Zachód stoi przed dylematem: pomóc Łukaszence albo przyglądać się biernie, jak Rosja połyka Białoruś, pisze na łamach "Rzeczpospolitej" Rusłan Szoszyn. 

 

Według Szoszyna białoruska opozycja obawia się, że jeżeli Zachód pomoże Łukaszence w oporze przeciwko Władimirowi Putinowi, to wówczas jego reżim ulegnie wzmocnieniu i nie dojdzie do przemian demokratycznych.

"Moskwa coraz ostrzej gra z Mińskiem. Jesienią ubiegłego roku zablokowała wypłacenie Białorusi ostatniej transzy kredytu stabilizacyjnego w wysokości 200 mln dol. A już na początku roku wstrzymano dostawy ropy naftowej do białoruskich rafinerii" - wskazuje Szoszyn.

Na tym nie koniec, bo we wtorek okazało się, że Rosja nie zgadza się na wydłużenie okresu spłaty i zmniejszenie stopy procentowej kredytu, jaki Mińsk zaciągnął w Moskwie na budowę elektrowni atomowej. Co więcej, wskazuje Szoszyn, Putin ma jeszcze ostatnią opcję nacisku: zakręcenie kurka z gazem. Według dziennikarza Kreml stawia sprawę jasno: gospodarcze kłopoty Białorusi zakończą się, jeżeli tylko kraj zgodzi się na "głębszą integrację" z Federacją Rosyjską. Ale to, nie wątpi Szoszyn, przekształci Białoruś w jedną z prowincji Federacji Rosyjskiej.

Łukaszenka nie pozostaje bierny, wskazuje autor; przygotowuje się do wojny informacyjnej, w białoruskim parlamencie mówi się teraz o "reparacjach od Rosji".

Co zatem zrobi Zachód? Czy poprze Łukaszenkę niejako w opozycji do opozycji demokratycznej, czy pozwoli, by Putin przejął nad Mińskiem kontrolę?

bsw/rp.pl