11 lutego 2020

Zielone dzieci Malthusa. Religia antynatalizmu atakuje

(źródło: pixabay.com)

Od czasu do czasu pojawiają się radykalni działacze na rzecz tzw. obrony klimatu, którzy pod wpływem katastroficznych wizji zagłady planety, zaczynają mówić o potrzebie ograniczenia ludzkiej populacji. Najczęściej ma to usprawiedliwiać jak najszerszy dostęp do zabijania nienarodzonych dzieci. Bywa jednak i tak, że zawiłe meandry nowego dyskursu lewicowego prowadzą ich do wniosku o potrzebie wysterylizowania już nie tylko bezdomnych psów i kotów, ale i… ludzi.

 

Znajdują się nawet tacy „pionierzy postępu”, którzy dokonują już takich zabiegów na sobie w imię „odpowiedzialności za planetę”. Przykładów przybywa, choć są na razie traktowane jako rodzaj pewnych ciekawostek i bardziej chorób umysłowych, niż przykładów na skutki skrajnych ideologii. 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Eunuchowie „zbawcami świata”

Na początku ub. roku lewicowy portal VICE opublikował reportaż o takich nawiedzonych „zbawcach świata”. Pewna para dla dobra planety i ludzkości postanowiła się wysterylizować. „Posiadanie dzieci to bardzo egoistyczny wybór” – mówiła 24-letnia panna Florence i dodawała, że „sam fakt, że żyjemy oznacza zanieczyszczanie planety”. Portal zwracał uwagę, że nie są to już odosobnione przypadki.

 

Podobne głosy pojawiały się nawet wśród polityków. Były francuski minister i eurodeputowany z Partii Zielonych Yves Cochet wzywał rodaków, by sami się już nie rozmnażali, a przy okazji zrobili miejsce dla imigrantów. „Bogate kraje jako pierwsze muszą ograniczyć swą populację. To one najbardziej zanieczyszczają środowisko. Ograniczenie liczby narodzin pozwoli nam lepiej przyjmować imigrantów, którzy pukają do naszych drzwi” – tłumaczył. Cochet jest zwolennikiem „umiarkowanego neomaltusianizmu”.

 

Na Północy Europy były dziennikarz szwedzkiej telewizji publicznej zapowiedział, że podda się zabiegowi sterylizacji w celu wniesienia swojego udziału do walki ze zmianami klimatycznymi. Gurgîn Bakircioglu dodał, że „dzieci są urocze, ale nie są przyjazne dla środowiska”. Przykłady takich „gierojów klimatyzmu” można by mnożyć.

 

Grupa „Ginks”

Francuski tygodnik „Paris Match” poświęcił im duże opracowanie. Grupa „Ginks” to osoby samotne lub pary, które odrzucają ideę rodziny i dotychczasowy model społeczeństwa, które niszczy planetę. „Ginks” (Green inclinations, no kids) to zwolennicy „zielonej ideologii”, którzy odrzucają posiadanie dzieci jako rzecz „szkodliwą dla klimatu”. Żeby ratować planetę trzeba się wyrzec dzieci, małych „zanieczyszczaczy” środowiska. Jest to ich zdaniem naturalna konsekwencja strachu związanego z rzekomą „eksplozją populacyjną świata”, wyczerpywaniem się zasobów naturalnych Ziemi i jej zagłady. „Czysty idealizm”, który popycha młodych i bardzo młodych ludzi do wazektomii i sterylizacji. Tu już nie chodzi o np. środki antykoncepcyjne, ale rodzaj nieodwoływalnego aktu „heroizmu dla klimatu”.

 

„Paris Match” zapytał takich ludzi o ich motywacje. Autor mówi o tym, że spotkał „młode i zdeterminowane dziewczęta i chłopców, którzy podjęli takie działania (okaleczenia przez sterylizację – przyp. aut.) lub są gotowi je podjąć”.

 

Aurelia – przykład „nawrócenia”

26-letnia Aurelia mówi tygodnikowi: „Domek, mąż, dzieci i pies? Wolę się zastrzelić”. W wieku 20 lat wybrała podróżowanie i tanią „alternatywną turystykę”. Pracowała tylko, aby uzyskać środki na podróże. Swój czas jeszcze dzieli na pracę w schronisku dla zwierząt i w eko-ogrodzie.

Zamieszkała w eko-wiosce. „Wybrałam ekologię jako priorytet w moim życiu. Nie winię moich rodziców za to, że mnie urodzili. Ale nie powiem, że nie cierpiałem z tego powodu, że zostałam umieszczona na umierającej Ziemi”. Sama nie zamierza mieć dzieci. Mówi, że swój życiowy cel odkryła w wieku 8 lat. Trochę to przypomina chorobliwą pasję Grety Thunberg.

 

Wiedzę czerpie z internetu. „Byłam zdruzgotana, płynęły mi łzy. Łzy, które dały mi odwagę do walki”- opowiada dziennikarzowi. W 2001 roku obiecała sobie zrobić wszystko, aby jej ludzki gatunek nie zniszczył Ziemi”. Jako jeszcze nastolatka została wegetarianką. Gładko obraca aksjomatami ekologów i wegetarian: „przemysłowa produkcja mięsa jest jedną z głównych przyczyn zmian klimatu”.  Zna nawet raporty FAI i wie, że „na całym świecie hodowla zwierząt jest odpowiedzialna za 14,5 proc. emisji gazów cieplarnianych”.

 

Robi maturę i uzyskuje dyplom w dziedzinie kształtowania krajobrazu. Dla Aurélii ważniejsze są jednak jej lęki egzystencjalne związane z ociepleniem klimatu. Należy od grupy 4,3 proc. Francuzek, które deklarują, że z różnych powodów nie chcą i nie będą miały dzieci. Taki procent podawał Krajowy Instytut Demografii (INED) w 2014 r.

 

Ten ruch antydemograficzny, doprowadzający w konsekwencji do niszczenia możliwości prokreacyjnych jest też formą kastracji tożsamości własnej osoby. W dodatku często jest to akt nieodwracalny w skutkach. Młodzi zmądrzeją, bezpłodność pozostanie. Za to zjawisko odpowiadają rozmaici szarlatani wszczynający planetarne alarmy. Ich skrajne skutki dla młodych i wrażliwych ludzi kończą się właśnie samookaleczeniem. Istnieje absolutna korelacja chronologiczna pomiędzy pojawieniem się katastroficznych wizji „proroków ochrony klimatu” i owych samookaleczeń.

 

Nowe pokolenie „childfree”

Tygodnik przytacza opinię doktor psychologii Edith Vallée, autorki pracy „Bez dzieci, ona mówi…”, która dzieli grupę kobiet „wolnych od dzieci” na trzy grupy. Pierwszej potrzebę posiadania dzieci zastępuje miłość do drugiej osoby. Druga grupa to kobiety aktywne zawodowo, czy społecznie, który dzieci przeszkadzają np. w karierach. Trzecia grupa to właśnie „Ginks”. Vallé twierdzi, że ta grupa wyszła z cienia i mogła sformułować swoje pretensje do świata dzięki… ruchom gejowskim.

 

Homoseksualiści mieli im przetrzeć ścieżki „wyrażenia intymności i osobistych pragnień”. To pozwoliło „wyjść z szafy” także tym, którzy z przyczyn ideologicznych odrzucają posiadanie dzieci. Drugim wektorem, który pozwolił na publiczną artykulację ich postulatów miał być zaś feminizm. Ten ruch otworzył im drogę do wyboru takiej „samorealizacji”.

 

LGTB, czy feminizm na tyle zmieniły społeczeństwo, że rodzenie dzieci przestało być powołaniem kobiety. „Ginks” nie muszą się już nikomu tłumaczyć, nie ma też już społecznych „reakcji moralizujących” – dodaje Edith Valée. Ta psycholog uważa, że nie wszystkie kobiety muszą się czuć spełnione przez macierzyństwo.

 

Dlaczego radykalna sterylizacja?

Wracajmy do naszej Aurelii. 4 lipca 2001 r. poddała się  zabiegowi salpingektomii, czyli całkowitego usunięcia jajowodów. Wybrała radykalną metodę. Pytana o środki antykoncepcyjne mówi, że odrzuciła je, bo też mają negatywny skutek dla ekologii. Padł tu przykład brytyjskiego raportu i badań, które miały wykazać, że 20 proc. samców ryb słodkowodnych stało się transpłciowe, głównie z powodu cząsteczek znajdujących się w pigułkach antykoncepcyjnych, które trafiają do rzek. W wieku 24 lat Aurelia w imię chorej „religii ekologicznej” poddała się kastracji. Dla niej to „cztery małe nacięcia, a półtorej godziny później… wyzwolenie”.

 

Po operacji miała komplikacje zdrowotne, ale jak twierdzi, „pomimo tych komplikacji pooperacyjnych odczuwałam ulgę i cieszyłam się, że w końcu jestem sterylna”. Na pytanie – czy nie boi się, że będzie tego kiedyś żałować? – odpowiada, że ​​podjęła „jedną z najlepszych decyzji swojego życia”. 

 

Przypadek Sereba

Rozmówcą „Paris Match” jest też niejaki Sereb, z zawodu technik teatralny. Skarży się na trudności z dostępem do dobrowolnej sterylizacji. „Ginks” mają już jednak „wsparcie”, powstają grupy lekarzy wspierających takie operacje i „rozumiejących” takich pacjentów. Sereb wysterylizował się w 2016 roku, w wieku 28 lat. Mówi, że myślał o tym od 4 lat, ale zwlekał bo „był w związku z młodą kobietą, która chciała kiedyś zostać matką”. Zabiegu dokonał dopiero po rozstaniu, bo jest przecież „odpowiedzialny”. Ma teraz nową „partnerkę”, która podziela jego troskę o planetę. Ona też nie chce mieć dzieci. Wspólnie uznali, że najlepsza metoda to wazektomia.

 

Poszukiwania lekarza trwały 2 miesiące. Okazało się, że medycy powoływali się na „klauzulę sumienia”, a większość starała się odwieść młodzieńca od nieodwołalnego kroku. W końcu znalazł się lekarz w Grenoble, który zabieg wykonał, ale w ramach „kompromisu”. Nasienie Sereba jest przechowywane „na wszelki wypadek” i płaci za to magazynowanie 50 euro na rok.

 

Naczytał się Malthusa

Sereb nie chciał mieć dzieci już w wieku dojrzewania. Był zwolennikiem maltuzjanizmu. Utwierdził się w tym jako dorosły.  Chodzi mu o „ograniczenie wpływu ludzi na środowisko”, a „posiadanie dziecka oznacza dodanie mu jeszcze jednego konsumenta”. Najciekawsze, że ten 32-letni dziś artysta pochodzi z… wielodzietnej rodziny. Jest pod wpływem „filozofów ekologicznych”, jak np. Théophile de Giraud, teoretyk antynatalizmu, autor dzieła „Uratuj planetę, nie rób dziecka!”.

 

Powołuje się na badania opublikowane w „Environmental Research Letters” w 2017 r. Na pytanie jakie działania mogą ograniczyć emisje gazów cieplarnianych? – odpowiada, że nie jest to wymiana żarówek, pranie odzieży w zimnej wodzie, czy rezygnacja z transatlantyckiego lotu samolotem. „Żadne działanie nie jest bardziej skuteczne niż mieć jedno dziecko mniej”.

 

„Nowy wspaniały świat” coraz bliżej

Istnieje już zresztą cała grupa pseudonaukowców i polityków, która dla „dobra planety” chce rezygnacji z polityki prorodzinnej i likwidacji wszelkich dodatków na dzieci. Proekologiczna okazuje się nawet eutanazja na jak najwcześniejszym etapie starości. Ciała długo leczonych ludzi są „przesiąknięte lekami, pestycydy przedostają się do naszego moczu, a nasza śmierć staje się nowym źródłem zanieczyszczenia gleby także po śmierci. Wyliczono nawet, że średnio pochówek emituje 833 kg CO2, prawie tyle samo, co lot w obie strony na trasie Paryż-Nowy Jork. Formalina stosowana w tanatopraksji zatruwa ziemię podczas rozkładu ciała, zanieczyszczając w ten sposób glebę i wody gruntowe. Od urodzin do śmierci jesteśmy emitentami CO2, czyli praktycznymi szkodnikami…

 

Aurelia i Sereb w tej optyce stają się bohaterami „nowego wspaniałego świata”…

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie