Samozwańczy "prorocy" którym nie po drodze z Kościołem raczej nie są groźni,bo czas nie jest łaskawy dla ich mistyfikacji i szybko się kończą.Próbują czymś zaskoczyć, najlepiej jechać na duchowieństwo, że już zeszli na manowce więc nie ma czego w kościele szukać,papież zdradził,biskupi przeszli na stronę złego,ale oto jest światełko w tej ciemności...To przerabiamy ciągle z jehowitami więc nie jest groźne.
Ale bywa że sekta działa pod skrzydłami Kościoła i w biały dzień zwodzi dusze.
Tak było w Ruchu Rodzin Nazaretańskich powstałym w niespokojnych latach 80-tych,
ha,co tam się działo:
Wybrani członkowie Ruchu, będący gotowi na spotkanie z p. Bielą, dowiadywali się, że kiedy on mówi, to „mówi Matka Boska”. (...) Uważano, że p. Biela mówił od siebie tylko wtedy, gdy się spowiadał.
I tak było przez 20 lat,dopiero zmiana na tronie biskupim w stolicy pomogła wyjaśnić tę chorą sytuację i zrobić porządek z "charyzmatykiem" i założycielem.

Wszystko fajnie. Ale nie każda modlitwa kierowana jest do Pana Jezusa lub się do Niego odnosi, np. Ojcze Nasz lub modlitwa do św. Michała Archanioła. Myśle że warto zastosować tu zasadę " poznacie ich po ich owocach", by nie okazało się że walczymy z Bogiem. "Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem."( Dz. 5, 38-40)