Chciał pójść na Mszę świętą, a trafił do cyrku. Impresje z Placu Św. Piotra.

W niedzielę wielkanocną byłem na Mszy Świętej, celebrowanej przez papieża Franciszka na Placu Św. Piotra w Rzymie. Stałem w tłumie kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Chciałoby się powiedzieć „wiernych”, ale niestety byłoby to wielkim, może nawet kilkudziesięciotysięcznym nadużyciem.

Piszę to z goryczą, bo nie tak wyobrażałem sobie to szczególne nabożeństwo, transmitowane na cały świat, a ze względu na miejsce i osobę Ojca Świętego, najważniejsze podczas najważniejszych dla chrześcijan świąt. To miało być dla mnie wyjątkowe zdarzenie. Rzym, Watykan, Plac Św. Piotra, niedziela wielkanocna, papież Franciszek… Zdarzenie w sensie doznania duchowego, religijnego przeżycia, a nie turystycznej atrakcji, jakich w Rzymie jest wystarczająco wiele.

Miałem prawo tego oczekiwać. W Wielki Piątek z namaszczeniem odebrałem zamawianą już w Polsce „wejściówkę” na niedzielną ceremonię. Czekała na mnie w niezwykle gościnnym i pomocnym polskim kościele w Rzymie (San Stanislao dei Polacchi), położonym w pobliżu Placu Weneckiego.

Dzierżąc ją w dłoni, przeciskałem się w niezliczonym tłumie do otaczającej Plac Św. Piotra kolumnady Berniniego, pośród której umieszczono bramki wejściowe z wykrywaczami metalu i posterunkami „carabinieri”. Prześwietlanie toreb i plecaków, skrupulatna kontrola osobista - to wszystko długo trwa, ale jest jak najbardziej uzasadnione. Zresztą w całym Rzymie widać, że groźba zamachów terrorystycznych jest tu traktowana niezwykle poważnie. Niemal na każdym rogu ruchliwych ulic oraz na stacjach metra stoją żołnierze, uzbrojeni w imponujące karabiny maszynowe.

Ale wróćmy na Plac Św. Piotra. Kiedy już na nim się znalazłem i rozpoczęła się Msza Święta, uderzyło mnie to, że w otaczającym mnie tłumie niemal nikt nie brał udziału w Eucharystii - nikt nie klękał, nie modlił się, nie czynił znaku krzyża.

Panowała niezobowiązująca atmosfera międzynarodowego pikniku. Gestem Św. Anny z Faras [zob. ] uciszyłem dwóch rozgadanych Azjatów.
Młoda Włoszka zwróciła uwagę elegantce w czarnym futrze, która ucinała sobie pogawędkę przez telefon komórkowy: Signora, è la Santa messa!

Proszę pani, to jest Msza Święta! Proszę Państwa, to jest Msza Święta!

Wołanie na puszczy znaczonej komórkami na kijkach do „selfików”. Las kijków, który odgradza od nielicznych kapłanów pod biało-żółtymi parasolami, którzy udzielają Komunii Świętej. W wielu miejscach placu widać uniesione dłonie, machające w geście „tu jestem, tu czekam na Pana”, ale tłum z kijkami nie pozwala przebić się do żółtych parasoli.

Potem Ojciec Święty przejechał po placu papamobile. Poruszenie. Urbi et orbi - znów wyrasta las komórek na kijach.

Wyszedłem z Placu Św. Piotra w kierunku Piazza Del Risorgimento. Nieopodal, w bocznej bramie Watykanu, znajduje się zaciszna kaplica Św. Anny. Wszedłem do środka - woń kadzideł, ludzie klęczą, modlą się.
Rozpoczynała się Msza Święta…


wpolityce.pl/kosciol/286626-prosze-p…