templariusz tem
748

17. Pułk Ułanów Wielkopolskich wysłany na wojnę z bolszewikami

Paweł KOCHAŃSKI

Historyk, pracownik Oddziału IPN w Poznaniu, komendant Oddziału Terenowego im. 17. Pułku Ułanów Wlkp. Stowarzyszenia Polski Klub Kawaleryjski, popularyzator wiedzy o polskiej kawalerii.

W lutym 1920 r. 17. Pułk Ułanów Wielkopolskich został wysłany do Wilna na wojnę z bolszewikami. W połowie kwietnia wraz z 1. Pułkiem Szwoleżerów, Pułkiem Jazdy Tatarskiej i baterią 7. Dywizjonu Artylerii Konnej znalazł się w nowo utworzonej VII BJ gen. Aleksandra Romanowicza, którą włączono do Grupy Operacyjnej płk. Józefa Rybaka. Brygada otrzymała polecenie wymarszu na front południowy celem wyparcia bolszewików z Ukrainy i zajęcia jej stolicy Kijowa. Rozpoczął się długi szlak bojowy pułku, który zakończy się we wrześniu powrotem skrwawionej jednostki do Gniezna – pisze Paweł KOCHAŃSKI

Dnia 16 kwietnia 1920 r. pułk wraz z całą brygadą został wyekspediowany na front ukraiński do miejscowości Kalenkowicze nad rzeką Prypeć, celem wzięcia udziału w polsko-ukraińskiej ofensywie wiosennej noszącej kryptonim „Józef”. 25 kwietnia 1920 r. ułani, forsownym marszem pokonując 85 km i mijając po drodze Mozyrz, dotarli do Hruszówki i dołączyli do VII Brygady Jazdy. Pułkownik Rybak wydał brygadzie rozkaz wykonania zagonu na tyły wroga na odcinku Malin, Irsza, Teterew, celem odcięcia drogi do Korostenia trzem wycofującym się sowieckim dywizjom. 17. Pułk Ułanów wraz z 1. Pułkiem Szwoleżerów i Pułkiem Jazdy Tatarskiej otrzymał rozkaz zajęcia stacji kolejowej Malin oraz obsadzenia i utrzymania mostu na rzece Irsza aż do nadejścia polskiej piechoty. 26 kwietnia I dywizjon, w sile 1. i 2. szw. 17. puł oraz szwadronu 1. pszwol., przeprowadził zwiad w kierunku na wieś Pieniarzewicze i Malin. II dywizjon wyłoniony z 1. pszwol. miał zająć most na rzece Teterew. Całą akcją dowodził szef sztabu VII BJ rtm. Stanisław Radziwiłł, który w celu rozpoznania sił nieprzyjaciela zajmującego wieś Pieniarzewicze wysłał podjazd złożony z plutonu 17. puł pod dowództwem ppor. Bolesława Cendrowskiego. W wyniku silnego ostrzelania podjazdu przez bolszewików dowódca oddziału zdecydował się na konną szarżę, dzięki czemu zajął wieś oraz zdobył baterię artylerii ze sztandarem i taborami.

Podporucznik Cendrowski tak wspominał zdobycie sztandaru: Polem na przełaj przez oziminę, wyrywa wyciągniętym galopem kilkunastu bolszewików; nad nimi powiewa czerwony sztandar. Błysk myśli – nieprzeparta wola nieprzepuszczenia tak cennej zdobyczy! Z kilkoma zaledwie ułanami sadzimy za uciekającymi. Szczęśliwie dla nas przecina im drogę jakiś otwarty rów! Widzę doskonale, jak pierwszy koń zapiera się przed nieoczekiwaną przeszkodą, a za nim zatrzymują się również inne konie. To nam wystarcza. Zwarliśmy się z nimi. Ktoś przede mną pcha lancę w bok trzymającego sztandar Moskala; ja wyciągam się w przód na szyi konia i chwytam prawą ręką za drzewce, a czując opór, puszczam wodze i z całej mocy uderzam lewą ręką po zaciśniętej na drzewie pięści. Kilku bolszewików rzuca broń, kilku leży na ziemi, a reszta rozbiega się po polu. Ze zdobytym nieledwie jak przez Zagłobę sztandarem pułku artylerii sowieckiej, wziąwszy jeńców między siebie, powracamy do wsi.

Dzień później, 27 kwietnia ok. godz. 10.00, kawalerzyści VII BJ w ciężkich walkach zdobyli stację i miejscowość Malin, wypierając z zajmowanych pozycji zaskoczonych bolszewików. Kolejnym zadaniem było utrzymanie tej miejscowości do godz. 18.00, tj. do zapowiedzianego nadejścia oddziałów własnej piechoty. Niestety ułani cały czas byli niepokojeni przez sowieckie pociągi pancerne i ataki wypartej załogi Malina, a ok. godz. 21.00 zostali zaatakowani przez wycofujące się pod naporem wojsk polskich wielkie masy piechoty trzech (7., 47., 58.) rosyjskich dywizji oraz trzy pociągi pancerne. Wycofujący się bolszewicy, zauważywszy, że mają zamkniętą jedyną drogę odwrotu, z furią zaatakowali zbyt słabe do obrony wobec takiego naporu wroga oddziały polskiej kawalerii. Wywiązała się długa i krwawa walka, w wyniku której szwadrony ułanów i szwoleżerów zostały rozłączone i walczyły w odosobnieniu. W ciemnościach nocy ścierano się z dziką pasją, a dworzec przechodził z rąk do rąk aż czterokrotnie. Rannego dowódcę 17. puł ppłk. Żychlińskiego zastąpił rtm. Podhorski. Piechota sowiecka złożona głównie z żołnierzy pochodzenia chińskiego wciąż ponawiała zaciekłe ataki. Do 3. szwadronu 17. puł, który walczył w okrążeniu, dołączyli szef sztabu VII BJ rtm. S. Radziwiłł i dowódca 1. pszwol. mjr Gustaw Dreszer. W zażartej walce poległ rtm. Radziwiłł, a mjr Dreszer został ciężko ranny. Otoczeni ze wszystkich stron kawalerzyści, nie doczekawszy się nadejścia oddziałów własnej piechoty w przewidywanym czasie (10 godzin walki), w obliczu braku amunicji i dużych strat własnych, ok. godz. 4.00 wycofali się na Pieniarzewicze i Nowo Worobię. Żołnierze byli tak morderczo zmęczeni wcześniejszym przemarszem i całodziennym bojem, że zobojętnieli na wszystko i zasypiali na koniach. Dowódcy VII BJ tak manewrowali i omijali swymi pułkami wrogie oddziały, że cudem wydostali je przez morze bolszewickiej piechoty.

Za bohaterską walkę z przeważającymi siłami pod Malinem 3. szw. 17. puł otrzymał pochwałę, a jego dowódca por. Mieczkowski Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. W opisach „zagonu na Malin” generałów T. Kutrzeby i J. Stachiewicza rozkaz o zajęciu Malina miał wydać płk Rybak, który przeszacował siły polskiej brygady jazdy, dodatkowo dzieląc ją na części. Brygada bez wsparcia własnej piechoty nie miała szans powstrzymać trzech sowieckich dywizji wspieranych przez pociągi pancerne.

Po wycofaniu się spod Malina VII BJ skierowana została przez Dymir, Demidowo, Lubież na Kijów z zadaniem osłony od północy oddziałów piechoty Grupy płk. Rybaka. Po dotarciu do Dymiru rtm. Podhorski otrzymał rozkaz, by wraz ze swoim dywizjonem, szwadronem tatarskim i plutonem 7. dak wyruszyć w kierunku Kijowa. 6 maja ok. godz. 21.00 podjazd rtm. Podhorskiego dotarł do wsi Nowe Piotrowice leżącej nieopodal Dniepru i zastał kwaterujących tam szwoleżerów 1. pułku, a od dowódcy szwoleżerów rtm. Jana Głogowskiego otrzymał informację, że nieprzyjaciel zajmuje przedmieście Kijowa. W godzinach porannych tego dnia patrol 1. pszwol. wjechał tramwajem do miasta i dotarł do cerkwi św. Jordana w płn. części Kijowa, stwierdzając na miejscu obecność dywizji kawalerii z pojazdami pancernymi oraz okręty pancerne na Dnieprze. W związku z powyższym patrol wycofał się do Nowo Piotrowic, zabierając ze sobą kilku jeńców. Dowództwo 1. pszwol. zaplanowało akcję zajęcia Kijowa dzień później, 7 maja, na godziny poranne, a tymczasem rtm. Podhorski postanowił nie czekać do rana i po nakarmieniu swoich podkomendnych sformował z dywizjonu trzy patrole i ok. 24.00 wyruszył w stronę Kijowa. Pierwszy patrol prowadził pchor. Witold Lechno-Wasiutyński, drugi – ppor. Edward Zaborski, a trzecim dowodził ppor. Leonard Sulimierski.

Po dojściu do granic Kijowa patrole 17. puł o 7.00 rano wkroczyły do miasta, nie stwierdzając obecności wojsk nieprzyjaciela. Jeden z patroli został ostrzelany z dużej odległości, jednak po dotarciu do miejsca, skąd pochodziły strzały, nikogo tam nie zastano. Patrol ppor. Zaborskiego zmierzający w kierunku mostu kolejowego dotarł do celu ok. 9.00, a patrol ppor. Sulimierskiego skierowany na most łańcuchowy zameldował rtm. Podhorskiemu o dojściu do celu o godz. 10.00. Po otrzymaniu od patroli meldunków dowódca dywizjonu ok. godz. 11.00 wkroczył całym pododdziałem do miasta.

* * *

Był jeszcze wczesny, pochmurny dzień. Dokuczliwy, przykry deszcz mżył bez przerwy od samego wieczoru, zaciągając niebo ołowianymi chmurami. Nie jaśniały tego dnia naszym ułanom w blaskach słońca złociste kopuły cerkiewne, nie widać było strzelistych wież kościelnych. A jednak słońce mieli w sercach i duma ich rozpierała…

Po Podole, przedmieściu Kijowa, mocno biły o bruk podkowy, wesoło furczały na wietrze rozwinięte proporce, przebijały przez szarość dnia żółte otoki…

Patrol ppor. Sulimierskiego ostro walił przez brukowane ulice, palce na cynglu, lance w pół ucha końskiego, naprzód, naprzód…

A Dniepr, zadumany w przeszłość dziejową, z wolna toczył swe wody, wspominał czasy wojów chrobrowych, pamiętał stuk miecza Króla-Zwycięzcy o Złote grodu wrota…

Aż drgnęły fale rzeki i mocno zaszumiały, jakby stanęły na chwilę w niemym podziwie, bo oto – w zwierciadle swych wód ujrzały nieznane im, niewidziane biało-żółte proporce, bo mały orzełek na czapce ułańskiej wielkim stygmatem od brzegu do brzegu odbijał się w tafli wodnej.

Ach tak! Pomną one, już dawno to było, już widziały kiedyś to samo – byli już tutaj w zbrojach bogatych, byli w misiurkach i półpancerzach, a ci – choć w stal nie zakuci, jedni z tamtymi, jeden ich duch, jedna krew i znak Orła Białego ten sam… Ach tak! To swoi, bliscy, ci a nie inni… To przecież polscy ułani…

Stojący nad wodami Dniepru prastary, złotobramy gród – serce swe otworzył i dzwony rozkołysał… Biły wolno, majestatycznie dzwony katedry, wtórowały im ciszej, lecz z serca całego wszystkich innych kościołów, krzykliwie, to wolno, to prędko grzmiały i jazgotały spiżowe dzwony cerkiewne.

Lecz nie na larum, nie na trwogę huczały one miastu. Głosiły ze wszech sił glorię zwycięstwa oręża polskiego, wybawienie od mąk, tortur i kazamatów czeki, wyzwolenie z więzów czerwonych satrapów, głosiły sprawiedliwość i pokój ludziom dobrej woli.

Ludność miasta, widząc idących naszych ułanów, mimo wczesnej pory tłumnie wyległa na ulice, chcąc godnie powitać Wojsko Polskie… Na Podole spotkała podjazd procesja duchowieństwa prawosławnego, przybranego w bogate szaty liturgiczne, z ikonami i chorągwiami cerkiewnymi, błogosławiąc naszych żołnierzy.

Tymczasem przed gmachem dumy na Kreszczatyku, zebrała się Rada Miejska i nieprzeliczone mrowie ludzkie, a z tej ciżby okiem nie ogarniętej szły okrzyki potężne, słychać było szloch kobiet, powiewały chusteczki, kwiaty i zieleń zaścielały ulice. Na czele zasypanego kwieciem dywizjonu 17. Pułku Ułanów Wielkopolskich wjechał do Kijowa rtm. Podhorski Włodzimierz.


* * *

Władze miejskie Kijowa na Kreszczatiku powitały rtm. Podhorskiego chlebem i solą oraz wręczyły mu klucze do bram Kijowa, ten jednak zwrócił je, prosząc, by przekazano je Naczelnemu Wodzowi J. Piłsudskiemu. Na prośbę Rady Miasta Kijowa rtm. Podhorski wraz z por. Unrugiem i por. Eugeniuszem Święcickim wpisali się do Złotej Księgi Miasta Kijowa: „Dnia 7 maja 1920 roku, około godziny 7 rano, jako pierwszy oddział polski wkroczył do Kijowa dywizjon 17. Pułku Ułanów Wielkopolskich i zajął miasto w imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej”.

Po zajęciu Kijowa rtm. Podhorski wysłał do dowódcy VII BJ dwóch podoficerów, w tym kpr. Wietrzykowskiego, z meldunkiem o zajęciu miasta. Około godz. 13.00 do miasta wkroczyły pododdziały 1. pszwol. oraz I Brygada Piechoty Legionów. Pozostałe pododdziały VII BJ weszły do miasta dzień później.

Kijów zamieszkiwało w tym czasie ok. 36 tys. Polaków. Polska młodzież zgrupowana w POW wspierała działania wojenne polskich żołnierzy, przyczyniając się do sprawnego zajęcia miasta. Kilka godzin później przybył naczelny wódz Wojska Polskiego, a także rząd ukraiński atamana Symona Petlury i premiera Issaka Mazepy, który objął władzę nad miastem.

Paweł Kochański
Fragment książki 17 Pułk Ułanów Wielkopolskich, wyd. Instytut Pamięci Narodowej [LINK]