templariusz tem
265

Jan Paweł II i kapitalizm


Piotr POPIOŁEK

Doktorant w Instytucie Religioznawstwa UJ. Teolog, religioznawca. Członek redakcji Pressji, autor Christianitas i Magazynu Kontakt.

Zarzucanie Janowi Pawłowi II „sympatyzowania z marksizmem” czy „krytyki kapitalizmu” byłoby jakimś absurdalnym sylogizmem, który mógłby sprowadzać się do stwierdzenia, że papież w jakikolwiek sposób usprawiedliwiał ustrój komunistyczny – pisze Piotr POPIOŁEK

Św. Jan Paweł II odszedł zaledwie piętnaście lat temu. Jego pisma są znane rzeszom ludzi, zarówno laikom, jak i badaczom myśli. Żyją osoby, które mogą się pochwalić tym, że były jego przyjaciółmi. Nie zmienia to jednak faktu, że elementy jego myśli i sama postać miejscami nadal są kontrowersyjne, czemu winne są „jakieś” niedopowiedzenia. Dość niedawno wybuchła na nowo kontrowersja dotycząca jego stanowiska wobec kapitalizmu.

Zarys sporu pomiędzy pisarzem J. Luxmoore’em i badaczem myśli i przyjacielem Jana Pawła II George’em Weigelem przedstawił niedawno Paweł Rojek w swoim artykule dotyczącym mesjanizmu Jana Pawła II. Centrum sporu były niedawno wydane rękopisy Wojtyły poświęcone katolickiej etyce społecznej. Materiały znane wcześniej, jednakże dopiero niedawno doczekały się wydania krytycznego. Nie był to jednak tekst przeznaczony do publikacji przez samego autora. Był to skrypt, którym Wojtyła posługiwał się, prowadząc zajęcia z etyki społecznej w roku akademickim 1953/1954 na krakowskim Wydziale Teologicznym UJ, a następnie, po jego zamknięciu, w seminarium duchownym.

Manuskrypty te wzbudzały wiele sensacji i narosły wokół nich wręcz legendy. Właśnie w tych rękopisach miały znajdować się problematyczne sformułowania na temat komunizmu i kapitalizmu. Luxmoore, zwięźle mówiąc, zarzucał Weigelowi i środowisku amerykańskich neokonserwatystów, głównie związanemu z „First Things”, reprezentowanemu przez Michaela Novaka i Richarda Neuhausa, że fałszują naukę papieża. Prof. Weigel odpiera zarzuty, twierdząc, że papież nie był ignorantem i znał jego recepcję papieskiej nauki społecznej, podkreślając, że nigdy nie spotkał się z tym, by papież w jakikolwiek sposób zainsynuował mu, że źle interpretuje Centesimus annus. Co do wczesnych manuskryptów Wojtyły podtrzymuje on, że jest to tekst opracowany na podstawie Katolickiej etyki społecznej Jana Piwowarczyka.

Gdy Luxmoore twierdzi, że papież sympatyzuje z marksizmem i krytykuje kapitalizm, prof. Weigel utrzymuje, że Wojtyła był niezmiennie krytyczny wobec marksizmu.

Należy zaznaczyć, że zarzut o prokapitalistyczne czytanie nauki papieża nie sprowadza się jedynie do wąskiego gremium lewicowych autorów oderwanych od nauki Kościoła katolickiego. Sam Luxmoore jest przecież katolikiem i od lat zajmuje się tematyką Kościoła. Uwagę na tę kwestię zwracali też inni badacze, choćby Michał Łuczewski czy Rafał Łętocha, by wymienić tylko polskich autorów. Po wydaniu przez papieża Laborem exercens lewicowi autorzy na łamach „Journal of Religious Socialism” pisali, że krytykując kapitalizm, proponuje on jakąś formę demokratycznego socjalizmu (David Hollenbach) czy łagodnego, niemarksistowskiego socjalizmu (Nicholas von Hoffman). Temat faktycznie był gorący zaraz po śmierci Jana Pawła II, gdyż jak się wydaje, część polskiego episkopatu obawiała się zarzutów wobec papieża, że mógłby pochwalać marksizm. Reakcja ta jednak z dzisiejszej perspektywy wydaje się przede wszystkim nad wyraz emocjonalna. Na horyzoncie była beatyfikacja polskiego papieża, natomiast zarzucanie mu „sympatyzowania z marksizmem” czy „krytyki kapitalizmu” było jakimś absurdalnym sylogizmem, który mógłby sprowadzać się do stwierdzenia, że papież w jakikolwiek sposób usprawiedliwiał ustrój komunistyczny. Nikt chyba nie ośmieliłby się na takie stwierdzenie.

Z drugiej strony – z całym szacunkiem dla prof. Weigela – żaden uważny czytelnik nie może uznać nauczania Jana Pawła II w zakresie nauki społecznej za prokapitalistyczne. Tak jak Weigel ma rację, pisząc, że w swej istocie Karol Wojtyła był niezmiennie krytyczny wobec marksizmu, który u swych podstaw miał błędne pojęcie osoby ludzkiej, tak krytyka kapitalizmu Wojtyły – porównując jego skrypty z lat 50. z encyklikami społecznymi i homiliami – również nie uległa szczególnej zmianie. Udawanie, że jest ona nieobecna w nauczaniu papieża, jest podobną próbą zafałszowania jego nauki, jak twierdzenie, że papież był promarksistowski. Po prostu mamy zbyt wiele przykładów w jego nauce – czy to książkach, dokumentach papieskich, przemowach, homiliach i wywiadach – krytykujących explicite ustrój kapitalistyczny. Oczywiście nie można mówić, że poglądy Wojtyły były w jakiś sposób spetryfikowane i nie ulegały ewolucji, zniuansowaniu. Czy jednak zaszła jakaś radykalna, rewolucyjna zmiana w tym zakresie między młodym Wojtyłą żyjącym w budującym się socjalistycznym państwie a papieżem obserwującym upadek realnego komunizmu?

Nasuwa się jeszcze pytanie, czy w ogóle, opierając się na manuskryptach wykładów Wojtyły, możemy zrekonstruować zarys jego poglądów na temat marksizmu, komunizmu i kapitalizmu? Patrząc zarówno na tekst Piwowarczyka, jak i przyszłego papieża, można zauważyć sporo własnych dodatków młodego wykładowcy. Gdyby Wojtyła sprzyjał marksizmowi bardziej niż Piwowarczyk, bez wątpienia znaleźlibyśmy ślady tego w tekście. Tutaj jednak należy przyznać rację Weigelowi, że krytyka marksizmu jest nie do podważenia.

Marksizm, będący u swych podstaw doktryną materialistyczną, kłóci się z chrześcijaństwem, jest oparty na fałszywym obrazie świata i antropologii.

Co natomiast z komunizmem? Osobę nieuważną może wprowadzić w błąd paragraf poświęcony tej kwestii, zatytułowany „Komunizm jako wyższa etycznie zasada posiadania dóbr materialnych domaga się wyższych kwalifikacji etycznych od ludzi. Zasada własności prywatnej liczy się z realnym stanem natury ludzkiej”. Sprawa się komplikuje, gdyż „komunizm” występuje nie tylko w odniesieniu do komunizmu XX-wiecznego, będącego realizacją założeń adeptów marksizmu, ale jest określeniem ogólnym, technicznym. Znaczna część tego, co piszą Wojtyła i Piwowarczyk w odniesieniu do komunizmu, dotyczy komunizmu w znaczeniu potocznym – wspólnoty życia i dóbr. W tak ogólnym znaczeniu „komunistycznymi” można nazwać pierwsze gminy chrześcijańskie, np. wspólnotę jerozolimską, gdzie uczniowie Jezusa żyli, „wszystko mając wspólne”; mianem zwolenników tak rozumianego „komunizmu” można nazwać św. Ambrożego, Jana Chryzostoma, św. Alberta itd.; „komunistycznym” w takim znaczeniu można nazwać wspólnotowe życie zakonne.

Wszystko to jednak w żaden sposób nie łączy się z nowożytnym komunizmem ateistycznym. Własność prywatna jest „instytucją naturalną i konieczną”, jednak wspólne posiadanie dóbr i wspólne życie wyrastają ponad naturę i stanowią ideał życia chrześcijańskiego. Są na horyzoncie jako coś, do czego należy dążyć, ale w skali globalnej są nieosiągalne i stanowią utopijne rojenie. Wojtyła pisze, że ideał komunistyczny „domaga się od ludzi koniecznie braterstwa, bez którego wspólne posiadanie dóbr wydaje się zgoła niemożliwe. A takie braterstwo nie jest niczym innym, jak chrześcijańskim ideałem miłości społecznej. W ten sposób więc zbiegają się niejako organicznie ideał miłości społecznej jako zenit etycznej nauki chrześcijaństwa oraz ideał komunistyczny jako szczytowe osiągnięcie, gdy chodzi o realizację tego ideału w dziedzinie posiadania dóbr materialnych przez ludzi. I dlatego – tutaj Wojtyła parafrazuje cytat o. Ducatillona OP przytoczony przez Piwowarczyka – wybierając pomiędzy ideałami, Kościół musi wybrać ideał komunistyczny ponad zasadę własności prywatnej”.

Zwróćmy uwagę jednak, że wciąż jest tu mowa o „ideale”, nie o ziemskim „realnym komunizmie”, proponowanym przez ideologie materialistyczne. Chrześcijaństwo, nauczając o ubóstwie i oderwaniu od życia materialnego, faworyzuje ten właśnie ideał. Jednakże opiera się on na własnej woli osób, które podejmują wysiłek tego życia – nie jest to narzucony ustrój, obejmujący wszystkich ludzi. Kierowanie się miłością przez chrześcijanina jest warunkiem koniecznym do realizacji takiego ideału, a miłości nie da się narzucić siłą. Ponadto ideał ten nie neguje naturalnego prawa własności, lecz jedynie go „przerasta”. Powinniśmy zatem to rozumieć tak, że rezygnacja z własności prywatnej na rzecz własności wspólnej musi wyjść z inicjatywy konkretnej osoby.

Autorskim dodatkiem do tematu komunizmu Wojtyły jest z kolei zauważenie przez niego, że „zasada własności prywatnej w obecnym stanie natury ludzkiej”, to znaczy po Upadku, pozwala na jej nadużywanie. Ponadto stwierdza, że etyka katolicka, przyjmując zasadę własności prywatnej, musi być przygotowana na zarzut, że swym autorytetem sankcjonuje instytucję, która może prowadzić do „ogromnego zła moralnego w życiu ludzkości”. Niebezpieczeństwo to jednak zostaje zażegnane poprzez katolicką zasadę używania własności, która jest pierwszorzędna – i jej właśnie jest podporządkowane prawo do własności prywatnej.

Co natomiast z samym kapitalizmem? Jak bardzo uzasadnione jest mówienie, że Wojtyła, później Jan Paweł II, był krytyczny wobec niego? A przede wszystkim, co mamy na myśli, gdy mówimy o kapitalizmie – gdyż już o samo to pojęcie często rozbija się spór.

John C. Cort, autor książki Christian Socialism: An Informal History, założyciel czasopisma „Journal of Religious Socialism”, papieską definicję kapitalizmu widzi w zdaniach z Laborem exercens: „Zachodzi pomieszanie, a nawet wręcz odwrócenie porządku wyznaczonego po raz pierwszy już słowami Księgi Rodzaju; człowiek zostaje potraktowany jako narzędzie produkcji, podczas gdy powinien on – on jeden, bez względu na to, jaką pracę wypełnia – być traktowany jako jej sprawczy podmiot, a więc właściwy sprawca i twórca”.

Na ile ta teza Corta, by uznać tę papieską definicję kapitalizmu za normatywną dla jego myśli, jest zasadna? Zwróćmy się jeszcze na chwilę ku wykładom Wojtyły z lat 50. Wojtyła wielokrotnie tam podkreśla, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne nastawione jest na „zysk, zdobywanie zysku”, natomiast praca „spada do roli narzędzia i środka, którym kapitał posługuje się dla osiągnięcia zysku”; „kapitalizm zdecydowanie podporządkowuje człowieka rzeczom (…), zysk jest bowiem zasadniczym motorem ekonomicznej działalności, jest jej głównym i nadrzędnym celem”. Kapitalizm jest dzieckiem liberalizmu, któremu zależy przede wszystkim na dobru jednostki, a „w kapitalizmie to dobro jednostki występuje jako ekonomiczny zysk z przedsiębiorstwa”. Młody Wojtyła poświęca trzy strony krytyce „ducha kapitalizmu” i ukazaniu, jak bardzo jest on sprzeczny z chrześcijaństwem. Jest to jego oryginalny dodatek, którego w tekście Piwowarczyka nie ma (szybciej bym tu widział wpływ Stefana Wyszyńskiego, gdyż są tu pewne echa jego wczesnych zapisków z okresu wojennego, szczególnie takich jak Kościół a duch kapitalizmu). To właśnie tu Wojtyła pisze o niesprawiedliwości i nadużywaniu pracy kobiet i dzieci, której przykłady „lektura Kapitału dostarcza w całej obfitości”. Wojtyła w swej postawie jest o wiele bardziej radykalny od Piwowarczyka, bardzo silnie podkreśla, że Tradycja i wypowiedzi Kościoła stoją w sprzeczności z kapitalizmem, czy to jako ustrojem społeczno-gospodarczym, czy to jako systemem wartości. Jest to system ściśle materialistyczny, nastawiony na pomnażanie bogactwa, nawet kosztem ludzi. Wyrastając z sekularnej doktryny liberalnej, opiera się na fałszywym pojęciu wolności ludzkiej. Stojąca w centrum wolność jednostki nie ma nic wspólnego z chrześcijańską wolnością, która polega na uwolnieniu od zniewolenia przez grzech ku wolności w posłuszeństwie Bogu. Celem człowieka jest zbawienie, nie bogacenie się na ziemi.

W efekcie tak pojęty ustrój kapitalistyczny w swej naturze nie różni się zbytnio od „realnego komunizmu”, który Wojtyła zarówno w swoich wczesnych wykładach, jak i encyklikach nazywa „państwowym kapitalizmem”.

Jeszcze w swym ostatnim wywiadzie przed wyborem na papieża, udzielonym Vittorio Possentiemu, mówi, że „liberalizm i marksizm wyrastają właściwie ze wspólnego korzenia. Jest nim mianowicie materializm w postaci przede wszystkim ekonomizmu”.

Tutaj przeciwstawia te dwie doktryny społecznej nauce Kościoła, która opiera się na Ewangelii, co sprawia, że jest oryginalna, ponieważ wywodzi się z Objawienia.

Jednakże wielu wolnorynkowych autorów uważa, że papież w Centesimus annus radykalnie zmienił swoją pozycję. Warto się temu przyjrzeć.

Profesor Adrian Pabst, specjalizujący się w ekonomii politycznej i nauce społecznej Kościoła, członek Fondazione Centesimus Annus Pro Pontifice, zauważa, że istnieją dwie główne szkoły interpretacji tej encykliki – amerykańska, neokonserwatywna, oraz ta, która łączy zawartą tam afirmację wolnego rynku w kontekście całej nauki społecznej Kościoła z pojęciem dobra wspólnego i koniecznością zewnętrznej kontroli tego rynku. Pierwsza szkoła, do której bez wątpienia należy środowisko „First Things”, w tym Weigel, rzeczywiście wydaje się nadawać kluczowe znaczenie „wolnorynkowym” fragmentom encykliki, zniekształcając jej pełny wydźwięk, który nie kłóci się z wcześniejszymi antykapitalistycznymi wypowiedziami Magisterium i samego papieża. Mit prorynkowej encykliki obalają sami przedstawiciele liberalnej myśli ekonomicznej, dla których objawienie chrześcijańskie nie stanowi centralnego punktu odniesienia, jak jest w przypadku papieża.

Tu warto zwrócić uwagę na to, jak dokument ten skomentował Milton Friedman, jeden z głównych przedstawicieli chicagowskiej szkoły ekonomicznej i leseferyzmu, który miał według niektórych stanowić inspirację dla papieża. Chociaż w swoim artykule z 24 czerwca 1991 roku zauważa, że papież odrzuca komunizm i „realny socjalizm”, to ekonomista ubolewa nad tym, że zostaje doceniona rola związków zawodowych, a pracownicy nazywani są „ludźmi dobrej woli” – co według niego oznacza, że papież nie jest w stanie się odciąć od wpływu Marksa. Niepokoi go również atak na konsumeryzm i społeczeństwo konsumpcyjne. Niepokoją go nawet tak klasyczne dla katolickiej etyki społecznej stwierdzenia, że własność prywatna ze swej natury ma charakter społeczny, że istnieją dobra podstawowe, które nie mają miejsca na rynku, albo że istnieją obszary jako dobra wspólne, sprawiedliwa płaca itd., podlegające szczególnej ochronie przez państwo. Główny powód rozmijania się koncepcji wolnego rynku, zarysowanej przez papieża w Centesimus annus, z liberalną koncepcją wolnego rynku można sprowadzić do ostatnich zdań komentarza Friedmana: „Muszę wyznać, że jeden fragment wywołał u mnie dreszcz: »posłuszeństwo prawdzie o Bogu i człowieku jest pierwszym warunkiem wolności«. Czyjej »prawdzie«? Kto o niej decyduje? Echa inkwizycji hiszpańskiej?”.

Tu uwidacznia się wspomniany wcześniej problem – pojęcie wolności, które jest radykalnie różne w tradycji chrześcijańskiej i w tradycji liberalnej. Nie można mówić o wolnym rynku, gdy zostanie zaniechana ta fundamentalna kwestia, na której buduje się całą teoretyczną konstrukcję i chce się według niej projektować życie ludzkie.

Jak widzimy, sama definicja kapitalizmu nie ulega radykalnej zmianie, choć zostaje zniuansowana. Wciąż mamy krytykę nastawienia na zysk, prymat pracy w przedsiębiorstwie i konieczność zagwarantowania dostępu do podstawowych ludzkich potrzeb. Jednak przez „kapitalizm” można rozumieć „system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej”. Na określenie takiego kapitalizmu papież proponuje jeszcze inne wyrażenia, jak: „ekonomia przedsiębiorczości”, „ekonomia rynku” czy po „wolna ekonomia”. Taka wolność gospodarcza musi być jednak ujęta w ramy prawne i być w służbie wolności integralnej – nie liberalnej, materialistycznej, sekularnej wolności negatywnej.

Kapitalizm oparty na ideologii liberalnej jest ślepy na wyzysk i nędzę ludzką. Papież wręcz przestrzega w encyklice, by w dobie porażki komunizmu wystrzegać się „radykalnej ideologii kapitalizmu”, w której dominuje wiara, że wszelkie problemy zostaną rozwiązane w „swobodnej grze sił rynkowych”.

W obliczu nowego wyzwania zwraca uwagę, że „nie do przyjęcia jest twierdzenie, jakoby po klęsce realnego socjalizmu kapitalizm pozostał jedynym modelem organizacji gospodarczej”.

W dobie polskiej reformy gospodarczej Jan Paweł II nie zaniechał swojej krytyki nieskrępowanego kapitalizmu. Przypominał o jego niebezpieczeństwach jeszcze w trakcie pielgrzymek do Polski, choćby w swoich homiliach w 1991 i w 1997 r. w Legnicy. W Lubaczowie w 1991 r. przestrzegał, by w reformie gospodarczej nie iść na skróty, poprzez rezygnację z drogowskazów moralnych, wykorzystywanie innych i upatrywanie celu jedynie w bogactwie. A już w Legnicy pouczał o negatywnych skutkach tejże reformy, bezrobociu i licznych ludziach pozostawionych samym sobie, gdyż stali się jedynie narzędziami w drodze ku dobrobytowi. Wyzysk i nędza wciąż były, są i będą owocem nieskrępowanej rozterkami etycznymi gry rynkowej.

W świetle całego dorobku św. Jana Pawła II fałszywe byłoby utrzymywanie, tak jak to robią środowiska neokonserwatywne w USA, że nauczanie papieża na skutek porażki komunizmu uległo radykalnej zmianie. Kapitalizm jako owoc liberalizmu wciąż jest zagrożeniem dla ludzkiej godności i ludzkiego życia. Wolna działalność gospodarcza, oparta na chrześcijańskim pojęciu wolności, jest czymś radykalnie różnym. Podobny błąd popełnił komunizm, opierając się na sekularnym pojęciu braterstwa. A przecież tak jak wolność chrześcijańska jest czymś absolutnie innym niż liberalna wolność jednostki, tak braterstwo jest czymś radykalnie innym niż chrześcijańska miłość. Życie w świecie po upadku pierwszych rodziców, ze skutkami grzechu pierworodnego, nie pozwala na realizację utopijnych projektów – czy to będzie kapitalizm, w którym wolność jednostki będzie determinantą wszystkich relacji, czy komunizm, w którym będzie panowała absolutna wspólnota dóbr. I chociaż ideał komunistyczny, jak rzeczywiście twierdził Wojtyła za Piwowarczykiem i innymi katolickimi autorami, jest bliższy życiu chrześcijańskiemu, to absolutnie nie można go łączyć z utopiami ateistycznymi. Z perspektywy katolickiej nauki społecznej konflikt kapitalizm – komunizm nie jest aż tak istotny, gdyż ma wspólny korzeń. Prawdziwa gra rozgrywa się na poziomie bezbożny kapitalizm lub komunizm vs. nauczanie społeczne Kościoła, które jest oparte na Objawieniu.

WXX wieku mieliśmy starcie dwóch potężnych bezbożnych systemów – komunistycznego i kapitalistycznego. Wygrał ten drugi, ale nie można dać się zwieść, jak przestrzegał św. Jan Paweł II, że liberalny kapitalizm jest jedynym, najlepszym wyjściem.

Piotr Popiołek