– Zespół naukowców z Australii, w tym pochodząca z Polski prof. Katherine Kedzierski, opublikował badania dowodzące, że przeciwciała COVID-19 są zbliżone do grypy. Byłem wtedy niemal pewien, że leczenie amantadyną, która jest skuteczna w walce z grypą, sprawdzi się też przy koronawirusie. Trafiłem na wspaniały artykuł prof. Cezarego Pakulskiego, który pokrywa się z moimi spostrzeżeniami. Opisał mechanizmy COVID-19 i prawdopodobieństwo skuteczności amantadyny. Dodałem go do swojego artykułu, w którym opisuję własne doświadczenia leczenia i wysłałem do lekarzy rodzinnych należących do Porozumienia Zielonogórskiego w całej Polsce.
Z czego wynikają Pana doświadczenia?
– Jako młody lekarz szukałem leku, który pomoże chorującym na grypę. Trafiłem na amantadynę. Pacjenci dość szybko zdrowieli i nie mieli powikłań, choć czasami zalecałem im ograniczenie ciężkiej pracy czy wysiłku, gdyż po przechorowaniu ciężkiej grypy pacjent bywa jakiś czas krążeniowo niewydolny ze względu na niekorzystne działania grypy na układ sercowo-krążeniowy. Leczę nią od 25 lat z powodzeniem. Przed laty Amerykanie uznali amantadynę za nieskuteczną, dziś się do niej wraca.
Może pomóc przy leczeniu COVID-19?
– Autorytety lekarskie szukają leku przeciwwirusowego. Amantadyna nie jest sensu stricto lekiem wirusobójczym. Hamuje replikę wirusa, jego namnażanie na pewnym etapie. To wystarcza, by organizm poradził sobie z infekcją, jeśli jego odporność nie jest zaburzona. Gdy mamy infekcję, rozbicie, bóle głowy, gorączkę, możemy podejrzewać infekcje wirusową, grypę lub COVID-19. Co szkodzi podać lek? Jako że przeciwciała są podobne do grypy, efekt leczniczy również. Nie mamy sprawdzonych leków, więc warto próbować. Uważam, że amantadyna w 80 – 90 proc. przypadków jest wielce przydatna, a i prawdopodobnie skuteczna w leczeniu.
Od odporności zależy, czy się zakazimy?
– Odporności organizmu i ekspozycji w danym czasie. Przy małej dawce organizm w wielu przypadkach sobie poradzi. Podczas bezpośredniego kontaktu z chorym masywność dawki tę odporność przełamuje. W medycynie leczymy przyczynowo i objawowo, każda choroba może mieć inny przebieg i na to musimy reagować. Jeśli hamujemy replikę wirusa i wyrównujemy zaburzenia, organizm sobie radzi. Do tej pory leczyłem z powodzeniem około 70 przypadków, które miały potwierdzoną infekcję testem lub wielce prawdopodobnie ją przechodziło.
Skoro ważne są odporność i ekspozycja, to wynika z tego, że maski są cennym sprzymierzeńcem.
– Maski i przyłbice są przydatne. Zakażony, gdy mówi, śmieje się, kaszle, tworzy ryzyko dużej ekspansji wirusa, maska ogranicza tę dawkę. Maseczki nie dają żadnej gwarancji, że się nie zarazimy, ale dzięki nim chorzy dają szansę zdrowym.
Jak się zatem chronić?
– Nie ma złotego środka. Epidemia pokazała, że zmiana sposobu funkcjonowania, nawyków związanych z myciem i dezynfekcją rąk, kulturą rozmowy, kaszlu, myślenie o tym, że możemy kogoś zakazić, przynosi efekty. Nie tylko przy COVID-19, ale też innych chorobach. Zmiana mentalności to plus sytuacji. Są też minusy. Dochodziło do wielu absurdów: zamykanie lasów, dezynfekcje chemią ławek, autobusów, miast, kwarantanny dla całych rodzin…
Uważa Pan, że kwarantanna jest bezzasadna?
– Nie mamy możliwości zamknięcia wszystkich. Są 2 kategorie: ludzie chorzy i zakażeni. Zakażony, który nie ma objawów klinicznych, nie jest osobą chorą i my go nie wyłapiemy nigdy, a kontakt ma nie wiadomo z kim. Możemy się zakazić w najmniej oczekiwanym momencie. Aby infekcja wyhamowała, wiele osób musi ją przejść. Nie ma jednak trwałej odporności. Możemy mieć kontakt z wirusem kilka razy do roku, więc tymczasowe zamykanie jest nieskuteczne. Sądzę, że – jak przy grypie – COVID-19 już z nami zostanie. Będziemy się zamykać przez kolejne lata? Musimy pamiętać: choroba już jest, nie można jej negować! Musimy się z nią zmierzyć. Jako lekarze staramy się chorych izolować i szybciej wykrywać zakażenia.
Jako jeden z niewielu ma Pan przychodnię całkowicie otwartą niemal od początku.
– Wielu lekarzy było zaniepokojonych, że otwieram, ale ja byłem przekonany, że nie możemy się zamykać jako lekarze. Mamy pomagać pacjentom, chroniąc siebie, to nasze powołanie. W Polsce dochodziło do absurdów, chory z ostrym bólem w klatce piersiowej bał się przyjechać do szpitala, bo tam się może zakazić, woli w domu umrzeć na zawał serca. Pacjenci się nie leczyli na inne choroby, a przez brak diagnozy możemy mieć mnóstwo powikłań. Czasem niezdiagnozowanie nowotworu w ciągu kilku miesięcy to wyrok śmierci.
Możliwe były porady lekarskie przez telefon.
– Nigdy się nie podpiszę pod teleporadą. Błahe sprawy można tak skonsultować, ostre infekcje nie. Zresztą sporo się zmieniło. W marcu odwiedziny zakażonego w przychodni równały się jej zamknięciu. Teraz, jeśli zachowano środki ostrożności, sanepid już nie zaleca tak restrykcyjnych działań. Musimy wrócić do normalności. Na szczęście wykresy ilustrujące stosunek liczby zachorowań do liczby zgonów pokazują spadek śmiertelności. Widać to szczególnie np. w Hiszpanii, Francji, gdzie przy podobnej lub większej liczbie zakażonych jak w marcu i kwietniu liczba zgonów jest 10-krotnie mniejsza, z 200 – 300 spadek dzienny na 20 – 30 osób.
To znaczy, że uczymy się leczyć COVID-19?
– Liczba infekcji wzrosła, wirus nie złagodniał, jest tak samo zajadły, więc można przypuszczać, że lekarze się uczą z nimi postępować i leczyć. Spostrzeżenia, że amantadyna może być pomocna w leczeniu, docierały do mnie od lekarzy z Włoch i Hiszpanii już w marcu.
Za to dziś wielu komentujących doniesienia o nowych zakażeniach twierdzi, że nie ma żadnej pandemii, żadnego COVIDA, media kłamią, a starsi ludzie umierają, bo przyszedł ich czas.
– Oczywiście, że jest pandemia i jest COVID-19. Nie wolno tego negować. Fakt zawsze jest faktem! Wśród osób starszych, ciężko schorowanych, COVID-19 częściowo przyspiesza zgon – o miesiąc, pół roku? Pacjent mógłby pożyć dłużej. Zdarza się też, że 100-latek zdrowieje. Przy COVID-19 nie wiemy właściwie, czy 2-letnie dziecko nie zachoruje nam ciężko i nie umrze. Ryzyko seniorów jest znacznie wyższe, ale młodzi ludzie nie są całkowicie bezpieczni. Mogą mieć niezdiagnozowane choroby czy uwarunkowania genetyczne. Osoby, które nie boją się infekcji, mają do tego prawo, ale apeluję: nie narażaj ludzi ze swojego otoczenia! Miej kulturę, czuj się zobowiązany do pewnego reżimu. Zmień nawyki, zachowaj rozsądek. Masz objawy chorobowe – izoluj się, nie zarażaj innych. To zasadne i skuteczne od wieków. A poza tym żyj normalnie.