Święto boskiej obecności

Dzisiaj, w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, cały lud wiernych wychodzi z kościołów i idzie w procesji z Najświętszym Sakramentem wokół kościołów, po ulicach i placach miast. To zmartwychwstały Chrystus idzie drogami ludzkości i nieustannie ofiarowuje ludziom swoje ciało» jako prawdziwy chleb życia. I dziś, podobnie jak przed dwoma tysiącami lat, możemy powiedzieć „trudna jest ta mowa” dla ludzkiego umysłu, który jest jakby przytłoczony wielkością tajemnicy.

By przeniknąć fascynującą głębię tej obecności Chrystusa pod znakami chleba i wina, potrzebna jest wiara ożywiana miłością. Tylko ten, kto wierzy i kocha, może pojąć coś z owej niewyrażalnej tajemnicy, przez którą Bóg zbliża się do naszej małości, przychodzi do naszej słabości, objawia, kim naprawdę jest — nieskończoną miłością, która zbawia.

Język hebrajski zna tylko jeden termin na oznaczenie ciała – jest to słowo „basar”. Ciało to powołane jest do zmartwychwstania, co znajduje wyraz w wyznaniu wiary „wierzę w ciała zmartwychwstanie”. W Starym Testamencie określa stan zewnętrzny człowieka.
Nowy Testament poszerza sens „basar” – ciała i wprowadza dwa greckie terminy, które mają na celu ukazać złożoność człowieka: materię i ducha, który je ożywia (ciało i dusza). Te dwa elementy tworzą ścisła jedność, kształtują byt osobowy człowieka. Człowiek przez basar – ciało wyraża się na zewnątrz. Jest ono „cielesna powłoką” człowieka. W języku greckim występują te dwa terminy w Piśmie Świętym: sarks, które oznacza ciało znikome, przemijalne oraz soma, która określa organiczną jedność całego ciała.

Pieśń o Logosie (J 1, 1 – 16) zawiera zdanie: „A Słowo stało się ciałem” – tam znajdujemy wyraz „sarks”. Logos przyjął ciało z Maryi Dziewicy „za sprawą Ducha Świętego”, przybrał do natury Boskiej w osobie Boskiej prawdziwe, kruche, znikome ludzkie ciało – sarks (naturę ludzką).

W Ewangelii Jana czytamy także o Jezusie, który przyszedł na teren jerozolimskiej świątyni gdzie powywracał stoły bankierów i przepędził zwierzęta ofiarne. Pamiętasz co powiedział? „Zburzcie tę świątynie, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo”. Jezus użył słowa aramejskiego, które Ewangelista przełożył na język grecki – egeiro: odbudowuję i wskrzeszam. Ewangelista jasno wskazuje, że mówił On o świątyni Swego ciała. Tym sanktuarium jest ciało – soma Jezusa.

Jezus ustanawia Eucharystię jako ofiarę Nowego Przymierza, która staje się Nową Paschą. Najważniejszy przekaz znajduje się u apostoła Pawła: „Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczynniwszy, połamał i rzekł „To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moja pamiątkę. Podobnie skończywszy wieczerzę, wziął kielich mówiąc: Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moja pamiątkę. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć pana głosicie, aż przyjdzie”. Synoptycy oraz Paweł używają greckiego terminu „soma”, który oznacza więc eucharystyczne Ciało Jezusa. Jezus jest obecny w Eucharystii z Ciałem uwielbionym, zmartwychwstałym.

Twoje ciało także jest świątynią Boga.

„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”. Ciało człowieka – soma – ma nieomylną i niezawodną obietnicę wskrzeszenia z martwych.

Greckie i hebrajskie terminy, a w raz z nimi cała ta teologia, często jednak nie mają dla nas żadnego znaczenia. Nawet mimo tego, że stanowią przekaz naszej wiary, jeden z jej filarów. Mało tego, od początku chrześcijaństwa ludzie mieli ogromny (a może nawet największy?) problem z przyjęciem tego, że Bóg stał się człowiekiem. Większość herezji to dramatyczne zmaganie ludzkich wyobrażeń o Bogu z obrazem Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Eucharystia ściśle łączy się z tajemnicą Wcielenia. Właśnie o ten kamień rozbiły się średniowieczne herezje. Wydaje się, że nas to nie dotyczy, że w pełni akceptujemy tajemnicę Wcielenia. Możemy się dziwić, jak ludzie współcześni mogli tak zareagować?

Tymczasem dobrze widać, że nawet dzisiaj wielu z nas kompletnie nic z tego nie rozumie. Powtarza, owszem, ale nie rozumie. Teologia teologią, ale umyka nam znaczenie tego wszystkiego dla naszego codziennego życia. Jak w życiu wiary, umykają nam niuanse, które postrzegamy jako mało istotne. Tylko, że Bóg uzdrawia, działa i przemienia nas nie byle jak, ale bardzo konkretnie. Mało tego, często też nie rozumiemy (w praktyce, w naszym postępowaniu), że Bóg jest obecny także poprzez nasze ciało: w naszej pracy, cierpieniu, rozmowach, oglądaniu telewizji i internetu, w naszych obowiązkach domowych i w czasie wolnym. Dlatego w Ewangelii według św. Mateusza czytamy: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Bóg jest obecny także poza sakramentami. Pomyśl tylko. Jeśli to co czynisz i co robisz ze swoim ciałem, jest sposobem na Twoje ukazywanie Boga światu, to czy aby na pewno zawsze dobrze czynisz, postępujesz, mówisz i rozmawiasz? Jezus mówi:”Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło”. Czy aby na pewno nie masz czasu na modlitwę? Aby na pewno nie udźwigniesz więcej kontaktu z Bogiem? On jest cały czas, to tylko Ty zrywasz więź z Nim.

Boże Ciało to nie tylko piękna procesja. Owszem, bardzo, bardzo ważna, będąca świadectwem wobec świata i nas samych, wszystkich wiernych. Boże Ciało to także uroczystość tego, jak Ty wyrażasz swoje zjednoczenie z Bogiem. Czy jesteś taką świątynią, jakiej pragnie, czy zagnieździli się tam inni „usługodawcy”, rozmywając Twoją świętość na miliony świeckich celów i czynów, które z daleka trzymają Boga?

św. Elżbieta od Trójcy Świętej

Grafika ze strony: https://www.karmel.pl/

Dzisiaj, w uroczystość Najświętszej Trójcy, pragniemy przedstawić Wam św. Elżbietę od Trójcy Świętej. To kolejna wielka święta z Karmelu. Na pytanie przełożonej, jaki jest jej ideał świętości, Elżbieta bez wahania odpowiedziała: „Żyć miłością”. A niewyczerpanym źródłem tej miłości była Trójca Święta, którą pragnęła uwielbiać.

„Znalazłam moje Niebo na ziemi w mojej drogiej samotności w Karmelu, gdzie jestem sama z Bogiem samym. Wszystko robię z Nim, wszystko więc czynię z Bożą radością. Czy zamiatam, czy pracuję, czy się modlę, wszystko jest dobre i radosne, bo wszędzie widzę mego Mistrza! Oczekując na Oblubieńca, pojęłam, że moje Niebo rozpoczęło się na ziemi, Niebo w wierze, w cierpieniu i całopaleniu dla tego, którego kocham”.

„Jakie to szczęście żyć w bliskiej zażyłości z Bogiem, serce przy sercu, gdy się uczyniło ze swego życia nieustanną wymianę miłości i umie się odnaleźć Mistrza w głębi swej duszy. Wówczas nigdy nie jest się samą i odczuwa się potrzebę samotności, by móc cieszyć się obecnością Uwielbionego Gościa. Wszystko się rozjaśnia i tak dobrze jest żyć”.

„Jestem «Elżbietą od Trójcy Świętej», to znaczy, znikającą i gubiącą się Elżbietą pozwalającą ogarnąć się Trzem”.

„Wszystko przemija… u schyłku życia pozostaje tylko miłość… Wszystko należy czynić z miłości. Trzeba stale zapominać o sobie. Pan Bóg bardzo pragnie, byśmy zapomnieli o sobie… Ach, gdybym to zawsze czyniła…”

Nie moglibyśmy nie wspomnieć o tym, że w jej listach, w kontekście Bożej miłości, św. Elżbieta podejmuje również zagadnienia związane
z teologią kapłaństwa i życiem kapłana. Bardzo akcentuje ona potrzebę modlitwy w intencji uświęcenia kapłanów:

Prośmy Go, aby sprawił, byśmy byli prawdziwi w naszej miłości, to znaczy, żeby sprawił, byśmy byli istotami ofiarnymi, gdyż wydaje mi się, że ofiara jest miłością przemienioną w czyn: „On umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie”. Lubię tę myśl, że życie kapłana (i karmelitanki) jest Adwentem, który przygotowuje Wcielenie w duszach. Dawid śpiewa w pewnym psalmie, że „ogień pójdzie przed Panem”. Czyż nie jest ogniem miłość? I czyż nie jest naszym posłannictwem przygotowanie dróg Panu poprzez nasze zjednoczenie z Tym, którego Apostoł nazywa „ogniem trawiącym”? W kontakcie z nim nasza dusza stanie się niczym płomień miłości, rozprzestrzeniający się na wszystkie członki Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. Wtedy będziemy pocieszać Serce naszego Mistrza, a On będzie mógł powiedzieć, ukazując nas Ojcu: „Już w nich zostałem otoczony chwałą” (L 252).

Święty Paweł w swoim Liście do Rzymian mówi, że „tych, których [Bóg] od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna”. Wydaje mi się, ze właśnie tutaj o księdza chodzi. Czyż nie jest ksiądz tym przeznaczonym, którego Odwieczny wybrał, aby był Jego kapłanem? Wierzę, że w swoim miłosiernym działaniu Ojciec pochyla się nad duszą księdza, urabia ją swoją boską ręką przy
pomocy delikatnego dotykania, aby podobieństwo do Boskiego Ideału coraz bardziej wzrastało aż po wielki dzień, kiedy Kościół księdzu powie: Tu es sacerdos in aeternum. A więc wszystko w księdzu będzie, by tak rzec, kopią Jezusa Chrystusa Najwyższego Arcykapłana, a ksiądz będzie mógł bezustannie odtwarzać Go przed obliczem Jego Ojca i przed duszami. Jakaż to wielkość! To „przemożny ogrom Bożej mocy” przelewa się do duszy księdza, by ją przekształcić i przebóstwić. Jakiegoż skupienia i jak wielkiej miłosnej uwagi żąda od Boga to wzniosłe dzieło! (L 233).

Gorąco polecamy Wam zapoznać się z tą niesamowitą świętą. A także, na koniec, pragniemy podzielić się z Wami jej modlitwą do Trójcy świętej:

O Boże mój, Trójco, którą uwielbiam (adoruję), dopomóż mi zapomnieć całą siebie, bym spoczęła w Tobie, nieporuszona i uspokojona, tak jakby moja dusza była już w wieczności. Aby nic nie mogło zakłócić mojego pokoju ani sprawić, bym wyszła z Ciebie, o mój Niezmienny, ale by każda minuta wprowadzała mnie coraz dalej w głębię Twojej Tajemnicy. Uspokój moją duszę, uczyń z niej Twoje niebo, Twoje mieszkanie ukochane i miejsce Twego odpoczynku. Abym tam nigdy nie pozostawiła Ciebie samego, lecz abym tam była całą sobą (całkowicie cała), cała rozbudzona w wierze, cała wielbiąca (adorująca), cała wydana na Twe stwórcze Działanie.

O mój Chryste ukochany, ukrzyżowany z miłości (przez miłość), chciałabym być oblubienicą dla Twego Serca, chciałabym Cię okryć chwałą, chciałabym Ciebie ukochać… aż do śmierci z [miłości]! Ale czuję moją niemoc i proszę Cię, abyś mnie „okrył Tobą samym”, byś utożsamił moją duszę z wszystkimi poruszeniami Twojej duszy, abyś mnie zanurzył, abyś mnie zagarnął, abyś Sobą mnie zastąpił, aby moje życie było jedynie promieniowaniem Twojego życia. Przybądź do mnie jako Wielbiący (Adorujący), jako Wynagradzający i jako Zbawiciel.

O Słowo odwieczne, Słowo mego Boga, chcę spędzić me życie na słuchaniu Ciebie, chcę uczynić siebie całkowicie pojętną, by nauczyć się wszystkiego od Ciebie. A następnie, poprzez wszystkie noce, wszystkie pustki, wszystkie niemoce, chcę wpatrywać się w Ciebie i mieszkać w Twoim świetle; O moja Gwiazdo ukochana, zachwyć mnie, abym nie mogła już wyjść z kręgu Twego promieniowania.

O Ogniu trawiący, Duchu Miłości „zstąp na mnie”, aby w mojej duszy dokonało się jakby wcielenie Słowa: abym była dla Niego dodatkowym człowieczeństwem (nowym, ponawianym), w którym On odnowi całą Swoją Tajemnicę.

A Ty, o Ojcze, skłoń się ku twemu biednemu stworzonku, „okryj je Swoim cieniem” i dostrzeż w nim jedynie „Umiłowanego, w którym Ty złożyłeś wszystkie Swe upodobania”.

O moi Trzej, moje Wszystko, moja Szczęśliwości, Samotności nieskończona, Niezmierzoności, w której się gubię, wydaję się Wam jako ofiara (zdobycz). Pogrzebcie się we mnie, abym i ja mogła się pogrzebać w Was, w oczekiwaniu na kontemplowanie w Waszym świetle przepaści Waszych wielkości.