokoju zostały oczyszczone i uznane, a pasterskie i misyjne zaproszenie do światła Ewangelii skierowano do wszystkich ludzi.

Teraz możemy jedynie pokrótce wspomnieć o tylu rozległych kwestiach związanych z ludzkim dobrobytem, którymi zajmował się sobór. Nie próbował on rozwiązać wszystkich pilnych problemów współczesnego życia; niektóre z nich zostały pozostawione do dalszych badań, które Kościół zamierza podjąć, wiele z nich zostało zaprezentowanych w bardzo ograniczonym i ogólnym ujęciu, i dlatego wymagają dalszych badań i różnorodnych zastosowań.

Kościół w służbie człowiekowi

Jednak należy tu zauważyć, że Magisterium Kościoła, choć nie zechciało ogłosić żadnych nadzwyczajnych definicji dogmatycznych, ukazało swoje nauczanie dotyczące wielu kwestii, które dziś angażują sumienia i działania człowieka, jak gdyby wchodząc z nim w dialog, ale zawsze zachowując swój autorytet i siłę; wypowiedział się uprzejmym i życzliwym głosem duszpasterskiej miłości; jego pragnienie było usłyszane i zrozumiane przez wszystkich; nie koncentrował się jedynie na intelektualnym rozumieniu, lecz także dążył do wyrażenia się w prostym, aktualnym, potocznym języku, pochodzącym z rzeczywistego doświadczenia, z serdecznym podejściem, które sprawia, że jest bardziej żywy, atrakcyjny i przekonujący; przemówił do współczesnego człowieka, takiego jakim on jest.

Kolejnym punktem, który trzeba podkreślić, jest to, że całe to bogate nauczanie jest skierowana w jednym kierunku, dla służby człowiekowi, w każdym stanie, w każdej swojej słabości i potrzebie. Kościół oświadczył, że staje się sługą ludzkości. Choć uroczysty charakter soboru w wielkim blasku i wigorze ukazał rolę nauczycielską i urząd duszpasterski Kościoła: idea służby okazałą się kluczowa.

Można by sądzić, że wszystko to co można powiedzieć o ludzkich wartościach soboru, odwróciło uwagę Kościoła soborowego w stronę antropocentrycznego trendu współczesnej kultury. Sądzimy, że nie odwróciło, ale raczej ukierunkowało.

Każdy uważny obserwator przemożnego zainteresowania soboru wartościami ludzkimi i doczesnymi przyzna, że to właśnie przez charakter duszpasterski, który sobór praktycznie uczynił swoim programem. To zainteresowanie jest jednak nierozłączne z najszczerszym zainteresowaniem religijnym, czy to z powodu miłości, jedynego natchnienia (gdzie jest miłość, tam jest Bóg!), czy ciągłych, wyraźnych prób soboru, aby połączyć ludzkie i doczesne wartości z tymi szczególnie duchowymi, religijnymi i wiecznymi; troska soboru dotyczy człowieka i ziemi, ale wznosi się on do królestwa Bożego.

Kochać człowieka to kochać Boga

Współczesny umysł, przywykły do oceniania wszystkiego pod względem użyteczności, z pewnością uzna wielką wartość soboru, choćby dlatego, że wszystko zostało poddane ludzkiej użyteczności.

Nikt nie powinien więc twierdzić, że religia, taka jak katolicka, jest bezużyteczna, ponieważ w chwili swojej największej samoświadomości i skuteczności, w trakcie soboru, deklaruje się ona całkowicie po stronie człowieka i w jego służbie. Religia katolicka i ludzkie życie potwierdzają więc swój wzajemny sojusz, zbiegając się w tej samej ludzkiej rzeczywistości: religia katolicka jest dla ludzkości. W pewnym sensie stanowi ona życie ludzkości. Jest tak dzięki niezwykle precyzyjnemu i wzniosłemu rozumieniu ludzkości, jakie nasza religia podaje (z pewnością człowiek sam jest dla siebie tajemnicą) i to podaje na mocy swojej wiedzy o Bogu: znajomość Boga jest warunkiem wstępnym poznania człowieka, jakim jest naprawdę, w całej pełni; na dowód tego, niech na razie wystarczy przypomnienie żarliwego wyrażenia św. Katarzyny ze Sieny: „W Twojej naturze, Boże Wiekuisty,  poznam moją naturę”. Religia katolicka jest życiem człowieka, ponieważ determinuje jego naturę i przeznaczenie; nadaje życiu prawdziwe znaczenie, stanowi najwyższe jego prawo i napełnia je tajemniczą energią, która można powiedzieć, przebóstwia je.

W konsekwencji, jeżeli będziemy pamiętać, czcigodni bracia i wszyscy tu zgromadzeni, nasze dzieci, że w każdym możemy i powinniśmy rozpoznawać oblicze Chrystusa (por. Mat. 25:40), Syna Człowieczego, zwłaszcza gdy łzy i smutki czynią to zupełnie jasnym, jeśli w obliczu Chrystusa możemy i powinniśmy rozpoznawać oblicze naszego niebieskiego Ojca „Ten, który mnie widzi”, powiedział nasz Pan : „widzi także i Ojca” (Jan 14:9), nasz humanizm staje się chrześcijaństwem, nasze chrześcijaństwo skupia się na Bogu; w takim sensie, że możemy stwierdzić również: znajomość człowieka jest warunkiem poznania Boga.

Czy zatem sobór, który skupiał się głównie na człowieku, zaproponuje ponownie dzisiejszemu światu drabinę prowadzącą do wolności i pocieszenia? Czy nie byłoby to proste, nowe i uroczyste nauczanie by kochać człowieka, aby kochać Boga? Kochać człowieka nie jako środek, ale jako pierwszy krok w kierunku ostatecznego i transcendentalnego celu, który jest podstawą i przyczyną każdej miłości. W ten sposób można podsumować ten sobór w jego ostatecznym znaczeniu religijnym, którym jest nic innego, jak pilne i uprzejme zaproszenie dzisiejszej ludzkości do ponownego odkrycia w braterskiej miłości Boga „aby odwrócić się od tego który ma upaść, aby zwrócić się ku temu który ma zmartwychwstać, aby pozostać w tym, w którym jest bezpiecznie… aby powrócić do tego, który ma się ponownie narodzić, w którym mieszkać to żyć” (św. Augustyn, Solil. I, 1, 3; PL 32, 870).

To jest nasza nadzieja na zakończenie tego powszechnego Soboru Watykańskiego II oraz u początków ludzkiej i religijnej odnowy, którą sobór proponuje studiować i promować; jest to nasza nadzieja dla was, braci i ojców soboru; nasza nadzieja dla całej ludzkości, którą tu nauczyliśmy się więcej kochać i lepiej służyć.

Ponownie wzywamy więc wstawiennictwa św. Jana Chrzciciela i św. Józefa, którzy są patronami soboru powszechnego; świętych apostołów Piotra i Pawła, fundamentów i filarów Kościoła Świętego; a z nimi św. Ambrożego, biskupa, którego święto dziś obchodzimy, jednocząc niejako w nim Kościół Wschodu i Zachodu. Bardzo prosimy również o opiekę Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Chrystusa, nazywaną przez to również przez nas Matką Kościoła.

Jednym głosem i jednym sercem składamy dzięki i chwałę żywemu i prawdziwemu Bogu, jedynemu i najwyższemu Bogu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu.

Amen.

7. grudnia 1965 r.

Tłumaczenie z j. angielskiego za vatican.va: Conclusion of the II Vatican Council: Speech at the last public session (December 7, 1965) | Paul VI

Tytuły sekcji dodane przez tłumacza

Poprzedni

Msza Trydencka – spór o nic czy o wszystko?

Następne

Czy Bóg jest we mnie? Kryzys w Kościele – źródła filozoficzne

1 komentarz

  1. RobertzŁodzi

    Coś mi tu w tym przemówieniu za dużo o służbie dla człowieka a za mało o pierwszym przykazaniu Chrystusa – o miłości i służbie Bogu.
    Coś za dużo o podążaniu Kościoła za tym światem a za mało o pokucie , o braniu krzyża i o walce o życie wieczne dla jego członków, ale i o nawracaniu na jedyną prawdziwą wiarę innych błądzących , w celu także i ich zbawienia- a to , jak mówił Jezus- ” I rzekł im: Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu.
    Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony „.Mar. 16, 15-16.,
    jest chyba głównym i nadrzędnym zadaniem Kościoła?

Komentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén