Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w.


Prof. Andrzej NOWAK

Historyk, sowietolog, członek Narodowej Rady Rozwoju. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Laureat Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego, Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Wolność i despotyzm nie są rozdzielone geograficznie. Są impulsami wpisanymi w ludzką naturę. Historia tworzy jednak przez wieki i przedstawia w retrospekcji kształt uwarunkowań, które wolność pozwalają rozwinąć albo stłumić; umacniają despotyczne techniki albo je podważają. To jest właśnie jedna z możliwych do wyobrażenia historii stosunków polsko-rosyjskich – pisze prof. Andrzej NOWAK

Zastanawiając się nad znaczeniem rozbiorów Rzeczypospolitej w perspektywie polityki rosyjskiej, musimy uświadomić sobie, że od 1795 roku więcej ludzi w Imperium Rosyjskim umiało czytać i pisać po polsku niż po rosyjsku…

Stało się tak w wyniku działania na terenach Rzeczypospolitej nowoczesnych szkół, od czasu reform edukacyjnych księdza Stanisława Konarskiego, a także wskutek siły i trwałości polskiej tradycji kulturowej. W Rosji nowoczesny system kształcenia zaczął tworzyć dopiero Aleksander I (1777–1825), wnuk Katarzyny II, powołując sieć okręgów szkolnych. Wynikało stąd nieuchronnie poczucie konfliktu ambicji i rzeczywistych interesów szlacheckiej elity rosyjskiej w Imperium z nową – polską. To był problem strukturalnie nie do uniknięcia. Stare elity rosyjskie patrzyły z dużą niechęcią na Polaków, którzy w momencie rozbioru formalnie nie zostali jeszcze dotknięci przez carową żadną generalnie dyskryminującą decyzją, czyniącą z nich poddanych drugiej kategorii. Szlachta polska, po złożeniu Katarzynie II przysięgi na wierność, miała formalnie takie same prawa jak szlachta rosyjska, a była przy tym od niej dużo liczniejsza.

Czy rosyjskość mogła zasymilować tak ogromną masę polskiej szlachty tak dobrze ukształtowanej, wykształconej i, jeśli można powiedzieć, narodowo dojrzałej? Rosyjskie elity imperialne przez wieki rozwijały się przez ciągłą asymilację elit peryferyjnych (wrogich), napływających do niej wskutek podbojów ich ziem. Śladem tego jest choćby fakt, że wśród nazwisk szlachty rosyjskiej w końcu XIX wieku 10 proc. stanowiły nazwiska tatarskiego pochodzenia: tatarscy murzowie, którzy stali się w ciągu pokoleń lojalną szlachecką elitą rosyjską. Tymczasem po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej liczebnie ponad połowę elity Imperium stanowiła polska szlachta, na pewno w olbrzymiej części niepogodzona z ostatecznym upadkiem własnego państwa.

Katarzyna II – Niemka z urodzenia, która była w istocie „matką założycielką” nacjonalizmu wielkoruskiego, czyli rosyjskiego szowinizmu – chciała uprzywilejowywać, jeszcze nieformalnie, ale rozmaitymi zachętami, szlachtę rosyjską. I zamierzała stopniowo eliminować ślady wielowiekowej obecności kultury polskiej na ziemiach zabranych przez Rosję w rozbiorach. W odniesieniu do ziem zajętych w pierwszych dwóch rozbiorach (tereny dzisiejszej wschodniej Białorusi – 1772 oraz centralnej Ukrainy i Białorusi – 1793) ta intencja była jasno formułowana w aktach wprowadzających rosyjskie panowanie.

Nieco inaczej było z ziemiami trzeciego rozbioru, obejmującymi obszar Litwy właściwej, zachodniej Białorusi i Wołynia, z których większość stanowiła rdzeń historycznego Wielkiego Księstwa Litewskiego, przez wieki połączonego unią z Królestwem Polskim. Ludność na tym obszarze w znacznie większym procencie niż na terenach dwóch poprzednich zaborów była wyznania katolickiego, a siła kulturowa polskiej elity, zwłaszcza w takich miastach jak Wilno, z jego uniwersytetem, była trudna do zakwestionowania. W manifeście Katarzyny o przyłączeniu tego obszaru do Rosji nie pojawia się już argument o „przywróceniu ziem ruskich” do macierzy. Imperatorowa zwraca się do „poddanych Wielkiego Księstwa Litewskiego” – podkreślając tym samym, że nie podbija terenów w ścisłym tego słowa znaczeniu tworzących Królestwo Polskie, ale zarazem jakby uznając odrębną na tym terenie tradycję polityczną – różną od rosyjskiej tożsamości.

Wicekanclerz i kierownik polityki zagranicznej Imperium Rosyjskiego, Aleksander Bezborodko, w instrukcji w sprawie zarządzania tymi nowo przyłączonymi ziemiami zawarł kilka charakterystycznych dla tego dylematu uwag. Stwierdził, iż doświadczenie pokazuje, że próby uczynienia z Polaków (polskiej szlachty) przyjaciół Rosji są skazane na niepowodzenie. Dlatego właśnie konieczne było zlikwidowanie ich państwa jako buforu – bo Rosja na nim nie mogła się pewnie oprzeć. Jak więc rządzić nimi jako poddanymi Imperium Rosyjskiego? O ile obszary wcześniej przyłączone – jak Małorosja (czyli centralna i wschodnia Ukraina) – można było poddać skutecznemu obrusieniju (asymilacji do „rosyjskiego narodu”), o tyle na ziemiach przyłączanych w trzecim rozbiorze trzeba było uznać odrębność ich tradycji prawnych. Zmienić je można było, wprowadzając przemocą nową na tym terenie rosyjską kulturę polityczną: kłamstwa, terroru i donosu – wszystko w imię „porządku”.

Oddają tę sytuację najlepiej słowa manifestu, jaki do „obywateli litewskich” wydał w grudniu 1794 roku książę Mikołaj Repnin, mianowany przez cesarzową Katarzynę II wojskowym zarządcą tej ziemi po stłumieniu Powstania Kościuszkowskiego: „Niezwyciężone siły Najjaśniejszej Imperatorowej Jej Mości całej Rosji memu głównemu rządowi zwierzone, poraziwszy i zgładziwszy wszędzie wewnętrznych nieprzyjaciół W. Ks. Litewskiego, święta obrona Jej Mości obwarowała ten kraj od strachu i zamieszania, w którym duch rozpusty nad wszystkie zastanowienia się przeważał, gdzie zdrajcy ojczyzny, przywłaszczywszy sobie prerogatywy władzy, zrujnowali prawa cywilne i polityczne, rozlewali w tyrańskim okrucieństwie krew współbraci, wyzuwali z majątków ich, przymuszali bogobojnych i spokojnych do uczestnictwa z sobą groźbami i uciskami […]. Chytrość tych wyrodków, odważywszy się powstać przeciw bezpieczeństwu i spokojności ojczyzny swojej, dopuścić się wszelkich tyrańskich postępków i podnieść broń przeciw wojsku rosyjskiemu, pomimo wszystkich praw i wszelkich ustaw narodowych, przymusiła Najjaśniejszą Imperatorową moją przeciw woli jej dobyć miecza na ochronienie granic swojej Imperji i na uśmierzenie buntu w przyległych jej krainach…” (To jest taka sama „argumentacja”, jaką stosuje Władimir Putin i jego propaganda wobec agresji na Ukrainę!)

I tak już było przez następnych 120 lat, odkąd Katarzyna zdecydowała, że Litwa stanie się już nie „przyległą krainą”, lecz po prostu częścią imperium carów. Zaledwie trzy lata po Powstaniu Kościuszkowskim znajdzie się kolejna grupa „wyrodków”, czyli niepogodzonych z utratą swego państwa „buntowników”: spisek księdza Faustyna Ciecierskiego (1761–1832) z 1797 roku otwiera długą listę, którą zamknie zwycięsko – znów: po 120 latach – Józef Piłsudski. Warto przytoczyć reakcję władzy imperialnej na pierwsze objawy owego buntu. Uczestnicy spisku niepodległościowego zostają uznani za „niegodnych już nie tylko swojego urodzenia i nazwiska, ale też nawet, aby się ludźmi mianować mogli”. I tu słowa nowego manifestu księcia Repnina do mieszkańców nowych guberni Imperium z 1797 roku wskazują z wyjątkową precyzją kierunek zmian, jakie wprowadzała władza rosyjska na terenach niedawnej Rzeczypospolitej.

Na miejsce kultury obywatelskiej niepodległości zadekretowana została kultura poddańczego donosicielstwa: „Ażeby wszelako w takowych okolicznościach oddzieleni byli wierni i przez to poważani poddani (dla których zawsze zachowany będzie wzgląd przyzwoity) od podobnych bez czci osób [tj. od zwolenników walki o niepodległość – AN], uwiadamiają się więc wszyscy pierwsi dla należnej ich ostrożności, ażeby przez wzgląd na własny pożytek i wspólną spokojność, starał się każdy wszelkimi sposoby, iżby pomiędzy nimi cierpiani nie byli obrzydliwi naruszyciele wszelkich świętych związków krajowych i towarzystwa ludzkiego i jeśliby, pomimo wszystkie nadzieje, okazać się gdzie takowi mogli, izby niezwłocznie o tym donosili rządowi, podług istotnej treści swojej przysięgi; w przeciwnym bowiem zdarzeniu, jeśliby się okazało, że kto o podobnych wyrodkach i ich zbrodniczych wiedział zamysłach, rządu zaś o tym nie uwiadomił, taki sprawiedliwie poczytany będzie za ich wspólnika, czego się jednak nie oczekiwać po żadnym szacownym i wiernopoddanym”.

Rosły więc dalej, pod kontrolą następców Repnina, pokolenia „wiernopoddanych” mieszkańców niegdysiejszej Rzeczypospolitej. Ale rosły także – przeciw tej kontroli – pokolenia „obrzydliwych naruszycieli” imperialnego poddaństwa. Spiskowcy i powstańcy, od braci Ciecierskich, przez filomatów, potem powstańców z ziem litewsko-ruskich z 1831 roku, wielką konspirację Szymona Konarskiego, aż po uczestników ostatniego powstania Rzeczypospolitej – lat 1863–1864. Prowadziły ich słowa piosenki ułożonej dla polskich żołnierzy we Włoszech w lipcu 1797 roku, zaledwie pół roku po ostatecznym akcie rozbiorów, przez Józefa Wybickiego. Nazwana Mazurkiem Dąbrowskiego, stała się hymnem polskiej woli niepodległości, a kiedy Polska niepodległość w XX wieku odzyskała – stała się (od 1927 roku) oficjalnym hymnem państwowym.

Postanowienia Kongresu Wiedeńskiego (1815) przyniosły istotną zmianę w układzie rozbiorów, która miała przetrwać sto lat – do I wojny światowej. Władca Rosji uzyskiwał teraz panowanie nad ziemiami, które wcześniej zagarnęły Prusy i częścią III zaboru austriackiego – a więc nad centralną Polską, z Warszawą włącznie. Miało to istotne znaczenie nie tylko dla relacji strategicznych z innymi mocarstwami, o czym wspomnieliśmy już wcześniej. Najważniejsze konsekwencje miała ta zmiana dla stosunków polsko-rosyjskich. Aleksander, oprócz 463 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium Rzeczypospolitej z 5,5 milionami ludności, jakie Rosja zyskała w wyniku trzech rozbiorów, opanował teraz jeszcze blisko 130 tysięcy kilometrów kwadratowych, z ludnością około 3,3 miliona. Prusy umocniły swój niemiecki charakter, zamieniając ziemie centralnej Polski na posiadłości Saksonii. Pod panowaniem króla Prus pozostało 7% terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Pod panowaniem cesarza Austrii, w „starej” Galicji – około 11%. Pod panowaniem Aleksandra i jego następców: 82%.

Dla tych, którzy zainteresowani byli przyszłą egzystencją polityczną Polski, mogły stąd wynikać dwa radykalnie przeciwstawne wnioski. Rzeczpospolitą można odbudować, wiążąc swe nadzieje z Rosją, skoro już nie trzeba było wiele, by połączyła wszystkie ziemie dawnej Polski i Litwy. Jeśli jednak taka nadzieja okazałby się zawodna, wówczas Rosja, jej władcy – musieli stać się najważniejszym wrogiem, bez pokonania którego nie można było marzyć o odzyskaniu niepodległości. Bunt przeciw Prusom czy przeciw Austrii mógł, w razie powodzenia, przynieść tylko wyswobodzenie peryferii dawnej Rzeczypospolitej. Przyszłość Polski jako politycznego bytu musiała się rozstrzygnąć w relacjach z Rosją.

Śmierć Aleksandra I w 1825 roku i dojście do władzy jego młodszego brata Mikołaja I (panował w latach 1825–1855) ostatecznie zamykały nadzieje na jakąś zgodną z polskim interesem narodowym, z tradycją Rzeczypospolitej, „kohabitację” z Imperium Rosyjskim. Car Mikołaj I, inaczej niż jego zmarły starszy brat Aleksander I, wracał do programu swojej babki Katarzyny II w sprawie rozbiorów Rzeczypospolitej. (…) Mikołaj I sformułuje tę doktrynę jeszcze jaśniej: wszędzie tam, gdzie została rozwinięta flaga rosyjska, nie wolno jej już nigdy zwinąć, nie wolno jej już nigdy cofnąć. Ta doktryna, dodajmy, obowiązuje nadal, podtrzymywana w Rosji Putina nawet w bardzo daleko idących sugestiach. Takich jak przedstawiona na progu najnowszej napaści na Ukrainę opinia Aleksandra Prochanowa (ur. 1938), prezesa nacjonalistycznego Klubu Izborskiego, iż Rosja powinna wrócić do panowania nad Paryżem – bo przecież zdobywali go żołnierze rosyjscy w 1814 roku…

* * *

Aco dalej? Dalej było niejasne, ale mocne przekonanie, że Polska zasługuje na pełną niepodległość i że Polacy pójdą za tymi, którzy odważą się na czyn. A narodu walczącego o własne wyzwolenie od panowania obcego imperium nic nie powstrzyma… Tworzyły się najważniejsze przesłanki powstania narodowego w listopadzie 1830 roku. Było to połączenie idei, jakie wyrażały teksty Mochnackiego, a także umiejętnie kultywowana pamięć o Rzeczypospolitej i wciąż odnawiana tradycja walki o niepodległość. To właśnie, a nie jakakolwiek zewnętrzna inspiracja, było przesłankami powstania. To było połączenie poczucia siły i lęku. Siły przekonania o znaczeniu własnej, polskiej kultury i tożsamości, a zarazem lęku o jej przyszłość.

Skoro car zadeklarował wyraźnie, że polska autonomia może być zachowana najwyżej na terenie małego Królestwa, obejmującego mniej niż 1/5 dawnego terytorium Rzeczypospolitej, a samo trwanie owej ograniczonej autonomii zależało praktycznie tylko od woli samego cara – ów lęk nie wydawał się absurdalny. W każdym razie okazał się zaraźliwy. Dodajmy, że w rozprzestrzenianiu i wyrażaniu tych emocji niewątpliwą rolę odgrywał przełom romantyczny, który dokonywał się w kulturze polskiej między 1822 a 1830 rokiem, a jego najważniejszymi symbolami stały się kolejne dzieła Adama Mickiewicza: od poezji wydanych w 1822 roku po Konrada Wallenroda, opublikowanego – paradoksalnie, w czasie (dość łagodnego) zesłania poety, w Petersburgu, gdzie cenzura była mniej surowa niż w jego rodzinnym, poddanym represjom Nowosilcowa Wilnie.

Wybuchło powstanie: otwarta walka o niepodległość. Kolejne powstanie w tej walce przeciw Rosji: po zrywie z lat 1733–1736, konfederacji barskiej, po Insurekcji Kościuszkowskiej przyszedł czas na powstanie nazwane od miesiąca, w którym wybuchło – Listopadowym. Nie tu miejsce, by przypominać jego historię, błędy popełnione w jego trakcie, zarówno polityczne, jak i militarne. Nie rozstrzygniemy sporu, czy można było osiągnąć w nim zwycięstwo. Wiemy, że próby podjęcia negocjacji z carem, rozpoczęte przez księcia Lubeckiego niemal natychmiast po wybuchu pierwszych walk w Warszawie, zostały natychmiast odrzucone przez Mikołaja I. Wezwał swoich generałów do „pomszczenia honoru Rosji”. Następująca po tym detronizacja cara jako króla Polski, dokonana przez Sejm Królestwa, ostatecznie przecinała drogę do koegzystencji kadłubowego państewka z Polską w nazwie, ale w ramach wielkiego imperium carów.

Nad skutkami fatalnego konfliktu polsko-rosyjskiego można bardzo ubolewać, bo tęsknimy za zgodą z braćmi Słowianami, z którymi przecież indywidualnie bardzo dobrze nam się rozmawia. Nierzadko znacznie łatwiej niż z Niemcami. W pół zdania potrafimy się z braćmi Słowianami porozumieć, ich kultura w wielu aspektach jest nam bliska, a nawet jest przez nas podziwiana. Wciąż wielu z nas żałuje, że ten spór trwa i że tak trudno go przezwyciężyć. Cóż jednak począć, skoro imperialna Rosja nie była gotowa do żadnego realnego kompromisu z Polską. Ani w 1829 roku, ani w 2010, ani w 2022 roku.

Andrzej Nowak
Fragment książki: Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w., wyd. Biały Kruk, 2022 r. [LINK]