templariusz tem
672

Polacy w starciu z totalitaryzmami


Prof. Stéphane COURTOIS

Francuski historyk i profesor uniwersytecki, kierownik badań we francuskim Narodowym Centrum Badań Naukowych (CNRS), profesor Katolickiego Instytutu Studiów Wyższych (ICES) w La Roche-sur-Yon oraz kierownik kolekcji specjalizującej się w historii ruchów komunistycznych i państw komunistycznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Prof. Stephen HICKS

Kanadyjsko-amerykański filozof, profesor, kierownik Katedry Etyki i Przedsiębiorczości Uniwersytetu Rockford.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

Prof. Grzegorz KUCHARCZYK

Polski historyk, profesor nauk humanistycznych. Specjalizuje się w historii myśli politycznej XIX i XX wieku oraz historii Niemiec.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

David SATTER

Amerykański dziennikarz specjalizujący się w tematyce Związku Radzieckiego i Rosji. Były korespondent Chicago Tribune, Wall Street Journal i Financial Times, autor szeregu książek.

Ryc. Fabien Clairefond

W jednej z najciekawszych debat Kongresu Pamięci Narodowej, który odbył się pod patronatem „Wszystko co Najważniejsze”, dyskutowali profesorowie Stéphane COURTOIS, Stephen HICKS, Grzegorz KUCHARCZYK oraz David SATTER. Debatę moderował Krzysztof ZIEMIEC.

Krzysztof ZIEMIEC
: Jak zachodni naukowcy patrzą na II wojnę światową i kiedy, ich zdaniem, się ona zaczyna? Jakie jest spojrzenie świata zachodniego na kwestię udziału Polski i Polaków w wojnie? Jaką wiedzą na ten temat dysponują tamtejsi naukowcy i społeczeństwo? Czym różni się zachodnie postrzeganie owych kwestii od polskiej wykładni prezentowanej w szkołach i na uniwersytetach?

Prof. Stephen HICKS:
W Ameryce Północnej – zarówno w USA, jak i w Kanadzie – istnieje świadomość, że II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 roku od inwazji III Rzeszy na Polskę. Czasami w literaturze amerykańskiej można jednak przeczytać, że ta wojna zaczęła się wraz z operacją „Barbarossa” w czerwcu 1941 r., ale takie głosy są motywowane ideologicznie.

Należy zaznaczyć, że doświadczenie kanadyjskie jest nieco inne od amerykańskiego ze względu na powiązania z Wielką Brytanią. W przypadku Stanów Zjednoczonych powszechną reakcją na wybuch wojny była niechęć do wzięcia w niej udziału. Uważano, że to kolejny europejski konflikt. Zadawano sobie pytanie, dlaczego Amerykanie mają umierać za nie swoją sprawę. Podczas I wojny światowej stracili wielu żołnierzy, nie chcieli przez to ponownie przechodzić. Wojna w Europie wydawała się im mniej ważna, gdyż w USA panował wówczas kryzys. Gdy w czerwcu 1941 r. rozpoczęła się operacja „Barbarossa”, potraktowano ją jako znaczące wydarzenie, powód do poważnych zmartwień, ale zdaniem Amerykanów to wciąż był tylko kolejny etap europejskiej wojny – ZSRR był po prostu kolejnym krajem Starego Kontynentu najechanym przez Hitlera.

Atak na Związek Radziecki był jednocześnie postrzegany jako klęska przez amerykańską lewicę. Lata 40. XX wieku często postrzegane są w historii Stanów Zjednoczonych jako czerwona dekada. Wielu intelektualistów amerykańskich pokochało wówczas marksizm, leninizm, stalinizm czy trockizm. Byli oni podekscytowani rewolucją w Rosji i uważali, że komunizm może przynosić owoce, że Związek Radziecki to wyznacznik tego, w jakim kierunku należy zmierzać. W tym kontekście atak Niemiec na ZSRR był dla skrajnej lewicy prawdziwą klęską. Amerykański izolacjonizm pozostawał jednak silny nawet po ataku Niemiec na ZSRR. Sytuację zmienił dopiero 7 grudnia 1941 – atak na Pearl Harbor. Dołączywszy do wojny, Amerykanie początkowo koncentrowali się na Pacyfiku, nie Europie, choć z czasem teatr działań wojennych przeniósł się właśnie tam.

W moim przekonaniu dla mieszkańców Ameryki Północnej to właśnie rok 1941 jest kluczowy w kontekście II wojny światowej. W zależności od poglądów danych osób na marksizm za ważniejsze wydarzenie uważano atak III Rzeszy na ZSRR lub Japonii na USA.

Jaki jest stan wiedzy niemieckich naukowców o przebiegu II wojny światowej? Jak patrzy na to społeczeństwo niemieckie?

Prof. Grzegorz KUCHARCZYK:
Firmowanie przez Niemców, zwłaszcza po zjednoczeniu kraju, tzw. „przezwyciężania przeszłości”, twierdzenie, że ową straszną przeszłość mają już za sobą i jako nowe mocarstwo humanitarne patrzą w przyszłość, jest zwykłym sloganem, niemającym pokrycia w rzeczywistości.

Należy przypomnieć, że po II wojnie światowej istniały dwa państwa niemieckie i każde z nich, czyli Republika Federalna Niemiec i Niemiecka Republika Demokratyczna, jednakowo unikało tematu II wojny światowej, a zwłaszcza faktu, że Niemcy dokonywali ludobójstwa na ziemiach okupowanej Polski, jeszcze zanim III Rzesza przystąpiła do tzw. ostatecznego rozwiązywania kwestii żydowskiej. Już jesienią 1939 roku dochodzi na okupowanych przez państwo niemieckie ziemiach II Rzeczypospolitej do regularnej akcji eksterminacyjnej obywateli polskich, m.in. w ramach tzw. „Intelligenzaktion”, operacji „Tannenberg”, zbrodni pomorskiej i innych podobnych wydarzeń. Ludzie giną dlatego, że są Polakami, częścią elity narodu polskiego. Fakt przemilczenia tej kwestii jest wspólną nicią łączącą obie niemieckie historiografie – wschodnią i zachodnią.

Prawie 40 lat temu w Niemczech Zachodnich toczyła się bardzo gorąca debata, która przeszła do historii jako „spór historyków”. Wywołał ją znany berliński historyk Ernst Nolte, który pisał w jednej ze swoich książek, że niemiecki narodowy socjalizm był tak naprawdę reakcją obronną na sowiecki bolszewizm. I oczywiście oskarżono Noltego, że relatywizuje zbrodnie narodowo-socjalistyczne, nazywając je reakcją. Co jednak jest w tej sprawie charakterystyczne? Do zbijania tez Noltego niemal nie wykorzystywano wiedzy o fakcie, że Niemcy dokonywali ludobójczej akcji eksterminacyjnej na reprezentantach polskich elit, w skład których wchodzili na przykład księża katoliccy, którzy byli masowo mordowani od 1 września 1939 roku przez funkcjonariuszy państwa niemieckiego, a których to księży nie można traktować jako propagatorów bolszewizmu. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy Niemieckiej po wrześniu 1939 r. jedna trzecia księży katolickich została fizycznie zlikwidowana. Fakt ten podważa sens tezy Noltego, a mimo to w ogóle nie był poruszany wśród oponentów w RFN. W NRD w ogóle tematu nie było. Tamtejsza narracja zakładała, że to „faszyści”, a nie „my, Niemcy”, nowe socjalistyczne Niemcy, które z „faszystami” nie mają nic wspólnego, dokonywali owych zbrodni.

W owych wielkich debatach, które toczyły się w Republice Federalnej Niemiec, temat zasadniczy – fakt, że ludobójstwo na ziemiach okupowanych przez państwo niemieckie wydarzyło się jeszcze przed zainicjowaniem Holocaustu – pozostaje na obrzeżach. Nie ma go. W kontekście stanu wiedzy obywateli Niemiec o II wojnie światowej stwierdzić trzeba, że jeżeli w ogóle coś wiedzą, to jest to świadomość, że Niemcy są odpowiedzialne za Holocaust. O tych rzeczach, które poprzedziły Holocaust, o tym, dlaczego ich pradziadkowie postępowali w tak okrutny sposób i jak w ogóle doszło do przemysłowego, masowego mordowania – tego tematu nie ma. Poziom braku edukacji czy też kiepskiej edukacji historycznej w zakresie historii najnowszej w Niemczech jest jeszcze bardziej zastraszający niż w naszym kraju. To smutne. Pojedynczy historycy niemieccy piszą o sprawach, o których mówię, ale to wyjątki potwierdzające regułę. Stan świadomości historycznej społeczeństwa niemieckiego, głównie młodego pokolenia, jest dramatyczny. Sytuacja ta jest szczególnie trudna w landach wschodnich, gdzie obecne niedobory edukacyjne spotykają się z dziedzictwem kilku dekad komunizmu.

Mówiliśmy o tym, co dzieje się za naszą zachodnią granicą. Prof. Courtois jest ekspertem w zakresie tego, co dzieje się na Wschodzie. Jaki jest Pański stosunek do tezy, jakoby wojska radzieckie niosły „wyzwolenie” i ratunek krajom Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polsce?

Prof. Stéphane COURTOIS
: 9 maja 2005 roku Władimir Putin opublikował w dzienniku „Le Figaro” artykuł zajmujący całą stronę, który przedstawiał jego rozumienie II wojny światowej. Opisywał, jak radziecka armia „wyzwoliła” Europę. Ten artykuł odpowiadał dokładnie kryteriom oceny historyków sowieckich i temu, jak oni postrzegali II wojnę światową. Putin w tym tekście świadomie mieszał wolność z wyzwoleniem. W rzeczywistości możemy być wyzwoleni spod kontroli jednego ciemięzcy, ale tym samym wpaść w ręce drugiego – tych dwóch rzeczy, wyzwolenia i wolności, nie wolno mieszać. Polacy doskonale wiedzą, jak to jest znaleźć się w takiej sytuacji. Polska została wyzwolona spod jednej opresji i trafiła w szpony drugiej, więc nie można tutaj mówić o wolności. Polacy pamiętają również czasy podwójnej okupacji za czasów Hitlera i Stalina. To właśnie sojusz tych krajów jest rdzeniem wszystkich problemów, które spotkały Europę w tamtym czasie. Z niego wynika dziś m.in. wojna na Ukrainie.

Warto odwołać się w tym kontekście do pewnego dokumentu. Chodzi tutaj o dwie strony dziennika Georgiego Dimitrowa, który został mianowany przez Stalina do prowadzenia polityki antyfaszystowskiej. W tym dzienniku Dimitrow opisał bardzo dokładnie rozmowę ze Stalinem z dnia 7 września 1939 roku. Wynika stąd, że porozumieniu pomiędzy III Rzeszą a ZSRR towarzyszyło inne, ukryte porozumienie. Czasami źle interpretujemy pakt zawarty pomiędzy Hitlerem a Stalinem. Dlaczego dokument, o którym mówię, jest taki ważny? Ponieważ cała historiografia związana z komunizmem przedstawia porozumienie Niemiec i Rosji jako pakt defensywny. Mówi się, że Związek Radziecki był zmuszony do podpisania tego porozumienia, podczas gdy ten dokument zawiera coś odwrotnego. Umowa Hitlera i Stalina była paktem o agresji, to nie był pakt defensywny, obronny. Dimitrow został wezwany na Kreml, następnie armia radziecka wkroczyła do Polski. Wydano rozkaz eksterminacji setek tysięcy Polaków, na rozkaz Berii deportowano rodziny. O jakim wyzwoleniu mamy więc mówić? Polska została zajęta siłą. W 1940 roku to samo spotkało państwa bałtyckie.

Od 1944 i 1945 aż do 1989 roku cała Europa Centralna i Wschodnia znalazły się pod wpływem Związku Radzieckiego. Za każdym razem wiązało się to z komunizacją, rusyfikacją i narzucaniem systemu totalitarnego wszystkim tym narodom. System totalitarny jest w całkowitej sprzeczności z podstawami systemu demokratycznego, w sprzeczności z wartościami humanitarnymi. Jest on również sprzeczny z chrześcijaństwem. Więc znaczenie tego słowa – „wyzwolenie” – jest zupełnie inne z perspektywy Związku Radzieckiego czy też Rosji oraz z perspektywy innych państw. Sądzę, że ów reżim, ten system totalitarny, odwrócił znaczenie tego słowa na swoją korzyść. W ustach komunistów słowo „wyzwolenie” oznacza znalezienie się pod opresją innego agresora. Niektórzy twierdzą, że systemy komunistyczne się różnią – inne oblicze miał komunizm w Polsce, inne w Czechach etc. Oczywiście każdy system komunistyczny w każdym kraju pod pewnymi względami się różnił, natomiast tym, co łączyło wszystkie komunistyczne kraje bloku wschodniego, było to, że znajdowały się one pod wpływem Związku Radzieckiego.

O sprawach tu poruszonych uczę moich studentów. Problem polega jednak na tym, że studenci trzeciego roku historii wiedzą więcej o komunizmie niż jakikolwiek francuski polityk. W pewnym sensie tłumaczy to zachowanie naszego prezydenta Emmanuela Macrona, który niestety podjął debatę z Władimirem Putinem, myśląc, że Rosja nigdy nie zaatakuje Ukrainy. Warto podkreślić, że Macron zajął takie stanowisko dlatego, iż generał, który zajmował się naszymi służbami specjalnymi, powiedział dzień przed atakiem, że Rosja nigdy nie zaatakuje. Został on potem zdymisjonowany, ale ktoś go wcześniej wyznaczył, ktoś go nominował, a tą osobą był Emmanuel Macron. Przykład ten pokazuje, że mamy we Francji do czynienia z prawdziwym problemem związanym zarówno z niekompetencją wojskową, jak i polityczną, a to może generować wiele kolejnych problemów w obecnej sytuacji.

Jak Zachód postrzega II wojnę światową?

David SATTER:
Ważne jest to, aby poczynić rozróżnienie pomiędzy krajami, które stanowią Zachód. Inne podejście do II wojny światowej prezentują obywatele USA, inne Wielkiej Brytanii itd. We Francji na przykład nikt nie myśli, że wojna rozpoczęła się w 1941 roku, bo Francuzi już byli pod okupacją w 1940 r., podobnie w Wielkiej Brytanii nikt nie ma złudzeń co do tego, kiedy wojna się rozpoczęła. W USA historia II wojny światowej rozpoczyna się zazwyczaj od ataku na Pearl Harbor. Ale to jest głównie kwestia prowincjonalizmu amerykańskiego i faktu, że Amerykanie, jeśli chodzi w zasadzie o wszystkie tematy, nie tylko kwestie II wojny światowej, są bardzo egocentryczni. W tym miejscu ponownie musimy jednak poczynić rozróżnienie między wiedzą popularną a wiedzą tych, którzy są lepiej wykształceni, którzy rozumieją, że wojna rozpoczęła się 1 września 1939 roku.

Kolejne pytanie dotyczy tego, do jakiego stopnia ludzie mają świadomość okropieństw popełnionych wobec nie-Żydów tuż po inwazji na Polskę; sam Holocaust jest bowiem w Stanach Zjednoczonych bardzo dobrze zrozumiany. Te wszystkie tragedie niezwiązane z ludnością żydowską są znacznie mniej znane i ważne jest, żeby to się zmieniło. Tylko wtedy Amerykanie zrozumieją prawdziwą naturę intencji niemieckich, ale nie tylko niemieckich, także radzieckich, ponieważ państwa te miały podobny plan, polegający na likwidacji polskich elit, na odcięciu głowy polskiemu społeczeństwu. Ta intencja była wspólna dla obu totalitarnych mocarstw, które zaatakowały Polskę w 1939 r. W Stanach Zjednoczonych brakuje również zrozumienia, że gdyby doszło do całkowitego zniszczenia ludności żydowskiej, gdyby intencje Niemiec zostały zrealizowane, to wówczas kolejną nacją do eksterminacji byli Polacy. Niemcy obrali za cel usuwanie wszystkich, których uznawali za gorszych, nie tylko Żydów. To wszystko należy zrozumieć i dopiero wtedy pojmiemy, co naprawdę stało się w Polsce.

Chcąc zrozumieć sytuację Polski walczącej podczas II wojny światowej przeciwko dwóm reżimom totalitarnym, należy użyć wyobraźni, a to zawsze było problematyczne dla społeczeństwa amerykańskiego. Amerykanie to bardzo pragmatyczni ludzie. Zajmujemy się konkretnymi sprawami, co jest również powodem naszych sukcesów. W kontekście kwestii ideologicznych kluczowe decyzje podjęli już ponad 200 lat temu ludzie, którzy stworzyli amerykańską konstytucję i amerykański system polityczny. Ów fakt przyczynia się do tego, że społeczeństwo USA nie jest przyzwyczajone do głębokich refleksji na podobne tematy.

Jaki jest stan wiedzy zachodnich badaczy w odniesieniu do udziału polskich formacji zbrojnych w II wojnie światowej?

Prof. Stephen HICKS:
Sądzę, że z powodów, które wymienił mój przedmówca, wiedza ta nie jest zbyt powszechna. W tym kontekście istotny jest również fakt, że Stany Zjednoczone postrzegają II wojnę światową przez pryzmat dwóch ogromnych frontów: konfliktu w Europie i na Atlantyku oraz w Azji i na Pacyfiku. Wiedza konkretnie o Polsce jest stosunkowo nieduża. Amerykanie wiedzą, że był to pierwszy zaatakowany kraj, co ma duże znaczenie. Jednocześnie Polska jest postrzegana jako państwo nieprzygotowane do wojny. Amerykanie mają w głowach obraz polskich ułanów walczących z czołgami niemieckimi i przez ten pryzmat patrzą na kwestie, o jakich rozmawiamy. Powszechnie przyznają jednak, że Polska się nie poddała i była aktywna na wielu frontach. Dobrze znane jest również powstanie warszawskie, lecz raczej nie dzięki amerykańskim badaniom naukowym, lecz studiowaniu zagranicznej literatury.

Warto zaznaczyć, że zarówno Amerykanie, jak i Kanadyjczycy są zaskoczeni, że tak wiele obozów koncentracyjnych mieściło się na terenie Polski. Na wczesnych etapach edukacji uczy się ich w szkole o „niemieckich obozach koncentracyjnych”, dlatego są skonsternowani, gdy patrzą na mapę. Na późniejszych etapach kształcenia zdobywają wiedzę na temat tego, że Niemcy budowali obozy w Polsce, że stworzyli np. Auschwitz.

Amerykańscy i kanadyjscy historycy zwracają ponadto uwagę, że wśród wszystkich narodów pokonanych przez Niemców znajdowały się grupy kolaborantów. W zależności od kraju były one mniej lub bardziej liczne. Badacze mają również świadomość, że w poszczególnych krajach występowali antysemici, którym nie przeszkadzała polityka III Rzeszy wobec Żydów. Wiedza na te tematy jest jednak stosunkowo powierzchowna, niezniuansowana.

W zachodniej historiografii słowo „naziści” stopniowo wypiera i zastępuje określenie „Niemcy”. Jaka jest geneza tego faktu i jakie ma to znaczenie z polskiej perspektywy?

Prof. Grzegorz KUCHARCZYK:
Można odnieść wrażenie, że po 1 września 1939 roku niemieckość III Rzeszy znika. Warto podkreślić, że oficjalna nazwa tego państwa brzmiała „Rzesza Niemiecka” (Deutsches Reich). Formalnie obowiązywała nawet konstytucja Republiki Weimarskiej – była zawieszona, ale nie została zniesiona. Wojnę prowadziło państwo niemieckie, nie partia narodowo-socjalistyczna złożona z bezimiennych robotników.

Pierwszym środowiskiem, które przyczyniło się do ukrywania niemieckości sprawców II wojny światowej, byli paradoksalnie przedstawiciele środowisk opozycyjnych wobec reżimu narodowo-socjalistycznego. Po dojściu Hitlera do władzy wyemigrowali oni z Niemiec, a w krajach, do których trafili, opowiadali o „zbrodniach nazistowskich”; to oni upowszechnili tę nazwę jako pierwsi, oni utożsamili reżim hitlerowski panujący w Niemczech z „nazistowskim”. Określenie to stawało się coraz popularniejsze. Oglądając amerykańskie wojenne kroniki filmowe, usłyszeć można najczęściej o „nazistowskich Niemczech”. To stadium pośrednie, gdzie niemieckość III Rzeszy jeszcze całkowicie nie zanikła. Sytuacja zmieniła się jednak w latach 60. XX w., kiedy fraza „naziści” zaczęła robić prawdziwą karierę jako zamiennik „niemieckości”. W narracji Niemiec Zachodnich wojnę wywołali „naziści”. To oni dokonali również wszelkich zbrodni, a RFN się od tego odcina. Dla Niemiec Wschodnich byli to „faszyści”, mechanizm był jednak identyczny. Nie mówi się o państwie niemieckim ani o tym, że zbrodni dokonywali Niemcy. Za okropieństwa II wojny światowej odpowiedzialni są „faszyści”, od których NRD się odcina.

Warto zwrócić również uwagę na fakt, że szczególnie po 1968 roku część środowisk była niechętna wobec pełnego rozwijania nazwy „narodowy socjalizm” i wiązania jej ze zbrodniami III Rzeszy. W tym kontekście słowo „nazista” lub „faszysta” sprawdza się doskonale i zaspokaja dwie potrzeby: ukrycie niemieckości sprawców zbrodni oraz powiązań tych ostatnich z socjalizmem. Ci, którzy uważali ideologię socjalistyczną za słuszną, nie tylko Sowieci, ale i pokolenie roku 1968 na zachodzie Europy, często wpływowi przedstawiciele świata nauki, polityki i mediów, chcieli, by socjalizm kojarzył się pozytywnie.

Jednocześnie musimy pamiętać, że nie ma twardych dowodów, dokumentów, które wskazywałyby na to, że u zarania Republiki Federalnej Niemiec powstał szeroko zakrojony, państwowy plan ukrywania niemieckości zbrodni popełnionych podczas II wojny światowej za słowem „naziści”.

Współcześnie – szczególnie po 24 lutego 2022 r. – jesteśmy świadkami dalszego etapu migracji terminu „naziści”. Władimir Putin przystąpił wszak do „denazyfikacji” Ukrainy. W Buczy, Irpieniu i innych miastach ukraińskich armia Federacji Rosyjskiej rzekomo „wyzwala” i „denazyfikuje” tamtejszą ludność. To doskonały przykład obrazujący konsekwencje oddzielania słów od istoty rzeczy, które są nazywane. Słowa stają się wówczas uzasadnieniem polityki już nie tylko fałszywej, ale i zbrodniczej.

Czy społeczeństwo na Zachodzie jest świadome zbrodni sowieckich popełnianych na ludności polskiej podczas II wojny światowej?

Prof. Stéphane COURTOIS:
Stan wiedzy historycznej w jakimkolwiek kraju w dużej mierze zależy od wolności, jaką dysponują historycy podczas przygotowywania swoich prac.

W społeczeństwach Europy Zachodniej posiadano wiedzę na temat zbrodni komunistów, zdobywano ją jednak etapami. Reżimy totalitarne zawsze popełniają masowe zbrodnie w tajemnicy. Po dziś dzień wielu członków społeczności żydowskiej we Francji twierdzi, że to skandal, iż Francuzi nic nie zrobili, by uratować Żydów od zagłady podczas II wojny światowej, mimo że wszyscy wiedzieli o ich eksterminacji. To jednak nieprawda. Nazwa „Auschwitz” pojawiła się we francuskiej prasie po raz pierwszy w 1944 r.; do tego momentu nikt nie wiedział, czym w istocie był ten obóz. Również Sowieci znakomicie ukrywali swoje zbrodnie – musimy pamiętać o tej kwestii, mówiąc o świadomości społeczeństw zachodnich.

Kolejnym problemem była propaganda. Nie tylko w ZSRR, ale także na Zachodzie gloryfikowano klasę robotniczą, wyobrażano sobie coś na kształt iluzorycznego, robotniczego raju, a prądy te były bardzo silne. We Francji początkowo swobodnie rozmawiano o zbrodniach komunistycznych, publikowano książki w latach 20. i 30. XX w. Sytuacja zmieniła się po dojściu Hitlera do władzy, kiedy Stalin zmuszony został do zmodyfikowania swojej polityki. Szukał porozumienia z Francją, co zaowocowało różnymi uzgodnieniami. Zainicjował również „politykę antyfaszystowską” zakrojoną na szeroką skalę – nie można nie doceniać tego politycznego zwrotu i jego reperkusji. Na potwierdzenie moich słów przytoczę historię premiera Édouarda Herriota, jednego z najważniejszych niegdyś polityków francuskich, który w 1933 r. odbył podróż do ZSRR i wrócił, mówiąc, że na Ukrainie nie ma żadnego głodu, mimo że Hołodomor zbierał tam wówczas swoje żniwo. Opublikował nawet książkę gloryfikującą ZSRR i negującą wielki głód. Przyczyna takiego stanu rzeczy tkwiła właśnie w dyplomatycznym zbliżeniu Francji ze Związkiem Sowieckim.

Nie zapominajmy też o fakcie, że wzrost aktywności i popularności komunistów we Francji, Włoszech, Belgii i innych regionach Europy Zachodniej przeszkadzał historykom w prowadzeniu rzetelnych badań nad zbrodniami komunizmu. Trzeba było czekać do 1989 r. na częściowe otwarcie sowieckich archiwów, by historycy mogli oprzeć swoje twierdzenia na solidnych dowodach. Do tego momentu badacz zawsze musiał zmagać się z brakiem dowodów. Komunistyczni historycy podważali jego tezy, powołując się na brak źródeł. Gdy mówiłem o zbrodniach Stalina, oni odpowiadali: „Courtois, ma pan dowód? Jeśli nie, jakim prawem stawia pan takie tezy, to niedorzeczne”. Co mogłem wówczas odpowiedzieć? Niewiele. Gdy jednak otwarto archiwa, pospieszyłem do Moskwy. Odkryliśmy wówczas z historykami z innych krajów, także z Polski, wszystkie dowody na masowe zbrodnie komunistów.

Na czym polega specyfika zachodniego spojrzenia na zbrodnie popełniane przez reżimy totalitarne podczas II wojny światowej? Czy jest to stanowisko zniuansowane? Czy mówi się o zbrodniach mniejszych i większych, o sowieckich i niemieckich, czy też narracja na ten temat jest rozmyta i nieprecyzyjna?

David SATTER:
Jeśli chodzi o rozróżnienie pomiędzy komunistycznymi a nazistowskimi zbrodniami i o zakres, w jakim te totalitarne reżimy są wariantami tak naprawdę jednego zjawiska, jest to kwestia rozumienia nie tylko Zachodu, ale i całego świata.

Najważniejszą książką na ten temat są Korzenie totalitaryzmu autorstwa Hannah Arendt. Jej zdaniem totalitaryzm to połączenie ideologii i terroru, innymi słowy, terror jest w tym przypadku jedynym środkiem, dzięki któremu można stworzyć fikcyjny świat ideologii. Ta ostatnia jest próbą generalizowania całej teorii rzeczywistości. W przypadku świata komunistycznego mowa o konflikcie pomiędzy klasami, w przypadku nazistów o konflikcie pomiędzy rasami, ale w obydwu tych przypadkach jest to fikcja narzucona siłą, niemająca odzwierciedlenia w rzeczywistości poznawanej empirycznie. W systemie totalitarnym całe państwa i społeczeństwa są poprzez masowy terror zmuszone do działania w myśl zasad tej fikcyjnej rzeczywistości.

Wielu ludzi nie dostrzega jednak podobnych mechanizmów kierujących nazizmem i komunizmem. Zło tkwiące w ideologii nazistowskiej jest łatwe do zidentyfikowania, ponieważ zbrodnia była w tym przypadku celem samym w sobie. Nazizm to rodzaj międzynarodowego kanibalizmu – jedna rasa eksterminuje drugą celem osiągnięcia supremacji. W kontekście komunizmu jest jednak inaczej. Ideologia ta stwarza pozory bycia czymś innym, niż jest w istocie; obiecuje, że jej celem jest dobro wszystkich ludzi. Nawet jeśli idea ta wymaga ofiar, przysłużą się one przecież osiągnięciu szczytnego celu. Ludziom, którzy nie doświadczyli życia w systemie komunistycznym, trudno to zrozumieć. Często nie pojmują, że kluczowym problemem jest narzucona siłą fikcyjna wersja rzeczywistości, w ramach której ludzie zmuszeni są funkcjonować bez sprzeciwu.

Wkontekście totalitaryzmów dodam jeszcze, że w mojej opinii bez wiedzy na temat tego, co ludzie są sobie w stanie wzajemnie czynić, w dyskusjach nad ideologiami totalitarnymi będziemy się koncentrować nie na sprawach kluczowych, lecz kwestiach o wtórnym znaczeniu. Nawet jeśli akceptujemy fakt, że konflikty społeczne występują i trzeba się z tym uporać, nie możemy odrzucać ram etycznych mogących owe tarcia regulować. Jeśli porzucimy wartości związane z obiektywizmem – rządy prawa, uczciwość, sprawiedliwość – w imię ideologii (np. walki klas), to działamy w duchu totalitaryzmu. Nawet jeśli nie jest to porównywalne z samymi totalitaryzmami i ich konsekwencjami, stwarza warunki do tego, by ludzie przestali myśleć, by się od siebie odwracali, by osłabiali swoje społeczeństwa i nie potrafili stawiać czoła prawdziwym wyzwaniom, które realnie istnieją i pochodzą często ze społeczeństw posttotalitarnych, czyli z Rosji i Chin.

Stéphane Courtois
Stephen Hicks
Grzegorz Kucharczyk
David Satter
Tekst ukazał się w nr 56 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]