V.R.S.
31,4 tys.

Kościół w okowach sanitaryzmu: wspomnienia kowidowe

Jednym z osobliwych zjawisk kraju między Odrą a Bugiem w okresie 2020-2021 były liczne a puste lub pustawe (zwłaszcza na wiosnę 2020 roku) kościoły oraz pełne kaplice należące do pewnego Bractwa Kapłańskiego, nazywanego przez niechętnych mu „schizmatyckim” lub – w najlepszym razie – „nieposłusznym”. Kaplice te mieszczące się z reguły w adaptowanych wynajętych pomieszczeniach pozostały oazą w morzu nowej nienormalności – z godnym sprawowaniem liturgii i udzielaniem Komunii „po staremu” czyli na klęcząco i do ust, bez względu na aktualną mądrość etapu powszechnego zamętu i obłędu.
Gdy obłęd ów począł ujawniać się w całej okazałości, to jest tuż przed Wielkim Tygodniem roku 2020, po „listach pasterskich” ministra „pandemii”, który najpierw publicznie naśmiewał się z głupoty ludzi noszących maski a potem wydawał (z kolegami) bezprawne ukazy „z mocą konstytucji”, nakazujące je nosić (w którym to celu na ludzi nasyłano powszechnie, skompromitowany doszczętnie prawnie i moralnie, aparat przemocy państwowej), praktycznie zamknięto kościoły. Ogłoszono bowiem ograniczenie ilości wiernych do 5 osób bez względu na to czy chodzi o klasztorną kaplicę czy okazałą bazylikę.

Rozbierając rzecz logicznie: dokonująca bezprawnego przewrotu władza wystosowała oczekiwanie zamknięcia kościołów przed wiernymi a dysponująca właściwym aparatem oceny tego bezprawnego – i na poziomie prawa Bożego, i czysto świeckiego – żądania hierarchia skwapliwie rozpoczęła praktykowanie niecnoty bezbożnego posłuszeństwa, przymuszając do tego szeregowe duchowieństwo. I wystawiając na żer władzy oraz szaleńców pandemicznych tych księży, którzy postawili weto. Owo bezprecedensowe zamknięcie kościołów – na święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny (25 marca 2020), przypominało Meksyk w najgorszych czasach masona Plutarcha Eliasza Callesa, który deklarował się jako osobisty wróg Boga – z jedną różnicą: tym razem duchowna hierarchia kolaborowała otwarcie z bezbożną władzą, jako swoisty listek figowy udzielając dyspens od obowiązku uczestnictwa we Mszy. Wierny swej misji Kościół w Polsce zszedł okresowo do podziemia. To wtedy jeden z prześladowanych przez przełożonych zakonników (dziś - świętej pamięci) poradził mi bym na obecne czasy uzyskał sakramentalia w postaci soli i wody poświęconych z egzorcyzmem.
Poświęcenia dokonał na moją prośbę jeden z kapłanów Bractwa, które w tym okresie szaleństwa nie zaprzestało posługi, udzielając m.in. przedwielkanocnej Spowiedzi, Komunii Świętej oraz sakramentaliów. Dzięki temu Kapłanowi miałem również, jak co roku, poświęcone pokarmy na stół wielkanocny. Nabożeństwa liturgiczne, w tym obrzędy Wielkiego Tygodnia, odbywały się również przez jakiś czas bez publicznego ich ogłaszania, z uwagi na naloty służb bezbożnego państwa na kościoły, w których księża odmówili poddania się bezbożnemu reżimowi.

Zastraszanie odbywało się na różnych poziomach – dla przykładu zacytujmy komunikat z oficjalnych stron rządowych: „ograniczenia w wydarzeniach o charakterze religijnych – w kościołach może przebywać maksymalnie 5 osób. Zasada obowiązuje również w święta Wielkiej Nocy!” (pogrubienie oryginalne). Do powyższego dochodziły publiczne komunikaty duchowieństwa takie jak medialne orędzia prymasa Polski 6 kwietnia w Radiu Zet i Radiu Plus, w którym zaapelował by „racjonalne” restrykcje pozostały na Wielkanoc oraz potępił jako „zabójców” osoby, które świadomie się do nich nie stosują („Pokusa, żeby temu się przeciwstawiać, żeby nie słuchać zakazów, które są, żeby je łamać, żeby mówić „nic mi się nie stanie”, jest najpierw pokusą przeciwko naszemu człowieczeństwu. Jeżeli jest to robione z rozmysłem i ze świadomością, to jest naruszanie piątego przykazania Dekalogu”). Do powyższego głosu dołączył głos innych hierarchów lub ich rzeczników, piętnujących zachowania łamiących słuszne i zbawienne obostrzenia jako osoby godzące w miłość bliźniego. Szczyt absurdu osiągnięto w międzyreligijnych akcjach kiedy to przewodniczący KEP dziękował za zamknięcie kościołów i dalsze kroki sanitarystyczne (więcej) oraz kiedy biskupi zaapelowali o przyłączenie się do modlitwy z przedstawicielami fałszywych religii w intencji zakończenia pandemii pod egidą Wyższego Komitetu Ludzkiego Braterstwa (więcej). Zresztą przewodniczący KEP najwyraźniej uważał że skoro (wg Lumen gentium) Kościół jest sakramentem (więcej) to niepotrzebne ludziom są inne sakramenty.

W połowie kwietnia 2020 roku władza ogłosiła zwiększenie limitów z jednoczesnym nakazem zamaskowania w kościołach, co skwapliwie w większości świątyń wykonano. Przed oczami zdumionego lub przerażonego ludu przesuwała się zatem parada zamaskowanych koncelebransów, ministrantów, hierarchów w plastikowych „przyłbicach” i maskach w biskupim kolorze, oglądano zamaskowanego prezydenta Dudę przyjmującego Komunię na rękę z rąk kard. Nycza, biskupa Długosza bredzącego o sanitarnych „ewangelistach” – Mateuszu i Łukaszu, podajniki z płynem dezynfekcyjnym w miejscu aspensoriów, dezynfekcję dłoni celebransów, przerażonych duchownych w maskach po oczy, skracających maksymalnie Spowiedź w konfesjonałach, wyznaczony dystans społeczny w ławkach.
Całe to pandemonium nie dotknęło kaplic Bractwa, gdzie kult katolicki był sprawowany tradycyjnie, gdzie po prostu czyniono to co zawsze czynił Kościół. Do kaplic tych napływali coraz liczniej wierni – przerażeni sytuacją w „formie zwyczajnej” Kościoła i jej kapitulacją a nawet kolaboracją wobec diabolicznych uroszczeń władzy świeckiej. Przybywali również księża –oburzeni między innymi praktykami zmuszania do Komunii na rękę i dalszymi sanitarnymi wymysłami. Tak opisywał to w swoim liście otwartym pewien Franciszkanin: „(…) praktyka duszpasterska i liturgiczna w rzeczywistości stała się wręcz diabelskim wypaczeniem. (…) Episkopat Polski, zachęcając wiernych do komunii na rękę, realizuje wytyczne Martina Bucera, ucznia Lutra, formułującego w XVI wieku reguły odchodzenia od wiary w realną obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Już sam ten fakt powinien skłonić kapłanów do odmowy brania udziału w tych praktykach, z powołaniem się na sumienie i klauzule generalne prawa kanonicznego. Usprawiedliwianie promocji komunii na rękę zagrożeniem epidemiologicznym związanym z chorobą COVID-19 jest, najdelikatniej ujmując, obrazą rozumu. Zostało to jasno i wielokrotnie wykazane przez środowisko lekarskie. (…) Niemal roczne trwanie w „covidowym duszpasterstwie” nie było czasem straconym, spotkałem wiele wspaniałych osób trafnie oceniających sytuację eklezjalną.”

W Bractwie tymczasem nie poddawano się ani panice, ani groźbom wykonywano (i nadal się wykonuje), pokonując nieraz (jeśli chodzi o Kapłanów) bardzo duże odległości, podstawowe czynności liturgiczne i duszpasterskie: odprawianie Mszy Św. w rycie rzymskim, Spowiedź, katechezę, rekolekcje, tradycyjne nabożeństwa, Kolędę. To właśnie ta normalność będąca jednocześnie wyrazem zaufania do tego co nadprzyrodzone przyciągała wiernych i duchownych. Widać w niej było działanie tego co nadprzyrodzone czyli łaski Bożej, w przeciwieństwie do naturalistycznego podejścia hierarchów. Tę ufność widać też było w podejściu wiernych, czyniących to co zawsze czynili: kreślących Znak Krzyża wodą święconą, adorujących Krzyż przez pocałunek, przyjmujących Komunię na klęcząco i do ust. Zachowanie powyższej normalności liturgicznej jednocześnie stanowiło wyraz zachowania zdrowego rozsądku w obliczu powszechnego szaleństwa – dostrzegano niespójność narzucanej narracji i irracjonalność wprowadzanych kroków.
Dla Bractwa – działającego w Polsce od lat 90-tych XX wieku, przez większość czasu jako organizacja „niszowa”, znaczona piętnem starcia założyciela i obrońcy „Mszy wszechczasów” z „Polakiem wszechczasów”, „pandemia” stanowiła czas łaski i swoisty przełom. Polacy przy okazji szukania „starej” normalności praktyk religijnych, miejsca modlitwy po prostu dostępnej a potem - nie obciążonej ohydą fetyszyzmu pseudo-sanitarnego, odkrywali jeszcze starszą, wręcz starożytną normalność liturgiczną tradycyjnego rytu rzymskiego. Łacina przestawała nagle być problemem, podobnie jak dojazd – nieraz odległy – na Mszę poza parafią.

Oczywiście taka sytuacja, rodząca ryzyko swoistego przesilenia, wywołała zaniepokojenie pasterzy „formy zwyczajnej” posoborowego Kościoła, którzy swoje owce wysłali tymczasem na „Msze wirtualne” (nb. rzecznik KEP zasłynął też z wezwania do stworzenia „wirtualnego stołu wielkanocnego”), dając im jako alternatywę praktyki religijne w reżymie sanitarnym. Zaniepokojenie przed falą wznoszącą „tradycjonalizmu” rozlało się również aż po Watykan, co dało asumpt do wydania w roku 2021 motu proprio Traditionis Custodes. Spowodowało ono kolejny napływ wiernych i związanie się z Bractwem kolejnych Kapłanów – szczególny oddźwięk publiczny i konsternację wywołała decyzja w tej kwestii i list otwarty jednego z dominikanów. Konsternacja ta wyraziła się między innymi w próbach bagatelizowania sytuacji i awansowania Bractwa, wcześniej określanego jako schizmatyckie do bliższego kręgu powiązania z „posoborowym ludem Bożym”: „Obecnie nastąpiło między Bractwem a Watykanem pewne zbliżenie, wciąż jednak nie można mówić o jedności kościelnej” – napisał jeden z popularnych tytułów, oczywiście z krytyką tego kroku opartą na zasadzie: „najpierw posłuszeństwo, potem nabożeństwo”. Zasada ta a właściwie jej wypaczenie została jednak za czasów sanitaryzmu ostatecznie skorumpowana i skompromitowana. Wezwanie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11) zastąpiono głoszonym z ulicznych szczekaczek, tub medialnych i pulpitów: „Dla dobra was i waszych najbliższych zostańcie w domu”, nie dążąc do wyjaśnienia jakie to ma być dobro i oczekując bezzasadnie posłuszeństwa przez kolejne ogłaszane „fale pandemii”. Do dziś nie podjęto nad powyższym poważnej refleksji – choć latem 2021 roku Przewodniczący KEP sporządził opisywaną już na tej stronie (więcej) publiczną listę żalów stanowiącą mocno spóźnioną, nieśmiałą próbę zrzucenia całości odium oraz winy na władzę świecką (por.).

Sanitarny komunizm czy też socjalizm pod pozorem fałszywej troski o zdrowie stanowiący wielką, bezprecedensową próbę kolektywizacji (nie tylko upaństwowienia, ale i umasowienia na poziomie ponadpaństwowym) niematerialnych dóbr takich jak kult Boży oraz dostęp do Sakramentów Świętych, ale i m.in. prawo do oddychania, wolności poruszania się, działalności zawodowej, odpoczynku, wychowania dzieci, dostępu do opieki lekarskiej, tajemnicy medycznej, w pełni świadomej i dobrowolnej zgody na udział w eksperymencie medycznym, stanowił poważny test, publiczną próbę, oblaną przez posoborową hierarchię. Owo oblanie stanowiło jednocześnie późny owoc kryzysu w Kościele.
Interesujące że przed podobnym testem i sromotną porażką posoborowego duchowieństwa założyciel Bractwa ostrzegał na ponad 30 lat przed ogłoszeniem panowania sanitaryzmu (kazanie z 19.11.1989 r.):
„Wiemy bardzo dobrze że celem tajemnych stowarzyszeń jest rząd światowy o masońskich ideałach tj. prawa człowieka, wolność, równość, braterstwo rozumiane w znaczeniu antychrześcijańskich, przeciwnych Naszemu Panu. Te ideały będzie propagował rząd światowy, który stworzy rodzaj socjalizmu wszystkich krajów a potem kongres religii, obejmujący wszystkie religie, także katolicką w służbie tego rządu światowego, tak jak rosyjscy prawosławni pozostają na służbie Sowietów. Będą istnieć dwa kongresy: powszechny kongres polityczny kontrolujący cały świat i ten kongres religii, który będzie wspierał ten rząd światowy jak najemnicy. Te rzeczy nam grożą. Musimy się przygotować.”

Wierni, nieulękli Kapłani działali jednak, co trzeba podkreślić i poza Bractwem. Jednego z nich poznałem gdy ogłoszono Wielkotygodniowy Lockdown, “Ewangelista Łukasz” napisał list do posoborowych kościołów a nominalni pasterze w purpurach, chowając pod doniczki na kwietnikach dawnych ołtarzy bocznych Prawo Boże, prawo naturalne i nawet stanowione prawo świeckie (od Konstytucji przez Konkordat aż po samą ustawę “plandemiczną”), oddali pokłon oczywiście bezprawnym dekretom ministra-“ewangelisty” a potem połączonej rady premiera-“ewangelisty”, zamykając przed wiernymi kościoły akurat przed najświętszym czasem w całym roku liturgicznym. Rzecz niewidziana nigdy w Polsce, nawet za okupacji carskiej, hitlerowskiej czy stalinowskiej. Oczywiście w ślad za bezprawnymi dekretami pojawiły się represje – przypomnijmy choćby Księdza (z “nowusowej” parafii w Sromowcach Wyżnych, ale odważnego), którego za wpuszczenie do kościoła w Niedzielę Palmową ponad 60 osób sanitarna bezpieka obłożyła bez sądu “karą administracyjną” bagatela 10 000 zł. Obłożyła dodajmy właśnie na podstawie Nowego Sanitarnego Ładu zaproponowanego przez panów Kaczyńskiego i Morawieckiego oraz podpisanego przez pana Dudę (o czym szczególnie nieszczęśni wyborcy tego ostatniego z lata 2020 powinni pamiętać), który jako “Strażnik Konstytucji” (niemal jak niesławny “Strażnik tradycji”) miał gdzieś szerzące się bezprawie. Ta Nowa Normalność mogła zafunkcjonować jedynie m.in. przy całkowitej milczącej aprobacie a zatem współsprawstwie osób nominalnie pełniących funkcje Biskupów polskich miast i diecezji.
I w tej miejscowości pojawiła się granatowa policja zajeżdżająca pod kościół by policzyć ludzi po Mszach. Wywoływało to wśród miejscowej ludności różne reakcje. Pamiętam, gdy spiesząc się, bo Msza była rano i trzeba było dojechać te kilkadziesiąt kilometrów, zajechałem na placyk pod kościołem i czekałem w samochodzie (gdy trwał parafialny NOM), chwilę po moim przyjeździe pojawili się w ramach rutynowego niedzielnego patrolu granatowi. Gdy odjechali, jeden z odbywających NOM pod kościołem mieszkańców o głosie mocno wczorajszym zaproponował mi (jeśli mnie ścigają) przejazd drogą gruntową przez teren plebani i wyjazd boczną ulicą z miejscowości. Serdecznie za szczere chęci podziękowałem. Ksiądz “wirusa” i jego służb się nie przestraszył, Mszę sprawował przez cały czas “lockdownu”, wiernych nie wyganiał.

Kolejny, dzielny Kapłan, który nie dał się zastraszyć ani władzy ludowej ani kompromitującym się purpuratom tuż po rozpoczęciu sanitarnej hucpy, to jest na początku kwietnia Roku Pańskiego 2020, na pytanie o ogłoszone bezprecedensowe “restrykcje” (maksymalnie 5 osób w kościele) z anielskim uśmiechem odpowiedział, że on przed żadnym wiernym drzwi do kościoła zamykać nie będzie.
Była to akurat Niedziela Palmowa a zatem dzień w którym, jak już wyżej wspomniano, za wpuszczenie wiernych do kościoła proboszcz z jednej z parafii w Pieninach był ciągany następnie przez zbrojne ramiona władzy łamiącej prawa Boże, naturalne i te świeckie, stanowione po urzędach. Jechało się do małej miejscowości wśród lasów bardzo przyjemnie: paliwo było tanie a drogi puste. Naród siedział po domach zastraszony, policja polowała na spacerowiczów w parkach i na skwerach a lasy były na jaskrawy znak obłędu rządzących i ludu, który dał im mandat do sprawowania władzy, owinięte taśmą ostrzegawczą. Niewiele sobie z tego robiły jedyne kolorowe obok taśmy elementy w lasach – ignorujące "lockdown" panie uprawiające zawodowo nierząd. "Tirowcy" bowiem nadal bez przeszkód wozili ładunki do jedynego miejsca, gdzie sławetny wirus najwyraźniej nie dotarł, to jest dyskontowych sieci.

podobne tematy:
Pamiętajmy o reżymie sanitarnym – z materiałów zespołu

Groteska sanitaryzmu: celebrans zwrócony w stronę "pustki kowidowej"
Mariusz Wdowiak
I tak powinny wyglądać kościoły sekty Vaticanum II. Powinny być puste.
Izabela Sylwia - IS 2201
A to Kościół pierwszy powinien dać przykład buntu przeciw sanitaryzmowi
Wiktoria29
Hierarchia dała wyraz swojej niewiary w Boga. "Nie możecie dwóm panom służyć..." Służą Mamonowi.