Decyzja Watykanu po zamachach w Brukseli - papież jednak umyje stopy ,,uchodźcom"

Watykan ogłosił we wtorek, że nie przewiduje się zmian w programie uroczystości Wielkiego Tygodnia pod przewodnictwem papieża Franciszka w związku z zamachami w Brukseli, gdzie zginęło 28 osób. Wielki Czwartek papież spędzi w ośrodku dla uchodźców pod Rzymem.
GABRIEL BOUY /PAP/EPA
Watykański rzecznik ksiądz Federico Lombardi potwierdził ogłoszony wcześniej plan papieskich mszy św. i uroczystości Wielkiego Tygodnia.

Również we wtorek poinformowano, że Franciszek odprawi w Wielki Czwartek po południu mszę Wieczerzy Pańskiej, inaugurującą obchody Triduum Paschalnego w ośrodku dla osób ubiegających się o azyl, który znajduje się w miejscowości Castelnuovo di Porto koło Rzymu. W jej trakcie dokona obrzędu umycia stóp uchodźcom.

To zaś oznacza, że po raz pierwszy papież będzie przewodniczył tej mszy poza Wiecznym Miastem. W poprzednich latach odwiedził tego dnia rzymskie więzienie dla nieletnich, zakład karny Rebibbia i klinikę dla ciężko chorych oraz niepełnosprawnych.

gosc.pl/doc/3046887.Decyzja…
stanislawp
W czasie trzecich odwiedzin w Fatimie, w lipcu 1917 roku, "Pani" obiecała przypieczętować swoje posłannictwo niezbitym dowodem, świadczącym o tym, że przybywa od Boga. 13 października w południe dokonał się cud. Na równi z dziećmi cud ten obserwowało 75 000 ludzi, przybyłych czasem z bardzo daleka, wśród których byli dziennikarze, fotoreporterzy, naukowcy i sceptycy, a także wielu godnych …Więcej
W czasie trzecich odwiedzin w Fatimie, w lipcu 1917 roku, "Pani" obiecała przypieczętować swoje posłannictwo niezbitym dowodem, świadczącym o tym, że przybywa od Boga. 13 października w południe dokonał się cud. Na równi z dziećmi cud ten obserwowało 75 000 ludzi, przybyłych czasem z bardzo daleka, wśród których byli dziennikarze, fotoreporterzy, naukowcy i sceptycy, a także wielu godnych zaufania duchownych.
Oto bowiem słońce złamało wszelkie prawa przyrody. Po gwałtownym, ulewnym deszczu, który przemoczył wszystkich do suchej nitki i zamienił ziemię w bagno, niespodziewanie wyszło słońce i poczęło dosłownie tańczyć. Rzuciło też na niebo wspaniałą tęczę. Zniżyło się tak bardzo, że wydawało się, iż runie na ziemię pośród tłumów. A potem, równie nagle, wzniosło się w górę i świeciło spokojnie jak zawsze. Wszystkich ogarnęło zdumienie. Ubrania ludzi były tak nieskazitelne, jakby przed chwilą wróciły z pralni, czyste i wyprasowane. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy widzieli tańczące słońce; lecz tylko dzieci widziały Maryję.
fragment o Fatimie podał
m.rekinek

---------------------------
re
Ten cud wykazuje dobitnie i jednoznacznie Kłamstwo heliocentryczne! 75 tysięcy świadków
m.rekinek
Croisade (fragm. książki)
Dom smagany wiatrem
Powieść watykańska
Malachi Martin
Dedykowane papieżowi Piusowi V
nas cześć Maryi
Królowej Różańca Świętego
Prolog historyczny
Zwiastuny końca
1957
Mężowie stanu szkoleni w surowych czasach i w warunkach bezwzględnej międzynarodowej rywalizacji finansowej i gospodarczej nie są podatni na uleganie złym czy dobrym znakom. A jednak czekające ich dzisiaj …
Więcej
Croisade (fragm. książki)

Dom smagany wiatrem

Powieść watykańska

Malachi Martin

Dedykowane papieżowi Piusowi V

nas cześć Maryi

Królowej Różańca Świętego

Prolog historyczny

Zwiastuny końca

1957

Mężowie stanu szkoleni w surowych czasach i w warunkach bezwzględnej międzynarodowej rywalizacji finansowej i gospodarczej nie są podatni na uleganie złym czy dobrym znakom. A jednak czekające ich dzisiaj przedsięwzięcie było tak obiecujące, że sześciu ministrów spraw zagranicznych zgromadzonych w Rzymie owego 25 marca 1957 r. czuło namacalnie, iż wszystko dokoła - całe to miasto z jego niewzruszonym centralizmem pierwszego miasta Europy, rześki wiaterek, czyste niebo, pogodny nastrój tego szczególnego dnia - tchnie błogosławieństwem pod adresem tych, którzy kładą podwaliny pod nowy gmach narodów.

Tych sześciu mężczyzn i ich rządy, partnerów w tworzeniu nowej Europy, która zmiecie ze sceny wojowniczy nacjonalizm, tylekroć dzielący starożytny obszar, ożywiała ta sama wiara. Oto otwierają przed swymi krajami szerokie horyzonty ekonomiczne i wyższe cele polityczne, o jakich nikt do tej pory nawet nie marzył: zebrali się tu, by podpisać Traktat Rzymski. Zamierzali powołać do życia Europejską Wspólnotę Gospodarczą.

W ich stolicach ludzie mieli w pamięci tylko śmierć i zniszczenie. Zaledwie rok temu Sowieci potwierdzili swój ekspansjonizm, topiąc we krwi powstanie na Węgrzech. Każdego dnia sowieckie oddziały pancerne mogły runąć na Europę. Nikt się nie łudził, że USA z ich planem Marshalla wezmą na siebie na stałe ciężar budowania nowej Europy. Żaden rząd europejski nie chciał znaleźć się w żelaznym uścisku USA i ZSRR, których rywalizacja mogła się tylko pogłębić w nadchodzących dziesięcioleciach.

Jakby wdrażając się do zgodnego działania, ministrowie jeden po drugim podpisali się pod dokumentem jako twórcy EWG. Trzech reprezentantów narodów Beneluksu zrobiło to dlatego, że Belgia, Holandia i Luksemburg, kluczowe kraje nowej wspólnoty, wypróbowały już i uznały za słuszną, w każdym razie za dostatecznie słuszną, ideę nowej Europy. Minister reprezentujący Francję podpisał dokument w imieniu kraju, który miał stać się bijącym sercem nowej Europy, tak jak był zawsze sercem starej. Włoch - dlatego, że kraj ten był żywą duszą Europy. Niemiec Zachodnich dlatego, że świat wreszcie przestanie patrzeć z ukosa na ten kraj.

Tak tedy narodziła się Wspólnota Europejska. Były toasty na cześć geopolitycznych wizjonerów, dzięki którym ten dzień mógł się ziścić: Roberta Schumana i Jeana Monneta z Francji, Konrada Adenauera z Niemiec, Paula-Henriego Spaaka z Belgii. I wszyscy składali sobie gratulacje. Niedługo Dania, Irlandia i Anglia dostrzegą mądrość nowego przedsięwzięcia, a po nich - przy odrobinie ciepłej pomocy - przyłączą się Grecja, Portugalia i Hiszpania. Oczywiście pozostawał problem utrzymania Sowietów w ryzach. No i kwestia znalezienia nowego środka ciężkości. Lecz jedno nie ulegało wątpliwości: jeśli Europa miała przeżyć, EWG musiała stać się jdej kołem napędowym.

A kiedy już odfajkowano podpisy, pieczęcie i toasty, przyszła pora na specyficznie rzymski ceremoniał i przywilej polityków: audiencję u ponad osiemdziesięcioletniego papieża w Pałacu Apostolskim na Wzgórzu Watykańskim.

Siedząc na tradycyjnym tronie papieskim, otoczony całą ceremonialną pompą, Jego Świątobliwość Pius XII przyjął sześciu ministrów i osoby towarzyszące z uśmiechem na twarzy. Powitanie było serdeczne, a wypowiedzi papieża krótkie. Cechowała go postawa dziedzicznego właściciela i rezydenta rozległych włości, udzielającego wskazówek nowo przybyłym i pragnącym się osiedlić w jego dziedzinach petentom.

Europa - przypomniał Ojciec Święty - miała swoje chwile wielkości, gdy wspólna wiara ożywiała serca jej mieszkańców. Europa - podkreślił z naciskiem - mogłaby na nowo zyskać geopolityczne znaczenie, odnowiona i odświętnie wystrojona, gdyby udało jej się stworzyć nowe serce. Europa - oświadczył - mogłaby na nowo wykuć boską, wspólną i wiążącą wiarę.

Ministrowie żachnęli się w duchu. Pius XII wskazał na największą trudność, przed jaką stanęła EWG w chwili narodzin. Słowa papieża kryły w sobie ostrzeżenie, że ani socjalizm demokratyczny, ani demokracja kapitalistyczna, ani perspektywa dobrobytu czy mistycznej "Europy" humanistów nie może być siłą napędową ich wymarzonego projektu. W praktyce ich nowej Europie brakowało garejącego centrum, najwyższej siły lub zasady mogącej związać ją w jedno i popchnąć do przodu. Ich Europie brakowało tego, co miał ten papież, czym był ten papież.

Wygłosiwszy swoje orędzie, papież uczynił w powietrzu trzy krzyże jako tradycyjne błogosławieństwo papieskie. Kilku dyplomatów uklękło, kilku z tych, którzy zachowali postawę stojącą, skłoniło głowy. Nie byli jednak w stanie podzielić wiary papieża w kojący balsam Boga, którego był Namiestnikiem na ziemi, lub uznać, że ten balsam to jedyny czynnik spajający, który mógł uleczyć duszę świata. Ale nie potrafili przyznać się do tego, że same traktaty gospodarcze i polityczne nie są w stanie spoić serc i umysłów ludzkości.

Patrząc na kruchą postać starca, mogli jedynie zazdrościć temu samotnemu dostojnikowi na papieskim tronie. Albowiem - jak to później ujął Belg Paul-Henri Spaak - stał on na czele globalnej organizacji, lecz był kimś niż jej obieralnym reprezentantem. Był posiadaczem jej mocy. Był jej środkiem ciężkości.

***

Z okna prywatnego gabinetu na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego Ojciec Święty patrzył, jak na dole architekci nowej Europy wsiadają do swoich limuzyn.

- Jak Wasza Świątobliwość myśli? Czy ich nowa Europa będzie na tyle silna, by powstrzymać Moskwę?

Pius odwrócił się do swego towarzysza, niemieckiego jezuity, długoletniego przyjaciela i spowiednika.

- Marksizm pozostaje nadal wrogiem. Ale teraz Anglosasi mają inicjatywę.

Przez Anglosasów papież rozumiał anglo-amerykański establishment polityczny.

- Ich Europa zajdzie daleko i zajdzie szybko. Ale największy dzień dla Europy jeszcze nie zaświtał.

Jezuita nie nadążał za myślami papieża.

- Jaka Europa, Wasza Świątobliwość? Największy dzień dla czyjej Europy?

- Dla tej Europy, która się dzisiaj narodziła - odparł papież bez wahania. - A w dniu, w którym Stolica Apostolska zostanie wprzęgnięta w nową Europę dyplomatów i polityków - dodał - w Europę z centrum w Brukseli i Paryżu - tego dnia na serio zaczną się kłopoty Kościoła.

I odwracając się znów ku limuzynom opuszczającym plac św. Piotra, papież dokończył:

- Nowa Europa będzie miała swój skromny dzień. Ale tylko jeden jedyny.

1960

Nigdy jeszcze bardziej obiecujący projekt nie zawisł na szali i nigdy ważniejszy temat nie był omawiany przez papieża i jego doradców niż to, co stało się przedmiotem debaty owego lutowego poranka 1960 roku. Wybrany zaledwie roku temu na Tron Piotrowy, Jego Świątobliwość Jan XXIII - "dobry papież Jan", jak go natychmiast ochrzczono - zdążył pchnąć na nowe tory Stolicę Apostolską, papieską administrację i większość dyplomatycznego i religijnego świata na zewnątrz Watykanu. A teraz wydawało się, że chce poruszyć w ogóle cały świat.

Wybrany w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat, ten poczciwy wieśniak miał być papieżem przejściowym, bezpiecznym kompromisem, którego krótkie rządy dałyby trochę czasu - cztery czy pięć lat, jak przypuszczano - na znalezienie właściwego sukcesora, który przeprowadzi Kościół przez okres zimnej wojny. Lecz zaledwie w kilka miesięcy po intronizacji, ku zdumieniu wszystkich, otworzył on Watykan, ogłaszając niespodziewanie zwołanie Soboru Ekumenicznego. W rzeczywistości w owym momencie prawie wszyscy urzędnicy watykańscy - w tym wszyscy doradcy wezwani na to poufne spotkanie w prywatnych apartamentach papieża na czwartym piętrze Pałacu Apostolskiego - tkwili już po uszy w przygotowaniach do tego epokowego wydarzenia.

I oto tego ranka z właściwą sobie bezpośredniością papież podzielił się swoimi myślami z garstką ludzi wybranych w tym celu. Było wśród nich kilkunastu najważniejszych kardynałów oraz pewna grupa biskupów i prałatów z sekretariatu stanu. Byli też obecni dwaj portugalscy tłumacze.

- Musimy dziś dokonać wyboru - wyznał Jego Świątobliwość swym doradcom. - A nie chcemy tego czynić sami.

Sprawa dotyczyła, jak wyjaśnił papież, słynnego listu, który otrzymał jego poprzednik na Tronie Piotrowym. Ponieważ okoliczności związane z listem były wszystkim dobrze znane, tego ranka papież ograniczył się do krótkiej rekapitulacji zagadnienia.

W roku 1917 Fatima, niegdyś najnędzniejsza mieścina portugalska, zyskała rozgłos jako miejsce, gdzie troje małych wiejskich dzieci - dwie dziewczynki i chłopiec - stało się świadkami sześciu wizyt - czy wizji - Błogosławionej Dziewicy Maryi. Tak jak miliony katolików, wszyscy zgromadzeni w pokoju wiedzieli, Najświętsza Panienka zawierzyła fatimski dzieciom trzy tajemnice. Że zgodnie z przepowiednią niebiańskiego Gościa dwoje dzieci zmarło we wczesnym dzieciństwie; przeżyła tylko najstarsza dziewczynka - Łucja. Wszyscy wiedzieli o tym, że Łucja - obecnie karmelitanka - już dawno temu ujawniła dwie pierwsze tajemnice fatimskie. Lecz życzeniem Matki Bożej, jak powiedziała siostra Łucja, było, aby trzeci sekret ogłosił "papież roku 1960". I że jednocześnie ten sam papież ma poświęcić "Rosję" Najświętszej Dziewicy. Konsekracji mieli dokonać tego samego dnia wszyscy biskupi świata, każdy w swojej diecezji, każdy tymi samymi słowami. Konsekracja ta byłaby równoznaczna z publicznym potępieniem Związku Radzieckiego w skali światowej.

Jak powiedziała siostra Łucja, Dziewica obiecała, że po dokonaniu poświęcenia "Rosja" się nawróci i przestanie być zagrożeniem dla świata. Jeśli jednak jej życzenie nie zostanie spełnione przez "papieża roku 1960", wówczas "Rosja rozszerzy swoje błędy na wszystkie narody", będzie wiele cierpienia i zniszczeń, a wiara Kościoła zmarnieje i jedynie w Portugalii zachowają się nienaruszone "dogmaty wiary".

W czasie trzecich odwiedzin w Fatimie, w lipcu 1917 roku, "Pani" obiecała przypieczętować swoje posłannictwo niezbitym dowodem, świadczącym o tym, że przybywa od Boga. 13 października w południe dokonał się cud. Na równi z dziećmi cud ten obserwowało 75 000 ludzi, przybyłych czasem z bardzo daleka, wśród których byli dziennikarze, fotoreporterzy, naukowcy i sceptycy, a także wielu godnych zaufania duchownych.

Oto bowiem słońce złamało wszelkie prawa przyrody. Po gwałtownym, ulewnym deszczu, który przemoczył wszystkich do suchej nitki i zamienił ziemię w bagno, niespodziewanie wyszło słońce i poczęło dosłownie tańczyć. Rzuciło też na niebo wspaniałą tęczę. Zniżyło się tak bardzo, że wydawało się, iż runie na ziemię pośród tłumów. A potem, równie nagle, wzniosło się w górę i świeciło spokojnie jak zawsze. Wszystkich ogarnęło zdumienie. Ubrania ludzi były tak nieskazitelne, jakby przed chwilą wróciły z pralni, czyste i wyprasowane. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy widzieli tańczące słońce; lecz tylko dzieci widziały Maryję.

- Jest chyba oczywiste - powiedział dobry papież Jan, wyciągając kopertę z małej hermetycznej skrzynki stojącej na stoliku za jego plecami - co należy zrobić w pierwszej kolejności dzisiejszego ranka.

Doradców papieża ogarnęło podniecenie. A więc znaleźli się tutaj po to, by wziąć udział w poufnej lekturze listu siostry Łucji zawierającego trzecią tajemnicę fatimską. Bez przesady można było powiedzieć, że dziesiątki milionów ludzi na całym świecie z niecierpliwością czekało na wiadomość, że "papież roku 1960" odsłoni przynajmniej część tak pilnie strzeżonej tajemnicy i wykona polecenie Matki Bożej. Mając to na uwadze, Jego Świątobliwość podkreślił właściwe i dosłowne znaczenie słowa "pozfny". Upewniwszy się, że jego upomnienie co do tajności dotarło do obecnych, Ojciec Święty wręczył list portugalskim tłumaczom; ci zaś niezwłocznie przełożyli jego treść na język włoski.

- A teraz...

I po przeczytaniu listu papież szybko przedstawił zebranym wybór, którego nie chciał dokonywać sam.

- Musimy wyznać, że od sierpnia 1959 roku prowadzimy delikatne negocjacje ze Związkiem Radzieckim. Naszym celem jest obecność przynajmniej dwóch dostojników Cerkwi ZSRR na Naszym soborze.

Papież Jan często określał przyszyły Sobór Watykański II jako "Nasz sobór".

Co więc miał uczynić - oto pytanie, jakie Jego Świątobliwość postawił tego ranka. Z woli Opatrzności to on był teraz "papieżem roku 1960". Ale jeśli będzie posłuszny temu, co siostra Łucja wyraźnie określiła jako mandat Królowej Niebieskiej, jeśli on i jego biskupi oświadczą publicznie, oficjalnie i powszechnie, że "Rosja" jest pełna karygodnych błędów, oznacza to klęskę jego sowieckiej inicjatywy. Ale nawet pomijając ten aspekt - gorące pragnienie obecności prawosławnych na soborze - jeśli papież położy na szali cały swój autorytet papieski i autorytet hierarchii Kościoła, by wykonać polecenie Maryi Panny, będzie to jednoznaczne z napiętnowaniem Związku Radzieckiego i jego obecnego marksistowskiego dyktatora Nikity Chruszczowa jako kryminalisty. Sowieci na pewno wpadną w furię i zastosują środki odwetowe. Czy wówczas papież nie będzie odpowiedzialny za nową falę prześladowań - okropnej śmierci milionów - w samym Związku Radzieckim i jego państwach satelickich?

Dla podkreślenia swojego punktu widzenia Jego Świątobliwość odczytał ponownie fragment listu. Na twarzach obecnych dostrzegł zrozumienie, a nawet szok. Skoro każdy z obecny tak łatwo wyłapał wszystkie niuanse przeczytanego fragmentu - snuł rozważania papież - to Sowieci połapią się równie szybko. Czy nie wyciągną z tego listu strategicznej informacji, która da im niekwestionowaną przewagę nad wolnym światem?

- Oczywiście moglibyśmy i tak przeprowadzić Nasz sobór...

Jego Świątobliwość nie musiał kończyć zdania. Teraz wszystko było jasne. Ujawnienie tajemnicy wywołałoby reperkusje na całym świecie. Przyjazne rządy miałyby utrudnioną sytuację. Sowieci zostaliby z jednej strony izolowani, lecz z drugiej strony odnieśliby strategiczną korzyść. Wybór, jaki stał przed papieżem, dotyczył więc do fundamentów geopolityki.

Rozpoczęła się debata. Nikt z obecnych nie wątpił w dobrą wolę siostry Łucji. Lecz kilku doradców wskazało na fakt, że minęło prawie dwadzieścia lat od czasu objawień w roku 1917 a połową lat trzydziestych, kiedy to siostra Łucja napisała ten list. Jaką gwarancję może mieć Ojciec Święty, że czas nie przyćmił jej pamięci? I jaką można mieć w ogóle gwarancję, że trójka niepiśmiennych pastuszków przekazała poprawnie tak skomplikowane orędzie? Czy nie było w tym wszystkim czegoś z dziecięcej fantazji niepiśmiennych? W rzeczy samej, czy nie mogły mieć wpływu jeszcze inne okoliczności zaciemniające prawdę? Oddziały sowieckie włączyły się wówczas do hiszpańskiej wojny domowej, siejąc zniszczenie zaledwie o kilka mil od miejsca przebywania piszącej list. Czy słowa Łucji nie mogły nabrać specjalnego odcienia w wyniku jej lęku przed Sowietami?

Padł tylko jeden odmienny głos w tym kształtującym się wyraźnie konsensusie. Jeden z kardynałów - niemiecki jezuita, przyjaciel i ulubiony spowiednik papieża - nie mógł milczeć w obliczu takiej degradacji roli interwencji boskiej. Ministrowie rządów świeckich mogą nie kierować się wiarą - oświadczył. Lecz postawa taka jest nie do zaakceptowania w odniesieniu do ludzi Kościoła, których rad wysłuchuje Ojciec Święty.

- Wybór - upierał się jezuita - jest prosty i prima facie. Albo zaakceptujemy list, wykonamy zawarte w nim polecenia i poczekamy na konsekwencje. Albo powiedzmy sobie uczciwie, że w to nie wierzymy. I zapomnijmy o wszystkim. Ukryjmy list przed opinią publiczną jako relikt historyczny; idźmy dalej drogą, którą idziemy, i zrzeknijmy się dobrowolnie pomocy z góry. Lecz cokolwiek zrobimy, każdy z nas musi być świadom, że decydujemy o losach ludzkości.

Mimo zaufania, jakie Jego Świątobliwość pokładał w mądrości i lojalności kardynała jezuity, decyzja wypadła na niekorzyść Fatimy.

- Questo non è per i nostri tempi - powiedział Ojciec Święty. - To nie jest na nasze czasy.

Kilka dni później kardynał czytał krótki komunikat przesłany mediom przez watykańskie biuro prasowe. Słowa tego dokumentu miały na zawsze odcisnąć się w jego pamięci jako lakoniczna odmowa wypełnienia woli niebios.

Dla dobra Kościoła i rodzaju ludzkiego - czytamy w dokumencie - Stolica Apostolska zdecydowała nie ogłaszać w obecnej chwili tekstu trzeciej tajemnicy fatimskiej. "...Decyzja Watykanu opiera się na kilku przesłankach: (1) Siostra Łucja jeszcze żyje. (2) Watykan zna już treść listu. (3) Chociaż Kościół uznaje objawienia fatimskie, nie może gwarantować prawdziwości słów, które trzej pastuszkowie, jak twierdzą, usłyszeli z ust Matki Bożej. W tych okolicznościach tajemnica fatimska najprawdopodobniej pozostanie zapieczętowana po wsze czasy".

- Ci vedremo - rzekł do siebie kardynał, odsuwając notatkę. - Zobaczymy.

Wiedział, co teraz nastąpi. Stolica Apostolska wymieni przyjacielskie noty z Nikitą Chruszczowem. Papież będzie miał swój sobór. Na soborze pojawią się prawosławni dostojnicy z ZSRR. Pozostawało tylko pytanie, czy Jego Świątobliwość, jego Watykan i jego Kościół doświadczą konsekwencji przepowiedzianych w Fatimie.

Lub też - ujmując rzecz w kategoriach geopolityki - pytanie brzmiało, czy Stolica Apostolska dała się wprząc w "nową Europę dyplomatów i polityków", jak to przepowiedział poprzednik dobrego papieża. "Tego dnia - powiedział ów wątły starzec - na serio zaczną się kłopoty Kościoła".

- Zobaczymy - powtórzył kardynał.

Nie pozostawało mu nic innego, jak przygotować się do tego. Tak czy inaczej była to tylko kwestia czasu.

1963

Intronizacja upadłego Archanioła Lucyfera dokonała się

w Cytadeli Kościoła katolickiego 29 lipca 1963 roku.

Był to "właściwy czas" dla spełnienia się historycznej przepowiedni. Główni aktorzy tej ceremonii doskonale wiedzieli, że tradycja satanistyczna już dawno przepowiedziała, że Czas Księcia nadejdzie wówczas, gdy papież przybierze imię Apostoła Pawła. Warunek ten - znak, że nadszedł właściwy czas - został spełniony dokładnie osiem dni temu przez wybór najnowszego następcy św. Piotra.

W tym krótkim czasie, jaki upłynął od elekcji papieża, nie dało się ukończyć skomplikowanych przygotowań; Najwyższy Trybunał zdecydował jednak, że trudno o lepszy czas na intronizację Księcia niż ten uroczysty dzień bliźniaczych książąt Cytadeli, świętych Piotra i Pawła. I nie było stosowniejszego miejsca niż Bazylika św. Pawła za Murami, usytuowana tak blisko Pałacu Apostolskiego.

Skomplikowane przygotowania podyktowane były głównie naturą mającego się odbyć Wydarzenia Ceremonialnego. Ochrona budynków watykańskich, pośród których leżał klejnot w postaci Bazyliki św. Pawła, była tak staranna, że z pewnością nie uda się ukryć uroczystego ceremoniału. Jeśli przedsięwzięcie miało zostać uwieńczone sukcesem - jeśli Wejście Księcia miało się dokonać we właściwym czasie - każdy element celebracji ofiary kalwaryjskiej musi zostać postawiony na głowie w przebiegu tej drugiej, przeciwstawnej celebracji. Sacrum musi zostać sprofanowane. Bluźnierstwo adorowane. Bezkrwawa reprezentacja ofiary Bezimiennego Słabego musi być zastąpiona przez najwyższą i krwawą deprawację godności Bezimiennego. Wina musi stać się niewinnością. Cierpienie musi dawać radość. Łaska, skrucha, przebaczenie muszą być utopione w orgii przeciwieństw. A wszystko to musi być wykonane bezbłędnie. Sekwencja wydarzeń, znaczenie słów, waga czynności - wszystko to musi być opatrzone perfekcyjnie wykonanym świętokradztwem, ostatecznym rytuałem zdrady.

Cała ta delikatna operacja została złożona w doświadczone ręce zaufanego stróża Księcia w Rzymie. Mistrz skomplikowanego ceremoniału Kościoła rzymskiego, dostojnik o granitowej twarzy i cierpkim języku, był jeszcze większym mistrzem książęcego ceremoniału ciemności i ognia. Wiedział, że bezpośrednim celem każdego ceremoniału jest oddanie czci "obeldze rozpaczy". Lecz obecnie istniał jeszcze dalszy cel polegający na przeciwstawieniu się Bezimiennemu Słabemu w jego bastionie, opanowania Cytadeli Słabego ww właściwym czasie, zapewnienie wejścia Księcia do Cytadeli jako nieodpartej siły, wyparcie strażnika Cytadeli, przejęcie pełnej władzy nad kluczami wręczonymi strażnikowi przez Słabego.

Stróż próbował zmierzyć się z problemem bezpieczeństwa. Takie niewinne elementy, jak pentagram, czarne świecie i odpowiednie draperie ujdą jako rzymski ceremoniał. Lecz pozostałe rubryki - misa z piszczelami i rytuał Din na przykład, zwierzęta ofiarne i sama ofiara - tego byłoby już za wiele. Musi się więc odbyć dwie równoczesne celebracje. Koncelebracja mogłaby być dokonana z równym skutkiem przez braci w autoryzowanej kaplicy celującej. Gdyby wszyscy uczestnicy w obu miejscach "wzięli na cel" każdy element wydarzenia w bazylice rzymskiej, wówczas wydarzenie w całej swej pełni dokonałoby się w sposób szczególny w obszarze docelowym. Byłoby to tylko sprawą jedności serc, tożsamości intencji i perfekcyjnej synchronizacji słów i czynności pomiędzy kaplicą celującą a kaplicą docelową. Żywa wole i myślące umysły uczestników skoncentrowałyby się na przybytku Księcia, odległość przestałaby mieć znaczenie.

Dla człowieka tak doświadczonego jak Stróż wybór kaplicy celującej nie nastręczał najmniejszych trudności. Wystarczyło zadzwonić do Stanów Zjednoczonych. W ciągu tych wszystkich lat wyznawcy Księcia w Rzymie osiągnęli doskonałą jedność serc i i taką samą jedność intencji z przyjacielem Stróża Leonem, biskupem kaplicy w Południowej Karolinie. Imię Leon nie było prawdziwym imieniem tego człowieka, lecz raczej opisem jego wyglądu. Srebrna grzywa na wielkiej głowie każdemu, kto na niego patrzył, kojarzyła się z rozwianą grzywą lwa. Od kiedy jego ekscelencja, gdzieś w latach czterdziestych, ustanowił tę kaplicę, okazał się niezrównanym mistrzem operacji - dzięki liczbie i znaczeniu Uczestników, jakich potrafił przyciągnąć, dzięki częstej i szybkiej współpracy z tymi, którzy uznawali jego przekonania i ostateczne cele. Obecnie jego kaplica cieszyła się powszechnym szacunkiem inicjatów jako kaplica matka Stanów Zjednoczonych.

Wiadomość, że jego kaplica została autoryzowana jako kaplica celująca w tak wielkim wydarzeniu, jakim miała być intronizacja Księcia w samym sercu rzymskiej Cytadeli, przyjęta została przez Leona z najwyższą satysfakcją. A co do spraw praktycznych, to jego ogromna wiedza i doświadczenie w przeprowadzaniu ceremoniału oszczędzi im obu wiele czasu. Nie było na przykład potrzeby przypominania mu o wadze zasady sprzeczności, na której opiera się cała struktura kultu Archanioła. Nie mogło też być najmniejszych wątpliwości co do jego pragnienia włączenia się w ostateczną strategię tej bitwy, której celem był koniec Kościoła rzymskokatolickiego jako instytucji papieskiej, jaką była od chwili założenia jej przez Bezimiennego Słabego.

Stróż nie musiał mu nawet wyjaśniać, że ostatecznym celem operacji nie była w sensie dosłownym likwidacja rzymskiej organizacji katolickiej. Leon doskonale rozumiał, że byłoby to posunięcie znamionujące brak inteligencji i najzupełniej nieekonomiczne. O wiele lepiej było zamienić tę organizację w coś naprawdę użytecznego, zhomogenizowanie jej i przystosowanie do wielkiego światowego porządku ludzkości. Postawienie przed nią uniwersalnych humanistycznych - i tylko humanistycznych - celów.

Dwaj identycznie myślący eksperci - Stróż i amerykański biskup - ograniczyli więc konieczne ustalenia dotyczące bliźniaczych wydarzeń ceremonialnych do listy nazwisk i inwentarza rubryk.

Lista Stróża - uczestników w kaplicy rzymskiej - zawierała imiona ludzi najwyższego kalibru, wysokich rangą dostojników kościelnych i liczących się prawników. Byli to oddani słudzy Księcia w Cytadeli. Niektórzy zostali wybrani, dokooptowani, przeszkoleni i wypromowani w ciągu dziesięcioleci w ramach falangi rzymskiej, pozostali reprezentowali nowe pokolenie gotowe rozwijać program Księcia przez kolejne dziesięciolecia. Wszyscy doskonale rozumieli potrzebę pozostania w ukryciu. Reguła mówiła bowiem jasno: "Gwarancją naszego jutra jest przekonanie ludzi dzisiejszych, że my nie istniejemy".

Grafik Leona obejmujący mężczyzn i kobiety, którzy zdobyli sobie znaczącą pozycję w biznesie, rządzie i życiu społecznym, był imponujący, ku pełnemu zadowoleniu Stróża. A ofiara - dziecko - jak powiedział jego ekscelencja, będzie prawdziwym majstersztykiem złamania niewinności.

Lista rubryk potrzebnych do wykonania równoległej ceremonii sprowadzała się głównie do elementów, które będą zrealizowane w Rzymie. Co się zaś tyczyło kaplicy celującej Leona, to musi ona mieć kilka naczyń zawierających ziemię, powietrze, ogień i wodę. Załatwione. Musi mieć misę z pis...
Croisade
Czytajcie książkę ks.Malachi Martina pt. ,,Dom smagany wiatrem"! Benedykt XVI został usunięty!
stanislawp
Już dawno temu na tym forum zapytywałem dlaczego Watykan akceptuje tak oczywiste Kłamstwa jak to ze samoloty dokonały zniszczeń Pentagonu czy WTC?
Oczywiście Watykan zna Prawdę o 9/11
a czemu Watykan zaklepał inne Kłamstwa z listy Ten Top Lies?
przecież Watykan ma swoje uniwersytety, swoich profesorów, swoje archiwa, nawet swoje dwa Obserwatoria Astronomiczne!
Castel Gandolfo i Mount Graham US …Więcej
Już dawno temu na tym forum zapytywałem dlaczego Watykan akceptuje tak oczywiste Kłamstwa jak to ze samoloty dokonały zniszczeń Pentagonu czy WTC?
Oczywiście Watykan zna Prawdę o 9/11
a czemu Watykan zaklepał inne Kłamstwa z listy Ten Top Lies?
przecież Watykan ma swoje uniwersytety, swoich profesorów, swoje archiwa, nawet swoje dwa Obserwatoria Astronomiczne!
Castel Gandolfo i Mount Graham US
Czemu jego profesorowie wciskali nam przez tyle lat takie oczywiste Kłamstwo że oceany oblewające wodami wszystkie kontynenty przyjmują powierzchnię Kuli!!!
Woda o kształcie kuli i o srednicy 12 tys km! i dla rozśmieszenia jeszcze wirująca z prędkością 1600 km na godz na poziomie równika!
🤦 😀
stanislawp
Kłamstwa które są tak straszne ze aż trudno w to uwierzyć że to są Kłamstwa...
czy znacie takie?
Teoria grawitacji?
Teoria heliocentryczna?
9/11 2001 zniszczenia samolotami pasażeskimi
lądowania na Księżycu, Księżyc jako kula skalista!
Ziemia jako Glob
NASA jako instytucja naukowa która podaje odkrycia naukowe do wierzenia
Ewolucja wg której człowiek pochodzi od małpy
Wielki Wybuch od którego …Więcej
Kłamstwa które są tak straszne ze aż trudno w to uwierzyć że to są Kłamstwa...
czy znacie takie?

Teoria grawitacji?
Teoria heliocentryczna?
9/11 2001 zniszczenia samolotami pasażeskimi
lądowania na Księżycu, Księżyc jako kula skalista!
Ziemia jako Glob
NASA jako instytucja naukowa która podaje odkrycia naukowe do wierzenia
Ewolucja wg której człowiek pochodzi od małpy
Wielki Wybuch od którego powstały galaktyki i Ziemia
Piramidy jako budowle ludzkie
oceany oblewające kulę ziemską, czyli też kulista powierzchnia oceanów... to są Kłamstwa
W takim świecie żyjemy od Soboru Watykańskiego Drugiego! Tak nam zaserwowano nauki przez systemy edukacji, przez komisarzy edukacji, przez ministrów edukacji!
2 więcej komentarzy od stanislawp
stanislawp
Dla mnie dzień 9/11 2001 wyjaśnia wszystko
Zadnych sprawców nie schwytano i to samo będzie się dziać w dowolnym miejscu
podejrzewam że teraz bedzie to sprofanowana Bazylika w Rzymie.
stanislawp
To jak to?
Pasterz zostawi owczarnię w takim dniu i uda się do antychrystów?
Co niektórzy myślą, że przecież nikt z Watykanu nie podał komu nogi będzie mył i przed kim hołd oddawał...
----
a logika?
czy w tych obozach uchodźców sa katolicy?
Papa Francesco nakazał biskupom już w styczniu myć nogi kobietom, lesbijkom, transgenderystom w tym muzułmankom i muzułmanom!
Całowanie Koranu i głoszenie …Więcej
To jak to?
Pasterz zostawi owczarnię w takim dniu i uda się do antychrystów?
Co niektórzy myślą, że przecież nikt z Watykanu nie podał komu nogi będzie mył i przed kim hołd oddawał...
----
a logika?
czy w tych obozach uchodźców sa katolicy?
Papa Francesco nakazał biskupom już w styczniu myć nogi kobietom, lesbijkom, transgenderystom w tym muzułmankom i muzułmanom!
Całowanie Koranu i głoszenie ze Allah jest prawdziwym bogiem to nie przypadek...
Duch antychrysta wzrasta w siłę.
Kara za apostazję przybliżyła się.
Fatima wypełnia się.