Katolicy z Sanoka, ostatni katolicy Kościoła walczącego. Jesteśmy z Wami!

Plakat można pobrać i wykorzystać do walki we własnej parafii. Zapraszamy do korzystania.
Kliknij i pobierz TU

32 myśli w temacie “Katolicy z Sanoka, ostatni katolicy Kościoła walczącego. Jesteśmy z Wami!

Add yours

  1. Z jednej strony można budować katakumby i na złe czasy należy. Ale z drugiej strony to zjudaizowany episkopat i proboszczowie-pastorzy, odbierają katolikom własność, na którą pracowały pokolenia. Przecież te kościoły fundowali świeccy. To dorobek całego Kościoła. Luteranie mają zwyczaj kradzieży dóbr kościelnych, więc katolicy nie powinni pozwolić na tę grabież i opuszczać własnych kościołów. To protestanci mogą odejść, szukać swoich zborów a katolickie kościoły pozostawić katolikom, a nie grabić i przejmować nie swój majątek. Won, jak ktoś w Boga nie wierzy, aż się nawróci. Nie będzie się katolik wierzący tłumaczył przed heretykami, że swojego broni. Jak kto chce podeptać chleb, niech idzie do innych miejsc. Kościół katolicki jest miejscem obecności Boga, a po Nim chodzić katolicy nie mogą pozwolić!

    Polubienie

    1. Ma Pani rację. Jednak, do wszystkiego trzeba podchodzić roztropnie. Jeżeli w parafii od lat pozostali jedynie posoborowi posoborowcy plus posoborowy konferansjer, to należy przyjąć że opisywany przez Panią stan rzeczy tj. przejęcie świątyni już zaszedł i można walczyć jedynie o odzyskanie ale po zbudowaniu wspólnoty mogącej kościół odzyskać. Zawsze sprawdza się maksyma ojców Kościoła mających wielkie doświadczenie w bojach ze zwolennikami i przyjaciółmi herezji. Ecclesia non parietibus consistit, sed in dogmatum veritate, Ecclesia ibi est ubi fides vera est. Należy baczyć by chcąc zachować mury, czy też raczej chcąc zachować możliwość przebywania w murach, do których jesteśmy przyzwyczajeni, nie straciło się wiary i zbawienia duszy.
      Co do rewolucji protestanckiej to jest b. dobry przykład – niektóre kościoły przejęte przez protestantów zostały odzyskane po kilkudziesięciu, inne po stu, jeszcze inne (jak np. na ziemiach zachodnich obecnej Polski) po kilkuset latach, poważna część (jak np. dawna katedra św. Tomasza Becketa) w ogóle.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Szanowny Panie, czy moglibyśmy poprosić o rozwinięcie pewnego tematu. Chcielibyśmy prosić Pana, jeśli Pan zechce i będzie miał czas na to, o opisanie ostatniego sejmu w Parczewie 1564. Chodzi nam o 2 edykty królewskie Zygmunta Augusta Wielkiego oraz Konstytucję z Parczewa, głośną ustawę z tegoż Sejmu. Jeśliby Pan napisał o tym, bylibyśmy wdzięczni. Prosimy o to, ponieważ Pana materiały zdradzają wyśmienitego historyka z porządnym warsztatem, stąd nasza prośba. Jeśli już Pan ten temat wyczerpująco opracował, prosimy o linki do tych artykułów. Pozdrawiamy Pana serdecznie, z wyrazami uznania na Pana wielką pracę, którą obserwujemy na Pana blogu.

        Polubienie

      2. Nie jestem kolegą po profesji A. Macierewicza, M. Morawieckiego czy D. Tuska ale skoro taki Morawiecki mógł raić ludziom kredyty niefrankowe, dewastując system finansowy w Polsce a Donald T. mógł zostać „krulem Europy” to w wolnej chwili mogę poszukać czy mam na ten temat jakieś materiały. Pozdrawiam.

        Polubione przez 1 osoba

    2. I jeszcze jedna maksyma z doświadczenia bojowego IV wieku po Chrystusie. Tym razem nie św. Hieronima, lecz św. Hilarego z Poitiers: Sanctiores aures plebis quam corda sacerdotum. Świętsze są uszy ludu niż serca kapłanów. Jednak nie oklaskiwał w swym piśmie (Przeciw Auksencjuszowi mediolańskiemu) owego ludu, raczej biadał że woli żyć złudzeniami i dawać się zwodzić:
      „Cavete antichristum! Male enim vos parietum amor cepit, male Ecclesiam Dei in tectis aedificiisque veneramini, male sub his pacis nomen ingeritis. Anne ambiguum est, in his antichristum esse sessurum? Montes mihi et silvae, et lacus, et carceres, et voragines sunt tutiores.”
      „Strzeżcie się Antychrysta! Źle że pochwyciła was miłość do murów, źle że czcicie Kościół Boży w budynkach i budowlach, źle że przypisujecie im miano pokoju. Czy wątpliwe jest że kiedyś zasiądzie w nich Antychryst? Bardziej bezpieczne dla mnie są szczyty gór, lasy, brzegi jezior, lochy i dna wąwozów.”

      Polubione przez 1 osoba

      1. Ma Pan rację. Nie bez powodu Apokalipsa mówi o pustyni, na której chroni się Dziewica Maryja i na którą przecież ucieka Kościół. Właściwie już od dawna, a teraz szczególnie wierzący albo szukający prawdy, dążący za nią są wyprowadzani na pustynię coraz głębiej, w ostępy niepoznane przez większość, która jest albo nieświadoma, albo jej wszystko jedno.
        To prawda, że celem powinno być po prostu odzyskanie katolickiego kultu, obyczaju i moralności. A do tego trzeba by było nie jednostek, ale mas, większości, żeby ten rozpędzony parowóz herezji zatrzymać.
        Myślę, że jednak może się coś zmienić, że Polacy, jakaś reszta, są w stanie coś obronić, od czego rozpocznie się powrót do prawdy. Że to taka drzazga, która będzie uwierać może miesiące, może lata i nie pozwoli żyć, aż nie otworzy oczu na prawdę. Tak we mnie samej działała prawda, latami niepokoiła, bolała, nie dawała spokoju, stawiała pytania, na które latami nie miałam odpowiedzi. Pytania, które nosiłam w sobie, a nie zadawałam ich nikomu, bo nikt mi na nie nie umiał odpowiedzieć. Albo odpowiadał według klucza obowiązującej poprawności i czuć było, że to odpowiedzi małostkowe, ograniczone, nielogiczne w konsekwencji fałszywe. I odpowiedzi przychodziły, po pół roku noszenia ich, po roku, po dwóch, po pięciu… naprawdę. Może na niektóre przyjdzie mi poznać odpowiedź nad grobem… mam nadzieję, że tak. Mam nadzieję, że to tak działa w wielu duszach.

        Polubienie

      2. Też mam taką nadzieję, jednak na razie wygląda na to że stan rzeczy jest inny: większość przyzwyczaiła się do nowinek, przyzwyczaiła się też do tych zeszłorocznych. Władza świecka, która dopełnia zepsucia w Kościele daje temu co psuje kroplówkę finansową. Pytanie: ile jeszcze? Natomiast co do mas i większości – Kościół rozpoczął działalność od niewielkiej grupki i jednego pomieszczenia – Wieczernika. Apostołowie nie ruszyli od razu hurmem, na czele mas, odzyskiwać dla Boga prawdziwego świątyń cesarstwa, nie robili szturmów na Kapitol. Byli wytrwali i cierpliwi. Pozdrawiam serdecznie.

        PS Zauważyłem literówkę w cytacie ze św. Hilarego z Poitiers – powinno być „tectis” (od tectum czyli coś co ma dach – jak w …ut intres sub tectum meum…) zamiast „rectis” – proszę o poprawienie.

        Polubienie

      3. Przyznam, że nie boleję nad tym, że miejsca, w których bywam i mam sakramenty coraz częściej nie równają się z ogólnodostępną propozycją urzędników kultu katolickiego. W sumie to już jest pustynia. Szkoda tych sprzedawanych niegodziwie przez grupkę duchowieństwa dóbr gromadzonych przez prawie dwa tysiąclecia w Kościele, tej pracy dla Kościoła, która ozdabiała nasze kościoły w Polsce od tysiąca lat. Szkoda kapłanów, którzy katolicki kult muszą odbudowywać w jakiś dziwnych miejscach i znowu małe grupki wiernych dorabiają się od nowa podstawowych dla kultu rzeczy, w skromności i minimalizmie. Szkoda relikwii świętych, które trafiają w Europie na handel, kamieni ołtarzowych, składanych na śmietniskach i w szopach po rozbiórkach kościołów. To nie żarty, to fakty i to bolesne. Ale to przywiązanie da się przezwyciężyć, kiedy człowiek się zastanawia, czy nie wchodzi do miejsca dawniej świętego, depcząc po Ciele Bożym. Kiedy wchodzi do lubelskiej Katedry, a po prawej stronie na filarze pyszni się podobizna abp, który był „towarzyszem” i sodomitą a teraz wmurowali jego twarz w mury kościoła, jak jakiego świętego. Po jednej stronie Obraz Łaskami Słynący Matki Bożej Płaczącej, po drugiej zabójca Kościoła, w Lublinie. Dziwnie się składa, że teraz walczy Sanok. Życińskiego przeniesiono do Lublina po tym, jak jakiś góral nie wytrzymał jego bredzenia z ambony i przygrzał mu kamieniem.
        Ekskomunikę zdjęto z górala jeszcze za życia Życińskiego, bo prawo kanoniczne za ten czyn nakłada ekskomunikę.
        Coś ciekawego, że tamte okolice walczą teraz o Polskę i o kult. Może i do Wiary Świętej w obyczaju, liturgii i moralności pociągną wielu.

        A jak się nie da-w filmie deklarują opuszczenie przejętych kościołów. I tak trzeba, jak nie ma wyjścia. Lepiej tak, niż stracić wiarę.

        Polubienie

      4. Tylko właśnie trzeba mieć alternatywę. Bo jak się nie ma zbudowanej kapliczki, gdzieś ukrytej na tej pustyni, to ma się kłopot. Bez sakramentów nie ma Nieba. Więc musi być kapłan, musi być miejsce, musi mieć mszał, kielich poświęcony, wszystko, co potrzebne do Mszy. Jeśli się nie ma takich miejsc, nie ma się wyjścia, W takiej walce krystalizują się charaktery i człowiek uświadamia sobie, co jest dla niego ważne. A Pan Bóg, zamykając jedne drzwi, otwiera inne. Nie zostawi człowieka samego, poprowadzi na tę pustynię i zapewni sakramenty, byle człowiekowi nie stało się wszystko jedno.

        Polubienie

  2. Wzajemnie pozdrawiam, Szanowny Panie VRS. Przyszło mi do głowy teraz, że pustynia nie jest taka zła. Właśnie uświadomiłam sobie sens tego, że w jakiś objawieniach mówi się, że będziemy zatykać okna i nie będzie można wyglądać na zewnątrz-niby podczas „trzech dni ciemności”. Jakby teraz było jasno. No ale do rzeczy-może to obraz tego, że będzie trzeba dobrze pracować nad tym, żeby niewiara i niemoralność z zewnątrz nie przenikały do naszej duchowości i nie zatruwały miejsc, gdzie mieszkamy. To ma sens. Pustynia w takim razie nie jest taka zła. Mniej utykania szpar. A dziś to uszczelnianie domów, dusz, to 99% pracy katolika.

    Polubione przez 1 osoba

  3. A jeśli ci katolicy, którzy mieli szczęście poznać wiarę katolicką w czystej formie (co zawdzięczają w pierwszej kolejności Panu Bogu, a w drugiej tym ludziom, którymi się Pan Bóg posłużył, by ich na właściwą drogę sprowadzić i oświeć po latach obojętności lub udzielił im tej łaski, że od dziecka byli wierni, co nie jest ich żadną zasługą) pójdą „na pustynię” i zostawią swoje parafie, kapitulując przed błędami, kto wtedy w ich parafiach będzie towarzyszył Panu Jezusowi w trakcie Mszy Św. czy adoracji? Czy nie jest błędem nie wynagradzać za błędy naszych bliźnich, którzy są może teraz tak samo nieświadomi, jak my jeszcze niedawno? I czy nie jest brakiem miłości do bliźnich, uważać ich za straconych i nie chcieć im pomóc odkryć to, co my otrzymaliśmy za darmo, choćby przykładem i modlitwą? Czy trwanie przy Tradycji, tam gdzie ona przegrywa, nie hamuje chociaż nieco tych fal, które uderzają zewsząd?
    Zostawiam tu tylko taką refleksję, której rozstrzygnięcie jest chyba sprawą indywidualną i zależy od tego, co więcej zagraża naszej duszy. Czy jesteśmy aż tak podatni na te błędy, że musimy unikać nawet kontaktu z błądzącymi? Czy może większym zagrożeniem jest pycha, która może narodzić się po odcięciu się od błądzących? A jeśli Pan Jezus jest poniżany i znieważany, czy ucieczka z Golgoty jest dobrym wyjściem? Czy może raczej lepiej jest trwać razem z Matką Bożą pod krzyżem i łączyć swoje cierpienia z cierpieniami Chrystusa, ofiarowując je za tych, którzy przecież „nie wiedzą, co czynią”?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Szanowna Redakcjo, powyższy komentarz jest dla mnie po kilkokroć przykry, jednak myślę, że wynika on ze zrozumiałych uprzedzeń. Szanuję i dziękuję za każdy akt walki w obronie czci Najświętszego Sakramentu, chociaż nie o moje podziękowania tu chodzi zapewne, ale o niebieską nagrodę, której nikt Osobom kryjącym się za tym pięknym obrazem nie odbierze. Rozumiem, że w obecnej sytuacji można być wyczulonym na punkcie wszelkich „zmiękczeń” i usprawiedliwień. I ja jestem na tym punkcie wyczulona. Jednak mój powyższy komentarz nie należał do takich. Myślę, że został przeczytany pobieżnie, stąd tak pobieżna odpowiedź. Spróbuję zatem jeszcze raz przedstawić swoje wątpliwości, licząc na to, że Radakcja strony, która zawiera przecież mnóstwo cennych informacji i dokumentów, równie poważnie do nich podejdzie i przeanalizuje jeszcze raz zadane powyżej pytania.

      Piszę to nie z perspektywy osoby wrogiej, ale z perspektywy czytelniczki, co do treści, zgadzającej się całym sercem z niepokojami podnoszonymi na tej stronie a do tego zabłąkanej owieczki, która sama ma wiele wątpliwości, jak powinna postępować.

      Myślę, że główna wątpliwość nas różniąca leży w słusznej nienawiści do grzechu, która może kierować człowieka w różne strony. Człowiek brzydzący się grzechem, chce się od niego odciąć i nie chce mieć z nim nic wspólnego – co jest rzeczą zbawienną. Pojawia się jednak też druga reakcja, wynikająca już zapewne bardziej z miłości do Pana Boga niż samej tylko nienawiści do grzechu, kiedy człowiek chce Panu Bogu za grzechy własne i bliźnich wynagradzać.

      Jeśli patrzenie na „dzikie eksperymenty nad Komunią Świętą” (biorę to w cudzysłów nie dlatego, by umniejszać wadze grzechu, ale dlatego, że to wyrażenie razi moją wrażliwość na powagę, z jaką powinno pisać się o rzeczach świętych) jest „żydostwem na 100%”, to czy odwracanie głowy jest świętością? Rozumiem, że Radakcja nie podważa realnej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie Ołtarza również podczas Mszy Świętej odprawianej po nowemu? Gdyby podważała, nie mogłaby się oburzać na samą praktykę, która przecież tylko w nowym rycie jest obecna. A więc, Redakcja przyznaje, że w każdym katolickim kościele w Polsce, na każdej Mszy Św., podczas której użyte są słowa konsekracji, jest obecny żywy Pan Jezus. Pan Jezus, który cierpi, widząc obojętność nieświadomych, dla których przecież tyle już wycierpiał – naszych bliźnich, a jeszcze bardziej cierpi, kiedy widzi obojętność świadomych, którzy wychodzą, żeby nie patrzeć.
      Jeśli wybierając się na adorację, staramy się wybrać taką godzinę, w której niewiele osób jest w kaplicy, by towarzyszyć Panu Jezusowi właśnie wtedy, kiedy jest samotny, to czy i na tych Mszach, gdzie króluje obojętność, nie są potrzebni ci, którzy będą pocieszać Pana Boga choćby swoją obecnością i pokorną modlitwą?

      Też chodzę na Mszę w tradycyjnym rycie i też marzy mi się, aby Święta Tradycja pokonała ten ocean przeciwności. Cieszę się, kiedy widzę, jak niebo i ziemia upada na twarz przed moim Bogiem. Jednak wydaje mi się, że obowiązkiem chrześcijanina jest trwać przy Chrystusie tak samo na górze Tabor jak i na Kalwarii.
      Też mi się serce kraje, gdy widzę, jak inni nieświadomie, lekko traktują sobie największe świętości. Jeszcze bardziej mi się kraje, kiedy pomyślę o tym, jak wielką miłością Pan Bóg obdarzył tych ludzi, ale wiem też, że i ja mogłam urodzić się nawet nie w innym kraju, czy mieście, ale choćby w sąsiednim domu. Bardzo trzeba uważać, by nie przypisywać sobie nieswoich zasług i nie chcieć zachowywać tylko dla siebie tego, co dane darmo. Ta pokusa dotyczy nas wszystkich, a wraz ze wzrostem świadomości wzrasta odpowiedzialność. Dlatego „małe niewierności” tych, którzy uważają się za wiernych więcej ranią Serce Pana Jezusa niż wielkie popełniane przez nieświadomych, którym ci „wierni” żałowali swojego światła. Nie można patrzeć na Kościół tylko „politycznie”. Jesteśmy Mistycznym Ciałem Chrystusa i krąży w nas ta sama Krew. Powinniśmy zatem przepraszać Pana Boga za grzechy innych członków jak za swoje i na tyle, na ile możemy, w swoim miejscu na świecie wynagradzać swoim życiem – postem, modlitwą, jałmużną, pracą, ofiarowywaniem cierpień, uczynkami miłosierdzia względem duszy i ciała, walką ze słabościami, ćwiczeniem się w pokorze, umartwianiem języka również.

      Nie można chyba posądzić św. Maksymiliana Marii Kolbe o przywiązanie do tego, co nazwane zostało „żydostwem”, a jednak trudno sobie wyobrazić, by taka odpowiedź, jaką ja otrzymałam, padła z jego ust. Uczmy się może w takim razie od niego miłości do Pana Boga i bliźnich.

      Wreszcie, czy „niepatrzenie” może powstrzymać te eksperymenty?

      Przedstawiłam swoje stanowisko, nie wspominając o wątpliwościach, które przychodziły mi do głowy już podczas pisania tego komentarza, zostawiam je zatem celowo Redakcji, by mogła szeroko polemizować z moją wypowiedzią i przekonać mnie do tego, że jednak chodzenie do kościoła, w którym Komunia Święta jest udzielana do ręki nie podoba się Panu Bogu.

      Bardzo proszę potraktować poważnie komentarze osoby zaniepokojonej tym, że poziom rozmów ludzi odwołujących się do Tradycji czasem więcej przypomina „koła szyderców”, co na pewno nie pomaga w pokonaniu tego oceanu przeciwności.

      Polubienie

      1. Szanowna Pani. Rozumiemy Pani słowa i traktujemy je bardzo poważnie.

        Zgadzamy się, że obecność realna Pana Jezusa w każdej Mszy Świętej jest. Inaczej nie zwracalibyśmy uwagi na profanacje poniżające Pana Jezusa.

        Dlatego właśnie warto walczyć o całkowite wyeliminowanie podawania Ciała Pańskiego do rąk, właśnie dlatego, żeby nie uronić żadnej cząsteczki Ciała Chrystusa i nie narażać Go na podeptanie i sprofanowanie, czy przypadkiem, za przyzwoleniem kapłanów, czy specjalnie, przez osoby kradnące Hostie do celów profanacji, satanistycznych, innych obrzędów, czy zwyczajnie z nienawiści do Chrystusa.

        Należy się modlić za nieświadomych i lekceważących Najświętszy Sakrament. Trzeba wszędzie, gdzie tego wymaga wiara i cześć Najświętszego Sakramentu okazywać Mu ją i bronić godności Ciała Pańskiego.

        Nie jesteśmy odpowiedzialni za niezawinioną czy zawinioną nieświadomość ludzi i nie mamy ani możliwości, ani obowiązku brać na siebie odpowiedzialności za ich nawracanie. Pisze Pani o trwaniu pod krzyżem na Kalwarii w ten sposób, jakby Pani obecność na Mszy, w której depcze się po partykułach Pańskiego Ciała, miała jakieś znaczenie dla nawrócenia nieświadomych.
        W ten sposób można by było uzasadnić swoją obecność na mszy satanistycznej, bo przecież tam także poniża się Hostie konsekrowane jeśli się je zdobyło.

        A jednak przebywanie w takich miejscach jest autoryzowaniem poniżania Boga i nie powinno tam być katolika. Poniżanie Pana Jezusa różni się w tych wszystkich sytuacjach tylko tym, że oprawa katolickiego kościoła tworzy pozory, że to katolicka wiara. Ściany nie tworzą katolicyzmu. W kościołach także można dokonywać satanistycznych obrzędów. A bez wątpienia chodzenie po Ciele Chrystusa takim jest.

        Wrażliwość katolika wierzącego w Najświętszy Sakrament jest taka, że po własną Komunię Świętą nie może się przejść po partykułach rozsypanych przez innych ludzi. Nie umiemy znaleźć związku logicznego uzasadniającego potrzebę takich praktyk, i uzasadniania swojej obecności pod pozorem towarzyszenia Chrystusowi. Ten sam Chrystus może być przez nas uczczony bez konieczności współudziału w deptaniu po Nim.
        Rozumiemy, że jeśli nie ma możliwości dotrzeć na tradycyjną Mszę Świętą, korzysta Pani z sakramentów, tam, gdzie je można otrzymać. Lecz Pani współczucie wobec Pana Jezusa na Mszy, na której ludzie biorą Pana Jezusa do rąk, kończy się tak, że razem z nimi rozdeptuje Pani to, co oni nasypią.

        Nie jesteśmy handlarzami zachwalającymi swój towar. Msza Święta nie jest towarem, by go reklamować, to wielka świętość i tajemnica obecności Bożej na Ziemi. Jest to śmiertelnie poważna sprawa naszej duszy. Jak widać, wszelkie zamieszanie i zmiana obyczajów to rzecz strasznie bolesna dla ludzi wierzących, praktykami protestanckimi poranionych i nieumiejących sobie z tym poradzić. Wiemy, że nikogo nie nawrócił współudział w złu jakiejś dobrej osoby. Współczucie dla ludzi, którzy nie mają żadnej wrażliwości dla świętości w Kościele, nie jest Pani obowiązkiem. Nie pomoże im Pani, razem z nimi rozdeptując święte Hostie. Jedyne, co można zrobić, to zawalczyć, żeby tego zwyczaju w naszym parafialnym kościele nie było, albo całkowicie odejść do miejsca, w którym by przyjąć własne sakramenty, nie będzie trzeba chodzić po Ciele Chrystusa. A za ludzi, którzy nie mają pojęcia, co robią, zawsze może się Pani modlić i ofiarować własne cierpienia, podróże, uciążliwości z tym związane, że nie uczestniczy Pani w tym kościele, który ma pod ręką. To jedyna słuszna ofiara, jaką może Pani dla nich ponieść.

        Zastanawialiśmy się nad tymi argumentami nie raz, jakie Pani przytacza.
        Ale tam, gdzie zaczyna się kompromis z człowiekiem z pominięciem godności Boga, traci się wiarę. Dlatego najpierw trzeba szukać Bożej czci a dopiero potem rozglądać się za ludźmi. Jak Bóg będzie godnie uczczony, to wysłucha Pani modlitw za grzeszników i da im nawrócenie dzięki Pani sprawiedliwości. Jeśli Pani jednak będzie uczestniczyć w ich grzechach, modlitwa Pani będzie modlitwą grzesznika, obłudną, skierowaną na własne widzimisię, a nie na wolę Bożą. Modlitwa grzesznika nie jest powodem do błogosławieństwa.
        Jeśli więc odprawia się Mszę Świętą, w której zamiast szacunku okazuje się Bogu pogardę, to czy powinno się brać w niej udział? To są w sumie proste pytania i odpowiedzi także proste, bo wielokrotnie w Piśmie Świętym, proroctwach Pan Bóg wypowiadał się, czy są Mu miłe modlitwy źle czyniących, którzy się powołują na Jego świątynię, na Kościół, na Jego miłość. Przychodził na nich miecz. Za czasów Jeremiasza i innych proroków, i za czasów Chrystusa powoływano się na świętość świątyni, proroków, a mimo to Pan Bóg dopuścił zmiecenie świątyni z powierzchni ziemi za to, że sponiewierali Bożego Syna. Obawiamy się, że nasze pokolenie także to przeżyje właśnie za to gremialne deptanie po Chrystusie.

        Może zniewolenie, jakie się zacieśnia na świecie, jest albo będzie częścią kary na świat za poniewieranie Ciałem Chrystusa i niewiarę w Niego? To tylko pewne wnioski. Bo jeśli my możemy bawić się Najświętszym Sakramentem, zabawiać się realnie obecnym Ciałem Bożym, to czemu jacyś sataniści, których słuchamy w poniżaniu Hostii, nie mogą tego samego zrobić nam? Mogą. Skoro my możemy Bogu, czemu Bóg nie może dopuścić tego na nas?

        Takie mamy przemyślenia dotyczące tej sprawy. Pozdrawiamy Panią.

        Polubienie

  4. Bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
    Cieszę się, że w tak wielu kwestiach się zgadzamy, jednak pozwolę sobie nadal roztrząsać swoje wątpliwości z nadzieją na dalszą dyskusję.
    I znów na wstępie zaznaczam, że ani trochę nie chodzi mi o umniejszanie wagi problemu, ale raczej o stosowane rozwiązania i jakiś smutny wewnętrzny konflikt w całej tej sprawie.

    Z tego, co zrozumiałam, są dwa główne argumenty przemawiające za tym, aby opuścić te miejsca, w których stosowana jest zła praktyka udzielania i przyjmowania Komunii Św. na rękę. Jednym jest akceptacja poprzez samą obecność przy tym procederze, czyli kładzie się tu nacisk na wybór. Zgodnie z tą zasadą, mamy wspierać liczebnie i finansowo te miejsca, w których Najświętszy Sakrament jest szanowany. Co do tego nie mam wątpliwości. Przemawia do mnie ten argument. Jedynym problemem rzeczywiście może być dostępność takich miejsc, ale nie jest to szczególnie uciążliwe, przynajmniej od święta.

    Drugi argument – najważniejszy, bo też sprawa jest najtragiczniejsza i nie można o tym pomyśleć bez wzdrygnięcia – dotyczy konieczności deptania po cząstkach Hostii. Tutaj niestety rzecz jest bardziej skomplikowana. Nie wiem, jak wygląda to w innych częściach Polski, ale w mojej i sąsiedniej diecezji Msza Święta w tradycyjnym rycie jest odprawiana w kościołach stojących w dużych miastach, gdzie poza tą odprawianą raz na jakiś czas Mszą Trydencką, właśnie bardziej niż w innych miejscach rozpowszechniona jest ta nieszczęsna praktyka. A to oznacza, że wybierając się na Mszę tradycyjną, spotykamy się z większym prawdopodobieństwem nieświadomego nadepnięcia na Ciało Pańskie (o zgrozo!) niż na nowej Mszy odprawianej w wiejskim kościele, w którym jedna czy trzy osoby, gdzieś z boku, przyjmują Komunię na rękę bez szczególnej aprobaty kapłana ją udzielającego.

    A gdyby tak zastanowić się głębiej i pójść o krok dalej w tej próbie znalezienia miejsc zupełnie „czystych”, to niestety po uruchomieniu wyobraźni, można dojść do wniosku, że takich miejsc nie ma. Nawet przechodzenie koło kościoła może być „niebezpieczne”.
    Skąd mamy pewność, że możemy swobodnie dotykać klamek, poręczy, uchwytów w tramwajach? Czy w końcu do kaplicy Bractwa Św. Piusa, ktoś, kto wcześniej był w innym kościele, nie mógł wnieść „czegoś” na butach?
    A jak to bywało dawniej? Przecież ze czcią wobec Najświętszego Sakramentu pośród kapłanów już wcześniej bywały problemy. Jaka pewność, że firmy sprzątające kościoły potrafiły uszanować miejsce? Do Polski przyjeżdżali też katolicy z innych krajów, gdzie wcześniej takie rzeczy się działy, może nawet przyjmowaliśmy ich w swoich domach.
    Podążając tą ścieżką można rzeczywiście popaść w pewien obłęd. Dramatyczny obłęd, bo jak najbardziej uzasadnione jest przejęcie się tym faktem. Tylko, czy w ten sposób nie stajemy się podobni do ludzi, którzy lękając się o swoje życie, wszędzie wokół widzą koronawirusa?
    Nasz lęk jest słuszny, bo jest to lęk przed znieważeniem Pana Boga. Tylko, czy gdyby to wszystko rzeczywiście potraktować z pełną powagą, nie będzie to właśnie lęk paraliżujący i oddzielający od Pana Boga?
    W końcu to tylko nasza wyobraźnia mówi nam, że idąc do Komunii środkową nawą, gdzieś przy balaskach, możemy nadepnąć na cząstkę Hostii. Tak naprawdę nie wiemy, czy one tam są, nie widzimy ich, gdybyśmy widzieli, nie nadepnęlibyśmy. Równie dobrze w kościele możemy nie nadepnąć na żadną cząstkę, a zrobić to po wyjściu z kościoła na chodniku albo w sklepie.
    Stąd moje pytanie: jaka jest tu waga i rola świadomości oraz dobrowolności?

    Teraz chciałabym się odnieść do zestawienia z satanizmem.
    Napisali Państwo: „W ten sposób można by było uzasadnić swoją obecność na mszy satanistycznej, bo przecież tam także poniża się Hostie konsekrowane jeśli się je zdobyło.” i „W kościołach także można dokonywać satanistycznych obrzędów. A bez wątpienia chodzenie po Ciele Chrystusa takim jest.”
    Wydaje mi się, że to jest zbyt daleko idące zestawienie i właśnie kwestia świadomości oraz dobrowolności na pewno jest tutaj bardzo ważna. Czym innym jest celowe zgromadzenie osób, które z nienawiści do Boga i ku swojej zgubie, chcą odprawiać na Nim swoje obrzydliwości. Czym innym jest nieświadome znieważanie Pana Boga przez ludzi, którzy nie mają takiej intencji. W pierwszym przypadku cierpienie Chrystusowi zadają przede wszystkim ciężkie grzechy i nienawiść tych ludzi. W drugim brak wiary „organizatorów”. Różnica jest też taka, że wybierając się na Mszę Św. do kościoła katolickiego, idziemy na Mszę, w której Pan Jezus Sam dobrowolnie się ofiarowuje, więc nie chodzi tu o mury, a o konkretne wydarzenie, które tylko w Kościele Katolickim może mieć miejsce. Nie można tego zestawiać z praktykami satanistycznymi.

    Napisali Państwo: „Nie jesteśmy odpowiedzialni za niezawinioną czy zawinioną nieświadomość ludzi i nie mamy ani możliwości, ani obowiązku brać na siebie odpowiedzialności za ich nawracanie. Pisze Pani o trwaniu pod krzyżem na Kalwarii w ten sposób, jakby Pani obecność na Mszy, w której depcze się po partykułach Pańskiego Ciała, miała jakieś znaczenie dla nawrócenia nieświadomych.” i dalej: „Wiemy, że nikogo nie nawrócił współudział w złu jakiejś dobrej osoby. Współczucie dla ludzi, którzy nie mają żadnej wrażliwości dla świętości w Kościele, nie jest Pani obowiązkiem. Nie pomoże im Pani, razem z nimi rozdeptując święte Hostie. Jedyne, co można zrobić, to zawalczyć, żeby tego zwyczaju w naszym parafialnym kościele nie było, albo całkowicie odejść do miejsca, w którym by przyjąć własne sakramenty, nie będzie trzeba chodzić po Ciele Chrystusa. ”

    I tutaj rzeczywiście nieco się rozmijamy. Możliwe, że brak mi odpowiedniej wiedzy, ale spróbuję w formie porównania przestawić swoje rozumienie sprawy.

    Załóżmy, że ojciec ma dziesięciu synów. Dziewięciu z nich dopuszcza się wobec niego jakiejś potwornej obrzydliwości w pokoju, w którym mieszkają wszyscy synowie. Jeden z synów nie może patrzeć na to, co robią pozostali, upomina ich, ale nie słuchają. Nie może też wyjść, bo ojciec zakazał im wychodzić z tego pokoju. Poza nim jest niebezpiecznie. Będąc zaś w nim, staje się niejako uwikłany w zbrodnię braci.
    Ma dwa rozwiązania:
    1) Zwraca się do ojca: „Moi bracia strasznie zawinili przeciw tobie i nie chcą mnie słuchać. Proszę zrób z nimi porządek a mi wygrodź kawałek tego pokoju, gdzieś w rogu, będę sobie tam sam spokojnie mieszkał i nie będę cię obrażał. Może z czasem bracia sami się poprawią i też przyjdą do mnie, wtedy wyburzymy ścianę”
    2) Zwraca się do ojca: ” Ojcze, strasznie zawiniliśmy przeciwko tobie, moi bracia i ja, ulituj się nad nami wszystkimi, nie opuszczaj naszego pokoju, skoro obiecałeś, że w nim będziesz do końca i tylko w nim jesteśmy bezpieczni, nie karz ich za to, co czynią, a ja ci się postaram wynagrodzić za nas wszystkich, będę jeszcze więcej cię kochał i pokutował za moich braci.”

    Do mnie bardziej przemawia druga wersja. Zdaje mi się godna świętych, ze względu na których często Pan Bóg wstrzymywał swoje karanie.
    I tu pojawia się też problem – czy ta przegroda/ściana nie jest formą podziału i czy chcąc uniknąć nieświadomego deptania po Ciele Chrystusa nie popadamy w świadome Jego rozrywanie? To brzmi dość propagandowo, ale moje wątpliwości nie są atakiem, one po prostu w takiej formie istnieją.

    Piszą Państwo: „Współczucie dla ludzi, którzy nie mają żadnej wrażliwości dla świętości w Kościele, nie jest Pani obowiązkiem”, a jednak jeśli już się im współczuje, to czy nie wolno? Czy należy w sobie gasić takie uczucia? Nikt tu nie mówi przecież o współczuciu, które jest akceptacją złego działania, ale o szacunku do błądzącego człowieka. Łatwo patrzy się na sprawy wiary z perspektywy osoby urodzonej w rodzinie o katolickich tradycjach, ale są ludzie, którzy poznawali Kościół nie w domu a poza nim i nie mieli szansy spotkać się z inną jego wizją, niż ta, którą roztoczył przed nimi współczesny świat. Nie chodzi o to, by się narzucać, ale jeśli ktoś szuka, to dlaczego mu nie pomóc?
    Pisza Państwo: „Nie jesteśmy handlarzami zachwalającymi swój towar. Msza Święta nie jest towarem, by go reklamować, to wielka świętość i tajemnica obecności Bożej na Ziemi. Jest to śmiertelnie poważna sprawa naszej duszy” a w innym miejscu: ” albo całkowicie odejść do miejsca, w którym by przyjąć własne sakramenty” i zdaje mi się, że w tym sformułowaniu „przyjąć własne sakramenty” jest właśnie jakieś niebezpieczne podejście do sakramentów jak do towarów, które należy sobie „zapewnić” do zbawienia. A jednak chyba istotą Komunii Świętej jest to, że to Sam Chrystus pragnie królować w sercach członków Jego Mistycznego Ciała, jednoczyć się z nimi i uświęcać dusze. Jeśli tak jest, to pomoc w doprowadzaniu do Niego zagubionych owiec, chyba jednak sprawia tę radość w Niebie.

    I jeszcze jedna rzecz: „a mimo to Pan Bóg dopuścił zmiecenie świątyni z powierzchni ziemi za to, że sponiewierali Bożego Syna”. A no właśnie, proszę wytłumaczyć mi, gdzie błądzę…
    Zdaje mi się, że to my sponiewieraliśmy Bożego Syna – my, wszyscy grzesznicy.
    Pan Jezus umarł również za moje obżarstwo, lenistwo, pychę, czy każde niesprawiedliwe, nienawistne słowo. Czy się mylę?
    Jeśli tak jest, to więcej rzeczywiście powinniśmy się przejmować tymi wszystkimi grzechami okropnymi, które i my popełniamy, i nasi bliźni, bo to je Pan Jezus dźwigał na swoich barkach na Kalwarię. I chyba więcej powinniśmy się zająć tym, by tych grzechów – świadomych i dobrowolnych – Mu nie dodawać i nie prowokować nikogo do nich, niż tym, by snuć swoje scenariusze ratunku dla Kościoła, bo od tego mamy Głowę – Chrystusa, by myślała za wszystkie członki.
    A ostatecznie nie wiemy przecież, ile nam dni zostało. Raczej też nie będziemy zdawali sprawy ze znajomości objawień i proroctw, czy poznania się na tym „kto jest kim” a z miłości do Pana Boga, bliźnich, z wypełniania przykazań, z każdej godziny pracy i każdej godziny zmarnowanej na szemranie.

    Co do tego fragmentu odpowiedzi: „Dlatego najpierw trzeba szukać Bożej czci a dopiero potem rozglądać się za ludźmi. Jak Bóg będzie godnie uczczony, to wysłucha Pani modlitw za grzeszników i da im nawrócenie dzięki Pani sprawiedliwości. Jeśli Pani jednak będzie uczestniczyć w ich grzechach, modlitwa Pani będzie modlitwą grzesznika, obłudną, skierowaną na własne widzimisię, a nie na wolę Bożą. Modlitwa grzesznika nie jest powodem do błogosławieństwa.”, to rzeczywiście zależy, jak podchodzimy to tej świadomości i dobrowolności, czy rzeczywiście jest to uczestniczenie w grzechach innych ludzi i gdzie jest granica tego uczestniczenia, czy przy drzwiach do kościoła, czy na chodniku po drugiej stronie ulicy.

    Na zakończenie chciałabym jednak podkreślić, że ja też jestem przejęta tym, co się dzieje i uważam, że woła to o pomstę do Nieba. Mam tylko wątpliwości, co do zastosowanych środków nacisku i perswazji. Szantaż, że jeśli nie zostaniemy wysłuchani, opuścimy kościoły, wydaje mi się dziecinny i niestety wpisuje się nieszczęśliwie w wiele komentarzy bardzo ostrych i niesmacznych, jakie można przeczytać na tej stronie.
    Można a czasem nawet trzeba krytykować postępowanie papieża, ale fotomontaż jego głowy z pogańską boginką, to cios poniżej pasa i poniżej poziomu katolika. Bardzo przypomina mi to grafiki z czasów Lutra. A czy jest coś bardziej tradycyjnego nad szacunek dla następcy św. Piotra? Nie ze względów personalnych, ale przez wzgląd na sam urząd. Jeśli wyrzekniemy się jednego z fundamentów katolickości, o który rozbijały się herezje, to co nam zostanie? Nie trzeba być posłusznym temu, co z wiarą niezgodne, ale przecież nie wiemy kto się nawróci przed końcem życia, może nawet niektórzy dziś tak wyszydzani, zostaną męczennikami. A my też możemy upaść i skończyć marnie. Niestety takie obrazki właśnie sprawiają, że uważa się nas za hipokrytów.

    O wiele bardziej „smaczna” w przekazie i stosowna była akcja prowadzona przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi i ona w wielu miejscach rzeczywiście przyczyniła się do sukcesu albo chociaż ograniczenia tej złej praktyki. Do tego miała charakter informacyjny a nie obraźliwy, była skierowana bezpośrednio do kapłanów, zgodnie ze świecką, ale chyba bardzo katolicką zasadą „w oczy a nie poza oczy”.

    Takie są moje dalsze przemyślenia.
    Jestem bardzo ciekawa odpowiedzi.

    Polubienie

    1. Szanowna Pani. Kościół nas uczy za Panem Jezusem: Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. Mt 5, 37.

      Tworzeniem alternatywnej rzeczywistości w swoim umyśle i roztrząsanie realnych problemów wedle własnej wizji, dzielenie włosa na czworo i dalej w nieskończoność, to nie katolicka metoda. Mielibyśmy chęć Panią odesłać z tymi problemami do rabinów, którzy są doskonałymi dyskutantami według tej metody, ale przyjęcie w Kościele ich podejścia do katolickiej wiary jest przyczyną dzisiejszego kryzysu. Żeby uzdrowić Kościół, powinno się wszystkie owoce rabinicznej myśli, wszystkie dokumenty pisane według tego klucza, wszystkie ustalenia prawne, które mają na sobie znamię rabinicznego umysłu, spalić na stosie na środku Placu św. Piotra. A na pierwszy ogień powinien pójść przepis, który rabiniczne stwierdza, że można udzielić Komunii do rąk, ale jak zachodzi niebezpieczeństwo profanacji, to nie można. Jest to najbardziej narażony na uchybienie Postaciom Eucharystycznym sposób i zawsze narażony na znieważenie, więc o co chodzi? Jest to dokładnie taki absurd, jakim jest w nieskończoność w swym umyśle rozdzielanie w przestrzeni kosmicznej atomów, które należały do Ciała Pańskiego od tych, które nie należały, do czego Pani już się w swych rozważaniach zbliża. Zanim do tego dojdzie, w odpowiedzi dedykujemy Pani kolejny wpis, który podaje katolicką metodę obchodzenia się z najświętszymi partykułami, i sposób Kościoła na ich traktowanie. Niech Pani tę kalkę przyłoży do swojego komentarza i sposobu myślenia i otrzyma Pani wyczerpującą odpowiedź. Pozdrawiamy. https://swietatradycja.wordpress.com/2021/01/23/abc-kaplanskiego-rzemiosla-roznica-miedzy-kaplanem-a-rzeznikiem/

      Polubienie

  5. Niestety znów nie zostałam zrozumiana albo zlekceważono tematy, które poruszyłam w komentarzu. Domyślam się, że raczej ze względu na brak odpowiedzi niż chęci jej udzielenia.
    Dlatego proszę już na tę wiadomość nie odpowiadać i ja tu zaglądać też już nie będę.
    Paradoksalnie właśnie brak odpowiedzi okazał się najlepszą odpowiedzią.

    Ten brak zrozumienia widać przede wszystkim w tym fragmencie: „Jest to dokładnie taki absurd, jakim jest w nieskończoność w swym umyśle rozdzielanie w przestrzeni kosmicznej atomów, które należały do Ciała Pańskiego od tych, które nie należały, do czego Pani już się w swych rozważaniach zbliża.”.
    Moje rozważania miały właśnie tenże absurd wykazać!
    Absurd nieunikniony, kiedy zechce się zastosować pewną konsekwencję.

    Rozstrzygnijmy zatem sprawę po katolicku zgodnie ze słowami: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.

    Czy w każdej okruszynie Hostii jest cały, żywy Pan Jezus? – Tak

    Czy udzielanie Komunii Świętej będącym w stanie łaski uświęcającej wiernym do ust jest właściwe? – Tak

    Czy udzielanie Komunii Św. na rękę może przyczynić się do profanacji? – Tak

    Czy sam akt udzielania Komunii Św. na rękę bez uwzględnienia możliwych konsekwencji jest jednoznaczny z profanacją? – Nie

    Czy musi wynikać to z braku wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie? – Nie

    Czy jest oznaką braku pokory i czci wobec Najświętszego Sakramentu? – Tak

    Czy zatem jest właściwą formą udzielania Komunii Św.? – Nie

    Czy może przyczynić się do utraty wiary w ludziach Kościoła? – Tak

    Jeśli przy zachowaniu wszystkich „środków ostrożności” i wielkiej pieczołowitości w postępowaniu z Najświętszym Sakramentem, niezauważenie, jakaś cząsteczka Hostii umknie kapłanowi, czy jest to jednoznaczne z profanacją, czyli zbezczeszczeniem Najświętszego Sakramentu? – Nie

    Czy świadomość i dobrowolność w przekroczeniu prawa Boskiego jest potrzebna do zaistnienia grzechu uczynkowego? – Tak

    Czy grzeszy ciężko, kto nie ma świadomości ciężkiego przewinienia? – Nie

    Czy grzeszy ciężko, kto nie ma wiedzy i woli grzechu? – Nie

    Czy należy nienawidzić grzechu? – Tak

    Czy należy nienawidzić grzesznika? – Nie

    Czy Kościołem z woli Jezusa Chrystusa rządzić mają apostołowie pod zwierzchnictwem Piotra oraz ich prawowici następcy? – Tak

    Czy Chrystus jest prawdziwą głową Kościoła? – Tak

    Czy Kościół jest społecznością widzialną ludzi ochrzczonych, którzy zjednoczeni wyznawaniem tej samej wiary i węzłem wzajemnej zależności dążą do tego samego celu duchowego pod zwierzchnictwem Papieża rzymskiego i Biskupów pozostających w jedności z nim? – Tak

    Czy ciałem Kościoła jest to, co w nim widzialne i sam Kościół czyni w nim widzialnym, czyli wierni sami, o ile są w jedno złączeni, rząd zewnętrzny, zewnętrzny urząd nauczycielski, zewnętrzne wyznawanie wiary, udzielanie Sakramentów, obrzędy etc. a duszą Kościoła to, co jest niewidzialnym pierwiastkiem duchownego i nadprzyrodzonego życia Kościoła, czyli ustawiczna pomoc Ducha Świętego, pierwiastek władzy, wewnętrzna uległość rządom Kościoła, łaska uświęcająca z cnotami wlanymi etc. ? – Tak

    Czy Kościół podlega Biskupowi Rzymskiemu, jako swej głowie widzialnej i tę podległość uważa za rzecz istotną? – Tak

    Czy tylko taki Kościół może być Kościołem prawdziwym, którym rządzi i kieruje prawowity następca Piotra? – Tak

    Czy winniśmy oddawać cześć Panu Jezusowi obecnemu w Eucharystii przez adorowanie Go z największym uszanowaniem, przez wzajemną miłość (!) i przez zanoszenie do Niego serdecznych próśb o łaski? – Tak

    Czy winniśmy miłować bliźniego aktami wewnętrznymi i zewnętrznymi, to jest darować urazy, wystrzegać się wyrządzania mu szkody i krzywdy, dawania mu zgorszenia (!), spieszyć mu według sił z pomocą w potrzebach a zwłaszcza poprzez uczynki miłosierdzia co do duszy i ciała? – Tak

    Czy do uczynków miłosierdzia względem duszy zaliczają się: wątpiącym dobrze radzić, nieumiejących pouczać, grzeszących upominać, strapionych pocieszać, urazy chętnie darować, przykrych cierpliwie znosić, za żywych i umarłych się modlić? – Tak

    Czy miłość bliźniego obejmuje także nieprzyjaciół? – Tak

    Polubienie

    1. Zgorszeniem jest Komunia na rękę. Kto się martwi o zgorszonych?

      Czy Franciszek zasiadający na urzędzie papieża jest prawowicie wybranym papieżem? Są bardzo poważne zarzuty i dowody na to, że nie. Dlaczego w Kościele nie ma siły na zbadanie tego i wyciągnięcie konsekwencji?
      Czy wiernego obowiązuje posłuszeństwo wobec każdego, nawet nieprawego zarządzenia? Nie.
      Jeśli ktoś przyjmuje Komunię Świętą nieświadomy, że dochodzi do zdeptania partykuł i on nie popełnia profanacji, to każdy katolik, który zdaje sobie sprawę z tego, że ciało Pańskie jest lekceważone i widzi w tym profanację i znieważenie, ma obowiązek sprzeciwiać się i przeciwdziałać temu. W tym jest zawarta miłość bliźniego, która w Kościele polega na walce z tym nadużyciem, na eliminowaniu go. Miłość w Kościele nie polega na pochwale grzechu, ani na lekceważeniu go, ale na miłości Boga i pouczaniu niewiedzących. Nieumiejętnych pouczać oznacza to uświadomienie profanacji, jaka zachodzi, Jeśli zwykli wierni mogą nie zdawać sobie sprawy, to powinni i zdają sobie sprawę ci, którzy to narzucają i ich wina w takim razie jest ogromna. Dlaczego w takim razie księża i biskupi nie boją się sądu Bożego, bo zezwalając na to, są faktycznymi i świadomymi sprawcami profanacji i poniżenia Boga. Jeszcze gorzej, gdy gorszycielami są biskupi i kapłani, i tłumaczą, że nieświadomy nie popełnia profanacji. W takim razie jak osądzić tych, którzy są świadomi i do tego przymuszają albo tworzą możliwość do niej?

      Kim są ci, którzy głoszą kazania i uczą dzieci do Komunii Świętej, skoro mają nieświadomych wiernych?

      Stary Testament uczył szacunku do ofiar ze zwierząt i za nieposzanowanie ich Bóg dopuścił śmierć za to, a Helemu prorok powiedział:

      „Do Helego przybył mąż Boży i powiedział mu: «Tak mówi Pan: Wyraźnie objawiłem się domowi twojego praojca, gdy jeszcze byli w Egipcie i należeli do [sług] domu faraona. Spośród wszystkich pokoleń izraelskich wybrałem ich sobie na kapłanów, aby przychodzili do ołtarza mojego celem składania ofiary kadzidła, aby wobec Mnie przywdziewali efod, a Ja dałem domowi ojca twojego wszystkie ofiary spalane domu Izraela. Czemu depczecie po moich ofiarach krwawych i pokarmowych, jakie zarządziłem? Dlaczego szanujesz bardziej synów swoich niźli Mnie, iż tuczycie się na najwyborniejszych z wszystkich darów Izraela – ludu mojego? Dlatego [taka] wyrocznia Pana, Boga Izraela: Wyraźnie powiedziałem domowi twojemu i domowi ojca twego, że będą zawsze chodzić przede Mną, lecz teraz – wyrocznia Pana – dalekie to ode Mnie. Tych bowiem, którzy Mnie szanują, szanuję i Ja, a tych, którzy Mnie znieważają – czeka hańba.” 1 Sm 2

      Synowie Helego pomarli, a to proroctwo wypełniło się i w naszych czasach. A ile większa jest Ofiara Syna Bożego niż zwierzę, a o to zwierzę się Bóg umiał upomnieć i za znieważenie go karać. I zabrakło kapłanów za znieważenie Najświętszego Sakramentu, a Kościół niemal wymarł w krajach, które przyjęły Komunię na rękę. Odpór temu znieważeniu Chrystusa daje najlepsza i najżywotniejsza część Kościoła wbrew wszystkim niewierzącym i „nieświadomym”.

      Wielki jest grzech biskupów i kapłanów, Bóg to widzi i rozliczy. Wszystkie zasady miłości, jakie można zastosować do bliźniego, powinny odnosić się najpierw do Osoby Boga w Najświętszym Sakramencie. On powiedział, że kto kocha bardziej ojca, matkę syna, córkę niż Jego, nie jest Go godzien. Że kto się do Niego przyzna przed ludźmi, do tego On przyzna się przed Ojcem. Pomijanie obelgi, jaką Kościół wyrządza Bogu, dozwalając na poniżanie partykuł, jest zbrodnią hierarchów, nawet jak jest nieświadomość ludzi. Zgorszenie wychodzi od nich i za to na sądzie Bożym zapłacą, za każdą zgorszoną duszę. Boga jest sąd i pomsta, a powiedział, że kto Go uszanuje, tego uszanuje Bóg. Ale powiedział także, że tego, kto Jego nie uszanuje, czeka pohańbienie. Niech wiedzą o tym kapłani z ustami pełnymi miłosierdzia, nieświadomości, miłości bliźniego. Miłością jest napominać i uczyć o prawdzie, a nie przypochlebiać się nieświadomości i niewiedzy.

      A jednak jest wiele środowisk, które płacą najwyższą cenę za zatrzymanie tej zbrodni hierarchii kościelnej, mimo obojętności i niezrozumienia większości. Tacy skromni święci Atanazowie, tacy skromni męczennicy, którzy widzą profanację, nie mogą udawać obojętnych, są świadomi i żadna „miłość bliźniego” nie zagoi w ich sercu ran, jakie się zadaje czi Najświętszego Sakramentu. Te rany zadają im niegodziwi i świadomi. Ten rozłam i ból czynią zdeterminowani i cyniczni potępieńcy w sutannach wykręcając się, że to nie profanacja jak człowiek nie robi tego specjalnie. A gdzie miłość do tych świadomych?
      A gdzie pouczanie nieumiejętnych, upominanie źle czyniących?
      Czy te wszystkie frazesy o „miłości bliźniego” dotyczą tylko niewierzących, żydujących sekt w Kościele, protestantów, takich, którym wszystko jedno? Wystarczy, że wiedzą ci, którzy to wprowadzają, oni są świadomi. To są zbrodniarze, którzy zapłacą za dusze nieświadomych, które świadomie zabijają. Zapłacą też za cierpienie, które sprawiają wierzącym, mówiąc o miłości bliźniego. To jak „wolność, równość i braterstwo” w ustach morderców z czasów Rewolucji Francuskiej. I jak tamta rewolucja, ta ma usta pełne miłosierdzia, miłości, i nie wiadomo czego jeszcze.

      Zapomniała Pani zacytować wersety o gorszycielach, które jak ulał pasują do tego tematu. Bo ta praktyka, o której piszemy, jest wielkim zgorszeniem, które zabiło Kościół na Zachodzie, i zabija teraz Kościół w Polsce. Ale promotorzy modernizmu i traktowania Eucharystii jak wafelka umieją wyłuskiwać tylko to z Pisma Świętego, co uzasadnia ich knowania. W tej manipulacji Pismem Świętym, litością, poczuciem winy, zawstydzaniu „pychą”, brakiem „miłości bliźniego” jest siła wszystkich sprawnych niszczycieli Kościoła.

      Polubienie

  6. Każdy kapłan, który dopuszcza się profanacji rozdawania Komunii Świętej na rękę, na siedząco bądź na stojąco, zostaje na zawsze bandytą. Jeżeli nawet nawróconym, to nawróconym o mentalności bandyty na zawsze, o którym jest napisane, aby lepiej sam sobie kamień młyński uwiązał u szyi.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Najpierw kapłani nie wypełniają swoich obowiązków i nie uczą wiernych prawdziwej nauki.
    Potem wprowadzają niegodziwe praktyki, które profanują Eucharystię i tłumaczą, że profanacji nie ma, bo nie ma świadomości.
    A potem uzasadniają, że to nie grzech, z powodu nieświadomości, którą sami stworzyli.
    Skoro to nie grzech (profanacja), to można to promować jako nic złego.

    Co za perfidia.

    Zamiast walczyć z nieświadomością i rugować zło, walczą z wiarą i uzasadniają, że to nie jest zbrodnia profanacji, w tym przypadku systemowo narzucona i zorganizowana, bo ludzie już pozbawieni wiary nie maja świadomości, w co się ich wrabia.

    W taki sposób można zaprzeczyć każdemu grzechowi i bezprawiu, bo przecież nieświadomość usprawiedliwia wszystko.

    Ale perfidia. To obraz działania reformatorów od zawsze. Kłamstwo, perfidna przebiegłość i usta pełne pobożnych frazesów. Nienawiść i pogarda dla wiary katolickiej podana w papierku pobożności i kłamstwo, że brak świadomości sprawia, że coś nie jest profanacją.

    Oczywiście, że jest. W konfesjonale grzech profanacji Hostii konsekrowanej, wykonany nieświadomie, za podpuszczeniem duchowieństwa, może być inaczej sądzony, niż świadoma kradzież do celów satanistycznych obrzędów, ale profanacja jest ta sama, mimo, że moralna odpowiedzialność człowieka jest różna.

    To zniesienie obiektywnej prawdy, wstawienie zamiast tego „miłości bliźniego”, która ma załatwić wszystko, pozaklejać każdy uszczerbek prawdy to świetny przykład roboty zdemonizowanych umysłów. Ale macie komentatorów. Nastka pisze jak biegły lawirant, może to jakiś kapłan od Komunii na rękę. Ale macie towarzystwo.
    Jak ojciec Pio, kiedy na argumenty się z nim spierał w konfesjonale demon w postaci eleganckiego mężczyzny, którego argumentacja była nie do odparcia, a jednak Ojciec Pio zorientował się, że kusił go szatan. Tak i wy macie świetne osobistości jako komentujących.

    Polubione przez 1 osoba

  8. A jednak zajrzałam (o człowieku słabego charakteru!).
    I zupełnie nie rozumiem, dlaczego zebrało mi się za księży.

    Moje cytowanie katechizmu o świadomości i dobrowolności nie miało odnosić się do osób przyjmujących Komunię Św. na rękę (chociaż ich dotyczą te same zasady).
    Przecież takich wśród nas nie ma!

    Chodziło mi raczej o wskazanie na to, że człowiek, który przyjmuje Komunię Św. do ust z uszanowaniem i pokorą, nie posiadając woli znieważenia Boga, jeśli nieświadomie i bezwiednie nadepnie, czy to w kościele, czy poza nim, na okruszynę Hostii, nie ma grzechu ciężkiego i nie traci życia nadprzyrodzonego w duszy.

    Co nie zmienia faktu, że na tyle, na ile można, mamy obowiązek starać się to uniemożliwić, nie popadając jednocześnie w inne grzechy, które nam tę łaskę uświęcającą mogą wykraść.

    Krytyka kapłanów jest zrozumiała chociaż bardzo gorzka. Pamiętajmy, że wielu z nich znalazło się obecnie w sytuacji nie do pozazdroszczenia, wcale nie chcąc zniewag, ale i bojąc się podziałów a nie ufając dostatecznie swojemu sumieniu, zrzuciło odpowiedzialność na karb posłuszeństwa, które przecież ślubowali.
    Obrażanie ich nie jest chyba odpowiednią formą wsparcia czy nacisku.
    W wielu kościołach odpowiedzią na przymuszenie do udzielania Komunii Św. na rękę stało się przywrócenie balasek i więcej nabożeństw ku czci Najświętszego Sakramentu.
    Nie posądzajmy zatem o złą wolę wszystkich. A nawet ci, którzy mają tę złą wolę, są szczególnie godni naszego współczucia jako nieszczęśnicy odwracający się od prawdziwych skarbów w stronę zgubnych marności.
    Skoro Pan Bóg właśnie tych ludzi powołał do swojej służby, to chyba nie powinniśmy szemrać przeciwko Jego woli. A ci, grzeszni tak samo jak my, ludzie przecież sami często obracali się w środowiskach, które nie pomagały w kształtowaniu odpowiedniej wrażliwości na obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.
    Panu Tadeuszowi w modlitwie za kapłanów polecam prosić o wstawiennictwo św. Dyzmy.

    Co do papieża, nie nam sądzić o kulisach konklawe. Do nas należy natomiast pamiętać, że wszystko, co dzieje się w Kościele, dzieje się za przyzwoleniem Pana Boga. Jeśli nie umiemy zmusić się do uszanowania człowieka, to wykażmy chociaż przywiązanie do wartości, które reprezentuje piastowany przez niego urząd papieski. W razie wątpliwości zawsze lepiej zachować powściągliwość.

    Nie chciałam nikogo urazić swoimi komentarzami, skoro jednak zasiałam jakąś niezgodę i sprowokowałam do gniewu, przepraszam. Jeśli natrętnie nawiązywałam do miłości bliźniego bądź trwania w jedności Kościoła, wynikało to zapewne z moich osobistych wyrzutów sumienia.

    Celem mojej krytyki było jedynie przypomnienie starej zasady, że zło należy zwyciężać dobrem. Reakcją na rewoltę nie może być inna rewolta, na zgorszenie nie należy odpowiadać innym zgorszeniem. W ten sposób większą krzywdę robimy sobie niż gorszycielom i rewolucjonistom, którym zresztą też nie pomagamy.

    Ciekawym doświadczeniem była ta rozmowa.

    Pozdrawiam serdecznie,
    życząc wytrwałości w wierze, stałości w nadziei i odwagi w miłości.
    Obyśmy wszyscy dotarli szczęśliwie do celu, do którego teraz wspólnie zmierzamy!
    Może tam poznamy imiona i twarze.

    Polubienie

    1. Szanowna Pani, miłością bliźniego niszczy się dzisiaj możliwość mówienia prawdy o czymkolwiek, która się komukolwiek nie podoba. Powiedzenie mordercy, że nim jest, sodomicie, że nim jest i bandycie liturgicznemu, że nim jest, jest bolesne dla adresata, ale konieczne dla zbawienia jego duszy i dla powstrzymania zgorszenia. Tymczasem powoływanie się na nią w sposób fałszywy zamyka usta, które powinny mówić prawdę. Jednością Kościoła posługują się dzisiaj ci, którzy używają prawdziwej terminologii do wprowadzania rzeczy fałszywych i dzielących. Gdyby była prawdziwą troska o jedność, byłaby jedna Msza, jedna doktryna, jedno nauczanie. Ono byłoby w jedności z Tradycją. Nie byłoby możliwości w imię nieświadomości pozwalać jednym na poniżanie Najświętszego Sakramentu, kiedy świadomi wiedzą, że to niedopuszczalne. Nie wprowadzano by tego z powodu „jedności” w grzechu, ale walczono by z tym, żeby być w jedności z faktem obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Gdyby troska o jedność była prawdziwa, trwano by przy Tradycji Świętej, katolickim nauczaniu i obyczaju, który niepamiętny albo ponad stuletni, jak w Polsce klękanie do Komunii i przyjmowanie do ust, jest kościelnym prawem. Skoro tak, łamanie obyczaju klękania i komunikowania do ust jest łamaniem prawa kościelnego. Duchowieństwo to wie. Narzuca co innego na siłę i potem burząc jedność, łamiąc prawo kościelne, mówi o jedności. Burząc kościelny porządek, zarzuca ludziom nieposłuszeństwo. Widzi to Pani? Łamacze prawa szantażują wiernych prawem, zawstydzają nieposłuszeństwem i zarzucają brak jedności… (w łamaniu prawa!). Niech Pani zauważy, że najwięcej mają miłości bliźniego i jedności w ustach ci, którzy odrywają ludzi od Tradycji, wnoszą nowości i wrzeszczą później o konieczności zjednoczenia się z nimi. A dlaczego nie z tymi, którzy zachowują obyczaj ojców? Bo powoływanie się na jedność służy dziś postępowcom do manipulacji ludźmi, a nie wynika z prawdziwej troski o jedność w Kościele. Krzycząc o jedności, odrywają się od Kościoła. Poza obyczaj katolicki wyciągają ludzi. Tak samo mówienie, że ważna jest postawa serca, a nie postawa ciała. Gdyby tak było, nie byłoby żadnej potrzeby zmieniać postawy ciała. Skoro się to robi, to jednak jest ważna. To dlaczego się kłamie, mówiąc, że to tylko gest?

      Takich absurdów jest wiele, i dlatego za którymś razem, kiedy musimy od nowa wyjaśniać te tak bardzo podstawowe błędy, którymi się manipuluje i perfidnie, jak powiedziała nasza inna czytelniczka, urabia ludzi, by ich okłamać i przeformatować do akceptacji zła, bywa, że niecierpliwimy się. Nie wiemy, czy ktoś pyta z prawdziwej potrzeby, czy w przebiegły sposób usiłuje zmarnować nasz czas, udowodnić nieprawdę, uzasadnić zbrodnię na Chrystusie w Najświętszym Sakramencie. Jest wielu specjalistów od „filozofii dialogu” i „filozofii spotkania”, specjalistów od marnowania swego i cudzego czasu , którzy wiecznie się spotykają i dialogują, a nigdy nie dochodzą do prawdy. To nas drażni, bo prawda jest już odkryta. Kościół był i jest o niej pouczany i sam sobie zaprzeczać nie może. Drogą dyskusji czasem się do czegoś dochodzi, ale bardziej spojrzeniem na naukę katolicką trwającą od Apostołów, sprzed grzechów bałwochwalstwa, uznawania cudzych bożków za prawdziwe, i zmian wynikających z chęci jedności z herezją kosztem rezygnacji z elementów wiary Kościoła. Kościół z asystencją Ducha Świętego wytworzył pewien katolicki kanon obchodzenia się z Najświętszym Sakramentem, i on świadczy o wierze Kościoła. Jeśli zarzuca się te obyczaje, umiera wiara. Śmierć wiary napędza dalsze zniszczenia obyczaju i kultu i to widać dzisiaj.

      Odpowiedzią na rewoltę jest absolutnie wypowiedzenie posłuszeństwa. I przeciwdziałanie rewolucji. Jak Pani w takim razie widzi walkę Cristeros? Inne zbrojne wystąpienia wobec ateistycznych władz pozbawiających ludzi zbawienia duszy? Kto i kiedy w Kościele powiedział, że nie wolno walczyć o kult katolicki i zbawienie? Dlaczego uważa Pani, że zdecydowana walka przeciwko reformacji i rewolucji jest zła i niedozwolona? Myli się Pani. Trzeba walczyć, a w tej walce, o jakiej piszemy, przecież nikt nikogo nie zabija. Herezja kradnie polskie kościoły, rabuje majątki, rujnuje parafie. Przecież w samoobronie człowiek ma prawo walczyć ze złodziejem. Tak katolicy mają prawo nawet fizycznie wypędzić sekty judaistyczne, protestantów, reformatorów z Kościoła. Więc nie udowodniła Pani, że nie wolno walczyć przeciwko. Cała historia Kościoła uczy cierpliwości i znoszenia cierpień, ale i walki, nawet zbrojnej, w obronie Kościoła, i katolickiego kultu. Niech Pani zauważy, że to ci, dla których hierarchia zdradza Kościół, ostatecznie fizycznie stają się napastnikami i agresorami na kościoły katolickie i na kapłanów. Pani poucza katolików, że nie wolno im walczyć z rewolucją, jakby rozrzucanie ulotek było zbrodnią, a przy tym nie zauważa faktu, że protestantyzm rozpoczął się od wielkiej rzezi kapłanów, kradzieży kościołów i kościelnego majątku. Teraz duchowość tamtych agresorów w sposób niefizyczny rozgrywa Kościół od wewnątrz, a wielu katolików gorszy się na walkę szlachetnej grupki wiernych, którzy nikogo nie zabijają, tylko rozrzucają ulotki. I to ma być ta groźna i niedopuszczalna „inna rewolta”?.

      Opuszczenie kościołów, które mają protestanckie obyczaje, jest także godnym i właściwym sposobem zabezpieczenia siebie przed współwiną, współudziałem w poniżaniu Najświętszego Sakramentu.

      Mamy nadzieję, że kiedyś zobaczymy twarze wszystkich szlachetnych i dobrych ludzi, którzy swoją pracę ukrywają przed światem. Także tych, którzy się nawracają, poznając prawdę, bo przecież w Niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, jest większa radość, niż z setki sprawiedliwych, którzy są mocni w wierze. Wzajemnie życzymy, żebyśmy się z Panią w Niebie spotkali i tam dokończyli naszą dyskusję a może już tylko, (aż) adorowali wspólnie tajemnicę Boskiego Wcielenia w Najświętszym Sakramencie. Z Panem Bogiem.

      Polubienie

    2. Co do nieumyślnego nadepnięcia na drobiny Hostii, nie będziemy wchodzić w rozważania tego typu, bo jest to grzech. Jest to znieważenie i nie wiemy, kto i jak będzie za to sądzony. Ktoś, kto to prowokuje, ktoś, kto to aranżuje, ktoś, kto bierze w tym udział, ktoś, kto wie, ale nie powie, że to złe. Jest w Kościele grzech, za który odpowiadamy zwany grzechem cudzym. Milczenie, współudział, jest grzechem i moralna odpowiedzialność istnieje. Jeśli Pani jest świadoma, dlaczego Pani walczy za nieświadomych? Jaki cel ma Pani tłumaczenie, że nieświadomy, przez nieuwagę depczący partykuły nie ma grzechu? To są niegodziwe sposoby rozgrywania tego tematu, bo ludzi się powinno uświadamiać. A jeśli nie mają świadomości, to co robią u Komunii Świętej? Nie wolno tego tak tłumaczyć, bo to współuczestnictwo w tym procederze, legalizowanie go, na razie dla tych „nieświadomych” a potem dla wszystkich. To po prostu bandytyzm, jak pisaliśmy, i ci, którzy to wprowadzają, uzasadniają, tłumaczą, są współwinni.

      Polubienie

    3. Faktycznie w nauce Kościoła uczynkami miłosierdzia względem duszy bliźniego jest upominanie grzeszących i pouczanie nieświadomych (nieumiejętnych).

      Miłosierdzie, jakiego wymagają od nas obrońcy wszelakich zmian, to milczenie, żeby ich nie urazić i pozwolenie przeprowadzania cokolwiek sobie wymyślą.

      Jakże to przeciwstawne pojmowanie miłosierdzia. Nie ma nigdzie w nauce Kościoła, że miłością jest przyzwalanie nieświadomym na grzech, tylko Kościół każe nam ich uświadamiać.

      No to gdzie jest Kościół, kiedy ksiądz albo katolik świecki mówi co innego? Słuchać Kościoła, czy ze względu na autorytet kapłana, zrezygnować z nauczania kościelnego i posłuchać księdza?
      Przykre, że takie dylematy mają dzisiaj masowo wierzący katolicy i siłą rzeczy także wierzący księża, mający niewierzących proboszczów czy biskupów.

      Polubienie

  9. ś. Ojciec Pio raz na zawsze przekreślił kult demona zdrowych zębów i młodej pupy, choćby nawet była ubrana w białe gacie. Powiedział on do swoich współbraci w sposób kategoryczny: kościoły mogą zostać puste, byleby nie zostały sprofanowane. Martwienie się o to, że kościoły nie są profanowane ekshibicjonizmem posoborowych eksperymentów, jest chore, czyli do leczenia.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑