Ks. P. Sutter: Diabeł – historia opętania z Illfurtu (2)

Diabły

Były co najmniej dwa duchy piekielne w każdym z dzieci. Ukrywały swe imiona tak długo jak było to możliwe. Wezwane w imię Jezusa przez ks. Souquata, ostatecznie się ujawniły. Starszy chłopiec, Thiebaut został opętany przez Orobasa i Ypesa. Jeden z demonów przebywających w Józefie, młodszym, nazywał się Zolalelhiel, niemożliwością okazało się poznanie imienia drugiego. Ybas wpędził Thiebauta w głuchotę począwszy od lutego 1868. (…) Jednak podczas ataków słuch mu wracał i słyszał tak jak jego brat Józef. Wyzbył się głuchoty dopiero w momencie swego wyzwolenia. Duchy piekielne miały swoich przełożonych, panów, którzy sprawiali że drżały. Od czasu do czasu przyjmowały ich wizyty, co nie było dla nich przyjemne (…)

Od czasu do czasu demon pojawiał się pod postacią dzikusa, psa a nawet węża. Pewnego dnia pan Martinot zapytał jednego z opętanych: Unde venis? (Skąd przybywasz?) Ten, czyniąc znaczący gest, odpowiedział opryskliwie: Tu es diabolus (jesteś diabłem). Tu quoque (ty także) – odparł pan Martinot. (…) Pan Spies zaraz zadał mu inne pytanie, również po łacinie, i ów odpowiedział: jesteś demonem. Nie jestem diabłem – powiedział pan Martinot – ty jesteś i przypuszczalnie przywódcą demonów. Ta myśl pochlebiła mu i powiedział p. Martinotowi po niemiecku: jestem przywódcą 71 legionów (…) Nie znasz swojego imienia ani mojego [powiedział Martinot]. Znam swoje i twoje również – odpowiedział – lecz nic nie powiem. Mam swoje powody. Gdybyś był Żydem – dodał – odpowiedziałbym ci we wszystkich językach.

Mówił prawdę, albowiem odpowiadał dokładnie, kiedy chciał, na pytania zadawane po francusku i angielsku. Tego wieczora Thiebaut mówił bezbłędnie po francusku przez pół godziny a Józef przez co najmniej 10 minut, ten, który ledwo czytał.

 

Szatan i poświęcone przedmioty

Wobec tego rodzaju zjawisk ludzie byli coraz bardziej przekonani o diabelskim charakterze choroby. Ujawniał się on zwłaszcza kiedy ktoś zbliżał się do dzieci z poświęconymi przedmiotami, medalikami, różańcami a zwłaszcza wodą święconą. Wówczas zaczynały szaleć, ich usta wypełniały się pianą i broniły się gwałtownie przed dotknięciem. Gdy potajemnie zmieszano z ich jedzeniem kilka kropli wody święconej nie były już w stanie go dotknąć. „Zabierzcie ten syf” – krzyczały – „jest zatruty”. Jeśli ktoś próbował wtedy zmusić ich do jedzenie, bronili się z najwyższą gwałtownością, walcząc i głośno zgrzytając zębami. Kiedy natomiast nie było wody święconej brali jedzenie i łakomie spożywali. Dzieci musiano pouczyć by wkładały jedzenie do ust trzema palcami ich prawej ręki albowiem diabeł oświadczył: „To co pudel (tak nazwał dziecko) je lewą ręką lub dwoma palcami prawej jest dla mnie a nie dla Niego.”

Pewnego dnia (8 lutego 1868 roku) pan Tresch przyniósł dzieciom rodzynki. Najpierw dał kilka Thiebautowi i powiedział by podniósł je do ust trzema palcami swej prawej dłoni. Wściekły demon obwieścił: Nie trzeba, mówi żebyś przynosił kozie bobki psu. Jesteś psem – odparł mer – nie jesteś Thiebautem. Następnym razem – odparował szatan – usztywnię ramię psa tak że nie będzie już w stanie jeść. Pół godziny później chłopiec poprosił o trochę winogron do zjedzenia. Pan Tresch dał mu kilka lecz ten nie był w stanie włożyć ich do ust, albowiem jego ramię było sztywne. Zabrano mu je by włożyć do jego ust, lecz były mocno zaciśnięte. Następnie mer nakazał opętanemu w imię Jezusa otworzyć usta. Otworzył je zaraz i zjadł trzy. Potem powiedział: dosyć!

Gdy sąsiadka, pani Brobreck potajemnie dodała nieco wody święconej do lekarstwa, które musiały brać dzieci, oświadczyły: Wolimy wziąć wszystkie fiolki z apteki niż przyjąć cokolwiek od rodziny Brobeck. Innym razem zaproponowano im figi pobłogosławione przez kapłana: Zabierzcie te szczurze głowy! – krzyknął jeden z chłopców – ksiądz się nad nimi krzywił!

Pan Spies trzymał kiedyś małą relikwię bł. Gerarda Majelli przed twarzą Thibauda, mówiąc: Patrz oto ten, który przepędził wielu z twego plemienia!

Natychmiast chłopiec skrzywił się, nadął policzki, zacisnął gwałtownie zęby i usta. Pan Spies zbliżył się relikwią, chłopiec żywiołowo się bronił, obracał i zachowywał jak ktoś w desperacji. Wreszcie wykrzyknął: zjeżdżaj, Italczyku!

Gerard Majella był młodym redemptorystą z Włoch, który umarł w opinii świętości. Opętany nie był w stanie się tego dowiedzieć w sposób naturalny. Szatan szczególnie bał się medali św. Benedykta. I prawie wszyscy parafianie z Illfurtu poprosili o medale i nosili je stale. Kiedy raz pan Tresch czytał z modlitewnika dzieciom wykrzyknęli: Niepotrzebnie przychodzisz tu by nam mówić o Rozpiętym na Drzewie i Wielkiej Pani! – Tak ciągle nazywali Naszego Pana i Jego Błogosławioną Matkę. Pan Tresch, żeby wypróbować demona przyniósł ze sobą mały Krucyfiks. Dziecko miało oczy zamknięte i pozbawić je możliwości zobaczenia co robi pan Tresch zakrył je jedną ręką a druga kilkakrotnie umieścił mały Krucyfiks na jego ciele. I za każdym razem Krucyfiks był odrzucany, mimo iż dziecko nie poruszało się. Wreszcie powiedział głośno do demona: nakazuję ci w imię Jezusa Chrystusa, pozostawić ten Krucyfiks tam, gdzie go umieszczę. I mały Krucyfiks pozostał spokojnie na piersi chłopca. Krótko potem ten obudził się i odpowiedział panu Treschowi, który zapytał go co robił: Spałem!

Opętani mieli wielki respekt wobec Błogosławionej Dziewicy. Po umieszczeniu przez pana Trescha w uchu opętanego, który był głuchy medalika Matki Bożej Nieustającej Pomocy i nakazaniu demonowi by wyszedł z ucha, demon zawołał: nie mogę, ponieważ jest problem. Cierpię od żywicy i smoły.

Wieś na prośbę wice-prefekta pana Dubois de Jancigny oddało do dyspozycji dzieci Burnerów izbę w domu gminnym zaś ze swej strony Biskup Strasburga wysłał dwie zakonnice z konwentu w Niederbronn aby się nimi opiekowały. (…) Chłopcy, choć ich nigdy nie widzieli ani nie znali, nazwali każdą po imieniu, używając znajomych zwrotów. Powiedzieli siostrze Sewerze, urodzonej w Bawarii, liczbę i zawody jej braci i sióstr oraz ujawnili jej jej największe tajenicę. Potem mały Józef powiedział: Sprawiłoby mi przyjemność, gdybyś dała mi małą niebieską fiolkę z twojego bagażu.

 Ów bagaż znajdował się wówczas nadal na stacji. Mer posłał po nią. Tymczasem spytał zakonnicę czy aluzja chłopca była trafna. – Tak – odpowiedziała – mam w bagażu niebieską buteleczkę z eterem do mojego osobistego użytku. Kiedy siostra przynosiła mu jedzenie czy napój skropione potajemnie wodą święconą, nigdy nie dotykał ich, zazwyczaj rzucał talerzem lub szklanką o ścianę – talerz i szklanka nie pękały. (…)

Gdy pan Tresch przed odejściem od chłopca skropił znów jego łoże wodą święconą, mówiąc: Sit Nomen Domini Benedictum (Niech Imię Pańskie będzie błogosławione), demon zachrypiał: Non sit, non sit. Pewnego dnia Thiebaut poprosił o picie. Siostra podała mu wina. Napił się trochę, potem oddał szklankę, mówiąc z grymasem: To wino jest niedobre. Umieścili w nim kilka kropel wody święconej. Po krótkiej przerwie znów poprosił. Tym razem siostra przyniosła mu trochę wody, wziął łyk i zwrócił szklankę, mówiąc jak wcześniej: Ta woda jest niedobra. W niej również była woda święcona. Wreszcie poprosił o napój po raz trzeci. Siostra podała mu tę samą szklankę wody, której odmówił po spróbowaniu. Znajdowała się przy łóżku, trzymając w dłoni szklankę wody i rozmawiając z panem Treschem. Nagle dziecko kopnęło szklankę tak że poleciała na ziemię i zaśmiało się z zadowoleniem. Siostra podniosła całą wciąż szklankę i pozostała przy łóżku. Wówczas dziecko drugim ciosem wyrzuciło z rąk zakonnicy szklankę tak iż uderzyła o ścianę, nie pękając jednak.

Niedługo potem Thiebaut poprosił o jedzenie. Siostra podała mu resztkę soczewicy ze swej kolacji. Zjadł połowę z wielkim apetytem, potem oddał resztę siostre. Kwadrans później poprosił o nią znowu. Tym razem siostra pokropiła ją wodą święconą, tak iż Thiebaut nie mógł tego zauważyć i podała mu. Jednak gdy podeszła do łóżka dziecko, patrząc na talerz, odmówiło jego dotknięcia. Siostra pozostała przy łóżku. Nagle dziecko kopnęło talerz, jednak siostra go utrzymała. (…)

Raz kapłan położył medalik na uchu jednego z opętanych, gdy ów spał. Ucho nagle zaczęło dygotać aż medalik spadł. To samo powtórzyło się kiedy medalik umieszczono na głowie chłopca. Kiedy udało mu się ukryć jakiś poświęcony przedmiot, zaczynał drwić i mówić do obecnych: szukajcie swojego syfu, on śmierdzi. Opętani przytulali nowo urodzone dzieci i całowali je, lecz gdy zostały ochrzczone nie patrzyli na nich i nigdy nie bawili się z dziećmi poniżej 6 lat.

Demon był pełen nienawiści do kapłanów. Miał dla nich wyłącznie słowa pogardy i obrazy, zapożyczone z repertuaru współczesnych antyklerykałów (…) Obawiał się zwłaszcza ks. Breya, świątobliwego kapłana z Illfurt, było przerażającym widokiem, gdy dzieci szalały i wyły jak Cerber kiedy je błogosławił. Pewnego dnia pan Tresch pojawił się w domu Burnerów i spotkał w sieni księdza Proboszcza. Pan Tresch wszedł sam. Zaraz opętany powiedział mu: klecha jest tu, nic nie zrobię, a go nie widzieli. Zaczęli potem skakać i tańczyć. Pan Tresch wziął zatem trochę wody święconej i nakreślił duży krzyż na podłodze, gdzie skakali a potem powiedział im: Teraz skaczcie ile chcecie. Zaraz obaj schronili się w kącie. Potem poprosił pomocników by zaprowadzili chłopców w pokropione miejsce, lecz nie potrafili. Jakie wygibasy i grymasy robiły dzieci! Trzymały się kurczowo wszystkiego w zasięgu a nawet skakały na łóżka.

Przełożony Stumpf został obdarzony szczególną nienawiścią. Teraz idę do małego Stumpfa, łajdaka, by go wkurzyć! A chwilę potem powiedział triumfalnie: A! Zrobiłem mu sztuczkę, gdybym tylko mógł go w nią wciągnąć! Zapytaliśmy co się stało i Przełożony wyznał, że w tym właśnie momencie niewidzialna siła podniosła go, że wszystkie obrazy zawieszone na ścianach nagle spadły, że jego meble ruszały się, przewracały i że piekielny zamęt powstał w jego pokoju aż pokropił go wodą święconą i wezwał duchy piekielne w imię Boże by zostawiły go w spokoju. Szatan potem musiał przyznać: Mały Stumpf, nędznik, zamknął przede mną drzwi, smarując swój pokój błotem.

Okazywał przeciwnie dużo sympatii żydom, protestantom a zwłaszcza masonom: „To dobrzy ludzie, mówił czasami, wszyscy powinni ich naśladować. Szukają prawdziwej wolności. Oszczędzają naszemu panu wiele problemów i pozyskują dla niego wiele ludzi. Jednak bękarty i kalotyni (katolicy i kapłani)  są jego upadkiem i wyrywają mu wiele dusz. Nigdy nie mówił źle o złodzieju i bluźniercy, chwalił tych księży, którzy wspierali jego sprawę, mówiąc że wszystko co spotkało dzieci było niczym. Demon okazywał odrazę wobec sutanny czy zakonnego habitu. Nie pozwalał nikomu w takim stroju się dotykać, przeciwnie nie sprzeciwiał się gdy osoba świecka przykrywała go swoim płaszczem czy inną częścią ubioru. (…)

Przed atakami dzieci te bawiły się i grały jak inne w ich wieku. Podczas nich zachowują się niczym maszyny, gdy atak przechodzi nie pamiętają co mówiły lub robiły. (…) Kilka razy po ich akcjach i konwulsjach kładziono dłoń na czole i policzkach dzieci, i za każdym razem piekielna istota mówił przez ich organy: Pies nie jest gorący, to nie on działa. (…)

Okazały miedziany krucyfiks umieszczony na szyi Józefa od razu się przekręcał, przyjmując kształt X aż go usunięto. Zjawisko to powtarzało się ilekroć krucyfiks umieszczano mu na ramionach. Szkaplerz położony na nim pewnego dnia od razu poleciał w powietrze, wielkim łukiem, lądując na kepi obecnego konstabla Wernera. Chłopiec jednakże się nie poruszył. Opętany powiedział pewnego dnia do pana Trescha: kiedy wy ludzie idziecie do chlewu (tj. do kościoła), podnosicie ręce i wrzeszczycie (tj. modlicie się) idziecie wszyscy w górę – i wskazał na niebo – lecz ci, którzy tego nie czynią, idą do nas.

Pewnego dnia niewiasta z Bettendorf umieściła poświęcony szkaplerz na piersi chłopca, którego ręce trzymano. Dziecko zaczęło krzyczeć: jeśli chwycę twoje kozie bobki (paciorki różańca) rozwalę ten ogon kota (różaniec) na kawałki, lecz nie mam prawa dotykać wizerunku Wielkiej Pani, który się na nim znajduje!

Zapytano go: zatem co jest na medaliku?

Mały chłopiec i mała dziewczynka chronieni przez Wielką Panią. Był to medalik z La Salette przedstawiający objawienie Matki Bożej dwójce dzieci Maksyminowi i Melanii. Jedna z osób pomagających powiedział nabożnie: od sideł diabelskich, zachowaj nas Jezu. Opętany wpadł w wielką wściekłość i zawołał: Cisza, kłamiesz, zamknij się, nie, nie.

W dzień Bożego Ciała pan Tresch, chcąc zobaczyć skutek jaki widok procesji oraz obecnośc Najświętszego Sakramentu wywoła u opętanych, wziął ich do domu i umieścić w izbie na parterze, której okna wychodziły na ołtarz procesyjny. Powierzył ich opiece swego służącego i innego krzepkiego młodzieńca. Gdy procesja zbliżyła się ich niepokój wzrósł. Jednak kiedy Najświętszy Sakrament przechodził i słyszano pieśni groza u opętanych osiągnęła apogeum: krzyczeli, wyli, biegali po pokoju, czasem rzucając się do drzwi by uciec, czasem ku oknom by wyskoczyć na ulicę, i ich strażnicy z największą trudnością ich kontrolowali. Jak tylko udzielono błogosławieństwo i procesj oddaliła się obaj uspokoili się.

Kiedy wróciliśmy do kościoła, ojciec kapucyn, który niósł Najświętszy Sakrament w procesji zapytał pana Trescha o hałas i krzyki jakie słyszał wewnątrz domu. Pan Tresch powiedział mu, że pochodziły od opętanych, którzy tam się znajdowali. Zakonnik prosił by pokazać mu dzieci i po opuszczeniu kościoła pan Tresch zaprowadził go do domu rodziny Burner. Jak zawsze w obecności kapłanów, zakonników a nawet pobożnych ludzi, dzieci zachowywały się z rezerwą na widok kapucyna i nic nie robiły. Jednak kiedy zakonnik położył swój krótki płaszcz na ramionach Thiebauta, ten zaczął walczyć z księdzem i nie pozwolił absolutnie by strój zakonny go dotykał. (…)

Ks. Brey przy pomocy dwóch sióstr matki i robotnika drogowego zabrał dzieci na spacer do kościoła cmentarnego poświęconego Matce Bożej Siedmiu Boleści, oddalonego o kilometr od wioski. (…) Kiedy pojawili się przy moście dwójka dzieci zaczęła zbliżać się do barierek i chciała wskoczyć do wody. Z trudem powstrzymaliśmy ich. Wreszcie przekroczyliśmy most i dotarliśmy do dużego orzecha u stóp wzgórza, na którym znajduje się kościół i cmentarz. Wówczas starszy zatrzymał się i nie chciał iść dalej. Musieliśmy go przymusić siłą. Kiedy dotarł do drzwi kościoła upadł sztywny na progu. Zabrano go i wniesiono do kościoła. Po kilku chwilach odzyskał przytomność i dwójka dzieci dość łatwo odmówiła kilka modlitw. Tak jak trudno było ich poprowadzić na tę małą pielgrzymkę, tak łatwo było ich skłonić by wyszły z tego miejsca. Chłopcy nawet nie wyszli, wybiegli i ciągnęli osoby, które ich prowadziły, męcząc ich bardzo. Mieliśmy trudności by ich powstrzymać.

Sceny tego rodzaju, choć mniej gwałtowne, miały miejsce kiedy tylko opętani mieli kontakt z krucyfiksem, różańcem czy jakimś innym poświęconym przedmiotem. To samo przerażenie, groza, inwektywy, zaciekłość. Wszystko to dowodzi zdumiewającej mocy i cudownej skuteczności sakramentaliów, które dla chrześcijanina prowadzonego przez wiarę stanowią doskonały oręż przeciw pokusom i atakom nieprzyjaciela naszego zbawienia.

This entry was posted in Historia Kościoła. Bookmark the permalink.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.