Kiedy państwo umiera, a naród się odradza

Gdy państwo tonie w długach, a naród staje się jego niewolnikiem, upadek może okazać się początkiem odrodzenia. Bo wolność rodzi się nie z państwa, lecz z ducha.
Historia uczy, że śmierć państwa nie musi oznaczać śmierci narodu. Czasem wręcz przeciwnie — to właśnie upadek struktur, które zniewoliły ducha narodu, otwiera drogę do jego odrodzenia. Polska zna to z własnego doświadczenia. Zniknęła z mapy świata na ponad sto dwadzieścia lat, lecz nie przestała istnieć. Bo Polakiem nie jest się z dowodu osobistego, ale z serca, z ducha. Dziś jednak widmo upadku przybiera inny kształt — nie przez rozbiory, lecz przez dług. Dług, który staje się współczesną formą niewoli. Państwo, zaciągając zobowiązania ponad swoje możliwości, obciąża nie siebie, lecz swoich obywateli i ich dzieci. To nie politycy spłacają odsetki — robi to naród poprzez podatki, inflację i utratę suwerenności. W ten sposób powstaje nowoczesna forma poddaństwa: ekonomiczna kolonia ubrana w kostium niepodległego państwa.W tym sensie można powiedzieć, że Polska popełniła samobójstwo — powoli, przez lata, zaciągając długi bez pokrycia, wydając więcej niż posiadała, aż w końcu znalazła się w sytuacji, gdzie nie ma już realnych środków, by je spłacić. A gdy państwo staje się niewypłacalne, jego byt zaczyna się chwiać. Pojawia się pytanie: czy śmierć takiego państwa musi być tragedią, czy może stać się początkiem nowego życia narodu?Z perspektywy obywateli można spojrzeć na to inaczej niż czynią to rynki finansowe. W systemie, gdzie dług jest narzędziem zniewolenia, jego unicestwienie staje się paradoksalnie wyzwoleniem. Dlatego w tym symbolicznym sensie, przejęcie państwa przez Wschód może być korzystniejsze dla narodu niż oddanie go w ręce Zachodu.Zachód bowiem — będąc wierzycielem — nie przejmuje upadłego państwa po to, by je odbudować, lecz by odzyskać swoje należności. Wyciągnie z niego wszystko, co się da: zasoby, ziemię, pracę, majątek narodowy. Zrobi to zgodnie z prawem, ale przeciw sprawiedliwości. To drenowanie narodu pod płaszczykiem demokracji i wolności.Wschód natomiast nie ma tych wierzytelności. W chwili, gdy przejmuje masę upadłościową, dług wobec Zachodu staje się nieściągalny. Wierzyciele mogą krzyczeć, ale nie mają już kogo pozywać. Wraz z upadkiem państwa i zmianą zwierzchności ginie tytuł egzekucyjny długu, a naród otrzymuje coś niezwykle cennego: czystą kartę ekonomiczną.Tak rodzi się paradoks historii: by się odrodzić, trzeba pozwolić umrzeć temu, co stare. Utrata państwa staje się drogą do odzyskania narodu. Bo dopóki istnieje iluzja wolności — papierowa suwerenność pod dyktando banków i funduszy — dopóty człowiek nie widzi swojej niewoli. Ale gdy złudzenia upadną, gdy nie ma już kogo obwiniać, wówczas naród zaczyna budować od nowa — oddolnie, z serca, z prawdy, z wolnej woli.I być może właśnie w tym tkwi sens tych dziejowych turbulencji: w oczyszczeniu. Bo nie ma prawdziwego odrodzenia bez śmierci starego. A jeśli z popiołów ma się narodzić coś czystszego, mocniejszego i bardziej prawdziwego — to tylko wtedy, gdy naród przestanie wierzyć w iluzję.
41