MARYJA KOŁO DOMU KAJFASZA-wizja Bł.A.K.Emmerich
![](https://seedus0275.gloriatv.net/storage1/m3qjig8mc4afm05vcwq5bp3npz8a52tpi4111dk.webp?scale=on&secure=AzAbFu4KOyNUnJRuu8kXaw&expires=1723194883)
Idąc tą drogą, zbliżyły się do domu Kajfasza od tyłu, gdzie tylko jeden mur otaczał dom, podczas gdy z przodu przechodziło się przez dwa podwórza. Tu nowa boleść czekała Matkę Jezusa i Jej towarzyszki; musiały przechodzić obok podwyższonego placu, na którym przy świetle pochodni obrabiano pod lekkim namiotem krzyż dla Chrystusa. Wrogowie Jezusa kazali przygotować krzyż dla Niego zaraz po zdradzie Judasza, by w razie pojmania Jezusa, Piłat nie mógł się niczym wymówić od wydania wyroku. Umyślili bowiem zaraz raniutko zawieść mu Pana do osądzenia, nie spodziewając się, że to tak długo się przeciągnie. Krzyże dla obu łotrów mieli już Rzymianie gotowe, a dla Jezusa przygotowywano teraz krzyż z pośpiechem I na to musiała patrzeć Najświętsza Panna. Każde uderzenie siekiery raniło Jej macierzyńskie serce, mieczem boleści przenikały Ją przekleństwa i szyderstwa robotników, złych, że muszą z powodu Jezusa pracować w nocy; mimo to modliła się Maryja za tych zaślepionych, którzy wśród przekleństw przygotowywali narzędzie śmierci męczeńskiej Jej Syna, będące zarazem narzędziem ich odkupienia.
Obszedłszy dom w koło, weszły niewiasty z Janem na zewnętrzne podwórze i stanęły w kątku pod bramą drugiego dziedzińca. Najświętsza Panna, duszą będąca przy Jezusie, pragnęła i ciałem być bliżej Niego, a wiedziała, że On tam siedzi w więzieniu pod domem i że tylko ta brama oddziela Ją od Niego. Myślała, że może za pośrednictwem Jana otworzą im bramę i puszczą do środka. Wtem otwiera się brama, a z niej wypada przed innymi Piotr z zakrytą głową, płacząc rzewnie i zasłaniając twarz rękoma. Przy świetle księżyca i pochodni poznał zaraz Jana i Najświętszą Pannę. Dopiero oto Syn Jej Swym spojrzeniem wzbudził w nim, wyrzuty sumienia, a teraz znów Ona stawała przed nim przypominając mu tym całą jego winę. Ach! Jakże boleśnie przenikały duszę biednego Piotra słowa Maryi: „Szymonie! jak stoi sprawa z Jezusem, Synem Moim ?" Czując swą winę, nie mógł znieść Jej wzroku, nie mógł słowa przemówić, tylko odwrócił się, łamiąc ręce. Lecz Maryja najdobrotliwsza podeszła sama ku niemu i zapytała jeszcze raz boleściwie: „Szymonie, synu Kefasa, nic mi nie odpowiadasz?" A Piotr w poczuciu własnej nędzy, widział się niegodnym być w pobliżu Matki Jezusa i rozmawiać z Nią, więc głosem drżącym z bólu i rozpaczy, zawołał: „O Matko, nie mów nawet do mnie! Syn Twój cierpi nadludzkie męki. Nie mów do mnie, bom niegodzien tego! Oni skazali Syna Twego na śmierć, a ja trzykroć podle zaparłem się Go!" Jan jeszcze zbliżył się do niego i chciał z nim pomówić, ale Piotr, odchodząc od siebie ze smutku, wybiegł z dziedzińca i pobiegł za miasto do owej groty na Górze oliwnej, w której były na kamieniu odciski rąk modlącego się Jezusa; tu zaczął gorzko opłakiwać grzech swój. W tej samej grocie pokutował pierwszy nasz rodzic Adam, gdy po raz pierwszy zstąpił z raju na ziemię obciążoną przekleństwem.
Najświętsza Panna równie z Jezusem odczuła boleśnie to nowe Jego cierpienie, że zaparł Go się ten sam uczeń, który najpierwszy uznał Go Synem Boga żywego. Usłyszawszy słowa Piotra, osunęła się przy filarze bramy na kamień, na którym zaraz odcisnęły się ślady Jej ręki, czy też nogi. Kamień ten istnieje w tym stanie dotychczas, widziałam go nawet, ale gdzie, nie przypominam już sobie. Wnet podniosła się Najświętsza Panna, ujrzawszy, że bramy pozostawiono otwarte, nie spodziewając się już zbytniego natłoku po zamknięciu Jezusa w więzieniu. Na jej żądanie podprowadził Jan Matkę Bożą i niewiasty aż pod więzienie Jezusa. Wiedziała Maryja, że Jezus tam jest i cierpi, i Jezus przeczuwał jej bliskość, ale najwierniejsza ta matka chciała także zmysłami ciała swego słyszeć bolesne westchnienia Syna swego. Usłyszała je rzeczywiście, ale zarazem usłyszała naigrywania otaczających Go siepaczy. Nie mogły tu długo stać niewiasty bez zwrócenia na siebie uwagi. Magdalena nie była w stanie stłumić w sobie gwałtownej boleści; Najświętsza Panna nawet w najwyższej boleści umiała zachować w swej świętej postaci umiarkowanie i spokój, biła z Niej nadziemska powaga i godność, ale mimo to Ją niezawodnie poznano, bo uszu Jej dochodziły bolesne dla Niej słowa: „Czy nie jest to Matka Galilejczyka? Jej Syn musi pójść na krzyż; ale zapewne nie przed Paschą, chyba że to już jest jaki ostatni złoczyńca." Wewnętrzną wskazówką kierowana, zwróciła się teraz Maryja do atrium, a za Nią Jej otoczenie. Podeszła do ogniska, przy którym kręciło się jeszcze kilku z pospólstwa. Rozglądnąwszy się po wstrętnym budynku, uprzytomniła Sobie, co się tu działo niedawno. Tu wyznał Jezus, że jest Synem Bożym, tu wołało nań plemię szatańskie: „Winien jest śmierci! Więc boleść owładnęła Nią tak dalece, że podobną była raczej do konającej, niż do żywej. Wnet jednak opamiętała się trochę i dała się prowadzić z powrotem do domu. Pospólstwo nikło i rozstępowało się, jakby olśnione Jej widokiem. Zdawało się, że to duch czysty, nieskalany, przechodzi przez czeluście piekielne.
Wracano tą samą drogą, więc znowu musiała Maryja przechodzić koło tego smutnego dla Niej miejsca, gdzie przygotowywano krzyż dla Jezusa. — Jak sędziowie z osądzeniem Jezusa, tak robotnicy nie mogli sobie dać rady ze sporządzeniem krzyża. Coraz to musieli znosić nowy materiał, bo ten lub ów kawałek popsuł im się lub złamał, aż wreszcie złożyli go z różnorakich kawałków drzewa, jakim miał być ze zrządzenia Bożego. Miałam co do tego różne widzenia, uważałam nawet, jakoby aniołowie przeszkadzali w robocie, dopóki nie wykończono krzyża według woli Bożej; ponieważ jednak nie przypominam sobie tego dokładnie, więc ograniczam się na tym, co już wspomniałam.