Edward7
1,1 tys.

Na Krzyżu niesie winę świata i ją gładzi...

Papież Benedykt XVI fragment - "JEZUS Z NAZARETU"

Zgodnie z relacją ewangelistów, Jezus umarł - z modlitwą na ustach - o godzinie dziewiątej, czyli około trzeciej po południu. Według Łukasza Jego ostatnią modlitwą były słowa Psalmu 31: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego" (23,46; Ps 31,6). Według Jana ostatnie słowo Jezusa brzmiało: „Wykonało się!" (19,30). Słowo to (tetelestai) w tekście greckim odsyła do początku Męki, do godziny obmywania nóg; jego opis ewangelista zaczyna od podkreślenia, że Jezus umiłował swoich „do końca" (telos) (13,1). Ten „koniec", to szczytowe dopełnienie miłości, nastąpił teraz, w momencie śmierci. Jezus rzeczywiście doszedł aż do końca, aż do samej granicy, i ją przekroczył. Urzeczywistnił pełnię miłości - oddał siebie samego.

W rozdziale 6, przy omawianiu modlitwy Jezusa na Górze Oliwnej, przez odniesienie do Hbr 5,9, zapoznaliśmy się z innym jeszcze znaczeniem tego samego słowa (telewwn). W Torze oznacza ono „inicjację", konsekrowanie do godności kapłańskiej, czyli całkowite przekazanie na własność Boga. Myślę, że - uwzględniając odniesienie do modlitwy kapłańskiej Jezusa - również tutaj możemy wziąć pod uwagę to znaczenie. Jezus do samego końca dokonuje aktu konsekracji, czyli kapłańskiego oddania Bogu siebie samego i świata (/ob. J 17,19). W ten sposób w słowie tym zajaśniała wielka tajemnica Krzyża. Odprawiona została nowa liturgia kosmiczna. Miejsce wszystkich innych aktów kultu zajmuje Krzyż Jezusa, jako jedyne rzeczywiste otoczenie chwałą Boga, w którym Bóg siebie samego otacza chwałą, przez pośrednictwo Tego, w Którym daje nam swoją miłość i w ten sposób przyciąga nas do siebie. Ewangelie synoptyczne śmierci na Krzyżu wyraźnie nadają charakter kosmiczny i liturgiczny: słońce się zaćmiło, zasłona w świątyni się rozdziera, ziemia się trzęsie, zmarli zmartwychwstają.

Od znaku kosmicznego jeszcze donioślejszy jest proces wiary. Setnik - dowódca plutonu egzekucyjnego, wstrząśnięty wydarzeniem, na które patrzy, wyznaje swą wiarę w Jezusa jako Syna Bożego: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym" (Mk 15,39). Pod Krzyżem zapoczątkowany zostaje Kościół pogan. Przez Krzyż Pan gromadzi ludzi, tworząc z nich nową społeczność Kościoła powszechnego. Patrząc na cierpiącego Syna, poznają prawdziwego Boga. Podczas gdy Rzymianie umyślnie, w celu zastraszania, ukrzyżowanych pozostawiali po śmierci wiszących na słupie kaźni, zgodnie z prawem żydowskim należało ich zdejmować tego samego dnia (zob. Pwt 2I,22n). Dlatego obowiązkiem plutonu egzekucyjnego było przyśpieszenie śmierci przez połamanie goleni. Tak też postąpiono w przypadku ukrzyżowanych na Golgocie. Dwom „rozbójnikom" połamano golenie. Żołnierze stwierdzają jednak następnie, że Jezus już umarł. Dlatego rezygnują z łamania Mu goleni. Zamiast tego jeden z nich przebija prawy bok - serce - Jezusa, „a natychmiast wypłynęła krew i woda" (J 19,34). Była to godzina, o której zabijano baranki paschalne. W odniesieniu do nich przepis Prawa zabraniał łamania kości (zob. Wj 12,46). Jezus okazuje się tu prawdziwym Barankiem paschalnym - czystym i doskonałym.

W słowie tym możemy więc dostrzec dyskretne odniesienie do początku historii Jezusa - do godziny, w której Chrzciciel powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata" (J 1,29). To, co wtedy musiało pozostać jeszcze niezrozumiane, być tylko tajemniczą aluzją do czegoś w przyszłości, teraz jest rzeczywistością. Jezus jest Barankiem wybranym przez samego Boga. Na Krzyżu niesie winę świata i ją gładzi. Jednocześnie jednak pobrzmiewa tu Psalm 34, w którym czytamy: „Wiele nieszczęść [spada na] sprawiedliwego, lecz ze wszystkich Pan go wybawia". Strzeże On wszystkich jego kości, ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu" (w. 20n). Pan, Sprawiedliwy, wycierpiał wiele, wszystko, Bóg jednak strzegł Go: nie połamano żadnej Jego kości.

Z przebitego serca Jezusa wypłynęła krew i woda. Zgodnie ze słowami Zachariasza, Kościół przez wszystkie wieki wpatrywał się w to przebite serce i w nim dostrzegał źródło błogosławieństwa, którego antycypację stanowią krew i woda. Słowa te skłaniają nas do szukania głębszego rozumienia tego, co się tam stało. Pierwszy stopień tego rozumienia znajdujemy w Pierwszym Liście Jana, bardzo wyraźnie nawiązującym do słów o krwi i wodzie, które wypłynęły z boku Jezusa: „Jezus Chrystus jest Tym, który przyszedł przez wodę i krew, i <ducha>, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo, bo <duch> jest prawdą. Trzej bowiem dają świadectwo: Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą" (5,6nn).

Co autor chce powiedzieć przez to stanowcze stwierdzenie, że Jezus przyszedł nie tylko w wodzie, lecz i we krwi? Można przypuszczać, że czyni aluzję do prądu myślowego, który przypisywał znaczenie tylko chrztowi Jezusa, a pomijał Krzyż. To zaś przypuszczalnie znaczy jednocześnie, że za istotne uważano jedynie słowo, naukę, orędzie, nie zaś „ciało", żywe ciało Chrystusa, wykrwawione na Krzyżu; że próbowano stworzyć chrześcijaństwo myśli i idei, z którego chciano usunąć rzeczywistość ciała: ofiarę i sakrament. W tym podwójnym strumieniu krwi i wody Ojcowie widzieli obraz dwóch podstawowych sakramentów, Eucharystii i chrztu, wytryskających z przebitego boku Pana, z Jego serca. Stanowią one nowy prąd, który tworzy Kościół i odnawia ludzi. W związku z otwartym bokiem Pana, śpiącego na Krzyżu snem śmierci, Ojcowie myśleli również o stworzeniu Ewy z boku śpiącego Adama, w strumieniu sakramentów widząc jednocześnie początek Kościoła: utworzenie nowej niewiasty z boku nowego Adama.

Niewiasty pod krzyżem, - Matka Jezusa
Wszyscy czterej ewangeliści, każdy na swój sposób, opowiadają nam o niewiastach pod krzyżem. Marek pisze tak: „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, Matka Jakuba Mniejszego i Józefa, oraz Salome. One to, gdy [Jezus] przebywał w Galilei, towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy" (15,40n). Mimo iż ewangeliści bezpośrednio nic o tym nie mówią, to jednak na podstawie samego faktu wzmianki o ich obecności, można się domyślać, jakim wstrząsem było dla tych kobiet to wydarzenie i jakim napełniło je smutkiem.Przy końcu swego opisu ukrzyżowania Jan przytacza słowa proroka Zachariasza: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili" (J 19,37; Za 12,10). Na początku Apokalipsy, słowa te, w których tutaj jest opisana scena pod krzyżem, Jan odniesie proroczo do czasów ostatecznych - do momentu powtórnego przyjścia Pana, kiedy wszyscy będą się wpatrywać w Przychodzącego z obłokami - w Przebitego- i będą się bić w piersi (zob. 1,7).

Niewiasty wpatrują się w Przebitego. Możemy tu przywieść na pamięć także inne stówa proroka Zachariasza: „I boleć będą, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym" (12,10). Podczas gdy do samej śmierci Jezusa wokół cierpiącego Pana były jedynie szyderstwa i okrucieństwo, to teraz w Ewangeliach pojawia się epilog pojednawczy, prowadzący do złożenia do grobu i Zmartwychwstania. W dalszym ciągu są tutaj wierne niewiasty. Zmarłego Odkupiciela otaczają współczuciem i miłością. Możemy więc spokojnie dołączyć tu również zakończenie tekstu Zachariasza: „W owym dniu wytryśnie źródło dostępne dla domu Dawida i dla mieszkańców Jeruzalem, na obmycie grzechu i zmazy" (13,1). Wpatrywanie się w Przebitego i współczucie już same ze siebie stają się źródłem oczyszczenia. Zaczyna oddziaływać przeobrażająca moc Męki Jezusa. Jan nie poprzestaje na poinformowaniu nas, że pod krzyżem stały niewiasty - „Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena" (19,25) - lecz dalej pisze: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «()to Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie" (19,26n). Jest to ostatnie polecenie Jezusa - akt adopcji, można by powiedzieć. Jest On jedynym Synem swej Matki, która po Jego śmierci pozostałaby sama na świecie. Stawia teraz obok Niej umiłowanego ucznia, czyni go, niejako zamiast siebie samego, Jej synem, który odtąd będzie za Nią odpowiedzialny - bierze Ją do siebie.

Dosłowny przekład brzmi jeszcze mocniej; można by go mniej więcej tak przedstawić: Wziął Ją do swoich rzeczy - przyjął do swego najbardziej wewnętrznego życiowego kontekstu. Jest to więc przede wszystkim bardzo ludzki gest odchodzącego Zbawiciela. Nie zostawia swej Matki samej, oddaje Ją pod opiekę ucznia szczególnie Mu bliskiego. I w ten sposób także uczniowi dane zostało nowe ognisko domowe - matka, która się o niego troszczy i o którą on się troszczy. Jeśli Jan opowiada o takich bardzo ludzkich sprawach, to z pewnością zależy mu na zachowaniu w pamięci tego, co się wydarzyło. Jego jednak zawsze interesuje coś więcej niż tylko pojedyncze fakty z przeszłości. Wydarzenie to wskazuje na coś nieprzemijającego. Co więc chce nam przez nie powiedzieć?

Pierwszą wskazówkę daje nam zwrócenie się do Maryi mianem „niewiasta". Tym samym mianem Jezus posłużył się na weselu w Kanie (zob. J 2,4). W ten sposób obie te sceny zostały połączone ze sobą. Kana stanowiła antycypację definitywnej uczty weselnej - nowego wina, które Pan chciał dać. To, co wtedy było tylko znakiem zapowiadającym przyszłość, teraz dopiero staje się rzeczywistością. Miano „niewiasta" odsyła jednocześnie do opisu stworzenia, w którym Stwórca przyprowadza Adamowi niewiastę. Na widok tego nowego stworzenia Adam odpowiada: „Ta dopiero jest kością z moich kości ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą..." (Rdz 2,23). Święty Paweł w swych listach ukazuje Jezusa jako nowego Adama, z którym ludzkość raz jeszcze zaczyna od nowa. Jan mówi nam, że obok nowego Adama ponownie pojawia się „niewiasta", którą ukazuje nam w postaci Maryi. W Ewangelii jest to niewyraźna aluzja, w wierze Kościoła będzie ona jednak powoli coraz szerzej rozwijana.

Apokalipsa mówi o wielkim znaku kobiety, który ukazuje się na niebie, i widzi w nim całego Izraela, a nawet cały Kościół. Kościół musi zawsze w bólach rodzić Chrystusa (zob. 12,1-6). Inny etap dojrzewania tej samej myśli znajdujemy w Liście do Efezjan; obraz mężczyzny, który opuszcza ojca i matkę i staje się z kobietą jednym ciałem, zostaje tu odniesiony do Chrystusa i do Kościoła (zob. 5,3In). Przyjmując za podstawę model „osobowości korporatywnej", Kościół starożytny - wierny myśleniu biblijnemu - bez najmniejszej trudności, w sposób bardzo osobowy, z jednej strony dojrzał w niewieście Maryję, z drugiej zaś, wychodząc poza konkretny moment czasu, widział w Niej Kościół, Oblubienicę i Matkę, w którym tajemnica Maryi obejmuje całą historię.

Podobnie jak Maryja - Niewiasta - także umiłowany uczeń jest jednocześnie konkretną postacią oraz modelem postawy ucznia, która będzie zawsze istniała i musi istnieć. Uczniowi, który jest autentycznym uczniem w komunii miłości z Panem, zostaje powierzona niewiasta: Maryja - Kościół. Słowo Jezusa na krzyżu jest otwarte na różne konkretne realizacje. Ciągłe na nowo jest ono kierowane bądź do matki, bądź do ucznia, każdy też otrzymuje zadanie wypełniania go we własnym życiu, zgodnie z planem przewidzianym dla niego przez Pana. Zadaniem ucznia jest przyjmowanie ciągle na nowo do swego własnego osobistego życia Maryi, jako osoby i jako Kościoła, oraz wypełnianie w ten sposób ostatniego polecenia Jezusa.

...

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA
1. Czym jest Zmartwychwstanie Jezusa

„Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, że byliśmy fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstaną, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa" (1 Kor 15,14n). W tych słowach święty Paweł dobitnie ukazuje znaczenie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dla całości chrześcijańskiego orędzia: stanowi ono jego podstawę. Prawdziwość świadectwa, że Chrystus powstał z martwych, decyduje o istnieniu lub nieistnieniu wiary chrześcijańskiej.Jeśli się usunie tę prawdę, z tradycji chrześcijańskiej z pewnością można zawsze zestawić cała serię godnych uwagi idei dotyczących Boga i człowieka, jego istoty i powinności - stworzyć swoistą religijną koncepcję świata -jednak wiara chrześcijańska będzie wtedy martwa. Jezus nadal pozostanie religijną osobistością, która poniosła porażkę; będzie ona wielka nawet w swej porażce i może nas zmuszać do refleksji. Będzie miał jednak wymiar wyłącznie ludzki, a miarą Jego autorytetu będzie przekonująca siła Jego orędzia. Nie stanowi już żadnego kryterium; jest nim wówczas tylko nasza osobista ocena, zgodnie z którą z Jego spuścizny wybieramy to tylko, co wydaje się nam pożyteczne. To zaś znaczy, że jesteśmy wtedy zdani na siebie samych. Ostatnią instancją jest nasz własny osąd.

Coś rzeczywiście nowego, coś, co zmienia świat i sytuację człowieka, stało się wtedy tylko, jeśli Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. Wtedy dopiero staje się On kryterium, któremu możemy zaufać. Wtedy bowiem Bóg naprawdę się objawił.Dlatego w naszych dociekaniach dotyczących postaci Jezusa Zmartwychwstanie stanowi punkt decydujący. Od Zmartwychwstania zależy to, czy Jezus tylko był, czy też również jest. W „tak" lub „nie", jako odpowiedzi na to pytanie, chodzi nie o jedno wydarzenie obok wielu innych, lecz o postać Jezusa jako taką. Dlatego musimy ze szczególną uwagą wsłuchać się w świadectwo Nowego Testamentu o Zmartwychwstaniu. Trzeba jednak stwierdzić od razu, że z historycznego punktu widzenia świadectwo to okazuje się bardzo złożone i nasuwa wiele problemów. Co się tam wydarzyło? Widać wyraźnie, że świadkom, którzy spotkali się ze Zmartwychwstałym, nie było łatwo o tym mówić. Stali wobec rzeczywistości dla nich samych zupełnie nowej, wykraczającej poza horyzont ich doświadczeń. Rzeczywistość tego, co się wydarzyło, była dla nich porażająca i zmuszała do dawania świadectwa,równocześnie jednak była czymś zupełnie nowym. Święty Marek opowiada, że schodząc z góry Przemienienia uczniowie rozprawiali o tym, co powiedział Jezus - że Syn Człowieczy „powstanie z martwych". Pytali jeden drugiego, co znaczy „powstać z martwych" (9,9n). Rzeczywiście: Co to właściwie jest? Uczniowie nie wiedzieli i musieli się tego dowiedzieć dopiero przez spotkanie z rzeczywistością

Kto do relacji o Zmartwychwstaniu podchodzi z przekonaniem, że wie, czym jest powstanie z martwych, ten relacje te może zrozumieć tylko fałszywie, i musi je następnie odłożyć na bok, jako pozbawione sensu. Rudolf Bultmann wierze w Zmartwychwstanie zarzucił, że gdyby nawet Jezus wyszedł z grobu, trzeba by jednak powiedzieć, że „takie cudowne wydarzenie w naturze, jak przywrócenie życia zmarłemu" nic by nam nie pomogło i z egzystencjalnego punktu widzenia byłoby pozbawione znaczenia (zob. Neues Testament und Mythologu, s. 19).
I rzeczywiście: gdybyśmy w Zmartwychwstaniu Jezusa mieli do czynienia tylko z cudem reanimacji zwłok, wcale by nas ono w gruncie rzeczy nie interesowało. Nie miałoby większego znaczenia niż reanimacja klinicznie martwych, dokonywana dzięki umiejętnościom lekarzy. W świecie jako takim i w naszej egzystencji nic by się nie zmieniło. Cud przywrócenia życia oznaczałby, że Zmartwychwstanie Jezusa było tym samym, co wskrzeszenie młodzieńca z Naim (zob. Łk 7,11-17), córki Jaira (Mk 5,22-24.35-43 i par.) lub Łazarza (J 11,1-44). Po krótszej lub dłuższej przerwie wracali oni do swego dotychczasowego życia, żeby później któregoś dnia umrzeć definitywnie.

Świadectwa nowotestamentalne nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości co do tego, że w „Zmartwychwstaniu Syna Człowieczego" wydarzyło się coś zupełnie nowego. Zmartwychwstanie Jezusa było przejściem do całkowicie nowego rodzaju życia, do życia niepodlegającego już prawu śmierci i stawania się, lecz znajdującego się poza jego granicą, życia, które zainicjowało nowy wymiar człowieczeństwa. Dlatego Zmartwychwstanie Jezusa nie jest pojedynczym wydarzeniem, nad którym moglibyśmy przejść do porządku dziennego i które należałoby wyłącznie do przeszłości, lecz jest „mutacją" (żeby posłużyć się, w sensie analogicznym, tym z pewnością niejednoznacznym terminem). W Zmartwychwstaniu Jezusa zostały zrealizowane nowe możliwości bycia człowiekiem, które mają znaczenie dla wszystkich i otwierają przed ludźmi przyszłość, nowy rodzaj przyszłości. Dlatego Paweł zupełnie słusznie nierozerwalnie połączył zmartwychwstanie chrześcijan ze Zmartwychwstaniem Jezusa: „Jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. (...) Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał, jako pierwociny tych, co pomarli" (1 Kor 15,16.20). Paweł mówi nam: Zmartwychwstanie Chrystusa albo jest wydarzeniem powszechnym, albo go w ogóle nie ma. I tylko wtedy, gdy rozumiemy je jako wydarzenie powszechne, jako otwarcie nowego wymiaru ludzkiej egzystencji, znajdujemy się na drodze poprawnej interpretacji nowotestamentalnego świadectwa o Zmartwychwstaniu. Po tych wyjaśnieniach rozumiemy ów szczególny charakter tego świadectwa w Nowym Testamencie. Jezus nie powrócił do normalnego ludzkiego życia na tym świecie, tak jak to się stało z Łazarzem i innymi zmarłymi i wskrzeszonymi przez Jezusa. Przeszedł do nowego, odmiennego życia - do Bożych szerokości, i stamtąd przychodzi, by ukazać się swoim.

Było to coś absolutnie nieoczekiwanego również dla uczniów. Coś, z czym powoli sami dopiero musieli się uporać. Wprawdzie wierze Żydów znane było zmartwychwstanie na końcu czasów. To nowe życie wiązało się z początkiem nowego świata i z tej perspektywy było też czymś jak najbardziej zrozumiałym: Jeśli istnieje nowy świat, to jest w nim także nowy sposób życia. Jednak zmartwychwstanie jako przejście w stan definitywny, odmienny, pojawiające się pośród starego, nadal istniejącego świata, nie było przewidziane i dlatego także nie było z początku zrozumiałe. Stąd zapowiedź Zmartwychwstania pozostała zrazu niezrozumiała dla uczniów. Proces stawania się wierzącym ma podobny przebieg, jak postawa wobec Krzyża. O Mesjaszu ukrzyżowanym nikt nie myślał. Ale teraz był to fakt i na podstawie tego faktu trzeba było odczytać Pismo na nowy sposób. W poprzednim rozdziale widzieliśmy, jak w świetle tego nieoczekiwanego faktu nastąpiło nowe otwarcie się Pisma i w ten sposób sensu nabrał także sam ów fakt. Nowe odczytanie Pisma mogło rzecz jasna zacząć się dopiero po Zmartwychwstaniu, ponieważ dopiero przez nie Jezus został uwierzytelniony jako Posłaniec Boga. Teraz trzeba było szukać w Piśmie obydwu, Krzyża i Zmartwychwstania, wyjaśniać je na nowy sposób i tą drogą dochodzić do wiary w Jezusa jako Syna Bożego.

To zakłada z kolei, że Zmartwychwstanie było dla uczniów czymś tak samo realnym, jak Krzyż. Zakłada, że rzeczywistość ich po prostu przerastała, że po początkowych wahaniach i zdumiewaniu się nie mogli się jej dłużej opierać: to rzeczywiście On! On żyje, On do nas mówił i pozwolił nam siebie dotykać, mimo iż nie należy już do świata rzeczywistości, których można normalnie dotykać. Był to nieopisany paradoks: On był zupełnie inny - nie reanimowane zwłoki, lecz Ktoś, kogo Bóg uczynił Żyjącym na nowy sposób i na zawsze. I jako taki - nie należący już do naszego świata -jednocześnie był rzeczywiście obecny, w całej swej tożsamości. Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, przekraczające horyzonty zwykłych doświadczeń, a jednak dla uczniów - niezaprzeczalne. To tłumaczy specyficzny charakter świadectw Zmartwychwstania: mówią one o czymś paradoksalnym, o czymś, co wykracza poza granice doświadczenia, a mimo to jest obecne, w pełni realne. Czy jednak coś takiego mogło się rzeczywiście wydarzyć? Czy my, zwłaszcza jako ludzie nowocześni, możemy dać wiarę takim świadectwom? Myśl „oświecona" mówi: nie. Gerdowi Liidemannowi, na przykład, oczywiste wydaje się, że w następstwie „zmiany naukowego obrazu świata (...) tradycyjne idee zmartwychwstania Jezusa należy uważać za przestarzałe" (cyt. za: Wilckens, 1/2 s. 119n). Cóż to takiego jednak „naukowy obraz świata"? jak daleko sięga jego normatywny charakter? Hartmut Gese w swym cennym przyczynku Die Frage des Weltbildes, do którego chciałbym tu odesłać, dokładnie opisał granice tej normatywności.

Oczywiście, nie może tu zachodzić sprzeczność z tym, co jest jasnym twierdzeniem naukowym. W świadectwach Zmartwychwstania jest mowa o czymś, co nie mieści się w granicach naszego doświadczenia. Jest mowa o czymś nowym, o czymś do tej chwili jedynym - jest mowa o ukazującym się nowym wymiarze rzeczywistości. Nie kwestionuje się istniejącej rzeczywistości. Zostało nam raczej powiedziane: istnieje jeden wymiar więcej, niż znaliśmy do tej pory. Czy jest to sprzeczne z nauką? Czy rzeczywiście może istnieć to tylko, co istniało od początku? Czy nie może zaistnieć coś nieoczekiwane, coś niewyobrażalne, jakaś rzecz nowa? Jeśli jest Bóg, czy nie może On stworzyć również nowego wymiaru człowieczeństwa, czy całej nawet rzeczywistości? Czy stworzenie nie czeka w gruncie rzeczy na tę ostatnią i najwyższą „mutację"? Na zjednoczenie skończonego z Nieskończonym, na zjednoczenie człowieka z Bogiem, na pokonanie śmierci?

W całej historii istot żywych początki nowego są małe, niewidzialne niemal - można ich nie zauważać. Sam Pan powiedział, że „królestwo niebieskie" jest na tym świecie podobne do ziarna gorczycy, najmniejszego spośród wszystkich nasion (zob. Mt 13,3In i par.). Kryje jednak w sobie nieskończone potencjalności Boga. Z perspektywy historii świata Zmartwychwstanie Jezusa jest czymś niepozornym, jest najmniejszym nasieniem historii.To odwrócenie proporcji stanowi część tajemnicy Boga. To, co jest wielkie, potężne, jest w gruncie rzeczy czymś małym. A małe ziarno jest naprawdę wielkie. Tak więc Zmartwychwstanie stało się obecne w świecie tylko przez tajemnicze ukazywanie się wybranym. Mimo to jednak było rzeczywistym nowym początkiem - tym, czego wszystko w ciszy oczekiwało. A dla nielicznych świadków -dlatego właśnie, że dla nich samych było to niepojęte - było ono wydarzeniem tak zdumiewającym i realnym, narzucającym się im z tak wielką mocą, że rozpraszało wszelkie ich wątpliwości, toteż z nową odwagą stanęli przed światem, ażeby świadczyć: Chrystus naprawdę zmartwychwstał...

*Zdjęcie: bok Jezusa przebity włócznią przez Fra Angelico (ok. 1440) [klasztor Dominikanów św. Marka, Florencja]

z książki Jezus z Nazaretu, część druga: Wielki Tydzień ... strony-parafialne.pl/content/jezus-z-nazaretu-1-ratzinger.pdf