Brat Kamil
586

Rozważania → Niedzielna Liturgia Słowa

W pierwszym czytaniu

Dzieci Wielkiego Inkwizytora

ks. Robert Skrzypczak

gosc.pl/doc/3840695.Dzieci-…

Istotą grzechu jest uśmiercenie Boga w sobie.

To musiało niemile brzmieć w uszach ludzi słuchających Piotra. Przybyli do Jerozolimy na święto Pięćdziesiątnicy, hebrajską uroczystość szawuot, by podziękować Bogu za dar Tory – Prawa. Większość z nich prawdopodobnie nie brała udziału w egzekucji Nauczyciela z Nazaretu w czasie poprzedniej Paschy. Fizycznie nie przyłożyli ręki do odebrania życia Jezusowi na Kalwarii. Tymczasem „donośny głos” Piotra wdzierał się w ich serca i jak rozgrzanym żelazem przebijał na wylot ich samoświadomość: „Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził (…), przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim”. Światło zmartwychwstania i łaska Bożego przebaczenia wypełniały ich uszy i wnętrze, pozwalając po raz pierwszy stwierdzić, że nikt o własnych siłach nie jest w stanie unieść Bożego Prawa, nikt nie potrafi wypełniać wszystkich Bożych przykazań. Prawo zostało dane człowiekowi, aby ten mógł lepiej poznać własny grzech. A istotą grzechu jest uśmiercenie Boga w sobie. Gdy przed ponad stu laty Friedrich Nietzsche ogłosił się prorokiem śmierci Boga, nie zamierzał powiedzieć, jakoby sędziwemu Bogu ze starości zatrzymało się serce i ludzkość, chcąc nie chcąc, musi urządzić pogrzeb swemu Stwórcy. Mówił: „Bóg umarł i myśmy Go zabili”, obwieszczając w zasadzie to samo, co dwa tysiące lat wcześniej czynił apostoł. I miał jak tamten na myśli ludzką duszę, samoświadomość.

Staliśmy się nieumyślnymi spadkobiercami tej strasznej wiadomości. Joseph Weiler, żydowski prawnik z USA, zauważył, że dziś Europa zachorowała na „chrystofobię”. Padły na naszych oczach wielkie i straszne systemy: nazizm i komunizm, które ze zwalczania Chrystusa i wyrywania Go z serc ludzkich uczyniły główny cel swej obłąkańczej polityki. Systemów tych już nie ma, runęły mury podziałów i obozy prześladowań zwolenników Nazarejczyka. Nastała wolność myślenia, swoboda zrzeszania się i otwarte granice. Tymczasem awersja do Chrystusa pozostaje i zdaje się dominować w przekazach kultury, głównym nurcie propagandy i liberalnym podejściu do życia. Znów ludzie chcą Go wyrzucić z gmachów parlamentów, sal szpitalnych i budynków uniwersytetu. Nie ma On prawa wstępu do podręczników z psychologii, debat ekonomistów i dyskusji bioetycznych. Powraca Wielki Inkwizytor z powieści Dostojewskiego, który mówi Chrystusowi: „Dlaczego przychodzisz nam przeszkadzać? Bo że przychodzisz, aby nam przeszkadzać, to sam dobrze wiesz. A czy wiesz, co się stanie jutro? Nie wiem, ktoś Ty, i wiedzieć nie chcę, czy to Ty, czy tylko Jego podobieństwo, sobowtór, ale możesz być pewny, że jutro Cię zasądzę i spalę na stosie jako najgorszego z heretyków, a ten sam lud, który dziś całował Twoje stopy, jutro na jedno moje skinienie rzuci się do podgarniania węgli na Twoim stosie. Wiesz o tym czy nie? Tak, Ty chyba jednak zdajesz sobie z tego sprawę… Dlaczego więc przychodzisz teraz nam przeszkadzać? I to tak milcząco, przenikliwie patrzysz na mnie swoimi łagodnymi oczyma? Wpadnij w gniew, ja nie chcę Twojej miłości, bo sam Ciebie nie kocham… Idź sobie i nie przychodź więcej... nie przychodź wcale... nigdy, nigdy!”.

Tymczasem apostoł ogłasza miłość Boga mocniejszą od naszej podłości i zagubienia. Miłość odrzucona okazuje się miłością, która ocala. Bóg ma dla nas przebaczenie. Kocha człowieka, który przestał kochać nawet samego siebie. Wyparł się swego Jezusa, za którym teraz beznadziejnie tęskni. „Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami”.

.


W drugim czytaniu

Ojciec czeka w niebie

o. Augustyn Pelanowski

gosc.pl/doc/3840699.Ojciec-…

Ten świat jest obczyzną, a nie ojczyzną.

Ostatnio nawet w katolickich wspólnotach celem spotkań stały się uzdrowienia, a nauczający wstydzą się mówić o spowiedzi i Eucharystii, by nie drażnić wierzących inaczej. Czy to nowy rodzaj zaparcia się Piotra?

Kościoły to nie uzdrowiska, choć Jezus w świątyniach uzdrawia. Jesteśmy wykupieni dla życia wiecznego, jeśli tylko we Krwi Chrystusa, przelanej za nasze grzechy, szukamy obmycia, a nie w jakichś zdrojach natury szukamy kondycji herosa. Nie ekologia nas zbawi, ale drogocenna Krew Chrystusa. Celem chrześcijanina nie jest zdrowe odżywianie, skądinąd bardzo pożyteczne, tylko spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa. Coraz więcej uwielbień i nauczania o uzdrowieniu sprawia, że uwaga wierzących przesuwa się ze zbawienia na uzdrowienie, a to nie to samo. Przestają nam być już potrzebne sakramenty, a nie możemy się obyć bez kaznodziejów, którzy coraz częściej przypominają korporacyjnych coachów wprawiających słuchaczy w trans megahallelu. Wszystko jest ważne, ale oby to, co ważne, nie przesłoniło nam tego, co najważniejsze. Benny Hinn, Joel Osteen, Rober Tilton, niedawne gwiazdy stacji Trinity Broadcasting Network, mają swoje klony w Polsce, które prześcigają się w oryginalności, gestach uchodzących za cudowne i niespełniających się proroctwach. Świadectwa gwiazd popkultury, imponująca rozrywka, megahallel, wymuszone zaśnięcia i chwilowe uzdrowienia… Jednym słowem – Emaus komfortu i wiary w to, że życie na ziemi może być super, jeśli tylko się tego zechce. Obfitość, zdrowie, sukces nie są celami dla chrześcijanina. Nie Emaus, tylko Jerozolima Ukrzyżowanego została wskazana przez Jezusa uczniom. Nie chodzi bynajmniej o cierpiętnictwo, tylko o realizm. Od krzyża się nie ucieknie, można go przetrwać tylko z Jezusem, i to dzięki stałemu karmieniu się eucharystycznym pokarmem. Inaczej nie damy rady. Podwyższenie samooceny w sposób farmakologiczny albo obniżenie poziomu nadpobudliwości nie zmieni faktu, że i tak pewnego dnia umrzemy i nie wszystko będzie za życia wspaniałe i miłe.

Ten świat jest obczyzną, a nie ojczyzną. Ojciec czeka na nas w niebie, a nie my czekamy na Jego powrót na ziemię, która już nigdy nie będzie rajem.

.

Ewangelia z komentarzem

Poznanie przy łamaniu chleba

ks. Zbigniew Niemirski

gosc.pl/doc/3840704.Poznani…

W Wieczerniku pojawiło się określenie „odmówił dziękczynienie”.

1. Statystyka. Patrząc z dzisiejszej perspektywy na narracje o życiu Pana Jezusa, nietrudno zauważyć, że ewangeliści nie spełniają współczesnych oczekiwań co do proporcji w opowiadaniu o życiu bohatera. Ewangelista Marek w ogóle nie jest zainteresowany opowiadaniem o narodzinach i dzieciństwie Zbawiciela. A każdy z czterech ewangelistów minimum jedną czwartą swego opowiadania poświęca trzem dniom życia Jezusa Chrystusa i Jego ukazywaniu się po zmartwychwstaniu. Ta obserwacja pozwala na założenie, że pierwsi odbiorcy i słuchacze orędzia o zbawczym dziele Chrystusa szukali uzasadnienia i zrozumienia, czym jest Eucharystia, na której się gromadzą, bo ona uobecniała i Wieczernik, i Golgotę, i pusty grób z tym, co potem nastąpiło.

2. „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela”. Oczekiwania uczniów idących w kierunku Emaus dotyczyły doczesnej nadziei ich narodu, że oczekiwany Mesjasz będzie wyzwolicielem politycznym, który pokona rzymskich okupantów. Ów rys oczekiwania na Mesjasza politycznego był bardzo mocny wśród Żydów współczesnych Panu Jezusowi i – jak widać – nieobcy był także osobom z kręgu uczniów Chrystusa. Ów polityczny rys odzywa się w tytule „syn Dawida”. Tak wołał do Pana Jezusa ślepiec Bartymeusz, uzdrowiony tuż przed uroczystym wjazdem Zbawiciela do Jerozolimy. No i „Hosanna Synowi Dawidowemu” wołają tłumy witające Jezusa w świętym mieście. Taki rys, czysto polityczny, pozwala zrozumieć, jak to się stało, że ci sami ludzie pięć dni później będą krzyczeć: „Ukrzyżuj!”. Oni wszyscy spodziewali się doczesnego triumfu. A gdy Jezus został aresztowany i haniebnie stracony przez tych, których miał przegnać, pojawiło się zwątpienie. Uczniów idących do Emaus nie poruszyły nawet wieści przekazane przez kobiety, które miały widzenie aniołów zapewniających, że On żyje, i nie zmusiły ich do głębszej refleksji informacje uczniów widzących pusty grób.

3. Wracają słowa z Wieczernika. Obaj uczniowie zdążający do Emaus nie należeli do grona 12 apostołów. Byli uczniami, zapewne z grona tych 70 czy 72, o których opowiadają Ewangelie. Oni patrzyli na to, co robił towarzysz ich wędrówki, którego zaprosili na nocleg, a resztę przekazuje sam ewangelista, który w opisie niby zwyczajnego wieczornego posiłku używa tych samych uroczystych słów, których użył w opisie przeistoczenia chleba podczas ostatniej wieczerzy: „wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im”. Jest tylko jedna mała różnica. W Wieczerniku pojawiło się określenie „odmówił dziękczynienie”. I znów: sprawowana przez pierwszych chrześcijan Eucharystia znajduje swe uzasadnienie w opisach ukazywania się Zmartwychwstałego.

4. Eucharystia sprawowana przez wszystkie wieki i każdym miejscu winna otwierać oczy uczniów. Bywa, że jesteśmy podobni do obu wędrowców zmierzających do Emaus. Wydarzenia i przeróżne okoliczności tak nas angażują, że – podobnie do nich – nie zauważamy Pana, który zaczyna być naszym towarzyszem drogi. Nawet nie bardzo przekonują nas Jego wywody. I może trzeba znaku łamanego chleba, by powiedzieć: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze?”.

gosc.pl/doc/3840704.Poznani…