Quas Primas
1425

POSOBOROWI "PAPIEŻE" - Benedykt XVI

TUTAJ ALBUM

Wybór Benedykta XVI


KS. RAMA P. COOMARASWAMY

Śmierć Jana Pawła II i pojawienie się "papieża" Benedykta XVI nie pozostawia tradycyjnym katolikom żadnej realnej nadziei na to, że w Rzymie dokona się jakaś odmiana i nie wynika to z jego publicznych deklaracji kontynuowania linii JP II oraz wspierania "nieodwracalnego" zaangażowania Kościoła w ekumenizm. Posłuchajmy jego oświadczenia odnotowanego przez agencję informacyjną Zenit (25 kwietnia 2005): "Podążając śladami moich poprzedników, a w szczególności Pawła VI i Jana Pawła II, czuję silnie potrzebę ponownego potwierdzenia nieodwracalnego zobowiązania przyjętego przez Vaticanum II" by podążać "szlakiem prowadzącym do pełnej jedności, jakiej pragnął Jezus i jego uczniowie".
Samego Ratzingera bardzo trudno uważać za katolika. Zapewne jednym z najbardziej znaczących dzieł są jego "Zasady teologii katolickiej". Wypowiada tam następujące zdanie: "Zmartwychwstanie nie może być wydarzeniem historycznym w tym samym sensie, jakim było Ukrzyżowanie", chociaż Pismo święte mówi nam, że jeśli nie było żadnego Zmartwychwstania to nasza wiara jest fałszywa; Ratzinger nie bierze również pod uwagę faktu, że Zmartwychwstanie Ciała stanowi część tradycyjnego Wyznania Wiary (Credo) (*). Za swoim poprzednikiem wychwala ewolucję i mówi nam, że: "Nauki Teilharda de Chardin były impulsem, który odbił się szerokim echem na całym świecie. W śmiałej wizji włączył on historyczny ruch, jakim jest chrześcijaństwo w wielki kosmiczny procesu rozwoju".
Wyraźnie w łagodny sposób traktuje luteranizm, mówiąc nam, że "niezaprzeczalnie, historyczny instynkt Lutra okazał się słuszny". I znowu, zapewnia, że "zarówno katolicka jak i protestancka interpretacja chrześcijaństwa posiadają każda na swój sposób swoją wartość i obie są prawdziwe w swej historycznej doniosłości..., Prawda staje się funkcją czasu... wierność wczorajszej prawdzie polega dokładnie na porzuceniu jej włączając ją do dzisiejszej prawdy...".

W swojej książce pt. "Die Sakramentale Begründung Christlicher Existenz" pisze, że "pobożności eucharystycznej, z jaką mamy do czynienia, gdy pobożny człowiek w ciszy i skupieniu odwiedza kościół nie można traktować jako rozmowy z Bogiem. Zakładałoby to lokalną i ograniczoną obecność Boga w danym miejscu. Usprawiedliwianie takiego stwierdzenia wskazuje na brak zrozumienia chrystologicznych tajemnic samego pojęcia Boga. Stoi to w sprzeczności z odpowiedzialnym myśleniem człowieka mającego świadomość wszechobecności Boga. Pójście do kościoła po to, by odwiedzić Boga tam obecnego jest nonsensownym czynem, który nowoczesny człowiek słusznie odrzuca". Takie stwierdzenie wyraźnie zaprzecza Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

Kardynał Ratzinger twierdzi także, że katolicy mogą teraz odrzucić wielki Syllabus Błędów z 1864 roku czcigodnego Papieża Piusa IX, ponieważ Vaticanum II, jak bez żalu stwierdza jest "anty-syllabusem". (Ks. Joseph Sainte Marie, "Cath. Family News", lipiec 2000, Ratzinger). Jest to w rzeczy samej odrzucenie nauczania Soboru Watykańskiego, który w istocie orzekł, że ten Syllabus przynależy do nauczania de fide (z wiary). Co więcej, Ratzinger "odwołał potępienie" kilku fałszywych wniosków Antonio Rosminiego, potępionego przez Leona XIII. Zasadą, którą się w tym wypadku posłużył był krytycyzm historyczny. Krótko mówiąc, oznacza to, że potępienie było właściwe w momencie, gdy do niego doszło, ale teraz już za słuszne nie można go uważać. Teraz lepiej pojmujemy sprawy. Leon XIII w zaistniałych okolicznościach postąpił najlepiej jak tylko potrafił, ale działo się to w tamtych czasach i ówczesnych uwarunkowaniach. Teraz wiemy lepiej. (List ks. Sanborna, 7 marca 2002)

Gdy chodzi o tych, którzy sprzeciwiają się Vaticanum II, to Ratzinger mówi: "Musimy strzec się pomniejszania znaczenia tych ruchów. Bez wątpienia reprezentują one sekciarski fanatyzm, który jest antytezą katolicyzmu. Musimy się im z całą mocą opierać".
Sam Ratzinger daje wyjaśnienie swojej rzekomo konserwatywnej postawy. Mówi nam, że był radykalnym lewicowym teologiem podczas Drugiego Soboru Watykańskiego (bliskim współpracownikiem Hansa Künga), ale obecnie jest uważany za najbardziej konserwatywnego kardynała. Jego eminencja przyznał, że w okresie ostatnich czterech dekad on nie przesunął się na prawo, ale że to świat w tym okresie na tyle skręcił w lewo, że nawet taki postępowiec jak on uchodzi za tradycjonalistę. (Artykuł wstępny, "Washington Times", 30 września 2003).

Trzeba sobie w końcu wyraźnie uświadomić, że jedynym działaniem naprawczym, które mogłoby zadowolić prawdziwie tradycyjnych katolików jest powrót do tradycyjnych Sakramentów Kościoła i do ważnego katolickiego kapłaństwa. W obecnej sytuacji jest to praktycznie niemożliwe. Pozwolę sobie to wyjaśnić. W celu osiągnięcia jedności z różnymi protestanckimi sektami, którego to JP II i Benedykt XVI tak żarliwie pragną, konieczne było i jest nadal zniszczenie wszystkich Sakramentów, zależnych od ważnego katolickiego kapłaństwa, a to z tej prostej przyczyny, że protestanckie sekty odrzucają wszelką potrzebę istnienia prawdziwego kapłaństwa. (Według nich, każdy człowiek jest swoim własnym kapłanem). I właśnie dokładnie tego dokonał posoborowy kościół, a ma to swoje odzwierciedlenie nie tylko w nowej "mszy", ale nade wszystko w zniszczeniu ciągłości sukcesji apostolskiej, co tak wyraźnie znalazło swój wyraz w nowym "obrzędzie" konsekracji "biskupów". (Sam Ratzinger był w 1977 roku "konsekrowany" na "biskupa" w nowym i fałszywym rycie). Stan rzeczy jest taki, że bez względu na to jak konserwatywny by się nie wydawał, to Benedykt XVI pozostaje w radykalnej opozycji do prawdziwej apostolskiej katolickiej Wiary.
Ks. Rama P. Coomaraswamy
Z j. angielskiego tłum. Mirosław Salawa

Nowy Benedykt XVI:
Jak należy go nazwać?


Ks. Kevin Vaillancourt
Bliżej obznajomieni z wewnętrznymi procedurami papieskiego konklawe wiedzą, że gdy w końcu kandydat otrzyma wymaganą liczbę kwalifikowanych głosów i po tym jak przyjmie dokonany wybór, to stawia mu się bardzo ważne pytanie: Jakie imię sobie wybierasz? W tym momencie papież-elekt staje przed pierwszą poważną decyzją, gdyż uważa się, że wybór imienia może nam dużo powiedzieć o sposobie myślenia nowego papieża oraz o tym, czego należy oczekiwać po nim w przyszłości.

Cel mojej pracy nie dotyczy spekulacji na temat wyboru imienia Benedykta XVI, którego dokonał kardynał Ratzinger. Chciałbym raczej dokonać przeglądu określeń nadawanych mu przez religijne i świeckie media na całym świecie, z którymi on sam niekoniecznie mógłby się zgodzić, a które jednakże "przylgnęły" do niego od chwili, gdy jego nazwisko zaczęto wymieniać w kontekście jego wyboru na następcę Jana Pawła II. Czytelnik zapewne słyszał, jak raz po raz określano go jako tradycjonalistę i konserwatystę. U niektórych tytuły te wzbudzały obawę, nienawiść i pogardę, ponieważ w ich mniemaniu nowy Benedykt XVI miał oznaczać koniec ich własnych postępowych działań. Z drugiej strony, istnieje wielu takich, którzy oczekują po następcy Jana Pawła II postawy "twardej ręki" wobec "liberałów" w Kościele. "Ostatecznie Benedykt XVI jest konserwatystą" – mówią. Jeszcze inną grupę te określenia napawają nadzieją, że być może będzie to człowiek, który odnowi Kościół i przywróci Jego tradycyjne nauczanie i liturgię. "Ostatecznie jest on tradycjonalistą" – mówią. Nie chciałbym dla tych wszystkich kategorii ludzi okazać się heroldem złych wiadomości, ale nowy Benedykt XVI nie spełni żadnego z tych oczekiwań, a opieram swoje twierdzenie na znajomości jego licznych publicznych przemów i pism powstałych od czasu rozpoczęcia jego kariery w Rzymie. Dobrze obrazują to słowa wypowiedziane do Piotra na dziedzińcu Kajfasza podczas przesłuchania Pana Jezusa przed sanhedrynem: "Mowa twoja cię zdradza" (Mt. 26, 73).
Liberał czy konserwatysta?

Dla nadania odpowiedniego tonu reszcie mojego artykułu pozwolę sobie zacytować fragment artykułu wstępnego, jaki ukazał się 30 września 2003 roku, w dzienniku The Washington Times:
"Kardynał Joseph Ratzinger, drugi z najpotężniejszych urzędników Watykanu, był podczas Soboru (Vaticanum II) radykalnym lewicowym teologiem, ale teraz jest uznawany za najbardziej konserwatywnego z kardynałów. Jego Eminencja przyznał, że w ciągu czterech dekad nie przesunął się na prawo, lecz że to świat na tyle skręcił w lewo, że nawet ktoś o tak postępowych jak on przekonaniach może uchodzić za tradycjonalistę. To samo dotyczy wszystkich kardynałów nominowanych przez Jana Pawła II, z tą różnicą, że są oni nawet bardziej liberalni niż kardynał Ratzinger. To właśnie to kolegium dokona wyboru następnego papieża" (s. A20).

Ten pochodzący ze świeckiej gazety opis jest bardzo odkrywczy – dowiadujemy się z niego może nawet więcej niż spodziewalibyśmy się przeczytać lub usłyszeć o tym człowieku. Swoimi własnymi słowami nowy Benedykt XVI przyznaje, że nie jest "konserwatystą" w powszechnym rozumieniu tego słowa, jakie ma ono w politycznych a nawet religijnych sferach. Nie jest także "tradycjonalistą" według tych samych standardów. Wydaje się, że musimy zdefiniować pojęcia "konserwatywny" i "tradycyjny" zgodnie z powszechnym religijnym (nie politycznym) rozumieniem tych terminów, aby nie pogubić się próbując zrozumieć ogromną ilość pochwał, jakimi media zarówno świeckie jak i kościelne obsypały nowego lidera neokościoła. Musimy zdefiniować te słowa właściwie, podkreślam to z naciskiem, ponieważ sam fakt, że w kółko powtarza się je by bardziej łatwowierni wchłonęli je w siebie, podpowiada mi, że wkrótce wielu raczej naiwnych katolików uwierzy we wszystko, co słyszy i następnie wpadnie w niezwykle przemyślną pułapkę zastawioną przez modernistów – pułapkę, która uwięzi ich w modernistycznym kościele, daleko poza Kościołem rzymskokatolickim.

Definicja terminów

Jeżeli chodzi używanie przez środki masowego przekazu pojęć "konserwatysta" i "tradycjonalista" wobec nowego Benedykta XVI, to dość łatwo określić w jakim rozumieniu funkcjonują one w powszechnej świadomości. Jednakże fakt, że możemy powiedzieć w jakim sensie powszechnie funkcjonuje definicja tych terminów ukuta przez środki masowego przekazu, to jeszcze nie oznacza to, że doszliśmy do ich właściwejdefinicji, gdyż użycie słów "konserwatysta" i "tradycjonalista" różni się od tego, jakie zwykle bywa stosowane w kołach religijnych. Świeckie media, pozostające pod wpływem modernistów, z którymi przeprowadzają wywiady, nigdy nie mogą przedstawić poprawnej, nie-politycznej, nie-modernistycznej definicji tych terminów i jest to w wielkiej mierze spowodowane tym, że są świeckie i przykładają mało uwagi do spraw religii. Na przykład, kiedy słyszymy słowo tradycyjny przywołane w kontekście życia kardynała Ratzingera i doktryn przez niego głoszonych, to środki masowego przekazu twierdzą, że jest on "tradycjonalistą", ponieważ opowiada się "za życiem": w znaczeniu, że jest przeciwny przerywaniu ciąży i eutanazji, a nawet karze śmierci. Włączają także w tę definicję jego publiczne stanowisko wobec takich problemów jak homoseksualizm, "małżeństwa homoseksualne", a nawet święcenia kobiet. Mówi się nam, że jest on reprezentantem "twardej linii" (myślę, że można by tu użyć słowa konserwatywnej) pozostając w opozycji do "liberałów" neokościoła, co wywołuje spekulacje, że będzie być może, "silnym papieżem" w stylu Jana Pawła II. I jeżeli czytelnik myśli, że Jan Paweł II był "konserwatystą" albo "tradycjonalistą", to znaczy, że uległ złym wpływom świeckich mediów i nie zna zbyt dobrze tradycyjnych doktryn Kościoła rzymskokatolickiego.

Mamy teraz taką sytuację, że im częściej słyszymy jak osobowości medialne oraz ich goście używają terminu tradycjonalista w powyższym sensie, to tym bardziej przeciętna osoba utwierdza się w przeświadczeniu, że jest to jedyna uprawniona definicja tego terminu. W rzeczywistości, na skutek istnego zalewu modernistycznych błędów atakujących ze wszystkich stron, przeciętny katolicki słuchacz do tego stopnia obniżył swoje standardy religijnych oczekiwań, że z ufnością wierzy i przyjmuje minimalne standardy, jakie świeckie media nadały określeniu "tradycyjny" – nazywam je minimalnymi, ponieważ są zwykłym wyrażeniem zasad prawa naturalnego, których każdy człowiek powinien przestrzegać. Katolicy godzą się na "twarde stanowisko" w kwestiach społecznych i naturalnych a poddają się w obszarach dotykających destrukcji ich świętej Wiary. Przejęcie się "moralnym relatywizmem" to nie wszystko; musimy także strzec się "relatywizmu doktrynalnego" narzucanego nam przez "konserwatywne" i "tradycyjne" elementy neokościoła. Na skutek tej luźnej definicji pojęć, najbardziej protestanccy pastorzy, a nawet muzułmańscy mułłowie też są określani jako "konserwatyści" i "tradycjonaliści", ponieważ głoszą te same prawdy, co Benedykt XVI, z wyjątkiem tematów typowo katolickich, jak np.: "święcenia" kobiet, "komunia na rękę", itd. Stanowczo trzeba tu wyrazić nasz sprzeciw, musimy obalić mit, że Benedykt XVI jest zarówno "konserwatystą" jak i "tradycjonalistą" – we właściwym rozumieniu tych terminów – i ukazać katolikom tego nowego współczesnego lidera takim, jakim on jest naprawdę w świetle tradycyjnej rzymskokatolickiej nauki – nauki opartej na Depozycie Wiary przekazanej Apostołom przez Jezusa Chrystusa.

Czterdzieści lat progresywnej myśli

Ratzinger oficjalnie pojawił się w Rzymie podczas Drugiego Soboru Watykańskiego. Działał wtedy jako peritus (teologiczny "ekspert") przy boku niemieckiego kardynała Josefa Fringsa z Kolonii. Liczni autorzy wspominają o jego wpływach podczas Vaticanum II, przejawiających się w sterowaniu kierunkami publicznych dyskusji, jak również samych dokumentów soborowych. John Mallon, pisząc w internetowym wydaniu Inside The Vatican z 18 kwietnia 2005 roku, dokonuje następującej obserwacji:
"Można spotkać ludzi, którzy twierdzą, że Jan Paweł II i kardynał Joseph Ratzinger "zahamowali" "otwartość" "zapoczątkowaną przez Sobór". To także jest nonsens. Młody biskup Wojtyła i młody ksiądz Ratzinger byli jednymi z architektów Soboru, a Wojtyła miał niemały wkład w napisanie dokumentów Vaticanum II".
Może to posłużyć jako wprowadzenie do zrozumienia stanu "umysłu" Ratzingera odnośnie natury Kościoła, jego stosunku wobec innych "kościelnych wspólnot" i jego hierarchicznej struktury, a także, co do sposobu, w jaki modernistyczne poglądy na te kwestie utorowały sobie drogę i znalazły wyraz w nauczaniu Vaticanum II. Młody ks. Ratzinger był owładnięty ideą kolegialności: błędnym poglądem, że Kościół jest kierowany w jednakowym stopniu przez papieża jak też biskupów całego świata. Pisząc do czasopisma Concilium w 1965 roku, rozwinął tę myśl w swoim artykule, Pastoralne implikacje doktryny kolegialnościbiskupów:

"Biskupi są następcami Apostołów, a zatem są właściwie ukonstytuowani kolegialnie jako kolegium biskupów oraz jako sukcesorzy kolegium apostolskiego... Prymatu Papieża nie należy rozumieć na wzór monarchii absolutnej, jak gdyby Biskup Rzymu był niczym nieograniczonym monarchą nadprzyrodzonego wspólnotowego bytu, Kościoła nie posiadającego centralnej konstytucji".

Kłopot w tym stwierdzeniu polega na tym, że Jezus Chrystus założył na Piotrze Swój Kościół jako absolutną monarchiczną społeczność i Tradycja uczy, że Apostołowie w praktyce uznali ten fakt. Co więcej, zarówno Sobór Florencki jak i Sobór Watykański z 1870 zawyrokowały, że prawda o monarchicznej strukturze Kościoła jest doktryną de fide – tj. nauką wiary (Denzinger 694 & 1822). Ratzingerowska "doktryna" "kolegialności" jest sprzeczna z dogmatem naszej Wiary, a zatem jest heretycka. Jednakże właśnie to ratzingerowskie pojęcie "kolegialności" dominuje w nauczaniu Vaticanum II oraz dzisiejszego neokościoła.

Przechodząc do późniejszego okresu, gdy kardynał Ratzinger przewodniczył Kongregacji Nauki Wiary (dawne Święte Oficjum), zauważamy, że wykorzystał on okazję by jeszcze wyraźniej zademonstrować swoje modernistyczne, postępowe inklinacje:
• 28 maja 1992 roku, Kongregacja Nauki Wiary wydała oficjalny komunikat, ogłoszony z rozporządzenia Jana Pawła II, potwierdzający (błędną) "teologię Wcielenia", która została rozwinięta przez soborowe dokumenty Lumen Gentium i Gaudium et Spes, a później została wyłożona w pierwszej encyklice Jana Pawła II, Redemptor Hominis. "Teologia Wcielenia" uczy, że cały ród ludzki, niezależnie od jego stanu duszy, pozostaje w niewidzialnej wspólnocie z Ojcem, przez Chrystusa i w Duchu Świętym. Do tej "niewidzialnej łączności" dochodzi, dlatego, że wszyscy, którzy posiadają ludzkie ciało są zjednoczeni z Chrystusem na mocy faktu, że sam Chrystus przybrał ludzkie ciało w momencie Wcielenia. Wynikiem tego jest, że wszyscy ludzie są "nosicielami boskiej natury", czegoś, co ustala "związek między niewidzialnymi i widzialnymi elementami kościelnej wspólnoty". W Liście do biskupów Kościoła Katolickiego o niektórych aspektach Kościoła pojętego jako komunia w 7 paragrafie kardynał Ratzinger definiuje Kościół Chrystusa w taki sposób: "Kościół Chrystusowy, który w Symbolu Apostolskim wyznajemy jako jeden, święty, katolicki i apostolski, jest powszechnym Kościołem, tzn. ogólnoświatową wspólnotą uczniów Pana, uobecniającą się i działającą pośród różnych osób, grup, czasów i miejsc". A w paragrafie 9 mówi się nam, że "Kościół powszechny jest więc ciałem kościołów". A zatem dokument ten nie utożsamia Kościoła powszechnego wyłącznie z Kościołem rzymskokatolickim, lecz uważa go za pewien rodzaj "super-kościoła", do którego należą wszystkie inne, wśród których jedne posiadają więcej prawdy niż inne. Właśnie tę doktrynę wykorzystano do usprawiedliwienia (w 11 paragrafie) poglądu, że ta "jedność" kościołów jest "zakorzeniona w eucharystii" nawet, jeśli odnajdujemy ją tylko w "połowicznym" kształcie w niekatolickich kościołach. Sugerowałbym moim czytelnikom by zapoznali się z prawdziwą doktryną Mistycznego Ciała Chrystusa studiując encyklikę Papieża Pius XII o tym samym tytule, aby nie paść ofiarą modernistycznych błędów.

• W sierpniu 2000 roku, ta sama kongregacja wydała dokument Dominus Jesus, który do dzisiaj jest uznawany za przykład "tradycyjnego" stanowiska Ratzingera, że katolicki Kościół jest jedynym środkiem zbawienia. W rzeczywistości, dokument ten wykłada nowoczesną wersję "teorii kościołów siostrzanych" ("branch theory"): "Kościoły partykularne, choć odseparowane od siebie, są jednym z uwagi na wspólną relację do jedynego, prawdziwego Kościoła lub Mistycznego Ciała Chrystusa i przez ich związek z nim". Święte Oficjum, 16 września 1864 roku, zakazało katolikom brania udziału we wszelkich organizacjach promujących tę herezję. Deklaracja Dominus Jesus wyjaśnia nową teorię następująco: "Kościół ten (uniwersalny "super-kościół" opisany powyżej – przyp. ks. KV), ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność,trwa w (subsistit in) Kościele katolickim, rządzonym przez następcę św. Piotra i przez biskupów pozostających z nim we wspólnocie" (podkreślenie – ks. KV). Deklaracja Dominus Jesus definiuje Kościół jako zwykłą organizację, w której Kościół Chrystusa trwa, podobnie jak gałąź drzewa żyje, ponieważ istnieje wraz z pniem całego drzewa. Zapomnij o wszystkim cokolwiek jeszcze mógłbyś w tym dokumencie przeczytać, a co mogłoby się wydawać "konserwatywne" i "tradycyjne"; tego do głębi błędnego nauczania Dominus Jesus o Kościele Chrystusowym nie da się objaśnić za pomocą tradycyjnych katolickich pojęć. Z tej przyczyny, prawdziwy katolik musi go całkowicie odrzucić jako nie mający żadnej wartości.

• 20 lipca 2001 roku, ta sama kongregacja wydała dokument zatytułowany Wytyczne dla dopuszczenia do eucharystii pomiędzy kościołem chaldejskim a kościołem wschodnim asyryjskim. Można tutaj przeczytać, że kardynał Ratzinger, z pełną aprobatą Jana Pawła II, uznaje za ważną "liturgię" asyryjskiego (nestoriańskiego) kościoła i stwierdza, że Chaldejczycy (unici, którzy opuścili kościół nestoriański) mogą teraz brać udział w tej "liturgii", pomimo tego, że przez wieki była ona uznawana za nieważną, ponieważ nie zawierała w swojej anaforze (kanonie) żadnego odniesienia do słów Konsekracji. To pogwałcenie wszelkich elementów tradycyjnej teologii sakramentalnej usunęło doktrynalną naukę o tym, co jako minimum jest konieczne dla sprawowania Świętej Eucharystii. To orzeczenie nie zostało uchylone.

20 kwietnia 2005, Ratzinger (jako Benedykt XVI) zapewnił wszystkich kardynałów obecnych przy pierwszej "eucharystii" po jego wyborze, że nie jest "tradycjonalistą", a przynajmniej nie w rozumieniu właściwego przestrzegania tradycji Kościoła, jaka była głoszona od czasów apostolskich. Zamiast tego obwieścił:
"Pragnę mocno potwierdzić moją determinację by kontynuować zaangażowanie we wprowadzanie w życie postanowień Drugiego Soboru Watykańskiego wzorem moich Poprzedników i w wiernej ciągłości 2000-letniej tradycji Kościoła (!?). W tym roku przypada 40 rocznica zakończenia sesji soborowych. Z upływem lat dokumenty soborowe nie utraciły swojej aktualności; wręcz przeciwnie, nauki w nich zawarte okazują się szczególnie adekwatne w stosunku do nowych potrzeb Kościoła i obecnego zglobalizowanego społeczeństwa".

Pewnie dlatego w internetowym wydaniu dziennika Haaretz Daily, z 20 kwietnia 2005 roku, rabin David Rosen wyraził nadzieję, że Benedykt XVI będzie kontynuował budowę ekumenicznych relacji z Żydami, tak jak to czynił Jan Paweł II. W dokumencie przygotowanym po nawiązaniu przez Watykan stosunków dyplomatycznych z Izraelem, kardynał Ratzinger usiłował "zmagać się z żydowską odmową akceptacji Jezusa jako mesjasza oraz stanowiskiem judaizmu polegającym na obstawaniu przy poglądzie, że mesjasz jeszcze nie przyszedł. On (Ratzinger) dowodził, że ta postawa jest także częścią boskiego planu" – wyjaśnia Rosen, który obecnie stoi na czele Departamentu Międzyreligijnych Stosunków przy Amerykańskim Komitecie Żydowskim – "i faktu, że Żydzi nie przyjmują Jezusa nie można traktować za czyn odrzucenia Boga, ale jako część boskiego planu przypomnienia światu, że pokój i zbawienie dla całej ludzkości jeszcze nie nadeszło. Jest to zdumiewające. Wychodząc od czegoś, co stanowiło główne źródło potępienia judaizmu i żydów na przestrzeni wieków przekształcił to w coś, co posiada pozytywną teologiczną naturę".

Jakie zatem słowa będą nam opisywać Benedykta XVI? Czyż o wiele bardziej adekwatne nie będą: "modernista", "postępowiec" i "deprawator Wiary milionów"?
Ks. Kevin Vaillancourt
P.S.
Czy krytykowanie jest niewłaściwe?
The Catholic Voice otrzymało wiele sygnałów od czytelników, proszących o wyrażenie naszej opinii na temat, jaki wpływ będą miały rządy Benedykta XVI na Tradycję i przywrócenie łacińskiej Mszy na świecie. Niektóre publikacje zdecydowanie wskazują na problemy podobne do tych, które naszkicowaliśmy w niniejszym artykule. Inne zalecają, by tradycyjni rzymscy katolicy nie "krytykowali" otwarcie Benedykta XVI, obawiając się zapewne, że zwracanie uwagi na fakty świadczące o tym, jakim to rzekomo Ratzinger był wielkim "Obrońcą Wiary" rozgniewa zarówno jego jak i "watykańską machinę", a przez to stracimy grunt w bitwie o Tradycję. Prawda jest taka, że jeżeli jako katolicy, nie będziemy umieli zidentyfikować błędu bez względu na to gdzie by on nie był i przez kogo by nie był głoszony, to wtedy narażamy na niebezpieczeństwo nasze własne zbawienie, a jednocześnie dajemy gorszący przykład słabym, którzy naprawdę pragną znać tradycyjne katolickie stanowisko wobec takich zagadnień. Czyniąc tak, nie "krytykujemy" po to by wzbudzać niepokój; lecz raczej, jesteśmy uczciwymi ludźmi, którzy pragną trwać u boku Chrystusa i nauki Jego Kościoła.

Ks. Kevin Vaillancourt
Artykuł powyższy po raz pierwszy ukazał się w "The Catholic Voice" z czerwca 2005 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane, Washington 99201-1731 USA. ( www.thecatholicvoice.org )

Tłumaczył Mirosław Salawa
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMV, Kraków 2005
Quas Primas
No właśnie...
----------------------------------------------
"W Kościele Katolickim prawowite kanonizacje od wieków miały za niedyspensowalne kryterium ortodoksję: Czy kandydat na ołtarze był człowiekiem nieskażonej, nie budzącej wątpliwości, ortodoksji doktrynalnej?
Stałe kryterium katolickie i stała praktyka Kościoła Katolickiego."
( Ks. Jacek Bałemba)