U mnie antysemityzm nie wychodzi, bo nie widzę Żydów (nawet na lekarstwo). Szwagier mówił mi, że dziewczyna, w której zakochałem się w piątej klasie była Żydówką; miał to podobno poznać po imieniu, nazwisku i miejscu zamieszkania (jakieś dla niego charakterystyczne, bo rodzice jego z tamtych stron pochodzili).
Widać natomiast czarnych. Żona nazwała psa "Czaruś", ja na to - co ? czaruś ? caruś ? a może córuś ? Nie, będzie wabił się "Czarny". I tak przez lata wychodziłem z nim przed dom, czyli, tak się składa, pod okna księży. Po dwóch latach zajarzyłem, że ...
Widać natomiast jeszcze innych czarnych. Idę z Czarnym, a żona Murzyna mówi do synka Mulatka: "Nie goń pieska, Patryk, bo cię ugryzie !". Chcę zawołać psa, ale zajarzyłem, więc nie zawołałem. Mówię tylko: "Nie ugryzie, nie ugryzie"
Jak z jajkiem...Ale tym bardziej trzeba wybaczyć, bo są niewinni. Księdzu wybaczyć, że jest "naznaczony", Murzynowi - że jest "naznaczony", Żydowi - że jest "naznaczony". Zresztą, nas też "naznaczyli" - "polskie obozy". Ktoś musi przerwać ten obłęd.
No, ale na egzaminach - bez przywilejów. (Dostaje ksiądz mandat - policjant antyklerykał. Dostaje Murzyn mandat - policjant rasista. Dostaje Polak mandat - policjant antypolonista)
"Que sera..." - bez obłędu, co ma być, to będzie