DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ XXIV.

 

Przywiązanie do rodzeństwa. Uszanowanie starszych. Posłuszeństwo. Wdzięczność. Jak przyjmować i wypłacać się za dobrodziejstwa.

 

1. Nad wszelki wyraz chlubnie jest dla człowieka, kiedy sobie powiedzieć może: zawszem szanował i posłuszny byłem rodzicom; rozkazy ich, nawet najcięższe, z uszanowaniem i pokorą wykonywałem; zawsze byłem dobrym synem ojczyzny; braciom, krewnym, dobrze czynić nie przestawałem; a nikt mnie w dobrodziejstwach uprzedzić nie mógł. Te to są sposoby, przez które dopełniamy, cośmy winni ojczyźnie, rodzicom, braciom, rodzinie. A cośmy rodzeństwu przez przywiązanie, to naczelnikom Kościoła, panującym, nauczycielom i innym, którzy czy dostojeństwem, czy nauką, czy wiekiem, czy świątobliwością i cnotą wyżsi są od nas, przez uszanowanie okazywać powinni. Zwykliśmy bowiem przed nimi z miejsca powstawać, głowę odkrywać, z drogi im ustępować, z powozu wysiadać, w ręce całować, i inne oznaki czci wyrządzać. To zaś wszystko wylanym i pełnym czci sercem czynić będziesz, jeżeli wyższość ich w wewnętrznym przekonaniu uznasz. Bo stąd w myśli zrodzi się jakaś nieśmiałość i jakaś niby bojaźń, która ci zbytecznej z nimi poufałości zabroni, i która sprawi, że przy ich wyższości lepiej się twoja niskość odbije. Wszelka władza od Boga idzie; i przeto wszystkie oznaki czci, które zwierzchnikom wyrządzisz, będą niedostateczne, kiedy je nie ze względu na Boga wyrządzać będziesz.

 

2. Jako nieposłuszeństwo pierwszych rodziców stało się wszystkich klęsk źródłem, tak przez posłuszeństwo Syna Bożego odzyskaliśmy dziedzictwo wieczne, z warunkiem, żebyśmy i sami posłuszni byli. Posłuszeństwo, to korona wszystkiego; to najściślejszy węzeł, który całe dzieło stworzenia z jego najpierwszym początkiem łączy. Przez nie albowiem wszystko jak z Boga idzie, tak jakąś cudowną koleją nazad do Boga wraca. Chrystus je zaleca jako cnotę nad cnoty; a chcąc nam przykład zostawić, stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej. Lepsze jest posłuszeństwo, niżeli ofiara: bo przez nie własną wolę jakby całopalenie poświęcamy Bogu. Ale potrzeba uważać rozkaz zwierzchnika jakby głos pochodzący od Boga, nie pytając się, na co i dlaczego? Ten nie umie roztrząsać, kto się doskonale posłusznym być nauczył. Jak tylko prawo nakazało, jak tylko zwierzchnik dał rozkaz, jakem tylko wolę jego zrozumiał, nie pytam, nie rozprawiam, nie zdobywam się na wymówki; lecz po prostu, natychmiast, do spełnienia się biorę, gotów wesoło i ochoczo najtrudniejsze nawet spełniać rozkazy. W jednym tylko razie sprzecznym i opornym być możesz, jeśliby cię kto od dobrego odwodził, albo co przeciwko prawu Bożemu rozkazywał. Poza tym wszystko mocną wolą i bez szemrania wykonywać winieneś.

 

3. Wdzięczność, jest to poczuwanie się, że mamy dla kogoś obowiązki za odebrane dobrodziejstwo. Najpierwej trzeba je wysoko cenić u siebie, jeżeli już nie dla samego dobrodziejstwa, to przez wzgląd na dobre chęci i serce dobroczyńcy. Potem trzeba je w trwałej zachować pamięci i zawsze mieć je obecne przed oczyma duszy. Nie może ten odwdzięczać dobrodziejstwa, kto o nim nie pamięta; a kto je w żywej zachowuje pamięci, to tak jak gdyby już wywdzięczył się za nie. Nie trzeba do tego być bogatym, nie trzeba wielkich zachodów, ani powodzenia; to u każdego jest w sercu. Gdy sił zabraknie, chęcią można nadstarczyć, którą nawet królom wywdzięczyć się potrafisz. Gdy ci kto wyświadczy dobrodziejstwo, przyjm je z wypogodzonym czołem; a niech dobroczyńca wyczyta radość w twych oczach, ażeby się jego serce rozradowało dobroczynności swojej owocem. Miło widzieć radość na twarzy przyjaciela, ale daleko milej być tej radości sprawcą. Kiedy dobrodziejstwo mile, a wdzięcznym i czułym sercem przyjmujesz, jużeś się w części wypłacił. Nie myślał ten być wdzięcznym, kto je za siebie rzucił, żeby mu na oczach nie stało. Kto wysławia dobrodziejstwo, kto mówi, że się nigdy za nie wywdzięczyć nie potrafi, ten już wdzięczności dowiódł. Kto dar przyjmuje zimno i jakby nie swoimi rękami, ten zdaje się, że go ma za nic. Kto zaledwie da jakiś znak uczucia, kto podziękowanie jak przez zęby cedzi, ten mniej by się okazał niewdzięcznym, gdyby zupełnie milczał. Człowiek dobry jak tylko dobrodziejstwo odebrał, już o wdzięczności myśli. Bo cóż może być bardziej niesprawiedliwego, jak nie uiścić się z zaciągniętego długu? A nawet z nadmiarem oddawać trzeba, jak ziemia, która, powierzone sobie ziarno wielokrotnie wynagradza. Strzeż się jednak, ażebyś nawet zbytecznym pośpiechem nie uchybił. Są tacy, którzy jak tylko jaki dar odbiorą, wnet nawzajem inny oddają, ażeby pokazać, że nikomu nic nie chcą być winni. Jest to pewny rodzaj wzgardy, kiedy w tej samej chwili za dar jakby kupiony, innym darem płacisz.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 164-168.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVII, Kraków 2017

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: