"Rój, czyli o emocjach Twittera"


Anna BIAŁOSZEWSKA

Redaktor prowadząca Piękna Muzyki i działu kultura. Prawniczka. Pierwsza red. naczelna "Wszystko Co Najważniejsze" w latach 2013-2016.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Twitterowicze jako zbiorowość, społeczność zachowują się jak rój pszczół. Mimo że na co dzień reprezentują różne typy osobowości i sposoby komunikacji — wystarczy, że jedna pszczoła wskaże „tu jest nektar”, a już całe grupy podążają za nią. Bez głębszej weryfikacji, bezrefleksyjnie, bez zastanawiania się, czy ta informacja jest prawdziwa, prawidłowo odczytana i zrozumiana. Jakby nie panując na elementarnym poziomie nad emocjami — każdy chce się wypowiedzieć, dodać swoje trzy grosze, niekoniecznie wnosząc coś konstruktywnego do sprawy, aby tylko podtrzymać temperaturę dyskusji, byle zaistnieć, poczuć się częścią wspólnoty, buzującej, furkoczącej skrzydełkami.

Pszczoła, która znajdzie nektar, wykonuje specjalny taniec, informujący inne pszczoły o znalezisku. Z wykonywanych przez nią ruchów mogą one odczytać, jak daleko znajduje się nektar i w którym kierunku muszą lecieć, aby go znaleźć.

Twitterowicze zapominają, że komunikacja w internetowych mediach społecznościowych jest ogołocona z empatii. Czysty zapis złożony ze 140 znaków, odarty z tembru głosu, gestu, unicestwia całkowicie wszelkie subtelności rozmowy twarzą w twarz. Nieoczywisty żart i ironia miewają się na Twitterze wyjątkowo kiepsko. Zrozumienie, że ten czy inny użytkownik ma taki właśnie ironiczny lub szyderczy styl pisania, wymaga od nas uwagi, dłuższej obserwacji i nierzadko refleksu. Właśnie uwagi — najbardziej deficytowego „towaru” w sieci.

Oto sieć, opinia publiczna, politycy, dziennikarze, eksperci oczekują w napięciu na ujawnienie nazwisk osób, które obejmą funkcje w rządzie. Pojawił się wówczas tweet, który zapoczątkował lawinę spekulacji: „@michalgornicki: Hytrek-Prosiecka rzecznikiem rządu #LOL” (11 czerwca 2015, 9.59), w którym Michał Górnicki komentował informację o prawdopodobnym marszałkowstwie Kidawy-Błońskiej.

Niewielki hashtag oznaczający wśród użytkowników mediów społecznościowych kpinę i śmiech, #LOL, umknął uwadze większości odbiorców tego wpisu, a tak się złożyło, że właśnie tego dnia Karolina Hytrek-Prosiecka zawiesiła konto na Twitterze. Te dwa fakty zostały połączone ze sobą i pośród dziennikarzy, a co za tym idzie, także między śledzącymi ich konta rozeszła się błyskawicznie informacja, że oto udało się wyprzedzić oficjalne stanowisko i znamy już nowego rzecznika rządu. Finał historii był taki, że po trzech godzinach Karolina Hytrek-Prosiecka uaktywniła konto i zamieściła dementi. Paradoksalnie — nie zostało ono przyjęte przez społeczność twitterową wprost, ale jako rodzaj gry, podtrzymującej niepewność wśród czytelników. Sama zainteresowana pisała, że miała taką liczbę telefonów i SMS-ów z pytaniami o to, czy będzie rzecznikiem rządu, że chciała tę informację jak najszybciej sprostować. Jednakże ta treść już żyła dalej swoim życiem i „zaginęła” chyba dopiero po stanowczym wskazaniu nazwiska nowego rzecznika przez samą premier.

Coraz częściej jesteśmy świadkami atakowania użytkowników Twittera, atakowania bezwzględnego i brutalnego, bez żadnych barier i hamulców. Wprawdzie zjawisko to występuje głównie w związku z bieżącą polityką i kwestiami obyczajowymi, ale sądzę, że rozciąga się na każdą dziedzinę życia i można je zaobserwować w przeróżnych sytuacjach.

Zdarza się to regularnie, ale ostatnio z całą mocą pokazał to tweet red. Karoliny Hytrek-Prosieckiej, który wyjęty z całości dyskusji brzmiał tak: „@hytrekprosiecka: Mnie nikt nie kazał wyznawać islamu. Za to kazał chodzić na religię w szkole choć nie chciałam. @CrackPOL” (26 czerwca 2015, 18.31).
Dawno nie widziałam tak ostrego i bezwzględnego ataku jak ten, który nastąpił po tym wpisie. Zdawałoby się, że to tylko 11 podań dalej i 76 dyskutujących bezpośrednio pod wpisem, ale przekłada się to na Twitterze na teoretyczny zasięg ponad 34 000 osób (!), które przeczytały sam wpis albo również dyskusję odnoszącą się do niego (wedle szacunków Stanisława M.Stanucha, TrendBirds.pl). Wystarczy, że w tej sytuacji jedna piąta z nich napisze swoje zdanie na poruszony temat — by powstała lawina tweetów, która potrafi zmienić timeline w piekło.

Twitter nie ma hamulca nie tylko dla epitetów i pospolitego chamstwa, ale daje pole do popisu wszelkim frustracjom, uproszczeniom i kompleksom. Im szerzej rozchodzi się informacja, tym bardziej głupie i płytkie może wywołać komentarze.

W omawianym przypadku doszło także do swoistej lustracji rodziców dziennikarki i niewybrednych komentarzy pod ich adresem. Gros tweetujących nie usiłowało sprawy wyjaśnić, nie przeczytało całej rozmowy, a ten jeden wpis wyjęty z ram zaczął żyć swoim życiem, angażując wiele osób, które nawet nie śledziły źródłowego konta. Fenomenalne jest, że słowa, nawet niefortunne, które w zwykłej rozmowie twarzą w twarz przeminęłyby bez śladu w ciągu paru minut, w sieci roztrząsane są godzinami, dokonuje się ich wykładni, analizy, zestawia się je z innymi, etc.

Rój twitterowiczów nie ma absolutnie żadnego poczucia przekroczenia granic etycznych czy moralnych, a przede wszystkim — granic absurdu. Rozproszenie odpowiedzialności, anonimowość i poczucie siły grupy powodują, że osoba, która się broni, nie dość, że zewsząd jest atakowana, traktowana jest jak histeryk, który wyolbrzymia sprawę. Mechanizm jest dokładnie taki sam jak ten opisywany przez Gustave’a Le Bona w „Psychologii tłumu” w 1895 r. — wystarczy, że poleci jeden kamień… A tu przecież mamy tylko słowa, tylko parę znaków, to nic nie waży…

„Rój rozdrażnionych pszczół zaatakował kobietę, która wyszła na spacer na łąkę. Niestety użądleń było tak dużo, że zmarła”. (Fakt.pl)

Brak ostatecznego hamulca w postaci poczucia absurdu jest chyba najbardziej uderzający — obserwowałam parę razy sytuacje, kiedy informacja była modyfikowana do tego stopnia, że ktoś, kto dopiero włączał się do sieci, od razu widział, że jest nieprawdziwa. Jednakże samonapędzanie się piszących, dokładanie własnych emocji, głównie niechęci, zawiści, powodowało, że oni sami tego nie widzieli. Post factum wielu być może powie: „Ale brzmiało to prawdopodobnie!”. Bo skoro zawiał wiatr, tak jak wtedy zawiał, to przecież musiał być taki sam wiatr. Bo przecież na szybie było wyraźnie widać odbicie twarzy prezydenta. Bo skoro milion, to dlaczego nie dwa miliony. A od czego się zaczęło — nikt tego nie pamięta. Brzmi trochę śmiesznie, prawda?

I być może same te uwagi byłyby wystarczające, żeby zastanowić się nad własnym udziałem i zachowaniem w tego typu sytuacjach, ale chcę pójść krok dalej, by pokazać, jak wielką siłę ma rój i jak daleko idące konsekwencje mogą mieć takie bezrefleksyjne poczynania.

Jak zniszczyć kogoś na Twitterze, wykorzystując zachowania roju? Na podstawie obserwacji Twittera pozwalam sobie nakreślić taki oto scenariusz, całkowicie fikcyjny.

Ostatnio bardzo modne jest zakładanie tzw. „profili parodystycznych”, które gromadzą szereg niezadowolonych. Drugą opcją jest budowanie konta miłej osoby lat dwudziestu paru, kochającej papużki nierozłączki, misie, kociaczki. Konta takie śledzą różnych dziennikarzy, wchodzą w lekkie, niezobowiązujące interakcje. Bardzo sumiennie odwzajemniają wszystkie „follow” — wzajemność jest w social mediach bardzo mile widziana. I czekają, czekają na moment, kiedy nastąpi zamieszanie.

Jak było widać po ostatnich wydarzeniach twitterowych, niezwykle łatwo jest podszyć się pod inny profil. Wystarczy zmiana jednego znaku w loginie, najczęściej, gdy jest w nim litera „i” lub „l”, ale można też dodać kropkę, dash, skopiować awatar, tło i opis. Takie konto może powstać chociażby na chwilę, aby umieścić w sieci jeden komunikat, który zostanie skopiowany dalej, najlepiej w formie zrzutu ekranu. Wygląda tak samo jak komunikat oryginalny na osi czasu, na której cały czas tłoczą się wpisy. Rzadko sięga się do źródła, by sprawdzić, czy to, co nam ktoś „przerzuca”, pochodzi z tego samego konta, które śledzimy, czy jest tylko zmyślną fałszywką. Takie konto może zniknąć po chwili, a tweet powędruje do wszystkich miłośników papużek albo wszystkich przeciwników ambitnego polityka — że oto jego główny oponent napisał, że… (tu wstawiamy dowolną soczystą i bulwersującą informację).
Ile czasu zajmie wyjaśnienie sytuacji? A czy wszyscy uwierzą w zaprzeczenia? Przecież rój twitterowiczów nie zna granicy absurdu…

Wystarczy, by jedna pszczoła znalazła taką… beczkę z okowitą. Zaraz będzie tu cały rój.

Anna Białoszewska

Tekst pochodzi z 9 nr. kwartalnika opinii „Nowe Media”. Więcej opinii, analiz, przewidywań zmiany trendów i pozycji Twittera w Polsce, w najnowszym wydaniu „Nowych Mediów”. POLECAMY: [LINK]

Grafika: Stanisław M. Stanuch, TrendBirds.pl.