V.R.S.
292K

Abp Józef Bilczewski o konflikcie ukraińsko-polskim

za: Ks. J. Wołczański: Memoriał Metropolity Lwowskiego Obrządku Łacińskiego Józefa Bilczewskiego o Relacjach Ukraińsko-Polskich w Galicji (Małopolsce) Wschodniej w latach 1914-1920

“Nie zawaham się ani na chwilę wyrzec to, może na pozór zbyt ostre ale w rzeczywistości zgodne z prawdą twierdzenie, iż podstawą ideologii tego odłamu Rusinów Małopolskich, którzy się zwą „Ukraińcami”, jest nienawiść. Sąd ten oparty jest na trzydziestoletniej obserwacji i doświadczeniu, gdyż trzy dziesiątki lat pracuję już na ziemi wschodnio-małopolskiej. Nienawiść do wszystkiego co polskie, szerzona wśród ludu ruskiego przez prowodyrów „ukraińskich”, miała i ma w tym ludzie, wedle ich zamierzeń, pogłębić poczucie osobnej świadomości narodowej, „ukrainizmem” zwanej. Możliwe, iż w początkach swej pracy uświadamiającej lud nie zdawali sobie prowodyrzy – rekrutujący się głównie z obozu duchownego świeckiego – sprawy, iż „ukrainizm” budowany na nienawiści, na podżeganiu niższych instynktów ludu ruskiego, prędzej czy później złączy się z radykalizmem, socjalizmem i materializmem
w jedną całość. W ostatnich jednak czasach sam kler „ukraiński” musiał spostrzec tę smutną prawdę, kiedy to na nim samym poczęło się spełniać przysłowie: „kto wiatr sieje, burzę zbiera”. Ta burza radykalizmu „ukraińskiego” zwróciła się bowiem także przeciw „ukraińskim” ojcom duchownym. Przerazili się oni tą prawdą, ale niestety mimo tak smutnego doświadczenia, bardzo wielu z nich nie uznało jeszcze za stosowne wstąpić na drogę inną niż nienawiści w swej pracy narodowej. Kroczą po niej dalej. Porwani prądem są za słabi, by mu się oprzeć. Nienawiść rodziła i rodzi również odmęt kłamstw i fałszów, które prowodyrzy „ukraińscy” szerzą o Polakach tak między swoim ludem, jak wśród obcych za granicą. Fałsze rozsiewane za granicą mają pozyskać sympatię innych narodów dla narodu „ukraińskiego”, a Polaków w opinii obcych pognębić. Nie omijają oni i Stolicy Apostolskiej. (…)

Uważałbym nawet narzekania „ukraińskie”, oczywista nie przesadzone, na gwałty „polskie” za usprawiedliwione, gdyby sumienie „ukraińskie” było pod tym względem czyste. Tymczasem co się okazuje? Że:
– okrzyczane przez „Ukraińców” „gwałty” polskie nie mogą iść nawet w porównanie
z gwałtami „ukraińskimi”;
– gwałty „ukraińskie” w przeciwieństwie do nadużyć polskich były skutkami systemu,
dążącego do wyniszczenia Polaków na ziemi wschodnio-małopolskiej;
– co jest nader ważną okolicznością nadużycia polskie były jedynie rewanżem za gwałty
„ukraińskie”, były odruchowym samosądem niektórych oddziałów wojska polskiego za zbrodnie dokonane przez „Ukraińców” na Polakach; stąd znaczna część winy za nadużycia żołnierza polskiego spada na samych „Ukraińców”, gdyż oni swą brutalnością tę zemstę wywołali.
Chronologiczne zestawienie niektórych faktów z okresu wojny, gdyż niepodobna przytaczać wszystkich, i to faktów, które się rozegrały przede wszystkim na polu kościelnym, stworzy dokładniejszy pogląd na sprawę.

Od samego początku wojny światowej „Ukraińcy”, nie mogąc na razie zwrócić przeciwko Polakom ostrza własnego miecza materialnego, skierowali przeciw nam zatrute ostrze miecza duchowego, którym było oczernianie nas przed naczelnymi władzami państw centralnych. Oszczerstwa te miały najwidoczniej na celu wywołanie represji na społeczeństwie polskim przez władze państw centralnych. (…) Jeśli w czasie, w którym „Ukraińcy” byli – że tak się wyrażę – bezsilni, używali przystępnych im dróg oszczerstwa i kłamstwa, aby tylko w jakiś sposób pognębić Polaków, to z jakąż dopiero nienawiścią wystąpili przeciw nim wówczas, kiedy nad nimi zapanowali. Jeśli przed listopadem 1918 kroczyli drogą fałszu, to po niecnym napadzie listopadowym wstąpili na drogę otwartego gwałtu.

Po zamachu z 31 października na 1 listopada 1918 „Ukraińcy”, zawładnąwszy wschodnią Małopolską, rozpoczęli dzieło niszczenia elementu polskiego na tej ziemi. Destrukcyjna ta praca szła w różnych kierunkach, czy to w niszczeniu wszystkiego, co by zewnętrznie świadczyło o polskości charakteru kraju i jego mieszkańców, czy to w krzywdzeniu tak materialnym jak moralnym ludności polskiej, czy też wreszcie w niszczeniu fizycznego życia Polaków.
I. Przypatrzmy się tej „pracy” na polu kościelnym. „Ukraińcy” zdawali sobie jasno sprawę, że lud polski we wschodniej Małopolsce zrósł się – że tak powiem – z obrządkiem łacińskim, że przywiązanie do wiary św[iętej] w tymże obrządku zespoliło się w sercu ludu polskiego z uczuciem miłości ojczyzny w jedną nierozerwalną całość. Świadomi tego ostatniego zrozumieli „Ukraińcy”, że przywiązanie ludu polskiego do narodowości polskiej najłatwiej będzie zniszczyć wtedy, jeśli się go oderwie od obrządku łacińskiego. Najprostsza droga do tego celu wiodła przez pozbawienie ludu polskiego jego przewodników i ojców, urzędowych przedstawicieli i obrońców tegoż obrządku, tj. kapłanów rzymskokatolickich, jako też przez usunięcie tego ludu od uczestnictwa w nabożeństwach w obrządku łacińskim. Przyznać należy, że „Ukraińcy” wnioskowali trafnie. Niedługo też trzeba było czekać na wyciągnięcie z ich strony praktycznych konsekwencji z tych wniosków. Na czym te konsekwencje praktycznie miały polegać, głoszono otwarcie na wiecach, a nawet drukowano w odezwach przeznaczonych dla żołnierzy i w dziennikach. W jednej z takich odezw czytamy: „Pamiętaj ukraiński żołnierzu, że dopóty nie będzie spokoju ani dobra na ukraińskiej ziemi, dopóki tu żyć będzie polskie nasienie. […] Pamiętaj […], że ich kościoły to szpiegowskie gniazda, a ich księża to czarne jadowite skorpiony […]. Śmierć Polakowi […]”. W innej odezwie pt.: Dziesięć zapytań do ukraińskiego narodu zamieszczono między innymi takie pytanie: „Czy chcesz, żeby jezuici i polscy księża zasiedli w twoich cerkwiach i zamienili je na kościoły?” Odpowiedź: „Jeśli chcesz, to siedź na piecu”. Innymi słowy: polscy księża zagrażają twemu obrządkowi. Nie siedź zatem na piecu, lecz imaj się „pracy”. Dalej przeciw polskim księżom. Gazeta „Striłeć” (nr 35) zawiera znowu takie uwagi: „Nasze miasta roją się od łacińskich księży, zakonnic, mnichów […]. Należy natychmiast skierować represje przeciw księżom i klasztorom […]. Ich majątek należy natychmiast rozdzielić między lud. To powinien sobie zapamiętać każdy Ukrainiec i według tego powinien postępować”. Te hasła i im pokrewne głosiła również znaczna część duchowieństwa obrządku greckokatolickiego z ambon. Hasła te publicznie propagowane są najlepszym dowodem, iż w społeczeństwie „ukraińskim” wytworzył się system, dążący do zagłady Polaków. Przepojony na wskroś tego rodzaju hasłami i tak już zradykalizowany żołnierz i urzędnik ruski starał się wprowadzić je w czyn.

Rozpoczęło się straszne prześladowanie kapłanów łacińskich, które wystąpiło w różnych formach. Jednych mordowano, drugich osadzano w więzieniach jak pospolitych zbrodniarzy, innych konfinowano w domu tak, iż poza próg domostwa swego nie mogli się wydalić i z owieczkami swymi zetknąć. Po upadku władzy „ukraińskiej” w mojej diecezji zawezwałem podwładne mi duchowieństwo pismem z 31 lipca 1919, ażeby każdy samoistny duszpasterz zdał mi urzędowo, podpisaną przez wiarygodnych świadków relację o spustoszeniach dokonanych przez „Ukraińców” na polu kościelnym. Na podstawie tych autentycznych relacji, których prawdomówności żadną miarą zaprzeczyć nie można, stwierdzam odnośnie do prześladowania moich kapłanów co następuje.
Gdyby chodziło o ogólne, jednym zdaniem, scharakteryzowanie położenia mego duchowieństwa pod rządami „ukraińskimi”, należałoby podkreślić, że poza Lwowem – tutaj bowiem panowanie „ukraińskie” trwało zaledwie trzy tygodnie i tutaj aresztowano najniewinnej jednego mego kapłana, dwóch innych obrabowano – nie było niemal księdza łacińskiego, który by w mniejszej lub większej mierze nie był prześladowany. (…) Zamordowano moich księży 6: 1. Wincentego Czyżewskiego – proboszcza w Sokolnikach; 2. Adama Hentschla – proboszcza w Biłce Szlacheckiej; 3. Wawrzyńca Czarnika – kooperatora-ekspozyta w Pustomytach; 4. Walerego Rabę – kooperatora w Skalacie; 5. Jana Dziugiewicza – kooperatora-ekspozyta w Porchowej; 6. Jana Rucińskiego – proboszcza z Potylicza. Temu ostatniemu przestrzelono łokieć lewej ręki; dokuczliwa i ciągle ropiąca się rana oraz przestrach jakiego doznał, doprowadziły go w stan błąkania i przyprawiły następnie o śmierć.
2). Czynnych, ale na szczęście nieudałych zamachów było 10: 1. Tadeusza Widackiego usiłowano otruć i dzięki tylko zabiegom lekarskim utrzymano go przy życiu; 2. Do ks. Piechny – proboszcza z Ostapia i 3. ks. Kluza – katechety z Kołomyi strzelano, strzały jednakowo chybiły; 4. Ks. Klecana – proboszcza, 5. Ks. Konieczkę – katechetę i 6. Ks. Kranowskiego – kooperatora (wszyscy z Chodorowa) prowadzono już na rozstrzelanie za miasto i dzięki tylko interwencji pewnego porucznika, Niemca z rodu, pozostali przy życiu; 7. W Wołczuchach czyniono już przygotowania do wysadzenia w powietrze plebanii wraz z ks. Grylem (do którego już innym razem dano cztery strzały bez skutku) – wypełnieniu tego zamiaru przeszkodziła jednakowoż odsiecz polska; 8. W Podwysokiem „Ukraińcy” obiwszy wpierw proboszcza ks. Łańcuckiego nahajami i kolbami, i obrabowawszy go doszczętnie tak, że został w bieliźnie, postanowili go zabić. Egzekucję polecili przeprowadzić stróżowi w lesie. Stróż ruszony głosem sumienia puścił księdza na wolną stopę, maskując kilkoma strzałami wykonanie wyroku;
9. Prokuratora konwentu żółkiewskiego 0 0 . Dominikanów po obiciu go i ściągnięciu zeń okupu 4000 koron, wywieźli „Ukraińcy” do Tarnopola i tu skazali na śmierć. Wstawiennictwo miejscowych osób uratowało go; 10. Na Ks. Tenerowicza z Kołodziejówki wydano na plebanii wyrok: „80 nahajek, a potem rozsiekać na kawałki”. Wobec zajęcia żołnierzy rabunkiem na plebanii, uszedł im kapłan i w ten sposób ocalał.
3). Aresztowano lub internowano poza obrębem parafii 85 kapłanów. (…)

5). Ale i ci kapłani, których pozostawiono na placówkach duszpasterskich, nie byli pewni dnia ani godziny, zwłaszcza w czasie odwrotu rozjuszonych i zbolszewiczałych42 band „ukraińskich” pod naporem wojsk polskich. Chroniąc się przed napadami i przed ewentualna śmiercią wielu moich kapłanów, częstokroć w przebraniu chłopskim, ukrywało się po piwnicach, polach i lasach, czym też niemało nadwerężyli swe siły fizyczne. Nie dziwna przeto, że wyczerpane fizycznie i moralnie organizmy nie były ani też nie są w stanie oprzeć się grasującym chorobom zakaźnym, których wzrost przypada właśnie na inwazję ukraińską. Stąd też liczba zmarłych kapłanów moich od początku inwazji ukraińskiej do dni obecnych jest wprost zastraszającą, wynosi 97 wypadków.

6). Nie trudno się domyśleć, ze w czasie tych nadużyć nie obeszło się bez takich nawet
zniewag, dokonywanych na moich kapłanach, jak policzkowanie (proboszcza i dziekana z Dunajowa ks. Wojnarowicza spoliczkowano do tego stopnia, iż dwa tygodnie pozbawiony był prawie słuchu), chwytanie za gardło przy napadzie rabunkowym (ks. Gryla w Wołczuchach), tratowanie koniem (ks. Cembruch w Sarkach Dolnych) i inne podobne. Nie uszanowano nawet Ks. Arcybiskupa Hryniewieckiego, starca prawie 80-letniego, który podówczas przebywał w parafii Zazule pod Złoczowem. W samą uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego napadano go 10 razy i obrabowano zupełnie. Dodać należy, że już przedtem miał u siebie 3-godzinną rewizję, przy której kazano sobie otworzyć nawet tabernakulum. (…)

Jak z tego, co powiedziałem, widać, spustoszenia dokonane przez „Ukraińców” na duchowieństwie łacińskim były niczym innym jak zwykłym gwałtem, mordem i napadem, wywołanym hasłem: „dla księży łacińskich nie masz miejsca we wschodniej Małopolsce”. (…)

Podobnie jak duchowieństwu łacińskiemu, tak też przeciw miejscom kultu Bożego w tymże obrządku, tj. przeciw kościołom zwrócili „Ukraińcy” swą nienawiść.
1). Nie ma prawie – rzec mogę – w całej diecezji poza Lwowem kościoła, który by nie był
poddany szczegółowej i to kilkakrotnej rewizji pod pozorem, iż w nim może być ukryta broń. Już sam fakt przeprowadzenia w domach Bożych rewizji, opartych jedynie na nieroztropnych domysłach, jest potępienia godny, bardziej jeszcze sposób, w jaki je „Ukraińcy” wykonywali.
2). Rewizje te były z reguły czczym pretekstem do barbarzyńskich rabunków. Rozbijano skarbony kościelne, zdzierano z ołtarzy lichtarze i świece, zabierano ornaty, które następnie darto i rozdawano kobietom na suknie, wynoszono bieliznę kościelną, a korporały i puryfikaterze obracano na chustki do nosa itp. Nie obeszło się przy tych nadużyciach bez takich świętokradztw jak kopanie nogami figur Świętych Pańskich (w Kulikowie), rozlewanie Olejów św[iętych] (w Kołodziejówce), a nawet rozrzucanie po ziemi Najświętszego Sakramentu (w Kuropatnikach, Sokolnikach, Pustomytach). Niekiedy wpadali żołnierze „ukraińscy” do kościoła w czasie nabożeństwa, aby wiernych aresztować lub zdzierać z nich ubrania.
3). Nie brakło też ze strony „Ukraińców” usiłowań, aby kościoły łacińskie obrócić w ruiny. Kościoły wyznaczali oni jako cel swych pocisków karabinowych i armatnich. Uległy w ten sposób częściowemu zniszczeniu we Lwowie: Bazylika Metropolitalna, kościół św. Elżbiety, kościół Sióstr Karmelitanek Bosych, 0 0 . Jezuitów, 0 0 . Karmelitów, św. Marii Magdaleny, Księży Misjonarzy i OO. Bernardynów. W kościele św. Elżbiety, do którego wpadł pocisk w czasie nabożeństwa, nie obeszło się nawet bez ofiar z życia ludzkiego (kilka osób zabitych, a kilkadziesiąt rannych). Na prowincji skierowali „Ukraińcy” szczególniejszą swą złość przeciw kościołom: w Bursztynie, Czortkowie, Darachowie, Gródku Jagiellońskim, Podkamieniu, Podwysokiem, Rzęśnie Polskiej, Podwołoczyskach, Sokołówce, Tłustem, Uściu Zielonym, Dublanach, Pustomytach, Sokolnikach, Kołodziejówce, Dunajowie itd. Większemu lub mniejszemu
zniszczeniu uległo 39 kościołów. Usiłowałby może ktoś pociski padające na kościoły przypisać przypadkowi. I ja chciałbym na tę rzecz patrzeć z tego punktu. Nie mogę jednak wobec okoliczności towarzyszących ostrzeliwaniu kościołów. We Lwowie np. w sam dzień Bożego Narodzenia padł granat „ukraiński” podczas sumy pontyfikalnej przed drzwiami katedry. W tym samym dniu uderzył granat w kościół 0 0 . Karmelitów, a odłamek zranił O. Prowincjała odprawiającego mszę św. Inne pociski padały znowu w tymże dniu w pobliżu kościołów 0 0 . Bernardynów i św. Antoniego. (…)

W Rzęśnie Polskiej ostrzeliwują i niszczą „Ukraińcy” kościół trzy razy. Raz w niedzielę, drugi raz na zakończenie starego roku, trzeci – w Wielki Piątek, a więc w czasie, kiedy wierni gromadzą się na nabożeństwa. W Podwysokiem ostentacyjnie urządzają sobie z kościoła cel dla swych ćwiczeń w strzelaniu. W Bursztynie przechwalają się wyraźnie: „Oho, już kościół rozbity”. Jak iście szatańska złość kierowała „Ukraińcami” w barbarzyńskim dziele niszczenia domów Bożych, niech świadczy bluźnierstwo będące na ustach żołdactwa „ukraińskiego” przy ostrzeliwaniu kościoła w Gródku Jagiellońskim: „Zobaczmy – powtarzali żołnierze – czy ten Jezusek polski potrafi uratować kościół; on musi runąć”. Niepodobna tu mówić o przypadku. Aby nie przedłużać zbytnio owego pisma zaznaczę, że uległy rabunkowi także instytucje kościelne i humanitarne, jak ochronki (np. w Kochawinie, Uhnowie), że niemal wszystkie plebanie łacińskie stały się pastwą rabunku ze strony żołdactwa lub ludu ruskiego. Zniszczony majątek kościelny i prywatny kapłanów idzie w miliony.

Wobec tych gwałtów dokonanych na kapłanach i świątyniach łatwo sobie wyobrazić katusze moralne ludu mego wiernego. Z obawy przed ewentualnym napadem, lud wstrzymywał się często od uczęszczania na nabożeństwa, od spowiedzi wielkanocnej nawet w tych parafiach, które miały swych kapłanów. Cóż dopiero mówić o wiernych pozbawionych tygodniami a nawet miesiącami duszpasterzy? Ci umierali bez Sakramentów św[iętych] i grzebali się bez uczestnictwa kapłana, gdyż sąsiednim księżom dostęp do nich był wzbroniony. Młodzież, nie mając przewodników w nauce religii, gdyż szkoły polskie pozamykano, a do mieszanych zakazywano wstępu moim księżom, zapominała powoli prawdy katechizmowe. (…)

II. W równie strasznych warunkach, jak duchowieństwo łacińskie, żyła ta część społeczeństwa polskiego, która miała nieszczęście dostać się pod rządy „ukraińskie”. Od samego początku tych rządów wszelkie ślady polskości we wschodniej Małopolsce zostały skazane na zagładę, a przeszło milion Polaków zostało wyjętych spod prawa.
1). Poczęli więc „Ukraińcy” niszczyć wszystko, co by zewnętrznie świadczyło o polskim charakterze tej ziemi i jej mieszkańców. Aby usunąć polski charakter miast i miasteczek, przystąpili do gwałtownej ukrainizacji napisów ulic i szyldów sklepowych. W Tarnopolu np. przemieniono nazwę ulicy Mickiewicza na Szewczenki, Świętojańskiej na Petlury, Sienkiewicza na Hruszewskiego, 3-go maja na Kotlarskiego. Podobnie uczynili w Stryju, Stanisławowie, Kołomyi itd. Szyldy stałe miały być wypisane tylko w języku ruskim. Sporządzanie takich napisów, choćby prowizorycznych w języku polskim, zabronione było pod karą 2000 koron i ewentualnym zamknięciem przedsiębiorstwa. (…)

Łącznie z tym rozpoczęli barbarzyńcy niszczyć to, co dla każdego człowieka cywilizowanego jest świętością, co jest jakby własnością międzynarodową, mianowicie pomniki kultury. Runęły pomniki wielkich mężów narodu polskiego (Mickiewicza w Tarnopolu, Złoczowie, Stanisławowie etc., Słowackiego w polskim gimnazjum w Tarnopolu, hetmana Żółkiewskiego i króla Sobieskiego w Żółkwi, szewca-bohatera Kilińskiego w Stryju itd.); runęły pomniki grunwaldzkie – tych bowiem pomników przypominających zdradę i podłą chytrość krzyżackich Prusaków, największych przyjaciół, ba, ojców i opiekunów „Ukraińców”, ci oczywiście znieść nie mogli. Porozbijano tablice pamiątkowe 3-go maja, usunięto rzeźby orła polskiego przedstawiające (Stanisławów, Stryj). Wszystkie te pomniki przetrwały inwazje Rosjan, Węgrów, nie mogły się tylko ostać pod rządami „Ukraińców”, którzy przecież roszczą sobie pretensje do wejścia w grono cywilizowanych narodów Europy!

Nawet ludziom nie wolno było wyjawiać na zewnątrz swej przynależności narodowej pod panowaniem „Ukraińców”. ,,Prawne”(!) ściganie osób noszących polskie odznaki narodowe było na porządku dziennym. Zakazy policyjne wykluczały możność manifestowania polskości na zewnątrz. Z czapek młodzieży zdzierano np. orzełki polskie publicznie na ulicach i deptano je nogami. W ten sposób odbywała się gwałtowna ukrainizacja wschodniej Małopolski.

2). Położenie materialne Polaków, zwłaszcza inteligencji, było w zachodniej „Ukrainie” wprost rozpaczliwe. Większość inteligencji polskiej, na którą składali się urzędnicy i nauczyciele, usunięta z posad i stanowisk rządowych, pozbawiona zatem pensji, znalazła się w skrajnej nędzy. (…)

3). Stokroć cięższe od krzywd materialnych były katusze moralne, jakich doznawała ludność polska od „Ukraińców”. Ludność nasza była w ciągłej niepewności o własną osobę. „Ukraińcy” bowiem zorganizowali niebywały aparat szpiegowski. Cała inteligencja polska pozostawała pod nieustannym dozorem policyjnym w ciągłym konfinowaniu. Polacy nie mieli prawa do przepustek poza granice gminy pobytu, chyba za sowitą łapówkę. Już samo staranie się o przepustkę przez Polaka było uważane za czyn demonstracyjny, uzasadniający rewizję lub aresztowanie. W Stryju np. stworzono osobny urząd wojskowy dla nadzoru ruchu osobowego. Wszystkie szkoły polskie zamknięto, wyrządzając przez to krzywdę młodzieży polskiej, która skutkiem inwazji rosyjskiej – w Tamopolskiem i dalej na wschód aż trzyletniej – i tak już poniosła była dotkliwe straty. Na ulicach rozmowa w języku polskim była zakazywaną. W niektórych miejscowościach (np. Ostrów w powiecie tarnopolskim) gwałtem pociągano Polaków do „ukraińskiej” służby wojskowej i wysyłano ich na front przeciw własnemu narodowi.
Wszelki opór karany był śmiercią. Kiedy np. w Złoczowie trzech polskich młodzieńców przemocą asenterowanych nie chciało złożyć „ukraińskiej” przysięgi wojskowej, rozstrzelano ich. O odmawianiu przez „Ukraińców” tego Polakom, co jest dla nich najdroższym, a co by w tej strasznej gehennie mogło im było być ulgą mianowicie o odmawianiu pociech religijnych przez to, że mordowano, aresztowano i konfinowano księży-Polaków, mówiłem już wyżej. Nic dziwnego, że tego rodzaju katusze przyprowadzały niektóre jednostki wprost do obłąkania. Zaiste, życie pod obuchem „ukraińskim” było aż nadto straszne.
4). Przystępuję do najstraszniejszej części obrazu. Okaże się z niej niezbicie, że rząd „ukraiński” postanowił był sobie widocznie zgładzić z powierzchni ziemi wschodniomałopolskiej polską ludność żyjącą. Ku temu miały służyć liczne aresztowania, internowania i zwykłe morderstwa ludności polskiej.

Liczba uwięzionych i internowanych Polaków była wprost zastraszająca. W Kołomyi było ich około 1500, w Jazłowcu 200, w Czortkowie około 300, w Tarnopolu około 1000, w Mikulińcach około 300, w Strusowie około 400, w Złoczowie około 150. Ponadto były i inne punkty koncentracyjne; ile się w nich ofiar znajdowało, nie wiadomo mi dokładnie. Wyraźnie należy podkreślić, że z liczby tej mała zaledwie część przypadała na jeńców wojennych, reszta to osoby cywilne. Z powiatów przyfrontowych (Jaworów, Rawa Ruska, Żółkiew, Sokal, Kamionka Strumiłowa, Radziechów, Bobrka, Rudki, etc.) aresztowano i wywieziono wszystką inteligencję. To samo uczyniono z innych powiatów jak Sambor, Drohobycz. Wywożono również bezbronny lud polski. Z jednej np. wsi polskiej (Siemianówka ad Szczerzec koło Lwowa) zabrano 125 osób. Za co tych ludzi aresztowano? Za to, że się urodzilii czuli Polakami. Aresztujący „Ukraińcy” podawali z całym cynizmem jedynie ten powód. (…)

Wywlekano ich wszystkich z domów w nocy i spędzano brutalnie do miejsc koncentracyjnych. Ludzi tych trzymano na razie po aresztowaniu w ciasnych, najprostszym wymogom higieny nie odpowiadających ubikacjach, po kilkudziesięciu w jednym pokoiku, wśród szyderczych naigrawań ze strony żołnierzy konwojujących, wśród okładania kolbami. Z reguły pod grozą natychmiastowego rozstrzelania, zdzierano z aresztowanych wszystko, co mieli na sobie, więc obuwie, futra, ubranie itd. Jeśli się to nie stało na pierwszym postoju, następowało na pewno na dalszych. Koniec końcem, do miejsca przeznaczenia przybywali aresztowani prawie boso (wśród zimy), w strzępach bielizny, w podartych żołnierskich płaszczach. Na wpół nadzy, przebywali ci nieszczęśliwcy drogę bądź pieszo, a byli między nimi starcy 75-letni, lub w nie opalanych wozach kolejowych przeznaczonych dla bydła. (…)

Nie brakło też rozmyślnych morderstw. Wszak w Mikulińcach – mimo układu i zapewnienia bezpieczeństwa – mordują „Ukraińcy” w potworny sposób setki bezbronnych żołnierzy polskich, którzy się im poddać musieli. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż dobijali rannych żołnierzy. Komendant „ukraiński” w Tarnopolu potwierdził ustnie wobec delegacji Czerwonego Krzyża, iż szesnastu naszych ludzi wysłanych do robót, w wagonie towarowym zamkniętych, na śmierć zamarzło. Głośnym było morderstwo siedemnastu zgoła niewinnych Polaków w Złoczowie. Znane jest morderstwo kilkunastu Polaków w lasach byszowskich i spasowskich w powiecie sokalskim. Czyż mógł być jeszcze straszniejszym los Polaków pod rządami „ukraińskimi”? Czy nie było to skazanie ludności polskiej za zupełną zagładę?
Zbrodnie „ukraińskie” we wschodniej Małopolsce zostały urzędowo stwierdzone przez
misje koalicyjne i polską komisję pod przewodnictwem posła Zamorskiego, wydelegowaną w tej sprawie przez Sejm.
Z przytoczonych faktów należy wyciągnąć konkluzję. „Ukraińcy” chcą niecne barbarzyństwa, jakie się działy podczas ich inwazji przypisać „konieczności wojennej”. Rad bym się i ja dopatrzeć w gwałtach „ukraińskich” tych okoliczności łagodzących. Niestety, nie mogę. Gdyby te straszne nadużycia były sporadyczne, byłbym skłonny przyznać słuszność tłumaczeniu ruskiemu. Skoro się jednak zważy, że gwałty te to nie jakieś fakta odosobnione, wypadki nader rzadkie, ale powszechne, mające miejsce na całym terytorium zajętym przez Rusinów, jeśli się zważy, że autorami tych gwałtów był rząd „ukraiński”, wojsko i ludność cywilna „ukraińska”, musi się przyjść do przekonania, że gwałty te były dziełem pewnego iście szatańskiego systemu, który na wskroś przesiąkł duszę „ukraińską”. W duszy tego narodu musiała być już przedtem zaszczepiona skrajna nienawiść do latynizmu i polskości, a inwazja „ukraińska” nastręczyła tylko sposobności do wyładowania się tej nienawiści na zewnątrz. Z boleścią przychodzi mi wyznać, że nienawiść „Ukraińców” do Polaków we wschodniej Małopolsce to w znacznej mierze owoc pracy przeważnej części duchowieństwa ruskiego, które w swej pracy politycznej kroczyło i kroczy właśnie drogą skrajnej nienawiści do obrządku łacińskiego i bratniej narodowości polskiej. (…)

Spod piór kapłanów „ukraińskich” wychodziły publiczne odezwy podjudzające lud ruski przeciw Polakom, nawoływujące ten lud wprost do barbarzyńskich gwałtów. Jednym z takich autorów był szambelan papieski, proboszcz w Złoczowie, powiernik metropolity – o. Juryk. Trybunałami agitacyjnymi dla duszpasterzy „ukraińskich” były z reguły cerkiewne ambony. Z ambony nawoływał do bicia Lachów nawet „kułakami” dygnitarz cerkiewny, bo wikariusz generalny metropolity, którego metropolita w liście do mnie już po inwazji „ukraińskiej” pisanym nazwał „kapłanem wielkich zasług”, dziekan w Kamionce Strumiłowej – o. Cehelskij; z ambony na odpuście w Chmieliskach głosił paroch o. Stecko, że „łacinnicy to nasi najwięksi wrogowie”; z ambony w uroczystość Bożego Narodzenia dziękował paroch, dziekan o. Balko w Turylczu, Bogu, iż wyswobodził „Ukraińców” „z pazurów tych drabów” (Polaków); podobne kazanie głosił w święto Jordana o. Romanyszyn, paroch z Olechowa; w Jazłowcu paroch miejscowy wzywał w cerkwi lud do zburzenia klasztoru łacińskiego Sióstr Niepokalanek; w Muszkatówce w dniu św. Piotra i Pawła kaznodzieja odpustowy kończył kazanie modlitwą, żeby ci święci wyjednali u tronu Bożego wytępienie wszystkich Polaków; o. Gurguła – paroch w Sokołówce ad Bobrka głosił nawet swym wiernym, że wiara greckokatolicka jest różną od rzymskokatolickiej (…)

Wszystkie klasy społeczeństwa „ukraińskiego” wysilały się jakby na osiągnięcie jednego, wszystkim tym klasom wspólnego celu, jakim było zupełne pognębienie Polaków we wschodniej Małopolsce. Ośmiomiesięczne panowanie „Ukraińców” było najlepszą zapowiedzią przyszłych mąk i katuszy Polaków pod ich rządami, gdyby się przy tych rządach byli utrzymali. (…)

Znaczna część „Ukraińców” małopolskich w początkach najazdu bolszewickiego nie tylko nie okazała się sprzymierzeńcem Polaków, nie zajęła nawet względem nas stanowiska neutralnego, ale sprzymierzyła się z wrogami Polski, chrystianizmu i cywilizacji – z bolszewikami. Przy końcu najazdu bolszewickiego zmienił się ten stan rzeczy. Nastąpiło u wielu „Ukraińców” znaczne otrzeźwienie, mogące tworzyć podłoże do bratniego porozumienia się między obiema narodowościami zamieszkującymi wschodnią Małopolskę (…) Już w roku 1919 żołnierz „ukraiński” cofając się przed wojskiem polskim poza Zbrucz zapowiadał z góry, że wróci wraz z bolszewikami. Zradykalizowana ludność „ukraińska” po lipcu 1919, tj. po usunięciu najazdu „ukraińskiego” z Małopolski, przycichła, ale ustawicznie dawały się słyszeć jej głosy: „to tak jeszcze nie będzie”. Z upragnieniem oczekiwała przyjścia bolszewików. Pragnął oglądać władzę bolszewicką na ziemi wschodnio-małopolskiej i znaczny odłam inteligencji „ukraińskiej”, nawet część kleru ruskiego. Charakterystyczne jest wyrażenie się jednego z kapłanów unickich, d[okto]ra św[iętej] teologii i katechety II szkoły realnej we Lwowie – o. Kostelnyka, z którego ust padły te słowa: „Niech przyjdą bolszewicy, to będziemy przynajmniej razem”. (…)

Bardziej jeszcze aniżeli bolszewicy wpłynęła na otrzeźwienie chłopa „ukraińskiego” „ukraińska” armia Petlury, zajmująca front od Trembowli do Horodenki i Stanisławowa. „Począwszy od Trembowli – mówi komunikat P.A.T. o podróży premiera Witosa po wschodniej Małopolsce – a skończywszy na Horodence i Stanisławowie, wszędzie podczas przyjmowania rozlegała się skarga ludności polskiej i ruskiej na niesłychane nadużycia i gwałty, jakich się dopuszczała armia «ukraińska». […] Oddziały te zrujnowały ludność powiatów przez które przechodziły […]. W powiecie husiatyńskim Petlurowcy mieli zachować się w ten sposób, że znękani włościanie oczekiwali bolszewików jako tych, którzy ich od Petlurowców uwolnią […]. Jeden z włościan ruskich w powiecie horodeńskim oświadczył, że ludność «ukraińska» niczego
tak nie pragnie, jak najśpieszniejszego wyrzucenia tej ukraińskiej armii.

Najgroźniejszą jednak dla ludu polskiego i „ukraińskiego” była banda małopolskich „Ukraińców”, która w liczbie około 2 000 oderwała się od armii Petlury i bezkarnie dopuszczała się rabunków, a nawet morderstw, dopóki nie przeszła do Czechosłowacji. (…)

Niestety, dość jest jeszcze wśród „Ukraińców” takich, którzy uzurpując sobie władzę nad ludem ruskim i głosząc się tutaj w kraju i za granicą przedstawicielami tego ludu, nie chcą żadną miarą do współżycia dopuścić. Ci wiedzą aż nadto dobrze, że w razie zupełnego pogodzenia się obu narodowości muszą spaść z piedestału, na który iure caduco sami się wynieśli. Wyrósłszy na sztucznie wytworzonym antagoniźmie między obiema narodowościami, starają się ten antagonizm dalej podtrzymywać drogami nienawiści i fałszu.”

Quas Primas
No, ale 99% Polaków ślepo wierzy w "prawdę" przekazywaną przez telewizornię.
Odruchy wymiotne wywołuje u mnie ta ogromna troska Polaków dla ukraińców, te tysiące ukraińskich flag hańbiących polskie miasta, urzędy, ulice - no i "kokardki" ukraińskiej miniaturki flagi przypiętych do marynarek, sukienek itd...
Zapytam się was, czy ktoś widział na Ukrainie POLSKĄ flagę???
Quas Primas
Hmmm, możemy się spodziewać czegoś podobnego dzisiaj, bo dla ukraińca wszystko, a Polak musi się bać o swoją pracę, rodzinę i w ogóle o byt...
ps. Moja znajoma pracuje z ukraińcami i mówi, że są o wiele lepiej traktowani niż Polacy, np ona po 30 latach pracy ma taką samą stawkę godzinową jak przyjmowany do zakładu ukrainiec.
-----------------------------------------------------------
"Stokroć …More
Hmmm, możemy się spodziewać czegoś podobnego dzisiaj, bo dla ukraińca wszystko, a Polak musi się bać o swoją pracę, rodzinę i w ogóle o byt...
ps. Moja znajoma pracuje z ukraińcami i mówi, że są o wiele lepiej traktowani niż Polacy, np ona po 30 latach pracy ma taką samą stawkę godzinową jak przyjmowany do zakładu ukrainiec.

-----------------------------------------------------------
"Stokroć cięższe od krzywd materialnych były katusze moralne, jakich doznawała ludność polska od „Ukraińców”. Ludność nasza była w ciągłej niepewności o własną osobę. „Ukraińcy” bowiem zorganizowali niebywały aparat szpiegowski. Cała inteligencja polska pozostawała pod nieustannym dozorem policyjnym w ciągłym konfinowaniu. Polacy nie mieli prawa do przepustek poza granice gminy pobytu, chyba za sowitą łapówkę. Już samo staranie się o przepustkę przez Polaka było uważane za czyn demonstracyjny, uzasadniający rewizję lub aresztowanie."
Agata.B
Polacy w większości olali pamięć o ok500tys Polaków pokrojonych przez ukraińców siekierami w latach 1939-45.Dlatego zostaliśmy ukarani przez Pana Boga brakiem rozumu i rozsądku w kwestii obecnego problemu ukraińskiego.Polacy masowo nadal wyjeżdżają za chlebem na cały świat bo setki tys miejsc pracy zajmują Ukraińcy.Wiele mln Polaków którzy sie dorobili za granicą i np po 10-15 latach chciało …More
Polacy w większości olali pamięć o ok500tys Polaków pokrojonych przez ukraińców siekierami w latach 1939-45.Dlatego zostaliśmy ukarani przez Pana Boga brakiem rozumu i rozsądku w kwestii obecnego problemu ukraińskiego.Polacy masowo nadal wyjeżdżają za chlebem na cały świat bo setki tys miejsc pracy zajmują Ukraińcy.Wiele mln Polaków którzy sie dorobili za granicą i np po 10-15 latach chciało wrócą to rezygnują bo brak miejsc pracy i kłopoty z wynajmem lub kupnem mieszkania.Przecież PIS nie miał by szans ściągać milionów Ukraińców gdyby nie Polacy którzy swoimi samochodami przez kilka miesięcy zwieźli do 10 mln Ukraińców nie pytając czy tak naprawdę wszyscy potrzebują pomocy,a teraz płacze wielu Polaków że szefowie w pracy grożą Polakom że jak podskoczysz to wymienię cie na Ukraińca. 🤔
V.R.S. shares this
1825
Memoriał Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego o Ukraińcach
Lilianna w ogrodzie
Galinka...
V.R.S.
Anieobecny
,,Był w nim też i jeden Polak, jedyny człowiek, który nie pluł na posadzki i wchodząc, zdejmował nakrycie głowy. Reszta wyglądała i zachowywała się serdecznie po ukraińsku..."
V.R.S.
@Anieobecny
To jest mocniejsze:
"...zgrzytało się zaś później zębami, kiedy rozumni, wielcy egoiści ententy rozmawiać zaczęli ze zwierzem, dzikszym od najdzikszego kafra, lecz chytrym, jak plugawy wąż, z okrwawionym opryszkiem, który przeniesiony na bezludną wyspę, zdemoralizowałby uczciwie mordujące tygrysy. "
Anieobecny
Tak, racja...
V.R.S.
@Anieobecny
A to jakże znamienne na ćwierć wieku przed Wołyniem i... nadal aktualne tj. niespełnione:
"Gdy bowiem kto chciał pamiętać, musiałby jeszcze za tysiąc lat nienawidzieć i za tysiąc jeszcze lat musiałby gardzić. My mamy to szlachetne, jedyne jakie jest piękne kalectwo duszy, że nie umiemy nienawidzieć. Powiemy sobie i to będzie straszną prawdą, że ci dzicy ludzie byli przez zwierzęcość …More
@Anieobecny
A to jakże znamienne na ćwierć wieku przed Wołyniem i... nadal aktualne tj. niespełnione:
"Gdy bowiem kto chciał pamiętać, musiałby jeszcze za tysiąc lat nienawidzieć i za tysiąc jeszcze lat musiałby gardzić. My mamy to szlachetne, jedyne jakie jest piękne kalectwo duszy, że nie umiemy nienawidzieć. Powiemy sobie i to będzie straszną prawdą, że ci dzicy ludzie byli przez zwierzęcość swoją najnieszczęśliwszymi na świecie, że nieszczęsny kraj ten to był jeden ogromny szpital obłąkanych. Początki obłędu zaszczepiły im wojna, rozwojowi obłędu sprzyjało krwawe wspomnienie, do furji szaleństwa przywiódł ludzkie zwierzę zapach pierwszej krwi. Potem już było wszystko jedno.
Szaleńców karać nie można — po cóż nienawidzieć szaleńców? Może przyjdzie jeszcze ten czas, że i ten człowiek oszalały, co piłą rzezał człowieka i gwałcił dzieci, stanie nagle nieprzytomny z lęku przed ohydnem widmem tego czynu i człowiek się w nim odezwie? Każdy szał strasznie rozbudzony, przemija, — przeminie tedy i ten. Dziki człowiek z ukraińskiego stepu, w nędzy swojej duchowej i z głodu umierający na najżyżniejszej ziemi świata, pojmie może w niesłychanym trudzie, że się stało za jego sprawą coś strasznego, że krwawemi rękoma zabił duszę swojej ziemi, zamączywszy ludzi i zwierzęta, splugawiwszy ziemię, poraniwszy drzewa. I znowu trzeba będzie zapomnieć wszystko i znowu trzeba będzie budować ochronki i szpitale w imię świętego ducha polskiego, który zawsze „wszystko zapomina”.
Anieobecny
Ponad czas te słowa...
stefan Prokopowicz shares this
12