modernista
1282

Tak wygląda miłosierdzie

Od wtorku w Kościele trwa Jubileuszowy Rok Miłosierdzia. Wydarzenie, którego skutki trudno dzisiaj przewidzieć. I choć brzmi to jak niebezpieczna groźba, jest to raczej nadzieja na jeszcze szersze niż dotychczas wypłynięcie Kościoła na szerokie i wartkie wody Bożego Miłosierdzia.

To poetyckie porównanie domaga się jednak pewnych konkretnych znaków, takich jak uroczyste otwarcie Drzwi Świętych czy papieska bulla o miłosierdziu"Misericordiae vultus". Ale jest jeszcze coś, obok czego od wczoraj nie potrafię przejść spokojnie: prosta fotografia, w której zawiera się wszystko, co chciałbym wiedzieć, gdy myślę o miłosierdziu.

Wykonane podczas wczorajszej uroczystości zdjęcie Franciszka i Benedykta XVI jest dla mnie symbolem tego, co dzieje w Kościele. Było już dużo wspólnych zdjęć papieży i każde z nich w jakiś sposób jest niezwykłe. To jednak pokazuje coś bardzo wyjątkowego.

Jezuita, Grzegorz Kramer napisał: "To zdjęcie mówi mi, że oni wiedzą, że obaj są w rękach Pana i obaj prowadzą Kościół z Jego błogosławieństwem. Nie ma między nimi sprzeczności, żaden z nich nie jest lepszy. Są inni. Piękne jest to zdjęcie".

Może widzę zbyt wiele, ale spójrzcie proszę na Benedykta XVI, na zaufanie i spokój jakie malują się na jego twarzy. Na ufność człowieka do człowieka, emerytowanego biskupa Rzymu do Ojca Świętego, brata do brata. W tej czułości - delikatności wręcz - objawia się miłosierdzie i jego najpiękniejsza strona: spotkania dwóch ludzi w miłości i bliskości. Tutaj nie ma miejsca na maski i brak szczerości.

Ale to zdjęcie to także problem dla wielu. Obraz wywołujący zgorszenie. Bo jak to? Papież emeryt obejmujący ufnie tego, co do którego nie ma pewności, że został w ogóle ważnie wybrany? Franciszka, który prowadzi Kościół w kierunku nieodwracalnych zmian obyczajowych i doktrynalnych? Ojca Świętego, którego trzeba raczej przeczekać, niż wsłuchiwać się w jego słowa?

Tak bardzo niewygodne jest to zdjęcie dla tych, którzy zwodzeni prostą wizją świata chcieliby wtłoczyć Franciszka w ramy swojego zero-jedynkowego poglądu na rzeczywistość. Którzy widzą w nim zagrożenie dla jedynie słusznej, własnej wizji chrześcijaństwa i katolicyzmu. Którzy - wreszcie - wmówili samym sobie, że są ostatnimi obrońcami ładu, mającymi prawo, a nawet obowiązek występować przeciwko Głowie Kościoła Powszechnego.

Myślę, że gorszą się, widząc to zdjęcie, które nie współgra z ich zdaniem. Znajdą oczywiście liczne wyjaśnienia, że to tylko spektakl, wyreżyserowane spotkanie dwóch hierarchów, w którym nie ma miejsca na spontaniczne zachowania i gesty.

To wszystko jest mało ważne. Liczy się coś innego. Rozpoczął się Jubileuszowy Rok Miłosierdzia. W czasie jego inauguracji papież Franciszek powiedział: "Jak wiele krzywdy wyrządza się Bogu i Jego łasce, kiedy przede wszystkim się twierdzi, że grzechy są karane Jego sądem, nie stawiając natomiast na pierwszym miejscu, że są odpuszczane przez Jego miłosierdzie! Tak, tak to się właśnie dzieje. Musimy przedkładać miłosierdzie nad sąd, a w każdym przypadku sąd Boży będzie zawsze odbywał się w świetle Jego miłosierdzia". Te słowa i to zdjęcie nie dają mi od kilku dni spokoju. I niech już tak będzie.

www.deon.pl
modernista
To zdjęcie to także problem dla wielu. Obraz wywołujący zgorszenie. Bo jak to? Papież emeryt obejmujący ufnie tego, co do którego nie ma pewności, że został w ogóle ważnie wybrany? Franciszka, który prowadzi Kościół w kierunku nieodwracalnych zmian obyczajowych i doktrynalnych? Ojca Świętego, którego trzeba raczej przeczekać, niż wsłuchiwać się w jego słowa?