Choroby i cierpienia w życiu Ojca Pio

W ŻARZE GORĄCZKI

„Ojcze, chciałabym zostać świętą" - powiedziała kiedyś do Ojca Pio jedna z oddanych mu osób. - „Dobrze, moja córko, lecz wiedz, że to psi los" - odrzekł. Użycie tak dosadnego określenia zdradza wielkie poczucie humoru Ojca Pio, a zarazem jego trzeźwe spojrzenie na własną rzeczywistość. Życie charyzmatycznego kapucyna było w istocie wielką katorgą. Od lat dziecięcych aż do śmierci jego organizm był nośnikiem zjawisk „nadprzyrodzonych", które przekraczały możliwości ludzkie, a zatem wywoływały wstrząs i wyniszczały.

Bardzo wcześnie u Ojca Pio wystąpiły niewytłumaczalne, wysokie gorączki oraz tak silne ataki migreny, że powalały go z nóg i powodowały poważne osłabienie wzroku. Często zdarzało się też, iż długie tygodnie jego żołądek nie przyjmował żadnego pokarmu, i Ojciec Pio po prostu głodował.

Nieraz, wycieńczony, upadał na ziemię i pozostawał w bezruchu, niczym martwy. Tak dziwne schorzenia budziły zakłopotanie i niepokój nie tylko u osób stykających się z Ojcem Pio, na co dzień, lecz także u wielu lekarzy, do których zwracano się o pomoc. Nawroty gorączki, omdlenia, długie głodówki dręczyły go przez całe życie i nikomu nie udało się wyjaśnić ich przyczyn. Można przypuszczać, iż wszystkie wyjątkowe zjawiska psychiczne i duchowe, jakie zachodziły w nim, odbijały się negatywnie na jego organizmie.

Organizm Ojca Pio ukształtowany był, jak każdy inny, do normalnych funkcji życiowych. Nie miał w sobie nic szczególnego, co odróżniałoby go od jakiegokolwiek innego ludzkiego organizmu; miał być środowiskiem dla myślącego ducha. Czas pokazał jednak, iż duchowi dane było doświadczać wyższych doznań, coraz śmielszych przygód wychodzących daleko poza granice ludzkich możliwości.

Duch porywał się na nie z zapałem i pasją, pociągając za sobą ciało, które tym samym poddane zostało niesłychanym próbom, burzącym całą fizjologiczną równowagę. Ojciec Pio świadomie i z entuzjazmem wybrał drogę ku świętości, drogę mistycznych doświadczeń. Szybko jednakże odczuł na własnej skórze, jak straszliwe były skutki takiego wyboru.

Święci nie należą do grona uprzywilejowanych. Każdy święty jest bohaterem walki, niemożliwej do podjęcia przez zwykłych śmiertelników.

WĄTŁY I WYMIZEROWANY

Ciało Ojca Pio nie wykazywało odchyleń od normy. Można to wywnioskować z oświadczeń lekarzy, którzy badali go dokładnie na zlecenie Świętego Oficjum, tuż po pojawieniu się stygmatów. „Mimo że wątły i wymizerowany, nie wygląda jednakże na osobę starszą wiekiem" - napisał dr Giorgio Festa po pierwszym zbadaniu Ojca Pio w 1919 roku. - „Wzrost badanego - czytamy dalej – jest nieco większy od średniego wzrostu mężczyzn. Jakkolwiek nie stwierdziłem żadnych anomalii w systemie mięśni i stawów kończyn dolnych, badany wykazuje niekiedy chwiejność w stawianiu kroków, spowodowaną bólem fizycznym, jaki sprawiają mu poranione stopy".

Doktor Festa opisał następnie charakter Ojca Pio, po czym przeszedł do uwag na temat poszczególnych narządów wewnętrznych badanego, opisując nader dokładnie jego system krążenia, trawienia, oddechowy oraz nerwowy. Z raportu wynika, iż organizm Ojca Pio był w normie. Rzecz trudna do wytłumaczenia, ale dr Festa nie znalazł żadnego śladu po chorobach, jakie rozpoznano u Ojca Pio w czasie jego służby wojskowej w Neapolu.

A przecież dwa lata wcześniej zwolniono go z wojska właśnie z powodu „gruźlicy płuc", którą stwierdzono u niego na podstawie zdjęć rentgenowskich. Dr Festa w czasie swego pierwszego badania, w 1919 roku, nie znalazł potwierdzenia owej diagnozy „pomimo wielekroć powtarzanych, skrupulatnych badań kontrolnych".

Oto pierwszy z zadziwiających faktów: w organizmie Ojca Pio choroby pojawiały się i znikały ze zdumiewającą szybkością - jednego dnia rozchorował się, a w dzień potem nic mu już nie było.

Niekiedy choroba była tak groźna, że lekarze obawiali się najgorszego. Mijało trochę czasu, i nagle, w niewytłumaczalny sposób, wszystkie jej objawy znikały. Takie wahania powtarzały się przez całe życie Ojca Pio i nigdy nie zostały wyjaśnione. „Ojciec Pio był ciągle na coś chory" - stwierdził kiedyś jego przyjaciel, doktor Michele Capuano, pracujący w San Giovanni Rotondo.

Doktora Capuano poznałem pod koniec lat sześćdziesiątych, w czasie mojej pierwszej wizyty w San Giovanni Rotondo. Był człowiekiem mądrym i rozważnym. Ojciec Pio bardzo go lubił. Nazywał go pieszczotliwie „Michelino".

Ilekroć potrzebowałem jakiejś rzetelnej informacji o Ojcu Pio, zwracałem się właśnie do niego, wiedząc, iż jest zawsze najlepiej we wszystkim zorientowany. Po śmierci Ojca Pio doktorowi Capuano zlecono delikatne i ważne zadanie. Powołano go do „komisji historycznej" procesu beatyfikacyjnego Ojca Pio; jako lekarz miał się zająć sprawą jego stygmatów oraz licznych chorób. Dano mu w związku z tym sposobność przejrzenia wszystkich - włącznie z tajnymi - dokumentów związanych z osobą Ojca Pio, które znajdowały się w archiwum klasztornym oraz w kurii prowincjonalnej. Na zapoznanie się z wszystkimi materiałami poświęcił dr Capuano kilka lat.

Zawarte w nich informacje konfrontował z własnymi obserwacjami, które zgromadził w czasie swych stałych wizyt u Ojca Pio. Powstał dzięki temu liczący 250 stron dokument, który przedstawił władzom kościelnym; został on włączony do akt procesu beatyfikacyjnego. Nikt inny nie mógł mieć tak dokładnego rozeznania w chorobach i dolegliwościach, jakie trapiły Ojca Pio.

W czasie pobytu w Altamurze, w prowincji Bari, gdzie wygłosiliśmy kilka odczytów o bracie z Pietrelciny, dużo czasu spędziłem na rozmowach z doktorem Capuano, pytając o ów dokument i relację, jaką przygotował w charakterze świadka na procesie beatyfikacyjnym.

DZIWNE CHOROBY I NAGŁE WYZDROWIENIA

„Z czysto medycznego punktu widzenia - powiedział mi to dr Capuano - Ojciec Pio był prawdziwym męczennikiem, człowiekiem udręczonym przez okropny, nie ustający i w dzień i w nocy ból fizyczny, którego żadna normalna osoba by nie zniosła.

Wiedziałem, że częstokroć zapadał na zdrowiu. Nigdy jednakże nie przypuszczałem, że choroby, które cierpliwie znosił, były tak liczne i tak groźne. Lektura udostępnionych mi dokumentów była dla mnie wstrząsająca. Pierwsze choroby dotknęły go już w dzieciństwie. W wieku sześciu lat przeszedł silne zapalenie jelit i przeleżał wiele dni w łóżku. Wyzdrowiał nagle i w sposób niewyjaśniony. W wieku dziesięciu lat zachorował na gorączkę tyfusową.

Długo chorował też w Venafro, w 1911 r. Sporo czasu przeleżał wtedy w łóżku, a przez 21 dni jedynym jego pokarmem była ranna Komunia św. Badający go wówczas lekarze nie mogli doszukać się przyczyn choroby; poza tym zdumieni byli niespotykaną wytrzymałością na głód. Kiedy zaś stan jego zdrowia pogorszył się jeszcze bardziej, lekarze zaczęli stawiać przedziwne diagnozy.

Doktor Francesco Nardacchione rozpoznał „oskrzelowe zapalenie szczytu lewego płuca", zaś jego koledzy, w tym również lekarze z jednostki wojskowej w Neapolu (Ojciec Pio odbywał tam służbę wojskową), diagnozę tę potwierdzili. W okresie młodzieńczym Ojciec Pio zachorował nadto na astmę oskrzelową, która dokuczała mu przez całe życie. Czasami ataki astmy były bardzo groźne i dosłownie dusiły go. Z biegiem lat astma stała się dlao prawdziwą torturą, zwłaszcza w nocy. Cierpiał również na kamicę nerkową; bardzo często zdarzały mu się ataki kolkowe, które trwały nawet kilka dni. Sprawiały mu tak silny ból, że zginał się we dwoje, by je przetrzymać.

Lekarze radzili, by pozostawał w łóżku, lecz Ojciec Pio wiedząc, jak wiele osób przyjeżdżało z daleka po radę i pomoc, mimo swej fizycznej udręki schodził do kościoła.

Inną jeszcze, dającą mu się we znaki dolegliwością było coś w rodzaju chronicznego nieżytu żołądka, który w rezultacie doprowadził do wrzodów. Zaczęło się to już w latach młodzieoczych; niekiedy nie potrafił przełknąć nawet odrobiny płynu. Zwracał wszystko. Odruchy wymiotne nie dawały mu spokoju ni dniem ni nocą, toteż z wycieńczenia często mdlał".

NIEDOŻYWIENIE

„Pożywienie Ojca Pio było zawsze bardzo skąpe. W ciągu dnia jadł jedynie zupę fasolową lub grochową i trochę jarzyn. Niekiedy pozwolił sobie na szklaneczkę wina, które latem, w czasie upałów, zastępował zimnym piwem. Było to nader ubogie pożywienie i zupełnie niewystarczające, jeśli zważyć ilość godzin pracy i modlitwy. Dość pomyśleć, że wstawał o trzeciej rano, a kładł się spad około godziny jedenastej wieczorem. W okresach nawrotów nieżytu żołądka Ojciec Pio nie przyjmował nawet tak skromnego ilościowo pokarmu, jakim żywił się, na co dzień.

Chudł wtedy jeszcze bardziej. Nieżyt żołądka nigdy nie ustąpił, przeciwnie, wywołał inne dolegliwości układu trawiennego, które Ojciec Pio trzymał w tajemnicy; lekarze dowiedzieli się o nich dopiero po jego śmierci. Miewał często stany zapalne oczu, uszu, nosa i gardła. Dręczył go zwłaszcza chroniczny katar, który z czasem przerodził się w hipertroficzny i zajął zatoki przynosowe, czołowe i szczękowe, sprawiając mu przy tym bardzo silny ból.

Oprócz tego dokuczało mu tak silne zapalenia ucha, że o mało, co nie stracił słuchu. Choroba ta bardzo zaniepokoiła Ojca Pio. Głuchota, bowiem nie pozwoliłaby mu spowiadać wiernych, a zatem wypełniać wielkiej swej misji. Dlatego też prosił Boga, by odjął mu wzrok, a pozostawił słuch, mimo że dobrze wiedział, jaką udręką jest ślepota. W istocie, wielekroć w swym życiu przechodził okresy całkowitej ślepoty, której przyczyn nikomu nie udało się odkryć.

Niemal wszystkie choroby Ojca Pio pozostały niewyjaśnione dla opiekujących się nim lekarzy, zarówno, co do ich przyczyn, jak i przebiegu. Nie były to jednakże urojone choroby, na tle autosugestii, obsesji czy histerii. Były to choroby rzeczywiste, sprawdzalne za pomocą badań laboratoryjnych i zdjęć rentgenowskich, ale nie dawały się wyleczyć żadną metodą. Pojawiały się nagle, bez żadnej przyczyny, i ustępowały w ten sam sposób.

Ojciec Pio poddany został również badaniom, które miały określić jego stan psychiczny. Wszystkie orzeczenia lekarskie, wydane na podstawie takich badań, były dla niego pozytywne, włącznie z opinią profesora Amico Bignamiego, specjalisty o międzynarodowej sławie, który w latach dwudziestych kierował Katedrą Patologii na Uniwersytecie w Rzymie. Zbadawszy Ojca Pio, profesor Bignami - ateista nie dopuszczający do siebie myśli o mistycznej naturze stygmatów - stwierdził, że Stygmatyk jest osobą zrównoważoną, prawdomówną, sympatyczną i w zupełności normalną".

TRZY ZABIEGI CHIRURGICZNE

„W 1925 roku Ojciec Pio poddany został operacji przepukliny pachwinowej; na jego życzenie przeprowadzono ją, stosując tylko znieczulenie miejscowe. Niedługo potem utworzył mu się na szyi guz, który przeszkadzał w poruszaniu głową, nawet w czasie snu. Trzeba było raz jeszcze uciec się do chirurgii. I tym razem zabieg wykonano w klasztorze i bez narkozy. Trzeci z kolei zabieg, jakiemu poddał się Ojciec Pio, miał na celu usuniecie przyusznego nowotworu skóry. Z biopsji wykonanej w Rzymie wynikało, iż był to rak złośliwy. W owych czasach nikt nie marzył nawet o wyleczeniu z nowotworu złośliwego. Stosowane wówczas kuracje były nieskuteczne, miały jedynie przynieść chwilową ulgę. Ojciec Pio musiał przejść operację.

Jak poprzednio, tak i teraz zastosowano jedynie znieczulenie miejscowe. Jego przełożeni byli bardzo zaniepokojeni. Lekarze zalecili radioterapię, lecz Ojciec Pio po dwóch dawkach zrezygnował z niej, stwierdziwszy, iż nie jest już potrzebna. Wyzdrowiał. Biorąc zaś pod uwagę rodzaj choroby, z której wyszedł cało, trudno nie mówić o cudzie. W maju 1956 roku Ojciec Pio zachorował na ciężkie zapalenie opłucnej z wysiękiem do jamy opłucnej.

Chorobę rozpoznano dzięki zdjęciom rentgenowskim, a potwierdzona została przez sławnego klinicystę profesora Cataldo Cassano, który osobiście pobrał płyn surowiczy z ciała Ojca Pio. Sytuacja była bardzo poważna. Ojciec Pio nie ruszał się z łóżka przez cztery miesiące. W sierpniu owego roku do San Giovanni Rotondo zawitała figura Matki Boskiej Fatimskiej, odwiedzająca całe Włochy. Dlatego też zwano ją „Madonną pielgrzymującą". Ojciec Pio poprosił Matkę Bożą o łaskę uzdrowienia, i choroba ustąpiła bez śladu. Do wszystkich dolegliwości dołączył artretyzm, na który cierpiał w podeszłym wieku. Jego stawy były unieruchomione i każdy, najmniejszy nawet ruch sprawiał mu ogromny ból. Bez pomocy zakonnego współbrata nie był w stanie unieść do góry ręki, by pobłogosławić wiernych. Nie mógł już chodzić o własnych nogach, poruszał się na wózku inwalidzkim.

Prawie nigdy nie używał środków przeciwbólowych, by ulżyć sobie w cierpieniach. Poświęcił swe życie Bogu i pragnął cierpieć dla dobra ludzi. Otrzymanie stygmatów miało go upodobnić do Chrystusa. Jego powołaniem było cierpienie - chciał cierpieć jak Chrystus na krzyżu, i choroby nie były dlań niczym innym jak jedynie «dodatkiem» do cierpień wywoływanych tajemniczymi ranami, które nosił na dłoniach, stopach i boku. By zrozumieć, jak wielkie było cierpienie Ojca Pio, trzeba pamiętać, że rozliczne jego dolegliwości, ataki bólu i wycieńczenie tyloma chorobami sumowały się ze straszliwym, przenikliwym bólem od stygmatów".

PROBLEMY Z TERMOMETRAMI

Jednym z zagadkowych zjawisk w organizmie Ojca Pio, o którym dr Capuano wiele mi mówił, była hipertemia, czyli bardzo wysoka gorączka. Do dziś hipertemia Ojca Pio pozostaje wyjątkowym przypadkiem w historii medycyny. Wszyscy lekarze, którzy mniej lub więcej zajmowali się Ojcem Pio, nie mogli ukryć swego zakłopotania wobec tegoż faktu.

Termin medyczny „hipertermia" oznacza podwyższenie temperatury ciała znacznie powyżej normy. Zjawisko to znane jest w mistyce. Badacze tej dziedziny odkryli je u św. Jana od Krzyża, św. Teresy z Avili oraz św. Małgorzaty Marii Alacoque, zwanej „ognistą świętą". Ich serce było przepełnione tak wielką miłością do Boga, że biło z wyjątkową siłą, wywołując gorączkę podobną do agonalnej. Przypadki te nigdy jednakże nie zostały zbadane przez naukę. Inaczej było z Ojcem Pio.

Pierwszymi, którzy badali jego wysokie gorączki, byli lekarze ze szpitala wojskowego w Neapolu. Pod koniec 1915 roku Ojciec Pio wezwany został do swej jednostki, by odbył służbę wojskową. Trafił do Dziesiątej Kompanii Sanitarnej w Neapolu. Miał wówczas 28 lat. Już od dłuższego czasu jego stan zdrowia nie był najlepszy. Lekarze wojskowi od razu zorientowali się, że nie jest okazem zdrowia, i poddali go badaniom kontrolnym. W ten sposób, jako pierwsi odkryli wysokie gorączki Ojca Pio. Żaden z termometrów, które używali, nie mógł jej zmierzyć. Czoło młodego zakonnika biło żarem, oczy błyszczały, puls pędził jak oszalały. Gdy wkładano mu termometr pod pachę, słupek rtęci podskakiwał tak gwałtownie w górę, że rozsadzał rurkę.

A zatem temperatura przewyższała 42°C, maksymalną granicę podziałki każdego normalnego lekarskiego termometru. Zdumieni tym faktem, lekarze po długich naradach postanowili, z braku innych rozwiązań, odesłać młodego żołnierza do domu na rok urlopu zdrowotnego. Gorączka była dla Ojca Pio nieodłączną towarzyszką życia. Można to wywnioskować z listów, jakie pisał do swego kierownika duchowego. Można się też z nich domyślić, iż prawdopodobnie nigdy jej nie mierzył.

Pierwszym, któremu udało się dokładnie zmierzyć gorączkę Ojca Pio, był pewien lekarz z Foggii. W okresie swego urlopu zdrowotnego Ojciec Pio mieszkał w jednym z foggiaoskich klasztorów. Stan jego zdrowia nie uległ poprawie. Opiekujący się nim lekarz zniszczył kilka termometrów, zanim wpadł na pomysł, by posłużyć się termometrem używanym do mierzenia temperatury wody, czyli po prostu termometrem kąpielowym. Słupek rtęci zatrzymał się na 48°C. Lekarz nie wierzył własnym oczom. Spróbował raz jeszcze, z tym samym rezultatem. Aż w końcu dał sobie spokój: podobnego przypadku nie przewidywał żaden z podręczników medycyny, jakie przestudiował na uniwersytecie.

W 1920 roku zjawisko wysokiej gorączki Ojca Pio badał naukowo dr Giorgio Festa. „Słyszałem o tej anomalii" - zanotował w swoim sprawozdaniu. - „Uważałem, że jest ona niemożliwa, toteż chcąc rzecz sprawdzić z dokładnością naukową, na drugą wizytę u Ojca Pio wziąłem ze sobą specjalny termometr, jakiego używa się przy eksperymentach naukowych, bardzo dokładny". Dr Festa mierzył temperaturę Ojca Pio systematycznie, dwa razy dziennie. Polecił też przełożonemu, żeby w razie jego nieobecności postępowano w identyczny sposób.

Wyniki badań były zadziwiające. Wykazały, iż w pewnych okresach temperatura wynosiła tylko 36, 2°- -36, 5°C, w innych zaś dochodziła do 48°-48, 5°C.

„Kiedy miał tak wysoką gorączkę - zapisał dr Festa- na jego twarzy malowało się cierpienie, był też trochę niespokojny, lecz nie wpadał w stan delirium ani nie okazywał objawów towarzyszących zazwyczaj znacznym zaburzeniom temperatury ciała. Po dwóch lub trzech dniach wszystko wracało do normy i Ojciec Pio znów schodził do konfesjonału, by pełnić swą służbę". Fakt nie odnotowany przez medycynę

Wszystko to wyglądało na rzecz wręcz niemożliwą z naukowego punktu widzenia. Dr Festa nie mógł wyjść ze zdziwienia. Postanowił dogłębnie zbadać to zjawisko. „Ponieważ zjawisko zostało dokładnie stwierdzone – napisał a także występowało z wystarczająco dużą częstotliwością, zasługiwało, więc na zgłębienie. Wiedziałem, że badania kliniczne odnotowały przypadki wyjątkowych hipertermii, związanych z pewnymi schorzeniami, a także u osób cierpiących na silne zaburzenia psychiczne.

Wydawało mi się jednakże, iż nigdy przedtem nie stwierdzono w organizmie ludzkim tak wysokich skoków temperatury, jak w przypadku Ojca Pio". Dr Festa rozpoczął swe naukowe dociekania. I tak doczytał się u Juliusza Friedricha Cohnheima, w jego Traktacie o patologii ogólnej, iż przy atakach epilepsji oraz mocznicy, a zwłaszcza w przypadku zachorowań na tężec, wielokrotnie odnotowano zadziwiająco wysoką temperaturę ciała: 42, 5°-43°C, a nawet 44°C. Temperatury te doprowadzały do śmierci, i po zgonie dodatkowo jeszcze rosły. Doktor Baumler, zajmujący się patologią porażenia słonecznego, opisał przypadek, zakończony śmiercią, w którym chory w godzinę po przybyciu do szpitala miał 42, 9° gorączki.

Niemiecki uczony Wunderlich zwrócił uwagę lekarzy na fakt, iż w rozlicznych chorobach centralnego układu nerwowego, pod koniec życia danej jednostki, temperatura ciała mogła znacznie wzrosnąć, aż do 42° lub niekiedy nawet do 43-44°C. Wielu badaczy potwierdziło te spostrzeżenia, zaś tak wysokie temperatury nazwane zostały „agonalnymi lub przedagonalnymi", jako znak tego, co zapowiadały. We wszystkich przestudiowanych przez dr Festę materiałach medycznych odnotowane przypadki dalekie są jednakże od 48°C, czyli temperatury występującej u Ojca Pio.

Z tego też powodu dr Festa podsumował swe badania następującym wnioskiem: „Co się zaś tyczy Ojca Pio należy jedynie zauważyć, iż stwierdzona u niego hipertermia, nie raz jeden, lecz wielokrotnie, i to z bezwzględną dokładnością, mimo że znacznie przekraczająca granice uważane przez najlepszych znawców materii za zwiastuny śmierci - nie tylko, że nie wywołała w jego organizmie ubocznych skutków, lecz po trzech dniach silnego kryzysu całkowicie ustępowała, a Ojciec Pio, spokojny i pogodny, wracał do swej służby".

WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Anioł Stróż w życiu Ojca PIO
DIABŁY OJCA PIO

BILOKACJA - W ŻYCIU OJCA PIO

OJCIEC PIO I DUSZE CIERPIĄCE W CZYŚĆCU

CUDA OJCA PIO - Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie (J 4,48)

Teraz już dobrze -Z Wandą Półtawską o jej spotkaniu z Ojcem Pio rozmawia Rafał Szymkowiak

OJCIEC PIO W ŻYCIU KSIĘDZA GABRIELA AMORTHA

Penitentki i córki duchowe - Ojca Pio

Świadkowie Ojca Pio - O. Luciano Lotti OFM

STYGMATY OJCA PIO

Rajski zapach - Zjawisko mistycznych zapachów w życiu Ojca Pio
Slawek
CAŁUN OJCA PIO Opis jak powstał