„Świadom wyrządzonych mi krzywd – przebaczam.” „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził.”
„Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. Portret prymasa Wyszyńskiego
Kardynał Stefan Wyszyński Źródło: Wikimedia Commons / Janusz Trocha/domena publiczna
Ewa K. Czaczkowska pokazuje nieznane oblicze Prymasa. Tworzy portret człowieka prawdziwego – pełnego pasji, męstwa i miłości, konsekwentnie realizującego swoją życiową misję. Opowiada o przyjaźni i przebaczeniu, relacjach Prymasa z Karolem Wojtyłą, o najważniejszych kobietach w jego życiu. Opisuje cuda, które dokonały się za jego wstawiennictwem. Przedpremierowe fragmenty książki „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość” publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Fragment rozdziału „Świadom wyrządzonych mi krzywd – przebaczam” Choć trudno porównywać wielkość cierpienia i przebaczenia, można powiedzieć, że miłosierdziem równie heroicznym jak okazane przez Jana Pawła II zamachowcy Ali Ağcy było to, jakie prymas Stefan Wyszyński okazał swoim prześladowcom. Szczególnie w okresie uwięzienia, kiedy każdego dnia, przez trzy lata, musiał się doskonalić w miłości. Ale przecież powodów do przebaczania różnym osobom i grupom, także wewnątrz kościoła, miał wiele i później. „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził” – napisał kardynał Stefan Wyszyński w dzienniku Pro memoria w Wigilię 1953 roku – w pierwszą i najtrudniejszą Wigilię internowania, którą spędził w Stoczku Klasztornym na Warmii. Powodów do poczucia krzywdy, ale tyle samo do otaczania innych modlitwą i do przebaczania, miał wiele. Nieustannie dostarczali ich pilnujący prymasa funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i ich mocodawcy w Warszawie. Dawny klasztor, w którym Wyszyński został osadzony, władze zamieniły w twierdzę pilnowaną przez niemal stu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Z powodu zepsutych i zamarzniętych instalacji hydraulicznych w budynku panował chłód i wilgoć, na ścianach korytarza zimą osiadał szron. To wszystko wpłynęło na pogorszenie zdrowia kardynała Wyszyńskiego, któremu dokuczał reumatyzm, bóle nerek i głowy. Od warunków fizycznych, w jakich władze stalinowskie trzymały prymasa Polski, gorsze były jednak różnorakie szykany psychiczne, których mu nie szczędzono. Więzień był nieustannie śledzony i podsłuchiwany – podsłuchy zainstalowano w celi, a także w ogrodzie, dokąd mógł wychodzić. Ksiądz Stanisław Skorodecki i siostra zakonna Maria Leonia Graczyk, przysłani przez władze do posługi prymasowi, byli więźniami politycznymi, którzy pisali dla UB codzienne donosy. Szykany wobec Wyszyńskiego miały wiele odcieni: wstrzymywano jego korespondencję z rodziną, nie pozwolono na widzenie się z chorym ojcem, długo odwlekano wizyty lekarza itd. Ale najdotkliwszy był fakt, że prymas był przetrzymywany bez procesu i wyroku, bez możliwości obrony, ze świadomością, że może w ogóle nie wyjdzie na wolność, że może wzorem innych więzionych i skrycie mordowanych zostanie pozbawiony życia albo też wywieziony w głąb Rosji. Był to rodzaj fizycznego i moralnego męczeństwa.
„Siedzę bezprawnie, przestępstwo moje nie zostało prawnie ujęte i sformułowane, nie dano mi prawa obrony, skazano zaocznie” – pisał kardynał. To musiało być dla niego szczególnie dotkliwą torturą psychiczną. Przecież dopiero po roku władze pozwoliły mu pisemnie odnieść się do zarzutów sformułowanych w dekrecie rządu o aresztowaniu, a odczytanych w chwili zatrzymania 25 września 1953 roku. Na ten list skierowany do prezydium rządu i na dwa inne pisane z miejsca internowania prymas nigdy nie uzyskał odpowiedzi.
„... nadal jestem w miłości” Uwięzienie było dla Stefana Wyszyńskiego rodzajem wielkiej próby. 31 grudnia 1953 roku, robiąc rachunek sumienia z „przewodniej cnoty – miłości”, zapisał: „Pragnę być jasny. Mam głębokie poczucie wyrządzonej mi przez rząd krzywdy. (...) Pomimo tego nie czuję uczuć nieprzyjaznych do nikogo z tych ludzi. Nie umiałbym zrobić im najmniejszej nawet przykrości. Wydaje mi się, że jestem w pełnej prawdzie, że na-dal jestem w miłości, że jestem chrześcijaninem i dzieckiem mojego Kościoła, który nauczył mnie miłować ludzi i nawet tych, którzy chcą uważać mnie za swoich nieprzyjaciół, zamieniać w uczuciach na braci”.
Następnego dnia, 1 stycznia 1954 roku, dodał zaś: „Odnawiam najlepsze swoje uczucia dla wszystkich ludzi. Dla tych, co mnie teraz otaczają najbliżej. I dla tych dalekich, którym się wydaje, że decydują o moich losach, które są całkowicie w rękach mego Ojca Niebieskiego. Do nikogo nie mam w sercu niechęci, nienawiści czy ducha odwetu. Pragnę się bronić przed tymi uczuciami całym wysiłkiem woli i pomocą łaski Bożej. Dopiero z takim usposobieniem i z takim uczuciem mam prawo żyć. Bo tylko wtedy życie moje będzie budowało Królestwo Boże na ziemi”.
„Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość” / Źródło: Wydawnictwo Znak
Prymas uważał, że „nie ma takiej krzywdy, której nie można by przebaczyć!”. Jest to oznaką zwycięstwa „mądrości, rozsądku i miłości”. Bo miłować nieprzyjaciół to „jest szczyt chrześcijaństwa i szczyt postępu ludzkości”. Kochać i „umieć modlić się za nich. O co? – O miłość dla nich! Jest to rzecz trudna, nawet bardzo trudna, ale najważniejsza”. Notował: „Jak szczytem prawdy chrześcijańskiej jest nauka o Trójcy Świętej, tak szczytem miłości chrześcijańskiej jest nauka o miłości nieprzyjaciół. »Zło dobrem zwyciężaj«”7.
W czasie uwięzienia na okładkach brewiarza miał zapisaną intencję: „za Ojczyznę i Jej Prezydenta”, i za tych, „co z Kościołem walczą”. Modlił się więc za Bolesława Bieruta, odpowiedzialnego za stalinowskie zbrodnie w Polsce i za jego internowanie, nie mając do niego żalu, uważał jedynie, że „nie wypełnił [on] obowiązku obrony obywatela pozbawionego wbrew prawu wolności”. Modlił się za wicemarszałka Sejmu Franciszka Mazura, obłudnego partnera rozmów, za Edwarda Ochaba odpowiadającego w Biurze Politycznym KC PZPR za kształtowanie polityki wobec Kościoła oraz za Antoniego Bidę, szefa Urzędu ds. Wyznań, odpowiedzialnego za walkę z Kościołem. Modlił się też „za partię, UB, więziennych dozorców”.
Kiedy 12 marca 1956 roku w Moskwie zmarł nagle na atak serca Bolesław Bierut (nieoficjalnie podejrzewano otrucie), Wyszyński, izolowany wówczas w Komańczy, odprawił za jego duszę mszę świętą i na kilka dni na znak żałoby zaprzestał spacerów. Bierut umarł obłożony przez Piusa XII ekskomuniką za współudział w uwięzieniu prymasa Polski. „Dla mnie ta okoliczność jest wyjątkowo ciężka, że z mego powodu stanęła jeszcze jedna przeszkoda między sprawiedliwym Sędzią a zmarłym – pisał kardynał. – (...) Tym więcej pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który tak bardzo mnie ukrzywdził”.
Bardzo go po-ruszyło, że Bierut przyśnił mu się zaraz po śmierci (w nocy z 12 na 13 marca): rozmawiali, idąc Krakowskim Przedmieściem w Lublinie. „Tyle razy w ciągu swego więzienia modliłem się za [Bolesława] Bieruta. Może ta modlitwa nas związała tak, że przyszedł po pomoc – zastanawiał się w długiej not-ce poświęconej zmarłemu. – Oglądałem się za nim we śnie – i nie zapomnę o pomocy modlitwy. Może wszyscy zapomną o nim rychło, może się go wkrótce wyrzekną, jak dziś wyrzekają się Stalina – ale ja tego nie uczynię. Tego wymaga ode mnie moje chrześcijaństwo”. Te słowa prymas zapisał 13 marca 1956 roku, w trzecim roku uwięzienia. To, co ze zwykłego ludzkiego punktu widzenia wydaje się niepojęte, staje się zrozumiałe w świetle wiary, która realizuje się w codziennych decyzjach i wyborach. „Przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej” – mówił Wyszyński.
„Przebaczam mu z serca” Dbając o to, by wnętrze jego duszy wolne było od nienawiści, kardynał Wyszyński często przywoływał prośbę z modlitwy „Ojcze nasz” – „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Zauważał: „Gdy zabiegamy o przebaczenie, musimy być gotowi przebaczać. Gdy oczekujemy miłosierdzia, musimy sami uczyć się miłosierdzia. Może właśnie miłosierdzie doznane od Boga daje nam sposobność zrozumieć sens, smak i znaczenie miłosierdzia”.
To właśnie chrześcijańska miłość i miłosierdzie nakazywały prymasowi wybaczyć także innemu krzywdzicielowi (jak określił go w Pro memoria) – Władysławowi Gomułce. Ten przywódca PZPR w latach 1956–1970 często publicznie i brutalnie atakował kardynała Wyszyńskiego. W jego projektach duszpasterskich widział nie programy religijne, ale działalność polityczną. Oskarżał więc prymasa, że jest wrogiem ustroju i rządu, że dąży do zmiany systemu i władzy. Szczególnie brutalny atak państwowej machiny propagandowej został przypuszczony na Wyszyńskiego po wystosowaniu przez biskupów polskich listu do biskupów niemieckich w 1965 roku. Gomułka publicznie oskarżył prymasa o nielojalność wobec państwa, o działanie na rzecz niemieckich rewizjonistów, a nawet o zdradę stanu.
Im większy rezonans wśród wiernych miał program milenijny, tym bardziej w Gomułce – jak stwierdził Jerzy Zawieyski, pisarz i członek Rady Państwa – rosła „pasja nienawiści personalnej” do prymasa. Pierwszy sekretarz nazywał publicznie Wyszyńskiego „kierownikiem episkopatu”, dwukrotnie nie pozwolił na wydanie mu pasz-portu na wyjazd do Rzymu: w 1966 roku w odwecie za list biskupów polskich do niemieckich, a w 1967 roku za przegraną partii i rządu w konfrontacji milenijnej.
Prymas w dzienniku Pro memoria nazywał czasem Gomułkę „dyktatorem”, człowiekiem „bez kultury duchowej”, o „wąskim horyzoncie intelektualnym”, Jerzemu Zawieyskiemu mówił zaś, że pierwszy sekretarz sprawia wrażenie „człowieka brutalnego, zaślepionego i pozbawionego zdolności obiekty-wizowania zjawisk”. Jednocześnie pisał, że nie uważa Go-mułki za wroga, „ale on nie jest w stanie uwierzyć w to”.
– Kiedyś po konferencji o miłości do nieprzyjaciół zapyta-łam: „Ojcze, czy ty naprawdę kochasz Gomułkę?” – wspomina Anna Rastawicka z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego (tak się dziś nazywa Instytut Świecki Pomocnic Maryi Jasnogórskiej Matki Kościoła). – Odpowiedział mi: „Aniu, a z czym ty masz problem? Przecież Bóg go kocha, to co ja mam do powiedzenia”.
Kiedy 9 kwietnia 1966 roku w Gnieźnie kardynał Wyszyński zamykał dziewięcioletnią Wielką Nowennę, by rozpocząć obchody milenium chrztu Polski, wyznawał publicznie, że „pomimo tego wszystkiego”, co go spotkało w ostatnich miesiącach, nie żywi do nikogo uczucia wrogości: „Byłbym złym pasterzem i moglibyście słusznie nie słuchać głosu mego, gdybym od was żądał miłości i przebaczenia wszystkim nie-przyjaciołom, a sam nie stosował się do tego przykazania. Stosuję się do niego w pełni i nikogo na świecie nie uważam za swojego wroga, bo w sercu moim nie znajduję żadnego uczucia wrogości do nikogo. Tego mnie nauczył Pan mój Jezus Chrystus! Mocą Jego nauki staram się, najmilsze dzieci, uczyć was miłości do wszystkich, miłości najtrudniejszej: »Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was«”.
Apogeum milenijnej konfrontacji państwa i Kościoła nastąpiło 24 czerwca 1966 roku w czasie głównych uroczystości w Warszawie, poprzedzonych zatrzymaniem przez milicję kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, a zakończonych sprowokowanymi przez milicyjne bojówki ulicznymi rozruchami. Prymas tego dnia zwrócił się w katedrze do wiernych: „Ciągle was pouczam, że ten zwycięża – choćby był powalony i zdeptany – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Ten ostatni przegrał. Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – przegrał! Kto walczy z Bogiem Miłości – przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – kto miłuje i przebacza, kto jak Chrystus oddaje serce swoje, a nawet życie za nieprzyjaciół swoich”. Innym razem mówił: „Nienawiść można uleczyć tylko miłością”.
Po zakończeniu obchodów milenium, w ostatnim dniu 1967 roku, kardynał Wyszyński zapisał w Pro memoria: „Największa nawet krzywda i zniesławienie, których nieustannie dopuszcza się Wł. Gomułka – są starannie zapomniane. Bo-daj mogę powiedzieć, że nie skrzywdziłem nawet myślą swego »Krzywdziciela«. Przebaczam mu z serca”. Natomiast w tak zwanym testamencie warszawskim, spisanym w 1969 roku, odnosząc się do działań władz państwowych wobec niego, napisał: „Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo prawdzie jako więzień polityczny przez trzyletnie więzienie i że uchroniłem się przed nienawiścią do moich Rodaków, sprawujących władzę w państwie. Świadom wyrządzonych mi krzywd – przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycali”. Za udostępnienie przedpremierowych fragmentów książki „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość” Ewy Czaczkowskiej dziękujemy Wydawnictwu Znak.