Brat Kamil
113

Jest fantastyczna!

Paulina Gruszecka właśnie wystąpiła na festiwalu w Opolu i optymizmem patrzy w przyszłość.
archiwum pauliny gruszeckiej


Piękna blondynka o zadziornym spojrzeniu i ekscytującym głosie. Na scenie stoi pewnie, choć podpiera się laską. Zdobędzie świat!

Od rodzinnego domu, gdzie otoczona była ciepłem, miłością, wielką wiarą w możliwości, aż do Opola – można by powiedzieć. Pomiędzy jednym a drugim był jeszcze śpiew od dziecka, była i praca nad sobą, nauka, życiowe doświadczenia, aż w końcu Festiwal Zaczarowanej Piosenki, który wygrała. Stamtąd blisko do 55. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Paulina Gruszecka – silna kobieta, która mówi o sobie: „jestem szczęśliwa” i zaraża innych pasjami, działaniem i życiową pełnią. Na opolskim festiwalu zaśpiewała piosenkę „Jest fantastycznie” Wojciecha Młynarskiego. A piosenka ta i jej słowa: „Nie mówię źle, bo jest, bo jest fantastycznie” chyba najlepiej charakteryzują ją samą: odważną, uśmiechniętą, ale i z pazurem. Fantastyczna po prostu.

Wszystko, co dobre... z domu

– Wychowałam się pod Łodzią i byłam niezwykle kochanym dzieckiem – uśmiecha się jasnym, figlarnym uśmiechem Paulina Gruszecka. – W moim domu zawsze panowała triada: muzyka, sztuka i... smaki. Moja mama zaszczepiła mi miłość do tego wszystkiego od dziecka. Nigdy nie negowała moich artystycznych „zachcianek”. Każdy przejaw artystycznego wyrazu doceniała i rozpalała, by płonął. Z pewnością to właśnie dzięki jej ogromnej miłości i niezachwianej wierze we mnie stałam się tym, kim jestem teraz.

Ale najpierw mała Paulinka była... łobuzem. Wszędzie było jej pełno. – Śpiewałam piosenki, wymyślałam historie, odgrywałam przedstawienia. Myślę, że ktoś patrzący z boku nie miałby wątpliwości, w którym kierunku pójdę. W liceum moja pasja do śpiewania stała się nie tylko młodzieńczym hobby, ale czymś całkiem poważnym. Śpiewałam dużo i często. Odnosiłam liczne sukcesy, między innymi zostałam wyróżniona w „Szansie na Sukces” za piosenkę „Łatwopalni”. Jednak mimo tej ogromnej pasji nie skończyłam szkoły muzycznej – wspomina. Zrobiła za to studia licencjackie z kulturoznawstwa w Łodzi, a potem wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie skończyła studia magisterskie na Wydziale Zarządzania Cyfrową Telewizją i Produkcją. – To był dobry ruch, gdyż w Anglii nie tylko zaznałam życia na własny rachunek, ale również nauczyłam się języka, co w następnych latach bardzo mi się przydało – mówi.

Trzy pasje...

Życiem pani Pauliny rządzą trzy pasje. To muzyka, gotowanie i pisanie. – Śpiewam od dziecka, więc jest to pasja, która wrosła we mnie jak druga skóra. Sprawia mi to ogromną przyjemność, jest moim życiem i daje ogromną siłę.

Pani Paulina dodaje, że pasję do śpiewu dzieli z mężem: – Śpiewamy wspólnie, tworzymy muzykę, wyrażamy emocje i jesteśmy dzięki temu... jeszcze bliżej.

Druga pasja pani Pauliny to gotowanie. – W moim domu zawsze rządziły silne kobiety – mama i babcia. Obie są świetnymi kucharkami. Babcia przez lata była szefową kuchni w renomowanych restauracjach. Smaki, których mnie nauczyły, odcisnęły na mnie swoje piętno. Przez wiele lat dusiłam w sobie marzenie o założeniu bloga kulinarnego, bo jednak nie do końca wierzyłam w swoje siły, we własną wytrwałość. Bałam się, że będzie to tylko słomiany zapał, chwilowa zachcianka. Jednak kiedy wraz z biegiem lat to pragnienie nie ustępowało, a wręcz rosło, musiałam podjąć konkretne kroki.

Założyłam bloga Jazzowe Smaki, w którym od kilku lat łączę miłość do jedzenia z miłością do jazzu. Nawet się nie spodziewałam, jak wiele zmieni się w moim życiu po tej prostej decyzji. Nie tylko poznałam niezwykłych ludzi, ale miałam również przyjemność uczestniczyć w wielu wydarzeniach kulinarnych w całej Polsce.

Trzecią pasją, nadal czekającą w kolejce do realizacji, jest pisanie. – Uwielbiam pisać. Wymyślam historie i przelewam je na papier. Jednak przez ilość zajęć, pracę zawodową i ciągłe wyjazdy właśnie na pisanie czasu mi brakuje. Nadal jednak wyznaczam sobie cele i wierzę, że w tym roku uda mi się spełnić jeszcze to małe marzenie.

Wielka scena dla silnej kobiety

Wraz z upływem lat, wraz z wydarzeniami w życiu, sukcesami i porażkami, miłość do muzyki zmieniała się, dojrzewała, ewoluowała. – Dziś czuję, że dobrze się znamy, że możemy sobie ufać. Nie ma już we mnie lęku. Wiem, że muzyka jest w moim życiu bardzo potrzebna – mówi Paulina.

Kiedyś ktoś zapytał ją, dlaczego śpiewanie jest dla niej tak ważne. – Odpowiedziałam prosto i prawdziwie: jestem delikatna, mam słabe mięśnie [rdzeniowy zanik mięśni – przyp. aut.]. Muzyka, śpiewanie, scena rozbudzają we mnie ogromny żar, wytwarzają siłę, dzięki której staję się silna nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Wierzę, głęboko wierzę, że moja miłość do muzyki sprawia, iż pomimo trudności jestem w tak dobrej formie.

W ubiegłym roku, za namową przyjaciół, pani Paulina wzięła udział w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, organizowanym przez Fundację Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. – Udało mi się go wygrać i była to przygoda mojego życia! Nie tylko poznałam fantastycznych ludzi, zarówno uczestników, jak i nauczycieli, ale stawiłam też czoła swoim lękom. Festiwal dodał mi wiary we własne siły!

Dzięki wygranej w festiwalu pani Paulina otrzymała bilet do Opola. – Czy może być lepsza nagroda? Stać się częścią festiwalu, który od dziecka oglądałam z otwartą buzią? – pyta retorycznie. – Miałam wrażenie, że to mi się śni.

Pani Paulina śpiewała w Koncercie Literackim. W pięknej, czarnej sukni do ziemi, z jazzowym brzmieniem starego przeboju Wojciecha Młynarskiego. Laska dodawała jej na scenie uroku. I jakiejś zadziorności, stanowczości mimo uroczego uśmiechu.

Ograniczenia? Siła!

Rdzeniowy zanik mięśni – choroba, która u niektórych wywołuje dreszcz, inni się poddają, nie wierzą w siebie, a postronnym wydaje się, że niepełnosprawność oznacza z definicji „trudność”, brak wiary w siebie i mniej możliwości realizacji pasji. Pani Paulina aż się krzywi.

– Temat niepełnosprawności jest bardzo często analizowany ze złej perspektywy, pod złym kątem – mówi pewnie. – Ludzie niepełnosprawni mają trudno. Ale czy bardziej niż inni? Każdy z nas urodził się z określonymi talentami, predyspozycjami, charakterem. To, że nie mogę biegać (jeszcze), nie znaczy, że moje życie będzie trudniejsze od tego, kto jest wzorem atlety.

Według pani Pauliny wszystko, co w życiu osiągamy, zależy od tego, ile wkładamy w swoje działania pracy, chęci i wysiłku. – Nie cierpię szufladkowania, choć przez lata się do niego przyzwyczaiłam, a może lepiej powiedzieć: opatrzyłam, osłuchałam się z nim. Na szufladkowanie, stereotypy względem niepełnosprawności nigdy nie wyrażę swojej zgody. Każdy człowiek ma w sobie wielką siłę. Ważne jednak, by nauczyć się ją rozpoznawać i rozpalać. Najpierw trzeba jej zapragnąć. Później w nią uwierzyć. Potem, kiedy pojawi się niewielki płomień, dbać o niego i chronić go, aż zapłonie pięknym ogniem.

Oczywiście istnieje milion okoliczności, które mogą nam w tym pomóc albo przeszkodzić, ale akurat w tej kwestii – odnalezienia swojej siły – wszyscy mamy równe szanse.

Pani Paulina dodaje, że gdy ma się również wspaniałą rodzinę, przyjaciół i pasje, przychodzi czas na realizację marzeń. – W przyszłości widzę się otoczona gromadką dzieci, podróżuję po świecie, czerpię radość z muzyki i sztuki. Chciałabym również pisać. Wierzę, że najbliższe lata będą dla mnie piękne i obfite w radość oraz zdrowie – pani Paulina znów się uśmiecha.

Fantastycznie! •

www.gosc.pl/doc/4809989.Jest-fantastyczna