29:03
tahamata
109,5 tys.
wykład ks. Karola Stehlina o Mszy Świętej trydenckiej. Film w którym ksiądz Karol Stehlin FSSPX objaśnia znaczenie Mszy Świętej, jej symbolikę i głębię, omawia znaczenie języka łacińskiego dla liturgii …Więcej
wykład ks. Karola Stehlina o Mszy Świętej trydenckiej.

Film w którym ksiądz Karol Stehlin FSSPX objaśnia znaczenie Mszy Świętej, jej symbolikę i głębię, omawia znaczenie języka łacińskiego dla liturgii oraz wskazuje na róźnice między rytem nadzwyczajnym i zwyczajnym Mszy Świętej. Nagranie z Białegostoku 23.10.2011r.

Ważne i cenne dla osób, chcących sobie odświeżyć wiedzę na temat Mszy Świętej jako takiej, a trydenckiej w szczególności.

źródło:piusxfraternity channelyoutu.be/zJdptRIcT9g
Domena publiczna
Nemo potest duobus dominis servire !
Za co dziękować Benedyktowi XVI?
Za co dziękować Benedyktowi XVI?
ewapolak-palkiewicz
Zakończył się pontyfikat papieża, który przywrócił do pełni praw „starą Mszę”, Mszę Święta Wszechczasów, zwaną też Mszą według rytu rzymskiego, lub trydenckiego.
Stało się to po raz pierwszy od roku 1966, gdy praktycznie wszedł w życie tzw. Mszał Pawła VI (zatwierdzony w 1970 roku). Według tego mszału …Więcej
Za co dziękować Benedyktowi XVI?

Za co dziękować Benedyktowi XVI?

ewapolak-palkiewicz

Zakończył się pontyfikat papieża, który przywrócił do pełni praw „starą Mszę”, Mszę Święta Wszechczasów, zwaną też Mszą według rytu rzymskiego, lub trydenckiego.

Stało się to po raz pierwszy od roku 1966, gdy praktycznie wszedł w życie tzw. Mszał Pawła VI (zatwierdzony w 1970 roku). Według tego mszału w całym Kościele zaczęto odprawiać msze św. o zmienionym porządku liturgicznym, tzw.novus ordo missae.

Benedykt XVI przywrócił Mszę trydencką w 2007 roku, na mocy Listu apostolskiego, motu proprio Summorum Pontificum.

Dziś, gdy Benedykt XVI opuścił na własne życzenie Stolicę Piotrową i jako „emerytowany papież” pojawił się w Castelgandolfo, o tym fakcie milczą wszyscy komentatorzy. Milczą agencje, milczą watykaniści. Milczą ludzie Kościoła. To najwyraźniej nie jest temat, jaki może być interesujący w takiej chwili, choć jest to czas podsumowań siedmioletniego pontyfikatu.

„Stara Msza”, w kontekście zakończenia posługi Ojca Świętego, tak jak i wcześniej, podczas jej trwania, nikogo prawie nie obchodzi.

To milczenie jest szczególnie wymowne w Polsce, kraju katolickim, gdzie setki tysięcy ludzi katolików pamięta jeszcze z własnego życia tridentinę.

Ich wiara, a także wiara wielu z ich dzieci i wychowanków ukształtowana była właśnie przez nią. Wiara, powtórzmy, a nie nawyki, nie przywiązanie do zewnętrznych form, nie emocje odnoszące się do religijnych przeżyć, nie ogólne wyobrażenia o Bogu. Bo ryt „starej Mszy” zawiera pełnię doktryny Kościoła o zbawieniu i odkupieniu. Zawiera istotę ekskluzywizmu naszej wiary. I jest sercem życia Kościoła. Wyraża pełnię tego, w co jako katolicy wierzymy, a co nie pochodzi od ludzi. Pełnię tego, czego nie da się porównać z żadną inną doktryną religijną. I z żadnym innym kultem. Nie da się dokonać zestawienia katolicyzmu z jakimkolwiek wyznaniem i znaleźć z nim elementy wspólne. Jeśli one istnieją, to jedynie w wymiarze zewnętrznym, całkowicie nieistotnym. Msza rytu trydenckiego W Kościele uznana została za świętą formę liturgii.

Tutaj, w dawnym rytuale – niezwykle precyzyjnie, jasno i mocno oddającym istotę odkupienia nas przez Chrystusa – zawarta jest pełnia duchowej i intelektualnej treści, której jako katolicy potrzebujemy do zbawienia.
Aleksander Grygielski Wnętrze kościoła Maryi Panny w Krakowie (1858).

Rytuał ten uznany został przez sam Kościół – a mianowicie Sobór Trydencki (1545-1563) za doskonały, nie wymagający żadnych uzupełnień i korekt.

Dlatego papież, św. Pius V, ogłosił w roku 1570 w bulliQuo Primum, żeMsza św. według rytu rzymskiego może być sprawowana przez kapłanówbez żadnych przeszkód ze strony Kościoła, bez żadnych ograniczeń i kar aż do końca czasów.

Benedykt XVI po czterdziestoletniej posoborowej przerwie, tę naderwaną ciągłość w sprawowaniu Mszy trydenckiej przywrócił.


Oczywiście, przez ten czas była ona w Kościele sprawowana – niestety, tylko sporadycznie. (Jan Paweł II wydał w 1988 roku specjalne pozwolenie, tzw. indult, gdzie formułowano szczegółowe warunki, jakie musiały być spełnione, by ją odprawiać).

Do momentu wydania indultu odprawiana była regularnie tylko poza tzw. misją kanoniczną Kościoła! Od 1988 roku rzadko, na warunkach często upokarzających dla kapłanów (zmuszanych jednocześnie do odprawiania novus ordo missae) i dla pragnących tej Mszy wiernych (w ramach wspólnot Ecclesia Dei).

Pojedynczy kapłani czynili to najczęściej w tajemnicy, albo wśród całkowitej dyskrecji swojego otoczenia.

Prawie zawsze z narażaniem się na szykany ze strony przełożonych.
Msza św. trydencka po soborze była bowiem konsekwentnie w Kościele eliminowana, a nawet – zwalczana. Benedykt XVI ogłosił powrót Mszy według rytu rzymskiego do pełni praw.

Kapłanem, który nigdy nie odprawił zmienionej po soborze watykańskim II Mszy św., novus ordo missae, był wielki święty Kościoła, Ojciec Pio.


Kiedy mówi się o Tradycji w Kościele, ma się na myśli właśnie Mszę trydencką i tradycyjne nauczanie Kościoła, ściśle oparte o Objawienie. Potwierdzone przez Urząd nauczycielski Kościoła. Niezmienne.

Przy okazji żegnania ustępującego papieża słowo „tradycja” pojawiało się w wypowiedziach oficjalnych osobistości i publicystów bardzo często, ale z reguły przyobleczone w odmienną lub tylko fragmentaryczną treść, albo też w niejasnym i zmieniającym jej sens kontekście. Mówiono wiele np. o przywiązaniu Benedykta XVI do pism Ojców Kościoła i o jego katechezie opartej na nich, o umiłowaniu piękna w sztuce sakralnej, zwłaszcza w muzyce. O nawiązywaniu przez niego do „dawnego stylu” sprawowania liturgii. O głębi jego odczytywania Ewangelii, o tradycyjnej moralności, której bronił i zdecydowanym papieskim „nie” wobec nowej etyki dotyczącej sfery przekazywania życia i nowej koncepcji rodziny.

Nie mówiono o istocie rzeczy.

Istotą rzeczy jest w Kościele kult Boga. Kult, który jest wynikiem zrozumienia, Kim Bóg jest oraz wyrazem posłuszeństwa i miłości do Niego.

Dlatego właśnie piękno dawnej liturgii nie ma nic wspólnego z„estetycznymi upodobaniami” ludzi Kościoła, dawnych papieży i kardynałów (choć oczywiście jest także w jakimś stopniu wykwitem dawnej kultury). Z historyzmem, sztuką i celebrowaniem przeszłości. Ma natomiast wiele wspólnego z miłością i szacunkiem wobec Boga.

To nie sentymentalizm, nie rozmiłowanie w starym stylu kościelnym, nie „konserwatywne przekonania”, czy jakaś nieszczęsna i zupełnie nie katolicka przekora albo zgubny, pełen pychy upór kazały grupie kapłanów skupionych wokół dwóch biskupów, Marcela Lefebvre i de Castro Mayera trwać, po soborze watykańskim II, przy „starej Mszy”.
Przeciwnie. Zadecydowały o tym szeroko otwarte oczy i dobra orientacja w doktrynie religijnej Kościoła katolickiego. Zadecydowała wierność tej doktrynie. Przekonanie, że w sprawie w Kościele najświętszej, w dziedzinie Prawdy, nie wolno zawierać kompromisów z tym, co określa się eufemistycznie duchem czasu (a co niekiedy występuje pod nazwą ducha soboru). A co stało się wygodnym narzędziem demontażu katolickiej doktryny i zmiany nauczania przez Kościół odwiecznych prawd, do czego został on przez Boga zobowiązany.

Katolicka doktryna wiary wynikająca z Objawienia i wsparta o naukę św. Tomasza z Akwinu, czyli filozofię realistyczną, jest dziedziną ścisłą. Można ją porównać do matematyki – choć nie jest matematyką. Jeśli wiadomo kim jest Bóg, wiadomo jak nauczać o Bogu, to również wiadomo, w jaki sposób oddawać Mu cześć. W jaki sposób wykonywać to, dla czego Bóg stworzył swój Kościół. Zadaniem Kościoła jest oddawać Bogu hołd i prowadzić ludzi do zbawienia. Nie da się tego czynić bez sprawowania sakramentów, czyli bez przywoływania realnej obecności Boga. Nie da się także czynić tego, bez przypominania ludziom Kim Bóg jest.

Wielkość Kościoła to nie szerokie horyzonty intelektualne duchowieństwa, ich znajomość współczesnych problemów świata, nie programy społeczne, działalność charytatywna, doskonałe zarządzanie strukturami, nie nakłanianie ludzi, aby żyli tak, by było im na ziemi dobrze. Nie dbanie o harmonijne współżycie różnych religii i kultur. Wielkość Kościoła polega na tym, że sprowadza on na ziemię Boga.
O tym wszystkim zapomniano podczas uroczystości pożegnalnych papieża, który jako pierwszy, od ostatniego soboru, o tym zadaniu Kościoła i o jego chwalebnej, nadprzyrodzonej wielkości pamiętał, i do czego samotnie nawoływał.

To prawda, Josef Ratzinger jako Benedykt XVI nigdy sam nie odprawił Mszy trydenckiej. (A może odprawił, tylko nic nam o tym nie wiadomo?) Ale za jego czasów w Watykanie codziennie sprawowane było kilkadziesiąt takich Mszy. W całym zaś świecie – tysiące. Msza Święta Wszechczasów została prawnie „uwolniona”. Ale jaka była odpowiedź ludzi Kościoła na ten wielki gest odchodzącego dziś papieża, w skali powszechnej?

Czy możemy sobie przypomnieć jakąkolwiek oficjalną wypowiedź na ten temat? Czy w Kościele po tej decyzji Benedykta XVI zapanowała radość? Czy wierni czegoś się o starej Mszy dowiedzieli z ambon? A może ktoś sprawował Mszę trydencką w sposób uroczysty i stało się to tematem licznych, pełnych aprobaty i wdzięczności dla Benedykta XVI komentarzy, a także dyskusji, sympozjów i konferencji w katolickich mediach i na katolickich uczelniach, poświęconych Mszy św. Wszechczasów?

Czy któreś z naszych katolickich mediów z aprobatą przywitało decyzję papieża i wprowadziło czytelników w istotę zagadnienia, przedstawiając np. różnice między dawną a obecna liturgią i ich głęboki teologiczny sens? Nie mówiąc już o transmisji tej Mszy św?

Zapadła głucha cisza.

Gest papieża nie został zrozumiany.

A może nie został wcale przyjęty? Może prośba Ojca św., by powracać do tradycyjnej formy liturgii została po prostu zignorowana?


Pośród dzisiejszego entuzjazmu i podziwu zawodowych komentatorów dla „klasy Benedykta XVI”, pośród słów najwyższego uznania dla jego intelektu, na temat powrotu tradycyjnej liturgii Kościoła nie padło ani jedno słowo.

Głównym wątkiem podsumowania stał się natomiast w mediach temat wewnętrznego skażenia Kościoła homoseksualizmem. Zagrożenie przez „lobby homoseksualne”. I stąd „potrzeba oczyszczenia Kościoła”, jak to się ujmuje. Ten temat podsuwał m.in. nieustannie Benedyktowi XVI za czasów jego posługi w Kościele, prowadzący z nim cykliczne rozmowy – których późniejszym efektem były książki – niemiecki dziennikarz Peter Seewald. Czynił to konsekwentnie. Był monotematyczny do znudzenia. Jakby to była właśnie centralna sprawa Kościoła. Jakby nie istniało w Kościele nic ważniejszego. Zagrożenie, zanieczyszczenie, skandal, zgorszenie, molestowanie, patologia, destrukcja. Te słowa odmieniane były przez wszystkie przypadki, wykrzykiwane, szeptane, mielone. Zalewano nimi natychmiast wszystko, co mogłoby spowodować odrodzenie rzetelnej, poważnej i dogłębnej dyskusji doktrynalnej na temat nieodzowności powrotu Kościoła do najbardziej godnego sprawowania kultu Boga, po okresie bezbożnych, a nawet bluźnierczych w swej istocie, liturgicznych eksperymentów, na jakie tylko pozwoliła wyzwolona myśl teologiczna i wyobraźnia modernistów w tej dziedzinie. Ta, która w okresie ostatniego soboru i już po nim znalazła sobie w Kościele miejsce i swobodny dostęp do umysłów duchowieństwa i katolików, których zwodzono koniecznością zasadniczej zmiany w Kościele i dostosowania się do rzekomej „nowej mentalności” ludzi i do warunków świata.

Być może Ojciec Święty w jakiejś mierze uległ temu jazgotowi. Uległ zwyczajnie po ludzku nieustannej psychologicznej presji. Zamiast prawdziwego wroga wiary i Kościoła – a mianowicie zniekształconej przez modernizm doktryny i uproszczonego kultu Boga, co musiało prowadzić do zamętu w umysłach ludzi wierzących, a wręcz i do zafałszowania w nich obrazu Boga – przedstawiano mu wroga zastępczego. W potocznym języku, w kolokwialnej formie, metodę tę nazywa się dryfem. W psychologii istnieją nazwy bardziej precyzyjne.

Gdy chce się komuś uniemożliwić lub skrajnie utrudnić wypełnienie jego misji, jego najważniejszego zadania, trzeba jego umysł zająć czymś drugorzędnym, odpowiednio przejaskrawionym, by swoich prawdziwych zadań nigdy do końca nie wykonał.

By nie starczyło mu na to sił, które wytracane są w walce z urojonym zagrożeniem, z papierowym tygrysem. I nigdy nie należy pozwalać takiemu człowiekowi, by odciął się raz na zawsze od tego ukazanego mu fałszywie, w zwielokrotnionych wymiarach, zastępczego tematu. Narzuca mu się go nieustannie, wciąż od nowa. Urojone lub wyolbrzymione zagrożenie trzeba podsycać na wielu frontach.

Jest to wypróbowana i bardzo skuteczna metoda, którą stosuje się zwłaszcza wobec ludzi Kościoła, i to tych, którzy mają szczególne pole do działania, ogromny autorytet i ważną funkcję w Kościele. W ten sposób uniemożliwia im się prawidłowy osąd sytuacji i odciąga od obowiązków stanu.

Przywrócenie tradycyjnej liturgii Kościoła a wraz z nią nieskażonej błędami modernizmu doktryny było najważniejszym zadaniem, przed jakim stanął w 2005 roku Josef Ratzinger. Wszystko wskazuje na to, że pragnął szczerze je wypełnić.

Zamiast trąbić o homoseksualizmie i tropić go w Kościele, trzeba było przypominać o konieczności powrotu do tradycyjnego nauczania na temat grzechu. Kościół, który konsekwentnie ją wykłada oraz pomaga ludziom w niej wytrwać poprzez sprawowanie sakramentów, czyni to, co trzeba, także na rzecz homoseksualistów. Tymczasem tworzono na bieżąco nową „doktrynę”, czysto partykularną, tylko na użytek chwili. Tak, by Benedykt XVI nie mógł odetchnąć.

Homoseksualizm w Kościele to zasłona dymna – bynajmniej nie jedyna – rozpostarta celowo, by ukryć przed ogółem katolików to, co jest prawdziwym problem Kościoła. By nie padła odpowiedź na pytanie, dlaczego Kościół popadł w sprzeczność ze sobą samym. Dlaczego zamiast jedynej prawdziwej nauki o zbawieniu i odkupieniu głosi dziś, nikomu tak naprawdę niepotrzebne, nauki socjologiczne, polityczne, zabiera głos w sprawach ekonomicznych, psychologicznych, kulturalnych, wypowiada się na temat sportu i turystyki, prasy, radia i telewizji, formułując „orędzie pokoju” i zachętę do budowania „cywilizacji miłości”…
Nemo potest duobus dominis servire !
Rytuał ten (MSZY ŚW. TRYDENCKIEJ) uznany został przez sam Kościół – a mianowicie Sobór Trydencki (1545-1563) za doskonały, nie wymagający żadnych uzupełnień i korekt.
Dlatego papież, św. Pius V, ogłosił w roku 1570 w bulli Quo Primum, że Msza św. według rytu rzymskiego może być sprawowana przez kapłanów bez żadnych przeszkód ze strony Kościoła, bez żadnych ograniczeń i kar aż do końca …
Więcej
Rytuał ten (MSZY ŚW. TRYDENCKIEJ) uznany został przez sam Kościół – a mianowicie Sobór Trydencki (1545-1563) za doskonały, nie wymagający żadnych uzupełnień i korekt.

Dlatego papież, św. Pius V, ogłosił w roku 1570 w bulli Quo Primum, że Msza św. według rytu rzymskiego może być sprawowana przez kapłanów bez żadnych przeszkód ze strony Kościoła, bez żadnych ograniczeń i kar aż do końca czasów.

Benedykt XVI po czterdziestoletniej posoborowej przerwie, tę naderwaną ciągłość w sprawowaniu Mszy trydenckiej przywrócił.
Anja39
👍
tahamata
@myschonok
Czy przed trydentem, katolicy nie wielbili Boga ?
Lub wielbili grzesznie, niewlasciwie?
Czy w buszu - katolicy bijac w bebny nie wielbia Boga, a ksiadz sparwaujac Ofiare Mszy swietej pod chata z palmowych lisci grzeszy?
Potrzebny tam chor gregorianski, organy, kadzidlo.
Wtedy bedzie prawidlowo?
Ja uwazam, ze FORMA nie powinna przerastac TRESCI , ktora jest ZBAWIENIE.
Katolicy wielbili …Więcej
@myschonok

Czy przed trydentem, katolicy nie wielbili Boga ?
Lub wielbili grzesznie, niewlasciwie?
Czy w buszu - katolicy bijac w bebny nie wielbia Boga, a ksiadz sparwaujac Ofiare Mszy swietej pod chata z palmowych lisci grzeszy?
Potrzebny tam chor gregorianski, organy, kadzidlo.
Wtedy bedzie prawidlowo?

Ja uwazam, ze FORMA nie powinna przerastac TRESCI , ktora jest ZBAWIENIE.

Katolicy wielbili Boga gdzieś tak do końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Potem było już tylko gorzej. Wiara się zlaicyzowała a wierni zaczęli kontestować prawdy wiary miast według nich żyć. Kapłaństwo także dużo ucierpiało, kler przesiąkł światem, zajął się wodzirejką, odpuścił sobie nawracanie, nawet od konfesjonału się odwrócił, kazał ludowi powstać z kolan, stanąć bezczelnie vis a vis Boga w Trójcy Jedynego. Oczywiście nie wszyscy kapłani, nie wszyscy wierni etc. Są wyjątki. Nieliczne.

Oczywiście tak w buszu powinno być i kadzidło i powszechny dla Kościoła język liturgiczny, czyli łacina. W skrócie: w buszu także powinno być sacrum.

Forma przerasta treść obecnie, zastępuje świętość pospolitością. Miłosierdzie przegnało sprawiedliwość. Pycha ludzka siedzi na tronie.
jerzy1
Ojciec Święty Benedykt XVI mówi do dusz ludzkich: „Proszę wszystkich o odważne i zdecydowane okazywanie swej wiary w rzeczywistą obecnośd Pana w Eucharystii“. Nie bójmy się klękad! Bądźmy posłuszni Ojcu Świętemu! W kościele nigdy nie było zgody ze strony Papieży na podawanie Komunii Świętej przez kapłana w postawie stojącej czy na rękę i o zgrozo; od szafarzy świeckich!
myschonok
A dla mnie podstawą wiary jest przykazanie miłości i Dekalog, do których próbuję się stosować, przez co wielbię Boga w Trójcy Jedynego. To zaś znaczy, że wielbię Pana Boga, Syna Bożego Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, co jest fundamentem wiary katolickiej, którą wyznaję.
Podpisuje sie :-)
Natomiast za szczytową formę oddania czci Bogu uważam Mszę Świętą trydencką bo wtedy nie muszę się zastanawiać …Więcej
A dla mnie podstawą wiary jest przykazanie miłości i Dekalog, do których próbuję się stosować, przez co wielbię Boga w Trójcy Jedynego. To zaś znaczy, że wielbię Pana Boga, Syna Bożego Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, co jest fundamentem wiary katolickiej, którą wyznaję.

Podpisuje sie :-)

Natomiast za szczytową formę oddania czci Bogu uważam Mszę Świętą trydencką bo wtedy nie muszę się zastanawiać czy stojący tyłem do Boga kapłan jest w porządku.

A tu sie nie podpisuje :-)

Czy przed trydentem, katolicy nie wielbili Boga ?
Lub wielbili grzesznie, niewlasciwie?
Czy w buszu - katolicy bijac w bebny nie wielbia Boga, a ksiadz sparwaujac Ofiare Mszy swietej pod chata z palmowych lisci grzeszy?
Potrzebny tam chor gregorianski, organy, kadzidlo.
Wtedy bedzie prawidlowo?

Ja uwazam, ze FORMA nie powinna przerastac TRESCI , ktora jest ZBAWIENIE.
tahamata
A dla mnie podstawą wiary jest przykazanie miłości i Dekalog, do których próbuję się stosować, przez co wielbię Boga w Trójcy Jedynego. To zaś znaczy, że wielbię Pana Boga, Syna Bożego Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, co jest fundamentem wiary katolickiej, którą wyznaję.
Natomiast za szczytową formę oddania czci Bogu uważam Mszę Świętą trydencką bo wtedy nie muszę się zastanawiać czy stojący …Więcej
A dla mnie podstawą wiary jest przykazanie miłości i Dekalog, do których próbuję się stosować, przez co wielbię Boga w Trójcy Jedynego. To zaś znaczy, że wielbię Pana Boga, Syna Bożego Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, co jest fundamentem wiary katolickiej, którą wyznaję.

Natomiast za szczytową formę oddania czci Bogu uważam Mszę Świętą trydencką bo wtedy nie muszę się zastanawiać czy stojący tyłem do Boga kapłan jest w porządku.
myschonok
@marek : gesty są podstawa wiary,
👍 Tak mysleli tez faryzeusze :-)
Dla mnie- podstawa wiary jest tu:
Rz 3:25 bt
"Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi."
Jezus Chrystus jest jedyną drogą, która prowadzi do zbawienia.
1Kor 3:11 bp "Nikt bowiem nie może położyć innego fundamentu, oprócz tego, który już został położony, a jest nim Jezus Chrystus."
Wiara oparta …Więcej
@marek : gesty są podstawa wiary,

👍 Tak mysleli tez faryzeusze :-)

Dla mnie- podstawa wiary jest tu:

Rz 3:25 bt
"Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi."
Jezus Chrystus jest jedyną drogą, która prowadzi do zbawienia.
1Kor 3:11 bp "Nikt bowiem nie może położyć innego fundamentu, oprócz tego, który już został położony, a jest nim Jezus Chrystus."
Wiara oparta na Jezusie Chrystusie nie polega na ludzkiej mądrości, ale na Bożej Mocy.
Rz 1:16 br "Nie wstydzę się bowiem Ewangelii, gdyż jest ona mocą Bożą sprowadzającą zbawienie na każdego, kto wierzy,"
1Kor 2:5 bp "aby wasza wiara nie wypływała z ludzkiej mądrości, ale z mocy Bożej."

Wiara jest darem Bożym, a nie dziełem i osiągnięciem człowieka.
Rodzi się z tego, co się słyszy, a słyszy się dzięki głoszeniu Słowa Bożego.
Rz 10:17 br "Wiara rodzi się tedy z tego, co się usłyszało, a słyszy się dzięki słowu Chrystusa."
Wiara jest również świadectwem o Jezusie Chrystusie.
Dz 10:42-43 bp "Polecił nam głosić i świadczyć przed ludźmi, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych. To o Nim właśnie dają świadectwo wszyscy prorocy głosząc, że każdy, kto wierzy w Niego, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów."
TomLuka
fajny akcent ma 😁
marek
gesty są podstawa wiary, to jest tak jak w sporcie, bez dobrego rozbiegu nie ma skoku, bez spięcia nie ma dobrego sprintu, bez nauki nie ma dobrej pracy, bez praktyki nie ma dobrego rzemieślnika