Klip Papieża - objawem kapitulacji chrześcijaństwa ?

Papieska intencja ogólna na styczeń A.D. 2016 została sformułowana w następującym brzmieniu:
„Aby szczery dialog między ludźmi wyznającymi różne religie przyniósł owoce pokoju i sprawiedliwości”.
Ostatnia scena krótkiego filmu stanowiącego obraz propagujący tę papieską intencję przeznaczona została na religijną symbolikę. Mamy ukazaną menorę - symbol judaizmu, jest muzułmański sznur modlitewny (subha/tasbih/misbah), jest posążek Buddy na dłoniach buddyjskiej kapłanki;ksiądz katolicki prezentuje natomiast lalkę noworodka mającą symbolizować chrześcijaństwo.
Wyłączając ludzi złej woli, wszyscy rozsądni i normalni pragną sprawiedliwego pokoju w świecie. Trudno zatem mieć zastrzeżenia, iż Papież (zwłaszcza On) dostrzegając zagrożenia dla pokoju i sprawiedliwości (właściwie brak jednego i drugiego), widzi potrzebę działania w kierunku pojednania ludzi różnych kultur i religii.
Trzeba jednak postawić pytanie o granice takich działań, szczególnie, gdy podejmuje je najważniejszy wyznawca Chrystusa – Następca Świętego Piotra, prowadzący wszystkich wiernych. Jak daleko wolno się posunąć w chwalebnych zabiegach o pokój, aby integralność Bożego Objawienia nie została naruszona? Czy pokój jest wartością samą w sobie, tak absolutną, iż należy dążyć do jego osiągnięcia za wszelką cenę? Czy nie istnieją wartości nadrzędne, z których zrezygnować nie wolno nawet w imię pokojowego dialogu?
Wreszcie, czy od Głowy Kościoła, w stosunku do innowierców, oczekujemy wyłącznie gestów „wyciągania ręki” i „nadstawiania drugiego policzka”, czy raczej, kierowania Chrystusowym Kościołem właśnie w oparciu o integralność ewangelicznego przepowiadania, w którym przecież zawarty jest jakże bogaty zasób życiowego pragmatyzmu – drogowskaz, jak postępować w określonych sytuacjach i w stosunku do określonych ludzi? Oraz, czy od Papieża, Pasterza, który winien nas prowadzić prostą drogą, nie należy oczekiwać także perspektywy oglądu rzeczywistości w oparciu o określone doświadczenie historyczne, polityczne, po prostu życiowe, dopuszczające, i uwzględniające konieczność korekty błędów przeszłości?
Podsumowując to, być może przydługie wprowadzenie, należy dokonać konstatacji, iż trzeba się zgodzić ze Stolicą Apostolską w dostrzeganiu pilnej konieczności działań na rzecz pokojowego współistnienia. Jednak zaprezentowany (i niejako nakazany, wszak mamy do czynienia z Głową Kościoła) scenariusz dialogu powoduje oczywisty dysonans w stosunku do Bożego Objawienia w Jezusie Chrystusie, którego – jako Mesjasza, Jedynego Zbawiciela człowieka - jesteśmy wyznawcami. Nie sposób także pominąć pewnego zakłopotania w związku z historycznymi konotacjami obranej przez papieża Franciszka drogi, ujętej symbolicznie, lecz przecież zarazem praktycznie, w papieskim filmie.
W tym, dość szczupłym opracowaniu, nie będę analizował całości treści tego krótkiego papieskiego obrazu, choć na podstawie doświadczenia rzeczywistości wiemy dokładnie, jak - niezależnie od piękna użytych wyrażeń- deklaracje wyznawców innych niż chrześcijaństwo religii pozostają puste, a niektóre sformułowania, nawet wypowiedź samego Papieża, rażą wręcz politycznie poprawną nowomową (”inaczej wierzący”, „wierzę w miłość”, „ szeroka gama religii”, „spotykając Go [Boga] w inny sposób”- w odniesieniu do innowierców), przy jednoczesnym braku aktu katolickiej konfesji; pragnę skupić się na użytej w filmie symbolice – w nieco, być może, szerszym kontekście.
Mamy więc w filmie katolickiego księdza, który ukazuje w swych dłoniach lalkę, która choć czule symbolizuje nowo narodzonego Jezusa nie stanowi pełnego wyznania wiary, ani definitywnego symbolu wyróżniającego chrześcijaństwo.
Należy tu od razu uprzedzić jeden z ewentualnych tropów egzegezy wyboru takiej symboliki: niestety, nic nie tłumaczy powoływanie się na przeżywany właśnie w tym okresie czas Bożego Narodzenia, bo nie o moment przesłania tu chodzi, ale o pełnię chrześcijańskiego Credo. Jezus przyszedł na świat w ludzkiej postaci, i w to wierzymy, ale Jego Boskość i wiarygodność Bożego Słowa objawia się w pełni dopiero w Krzyżu i Zmartwychwstaniu, w Jego „Wykonało się !’’ (J 19,30),a pełnia naszego wyznania wiary w obrazie Krzyża i Ukrzyżowanego- Zmartwychwstałego.
Jak pisze kardynał Joseph Ratzinger we wspaniałym dziele „Duch liturgii” wydanym w 2000r ( wyd. polskie 2002r.):
„ Znak krzyża łączymy z wyznaniem Trójjedynego Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego(…) Krzyż jest znakiem Męki, jest jednak równocześnie znakiem Zmartwychwstania; jest udzieloną nam przez Boga podporą, jest mostem, po którym kroczymy nad otchłanią śmierci i wszelkimi zagrożeniami zła, i po którym możemy dojść do Niego. Zostaje on uobecniony w chrzcie, w którym wchodzimy w równoczesność z krzyżem i zmartwychwstaniem Chrystusa( Rz6,1-14). Jak często czynimy znak krzyża, tak często przyjmujemy na nowo nasz chrzest; Chrystus z krzyża przyciąga nas niejako do siebie ( J12,32), a tym samym do wspólnoty z Bogiem żywym. Chrzest i znak krzyża, będący poniekąd streszczeniem oraz ponownym przyjęciem chrztu, są przede wszystkim wydarzeniem Bożym: Duch Święty prowadzi nas do Chrystusa, Chrystus otwiera nam bramę do Ojca. Bóg nie jest już Bogiem nieznanym; ma imię. Wolno nam Go wzywać, a On wzywa nas.
Możemy więc powiedzieć, że w znaku krzyża wraz z wezwaniem trynitarnym streszczona jest cała istota chrześcijaństwa, że przedstawione jest to, co stanowi wyróżnik chrześcijaństwa.”
( „ Duch liturgii”; cz.IV "Kształt liturgii",rozdz.2 „Ciało i liturgia”; podrozdz.2 „ Znak krzyża”- wyd. Christianitas str. 159).
Potwierdza tę prawdę (czyż, nie jest to chrześcijańska oczywistość?) papież Franciszek w encyklice „Lumen Fidei” :
„45. (…) pomyślmy przede wszystkim o treści Credo. Ma ono strukturę trynitarną : Ojciec i Syn jednoczą się w Duchu miłości.(…) Ponadto Credo zawiera również wyznanie chrystologiczne : wymieniane są tajemnice życia Jezusa aż do Jego Śmierci, Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia, w oczekiwaniu na Jego ostateczne przyjście w chwale.”- („Lumen Fidei”, cz.III ”Przekazuję wam to, co przejąłem”, rozdz. „Sakramenty i przekaz wiary”).
Natomiast, kulminacyjny moment naszej wiary należy sytuować w Męce i Śmierci Pana. Raz jeszcze papież Franciszek:
„16. Najwyższym dowodem wiarygodności miłości Chrystusa jest Jego śmierć za człowieka. Jeśli oddanie życia za przyjaciół jest najwyższym dowodem miłości, Jezus ofiarował swoje za wszystkich, również za tych, którzy byli nieprzyjaciółmi, by w ten sposób przemienić serce. Oto dlaczego Ewangeliści godzinę Krzyża postrzegali jako szczytowy moment spojrzenia wiary : w tej godzinie jaśnieje blask wielkości i głębi Bożej miłości. Św. Jan tutaj umieści swoje uroczyste świadectwo, gdy wraz z Matką Jezusa patrzy na Tego, którego przebili.(…) A jednak to właśnie przez kontemplowanie śmierci Jezusa umacnia się wiara, otrzymując olśniewające światło, gdy jawi się ona jako wiara w Jego niewzruszalną miłość ku nam, zdolną wejść w śmierć, aby nas zbawić.”( „Lumen Fidei”, cz. I „Myśmy uwierzyli miłości”, rozdz. „Pełnia wiary chrześcijańskiej”).
Krzyż jest znakiem miłości i wybawienia zarówno w wymiarze wspólnotowym, jak i indywidualnym, lecz jest zarazem symbolem kosmicznym, obejmującym całość wszechświata, początkiem i końcem. Niech ponownie „przemówi” kardynał Ratzinger:
„W opisanej tu wizji ( Księga Ezechiela 9,4 – przypis mój, A.W.) sam Bóg mówi do swego posłańca (…) „Przejdź przez środek miasta, środek Jerozolimy i nakreśl ten znak Taw na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi.”
W przeraźliwej katastrofie, która ma nastąpić, ci, którzy nie mają udziału w grzechu świata, lecz ze względu na Boga cierpią z jego powodu i zachowują doń dystans, mają zostać opieczętowani ostatnią literą hebrajskiego alfabetu, Taw, zapisywaną w kształcie krzyża („T”, „+” lub „X”). Litera Taw, która rzeczywiście miała kształt krzyża, stała się znakiem przynależności do Boga(…)
Ojców Kościoła z greckiego obszaru kulturowego jeszcze silniej poruszyło inne odkrycie. U Platona odnaleźli oni zastanawiające wyobrażenie krzyża wpisanego w kosmos.(…) Dwa wielkie ruchy ciał niebieskich, które znała antyczna astronomia – ekliptyka ( wielkie koło na sferze niebieskiej, po którym odbywa się pozorny ruch słońca) oraz orbita ziemi przecinają się, tworząc razem grecką literę chi, która także ma kształt krzyża ( czyli „X”). W kosmos jako całość wpisany jest znak krzyża. Platon , podążając za starsza tradycją, połączył to z obrazem bóstwa. Demiurg ( stworzyciel świata) rozpostarł duszę świata „ w kształcie litery X w całym wszechświecie”. Pochodzący z Palestyny św. Justyn Męczennik, pierwszy filozof wśród Ojców († ok. 165r.), odkrył te teksty Platona i nie wahał się odnieść ich do nauki o Bogu Trójjedynym i Jego historiozbawczym działaniu w Jezusie Chrystusie. Justyn dostrzega w wyobrażeniu demiurga i duszy świata przeczucie tajemnicy Ojca i Syna, które wymaga korekty, ale i taką korektę dopuszcza. To, co Platon mówi o duszy świata, Justynowi wydaje się zapowiedzią przyjścia Logosu, Syna Bożego. Stąd też Justyn powiada, że znak krzyża, który spaja całe stworzenie, jest najważniejszym symbolem panowania Logosu. A zatem krzyż Golgoty stanowi część struktury kosmosu; narzędzie męki, na którym umarł Pan, wpisane jest w strukturę wszechświata. Kosmos mówi nam o krzyżu, a krzyż rozwiązuje nam zagadkę kosmosu. Jest on właściwym kluczem do całej rzeczywistości.”
( kard. J. Ratzinger – „Duch liturgii”; rozdz.2 – „Ciało i liturgia”; podrozdz. 2 – „Znak krzyża’; w wyd. Christianitas str.str.161/162).
Zatem, w Starym Testamencie odnajdujemy antycypację Krzyża jako znaku wybawienia; Bóg postanowił przemówić do wszystkich ludzi na świecie poprzez wydarzenie Jezusa z Nazaretu, Jego Śmierć i Zmartwychwstanie, zaś na przestrzeni wieków chrześcijaństwa w wizjach świętych mistyków odnajdujemy zapowiedź ukazania się na niebie znaku Krzyża jako blasku chwały ostatecznego przyjścia Pana. Krzyż jest więc autentycznym początkiem i końcem; znakiem Bożych ramion obejmujących cały wszechświat. Bez Krzyża, i Zmartwychwstania nie ma chrześcijaństwa, bo bez niego nie istnieje nadzieja:
„A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara.” ( 1 Kor 15, 14 )
Kto to pojął (i uwierzył) nie jest już w stanie nie głosić Chrystusowego Krzyża w każdej okoliczności:
„ Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego.” (1 Kor 2,2)
Daremne jest więc świadectwo wiary, które dopuszcza pomijanie Krzyża i do takiego aktu się posuwa. Rozumiał to doskonale Św. Jan Paweł II, gdy wzywał (Polaków, lecz przecież nie wyłącznie nas): „Brońcie Krzyża!”. Zapewne nie przypuszczał, że efektem kolejnych ustępstw wobec innowierców, skutkiem prymatu spolegliwości nad prawdą, będzie kiedyś dramat konieczności kierowania tego wezwania w stronę Stolicy Apostolskiej.
A przecież papież Franciszek doskonale rozumie, że nie istnieje prawdziwe świadectwo bez stałego odniesienia do prawdy:
„25. Przypomnienie o więzi wiary z prawdą jest dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebne, właśnie z powodu kryzysu prawdy, jaki przeżywamy.”- („ Lumen Fidei”, cz. II „Jeżeli nie uwierzycie, nie zrozumiecie”, rozdz. „Wiara i prawda”).
Czy, w świetle tego, co już zostało tu przywołane, chrześcijańskie świadectwo bez Krzyża jest w ogóle możliwe? Czy istnieje prawda naszego wyznania poza Krzyżem? Czy świadectwo pomijające Krzyż jest jeszcze świadectwem chrześcijańskim, czy już tylko jego kiepskim falsyfikatem, objawem postępującej kapitulacji?
Krzyż jest symbolem Jezusa Chrystusa, Jedynego Zbawiciela ludzkości, stając się przez to Znakiem Jego wyznawców; to Krzyż jest Znakiem Miłości, jedynej poza którą mogą występować jedynie jej marne substytuty; to Krzyżem jesteśmy błogosławieni i znakiem Krzyża błogosławimy innych. Lecz jest też Znakiem, któremu „sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34).
Kardynał Ratzinger- Benedykt XVI zachęca, aby powrócić do pięknej tradycji (i ją wzmocnić) błogosławienia siebie nawzajem znakiem Krzyża w naszej codziennej egzystencji:
„ Myślę, że błogosławienie znakiem krzyża jako pełnoprawny wyraz kapłaństwa powszechnego wszystkich ochrzczonych powinno na nowo i z większą siłą wkroczyć do codziennego życia i nasycić je mocą Chrystusowej miłości”- ( kard. Joseph Ratzinger – „Duch liturgii”, cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz. „Ciało i liturgia”, podrozdz. 2 „ Znak Krzyża”, wyd. Christianitas str.164).
To wyjątkowo przykre, że Głowa Kościoła katolickiego, papież Franciszek, który tak często apeluje, zresztą zupełnie słusznie, abyśmy wyzbyli się ducha światowości, ducha tego świata, który jest duchem demonicznym, właśnie w myśl światowej poprawności ukrywa Krzyż, aby nie drażnić tych, którzy mu się „sprzeciwiają”.
Figurka, choćby najczulej symbolizująca nowonarodzonego Jezusa nie stanowi o istocie chrześcijaństwa, bo narodzenie Boga w ludzkiej postaci to tylko część naszej wiary, która swą pełnię osiąga dopiero w Krzyżu – symbolu Męki, lecz także symbolu zwycięstwa miłości i sprawiedliwości. Dopiero Krzyż jest pełnią wyznania wiary w Tego, w Którego wierzymy – Boga w Trójcy Jedynego. Z ujmującą prostotą trafności sformułował to Erich Dinkler (1909 – 1981): „Całe wyznanie wiary streszcza się w jednym znaku.”

Czy można zatem, jeszcze bardziej oddalić się od wyznania chrześcijańskiej wiary niż pomijając Krzyż, zastępując go lalką, która nie będzie denerwować innowierców, bo symbolizując przyjście Jezusa na świat nie przesądza zarazem – w ich interpretacji - o Jego boskości (nie zaprzeczają przecież Jego narodzeniu lecz Jego Zmartwychwstaniu oraz temu, że jest Bogiem) ?

Co papież Franciszek ma do przekazania tym, którzy w imię miłości do Chrystusowego Krzyża wciąż oddają życie i cierpią prześladowania? Czyżby ewangeliczne przepowiadanie – „ Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10, 28-33 ) - pod tym pontyfikatem zostało już zdeprecjonowane, lub też miałoby zostać unieważnione?
Czy ukrycie Krzyża, a zarazem wspólne wyznanie – „wierzę w miłość” - dokonane w filmie przez katolickiego księdza oraz przedstawicieli trzech innych religii - judaizmu, buddyzmu i islamu – ma przekonywać, że wyznajemy tożsame wartości, a międzyreligijny pokój jest możliwy do osiągnięcia pod warunkiem usunięcia jedynej przeszkody – „ prowokacyjnego” drażnienia Krzyżem?
Deklaracja miłości, zwłaszcza w ustach wyznawcy religii, która wzywa - a wielu muzułmanów to wezwanie praktycznie realizuje - do nawracania przy użyciu siły, gdy prawdziwy Znak miłości i miłosierdzia, za który chrześcijanie wciąż oddają życie zostaje w filmie wypchnięty poza widzialną perspektywę, jest poniżeniem chrześcijańskich Męczenników, a zważywszy na papieską aprobatę, taki scenariusz jawi się niczym ponure szyderstwo. Jak mogą czuć się współcześni prześladowani za wiarę, widząc tak zakłamujący rzeczywistość obraz autorstwa Stolicy Piotrowej?
Jezus Chrystus nie obłaskawiał współwyznawców zabójców unikając prawdy o ofiarach ich „braci w wierze”, nie przemilczał prawdy o zamordowanych męczennikach, aby układać się ze spadkobiercami oprawców:
„ Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych,, i mówicie: "Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie byliśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków". Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków! Dopełnijcie i wy miary waszych przodków! Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle? Dlatego oto Ja posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. Jednych z nich zabijecie i ukrzyżujecie; innych będziecie biczować w swych synagogach i przepędzać z miasta do miasta. Tak spadnie na was wszystka krew niewinna, przelana na ziemi, począwszy od krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem.”( Mt 23, 29-35).
Tylko prawda posiada wyzwalającą moc, a próba budowania na koniunkturalnych półprawdach, fałszywych przemilczeniach, czy pełnych kłamstwach jest daremnym trudem, szkodliwą chimerą.
Papieski film to także niepokojący objaw wskazania na fałszywy kierunek, jaki może zostać nadany działaniom Stolicy Apostolskiej w rozpoczętym Roku Miłosierdzia. To już się zresztą dzieje od pewnego czasu, a symptomatyczna była tu wypowiedź watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Pietro Parolina o włączeniu muzułmanów w obchody Roku Miłosierdzia:
„Miłosierdzie jest najpiękniejszym imieniem Boga muzułmanów, którzy mogą brać udział w tym Świętym Roku, zgodnie z pragnieniem papieża – dodał sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej.”
Nie rozwodząc się nad wyrażeniem o „Bogu muzułmanów” w ustach wyznawcy Jedynego Boga, nie można pozostawać głuchym na kłamstwo stwierdzenia o miłosierdziu jako rzekomym przymiocie Allaha, nie tylko ze względu na doświadczenie praktyki życia jego wyznawców, lecz przede wszystkim skupiając się na źródle muzułmańskiej wiary..
Nadszedł moment, aby po raz pierwszy zacytować proroczą ateuszkę, Orianę Falacci (1929 – 2006):
„To Koran, a nie moja ciotka, nazywa nie-muzułmanów „niewiernymi psami”. To Koran, nie moja ciotka, skarży się na nich, że śmierdzą jak małpy i wielbłądy. To Koran, nie moja ciotka, zachęca swoich wyznawców, by ich eliminowali.(…)
Zechciejcież wreszcie wbić sobie do głowy tę prostą, niedwuznaczną, bezsporną prawdę! Wszystko to, co muzułmanie wyrządzają nam i sobie, jest wymagane lub sugerowane przez Koran. Dżihad, inaczej święta wojna. Przemoc, odrzucanie demokracji i wolności. Porażające zniewolenie kobiet. Kult śmierci, pogarda dla życia.
I proszę mi nie odpowiadać, tak jak robią to cwaniacy zakładający istnienie islamu umiarkowanego, że Koran ma różne wersje. Proszę go przeczytać od deski do deski. W każdej wersji jego istota jest ta sama. I gdzież w tym wszystkim jest ukryta religia pokoju? Gdzież ukryte jest miłosierdzie Allaha?”
- (wywiad ukazał się w Przeglądzie Powszechnym nr 9 (1009) 2005, s. 28-42; tłum. O. Andrzej Majewski SJ; odredakcyjny tytuł wywiadu – „Ktoś musi o tym powiedzieć”).
Zatem, Stolica Apostolska ukrywa Krzyż w jakimś utopijnie rozumianym dążeniu do międzyreligijnego pokoju, zapominając, że autentyczny pokój nie jest możliwy do osiągnięcia poza wiarą w Tego, który jedynie jest Prawdą, Drogą i Życiem. A gdyby nawet poza Nim był , w kategoriach tego świata, możliwy do osiągnięcia w jakimś, krótszym lub dłuższym czasowym przedziale, to nie oportunistyczny pokój (w takim ujęciu, trzeba raczej mówić o substytucie pokoju - względnym spokoju) jest wartością absolutną, ani wartości samej w sobie nie stanowi dążenie do jego osiągnięcia za wszelką cenę, lecz – wierzymy przecież – że celem jest zbawienie duszy, ową absolutną wartością ponad wszystkie inne, dlatego nie zostaliśmy powołani do utwierdzania błądzących w ich błędach (mała to wiara, która zakłada, iż nie da się tu nic zrobić) , które – według Objawienia Trójjedynego Boga – skazują błądzących na wieczne potępienie:
" I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni"( Dz. 4,12).
Jeśli nie głosimy tej prawdy także wobec innowierców, w poprawnościowym schemacie tego świata starając się nie urazić rzekomej wrażliwości ich wiary (w kogo lub w co, właściwie?), to nie jest to żaden gest miłości, ani przejaw miłosierdzia, lecz jakiś fatalny falsyfikat. Uczynki miłosierdzia co do duszy nakazują nam bowiem „grzesznych upominać”, a wskazanie takie zostaje wywiedzione wprost z Bożego Objawienia:
"Jeśli [bezbożnego] nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie." (Ez 3,18b-19)
Czy jest większy grzech niż bałwochwalstwo, odrzucenie prawdziwego Boga, a przynależna wyłącznie Jemu cześć ofiarowana bogom fałszywym, którzy – jak to ujął za świętym Augustynem kardynał Ratzinger – są „jedynie maskami demonów, które narzuciły człowiekowi cześć dla pieniądza i egoizm, w ten sposób wpajając mu „służalczość” i zabobonność”? („Duch liturgii”; cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz.”Ciało i liturgia”, podrozdz. 3 „Postawy – Klęczenie. Prostratio”; wyd. Christianitas str.165).
Ponownie niech „przemówi” Prorocza Ateistka:
„ (…) Allah nie ma przecież nic wspólnego z Bogiem chrześcijan. Nic a nic. Nie jest on ani bogiem dobrym, ani bogiem ojcem. Jest to bóg zły, bóg władca. Istot ludzkich nie traktuje jak swoje dzieci. Traktuje je jak poddanych, jak niewolników. I nie uczy je miłości. Uczy nienawiści. Nie uczy szacunku, uczy pogardy. Nie uczy bycia wolnymi. Uczy posłuszeństwa. (…)” ( Oriana Falacci, fragment wywiadu uprzednio cytowanego; trzeba będzie jeszcze powrócić do tego cytatu, lecz w szerszym ujęciu).
Tak, naprawdę możliwe jest „spotkanie” Papieża i kobiety, która określała się jako „ateistka”, „spotkanie”, które arcybiskup tytularny Rino Fisichella swego czasu określił jako spotkanie na „płaszczyźnie Rozumu” , a do którego doszło później także dosłownie, „twarzą w twarz” („Ratzinger i Oriana – spotkanie dwóch wolnych myśli”, wywiad z arcybiskupem R. Fisichellą, „Corriere della Sera” 2005r)..
Odsunięcie Chrystusowego Krzyża poza widzialny obraz jako niepożądanej – w danym momencie - Prawdy, nie tylko nie stanowi przejawu miłości i nie jest znakiem miłosierdzia, lecz jego zaprzeczeniem, ale jest też znakiem kapitulacji, o której tak oto mówi Roberto de Mattei:
„Miłosierdzie jest wielką, chrześcijańską cnotą. Ale jeśli jest ona wyemancypowana ze związków z cnotami sprawiedliwości i męstwa, staje się kościelnym odpowiednikiem świeckiej kultury kapitulacji. Jest ona dziś wyrażana w wielu różnych dewiacjach kulturowych i moralnych, w tym poprzez satanizm – antyreligię (…)”
Ten kapitulancki koniunkturalizm można też ulokować w pewnym odniesieniu historycznym: herezja ikonoklazmu nie była posadowiona wyłącznie na fundamencie teologicznego błędu, ale – jak pisze kardynał Joseph Ratzinger- wynikała także z pewnego – jakkolwiek wątpliwego - pragmatyzmu władców:
„ Z jednej strony ikonoklazm wynikał z motywów prawdziwie religijnych, z niezaprzeczalnego zagrożenia swoistym uwielbieniem obrazu, z drugiej strony jednak – z bieżącej sytuacji politycznej. Cesarzom Bizancjum zależało, aby niepotrzebnie nie prowokować muzułmanów i Żydów. Zwalczanie obrazów mogło przyczynić się do wzmocnienia jedności cesarstwa i poprawy stosunków z jego muzułmańskimi sąsiadami. Oficjalne stanowisko było więc takie: nie wolno sporządzać wizerunków Chrystusa. Jedynie znak krzyża ( bez Ukrzyżowanego) może być, by tak rzec, Jego pieczęcią.” ( „Duch liturgii”; Cz. III – Sztuka i liturgia, rozdz. I „Problem obrazów” ; wyd. Christianitas str.109).
I właśnie nie w materii teologicznej, ani nie w ścisłym związku braku Krzyża w papieskim przesłaniu z zakazem kultu obrazów, czy nakazem czczenia Krzyża, lecz bez postaci Ukrzyżowanego w ikonoklazmie, lecz właśnie w tych błędnych założeniach pragmatycznych (tak, póki co przyjmuję) można dostrzec uderzającą analogię.
Warto jednak dokonać konstatacji, że „Sobór Nicejski II i wszystkie następne synody uznały ikonoklazm za odrzucenie wyznania Wcielenia oraz sumę wszystkich herezji”(J. Ratzinger- „Duch liturgii”).
W naszym „tu i teraz” warto wreszcie dostrzec realia braku pokoju, którego doświadczają boleśnie przede wszystkim chrześcijanie. Jedynie jakiś rodzaj zaślepienia może prowadzić do fałszywego wniosku, że istnieje możliwość autentycznego pokoju z wyznawcami religii muzułmańskiej, bo występują w niej jakoby nurty antyradykalne, umiarkowane, a islamski radykalizm jest jedynie - choć głośnym- to jednak marginalnym wynaturzeniem. Ten objaw ślepoty politycznej poprawności (która niestety powoduje także deformację postrzegania u części duchowieństwa Kościoła katolickiego) odsuwa poza obszar prezentowanego nam obrazu (i poza obszar dyskusji) fakt, że islam jest religią zbrodniczej agresji już u swego koranicznego założenia. Ten sam objaw ślepoty podsuwa nam sofizmat o „miłości” wyznawców Allaha (np. w papieskim filmie), i ten sam objaw ślepoty nakazuje nie łączyć napadów na kobiety w niedawną sylwestrową noc z problemem muzułmańskich tzw. uchodźców. Na kłamstwie nie uda się nic zbudować, a unikanie prawdy nie spowoduje, że kłamstwo przejmie jej atrybuty, zaś ona sama przestanie nas dosięgać poprzez potwierdzające ją wydarzenia. Kłamstwo może czasowo zająć miejsce prawdy, lecz nigdy się nią nie stanie, natomiast efekty takiej uzurpacji muszą, wcześniej czy później, okazać się bolesne, tym bardziej im dłużej na taką uzurpację pozwalamy.
Oto jeszcze jeden, tym razem dłuższy cytat z przywołanego już wywiadu z Orianą Falacci
„Proszę posłuchać. W artykule: „Wróg, którego traktujemy jak przyjaciela”, w pewnym momencie zwracam się bezpośrednio do Ratzingera… Oh! przepraszam! do papieża Benedykta XVI (…)
I mówię mu: „Wasza Świątobliwość! Zwraca się do Ciebie osoba, która darzy Cię wielkim podziwem, która Ciebie lubi i zgadza się z Tobą w wielu sprawach. Osoba, która z tego powodu jest wyszydzana i zyskała sobie przydomek ateistki-dewotki, laika-świętoszka, liberała-klerykała. Osoba, która także rozumie politykę i jej uwarunkowania. Osoba, która zdaje sobie sprawę z dramatu przywództwa, jak również związanych z nim kompromisów. Osoba, która szanuje niezłomność wiary. Ale, bez względu na to wszystko, następujące pytanie i tak muszę zadać: Czyżbyś naprawdę wierzył, że muzułmanie zgodzą się na dialog z chrześcijanami, więcej, z innymi religiami czy z ateistami, jak w moim przypadku? Czyżbyś naprawdę wierzył, że są w stanie się zmienić, opamiętać, zaprzestać podkładania bomb?”(…)
Ech! Papież Ratzinger, przepraszam, papież Benedykt XVI, wie o tym lepiej ode mnie. Wystarczy poczytać jego książki, poznać to, co pisze na temat Europy, zrozumieć jego apel, jaki kieruje do Europy, aby pojąć, że wie o tym lepiej ode mnie. Lepiej od nas wszystkich! Problem tkwi w tym, że znajduje się on w bardzo trudnym położeniu, być może w najtrudniejszej sytuacji, z jaką może mieć do czynienia współczesny przywódca. Trudnym z teologicznego i filozoficznego punktu widzenia. Trudnym po ludzku i z perspektywy politycznej. Stoi on przecież na czele Kościoła, który opiera swoją wiarę na miłości i przebaczeniu.(…)
A jednak ja ufam Ratzingerowi, Benedyktowi XVI. Jest to człowiek zbyt inteligentny, by nie zdawał sobie sprawy z tego, iż Odrodzenie Islamu, jeśli dorośnie do takich rozmiarów, jak w epoce imperium osmańskiego, przybierze charakter nowego nazizmu. Papież Ratzinger jest zbyt inteligentny, by nie wiedzieć, że podejmowanie dialogu, czy też łudzenie się możliwością tegoż z nowym nazizmem, oznacza ten sam błąd, jaki Wielka Brytania Chamberlaina i Francja Daladiera popełniły w 1938 r.
Łudząc się, co do możliwości pertraktacji z Hitlerem, Francja i Wielka Brytania podpisały Układ Monachijski, aby już w rok później widzieć Polskę zajętą przez nazistów.(…)

Chodzi mi jedynie o uświadomienie ludziom niezłomnej wiary, że samoobrona jest usprawiedliwioną obroną. Że nie jest grzechem. Że gdy zachodzi taka potrzeba, to także człowiek święty ma prawo podnieść głos i zachować się jak Jezus Chrystus, który w Świątyni traci cierpliwość, wywraca stragany przekupniów, może nawet rąbie kogoś w nos.(…)
Ja nie pojmuję względów, z jakim wy, katolicy, odnosicie się do Koranu.
Nie rozumiem szacunku, jaki okazujecie Mahometowi. Przecież Chrystus i Mahomet, to nie dwaj koledzy, którzy ucztują sobie w Raju albo Dżannie. Nie pojmuję tego waszego wybiegu, tego upartego mówienia o Jedynym Bogu.(…)
Allah nie ma przecież nic wspólnego z Bogiem chrześcijan. Nic a nic. Nie jest on ani Bogiem dobrym, ani Bogiem Ojcem. Jest to bóg zły, bóg władca. Istot ludzkich nie traktuje jak swoje dzieci. Traktuje je jak poddanych, jak niewolników. I nie uczy je miłości. Uczy nienawiści. Nie uczy szacunku, uczy pogardy. Nie uczy bycia wolnymi. Uczy posłuszeństwa.(…)
Oto dlaczego utrzymuję, że dialog z islamem jest niemożliwy i dlaczego odrzucam bajki o Islamie umiarkowanym.
O islamie, który czasem łaskawie potępia zamachy, ale do tego potępienia zawsze dodaje jakieś „ale”, jakieś „jednakże”.
Oto dlaczego współżycie z wrogiem, którego traktujemy jak przyjaciela, jest chimerą, a słowo „integracja” kłamstwem. Oto dlaczego łudzenie się co do możliwości dialogu z nimi, znaczy tyle, co podpisanie Układu monachijskiego z Hitlerem, oznacza powtórzenie błędu Chamberlaina i Daladiera. Oto dlaczego stale mówię o nazizmie islamskim i przywołuję Churchilla, który mawiał: „Przelejemy łzy i krew”. Oto dlaczego utrzymuję, że ich nazizm to nie kwestia rasowa, etniczna, to kwestia religijna(…)”
- (fragment uprzednio cyt. wywiadu z Orianą Falacci- „Ktoś musi o tym powiedzieć”; całość wywiadu – link pod tekstem).
Czyż unikanie prezentacji Krzyża - Znaku wyznania naszej wiary, naszego wyzwolenia i naszego zbawienia, nie jest zarazem potwierdzeniem słów Oriany Falacci, przyznaniem, że możliwość pokojowego współistnienia i autentycznego dialogu chrześcijan z innowiercami, a zwłaszcza z wyznawcami antyludzkiej koranicznej trucizny jest utopią? Czyż zwolennicy tej szkodliwej utopii – jakkolwiek brną w jej niebezpieczne zaułki coraz głębiej – aktem ukrycia Krzyża nie przyznają się jednocześnie do swej porażki?
Czy pominięcie Krzyża nie stanowi zarazem nieprzezwyciężalnej sprzeczności z samą papieską intencją, czyż nie jest jej absolutną negacją?
Czyż uznanie konieczności ukrycia Znaku, „któremu sprzeciwiać się będą”( Łk 2,34) nie jest jednocześnie fundamentalnym zaprzeczeniem „szczerego dialogu", oraz przyznaniem, że nadzieja na „owoce pokoju i sprawiedliwości” jest wyłącznie iluzją?


Oto ten klip:


www.blogpowszechny.pl/…/oriana-fallaci-…
naszeblogi.pl/59913-o-bladzac…
Przesłanie Franciszka - STYCZEŃ 2016 !!! (wersja PL)
KR44
Zasadę jedności wszystkich religii Bhagawan Śri Sathya Sai Baba streścił w jednym zdaniu: Jest tylko jedna religia - religia miłości. Albowiem - jak rzeki zmierzają do jednego oceanu, tak religie są drogami do jednego i tego samego Boga.
Adorowany przez muzułmanów jako Allach,
Jako Jahwe przez chrześcijan,
Lotosooki Pan Wisznu przez wisznuitów,
I jako Sambhu przez saiwitów
Bóg czczony jest jako …
Więcej
Zasadę jedności wszystkich religii Bhagawan Śri Sathya Sai Baba streścił w jednym zdaniu: Jest tylko jedna religia - religia miłości. Albowiem - jak rzeki zmierzają do jednego oceanu, tak religie są drogami do jednego i tego samego Boga.
Adorowany przez muzułmanów jako Allach,
Jako Jahwe przez chrześcijan,
Lotosooki Pan Wisznu przez wisznuitów,
I jako Sambhu przez saiwitów
Bóg czczony jest jako Najwyższa Jaźń,
Która obdarza zdrowiem i dostatkiem.
Można czcić Boga pod różnymi imionami i postaciami,
lecz na modlitwy wszystkich ludzi
odpowiada jeden i ten sam Bóg. www.sathyasai.org.pl/nauki.php
MariaBarbara
adan2 pisze : jeśli ktoś wyraża dziś jakieś zaniepokojenie związane z takimi niejasnymi gestami zostaje nazwany innowiercą i schizmatykiem ,oczywiście nikt nie rozumie przesłania tego filmu oprócz autorytetu w KK pani Basi"¨.
............ Czlowieku!!! Innowiercy to islamisci, zydzi, buddysci itd. , a nie chrzescianie dociekajacy prawdy. Autor tej dlugiej teorii nie zrozumial przekazu papieskiego …Więcej
adan2 pisze : jeśli ktoś wyraża dziś jakieś zaniepokojenie związane z takimi niejasnymi gestami zostaje nazwany innowiercą i schizmatykiem ,oczywiście nikt nie rozumie przesłania tego filmu oprócz autorytetu w KK pani Basi"¨.
............ Czlowieku!!! Innowiercy to islamisci, zydzi, buddysci itd. , a nie chrzescianie dociekajacy prawdy. Autor tej dlugiej teorii nie zrozumial przekazu papieskiego ale to nie robi go innowierca.
MariaBarbara
Jakie tam pomijanie Krzyza? Innowiercy nie zrozumieja Krzyza jesli nie przyjma Boga narodzonego jako male dzieciatko. Nie chodzi tu o obchodzenie Swiat Bozego Narodzenia, tylko o poczatek wiary w Chrystusa, o przeslanie biblijne ze Ojciec wyslal swego Syna na Ziemie, Zbawiciela, ze na Niego trzeba patrzec, ze to On, Zbawiciel a nie zaden inny. Piekny gest Papieza, wymowne prezentowanie swiatu Tego …Więcej
Jakie tam pomijanie Krzyza? Innowiercy nie zrozumieja Krzyza jesli nie przyjma Boga narodzonego jako male dzieciatko. Nie chodzi tu o obchodzenie Swiat Bozego Narodzenia, tylko o poczatek wiary w Chrystusa, o przeslanie biblijne ze Ojciec wyslal swego Syna na Ziemie, Zbawiciela, ze na Niego trzeba patrzec, ze to On, Zbawiciel a nie zaden inny. Piekny gest Papieza, wymowne prezentowanie swiatu Tego ktoremu trzeba wierzyc. Na Krzyz przyjdzie czas. Swiat ma byc przygotowany na ponowne przyjscie Pana. Naszym zadaniem jest zblizac sie z miloscia do wszystkich aby przekazac im nowine o Zbawicielu. Jakze byloby mozliwe przekazac swiatu Dobra Nowine w nienawisci, podzialach,
chowajac sie we wlasny krag? Kto bedzie nas sluchal ?
Papieza Franciszka dotknelo zadanie najtrudniejsze.
Autor powyzszego textu nie zrozumial celu w jakim sie wskazuje na Dzieciatko Boze.