Radek33
3,1 tys.

Pan Jezus do s.Leonii o Ogrójcu,Dźwiganiu Krzyża i Swoim Ukrzyżowaniu

S.Leonia Nastał – (właśc. Maria Nastał; ur. 8 listopada 1903 w Starej Wsi, zm. 10 stycznia 1940 tamże), zakonnica katolicka ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, mistyczka, pisarka religijna, Czcigodna Służebnica Boża Kościoła katolickiego oraz głosicielka idei mistycznego niemowlęctwa duchowego.W latach 30. XX wieku doznała objawień mistycznych Jezusa Chrystusa, podczas których został jej ukazany sposób życia polegający na pokorze i nieograniczonej ufności Bogu. Ostatnie lata, złożona chorobą, spędziła na leczeniu. Zmarła w styczniu 1940 roku w Starej Wsi w opinii świętości. Obecnie toczy się jej proces beatyfikacyjny.

Tajemnice Różańca Świętego

Fragmenty objawienia Jezusa i Maryi (1934-1939r) - S.B siostra Leonia Nastał


Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej

BOLESNE

1.Ogrójec


Powiedz wszystkim władzom twej duszy: Którego ja pocałuję, imajcie Go (Mt 26,48). Ja pragnę być pojmany przez wszystkie władze twej duszy. Oddam ci się dobrowolnie, jak oddałem się kiedyś w Ogrójcu w ręce oprawców. Jeżeli Mnie szukasz, oto jestem (J 18,8). Pozwól odejść wszystkim stworzeniom, wszystkim myślom obcym, nie zatrzymuj żadnej, bo w chwili, gdy bez względu na Mnie zajmiesz się czymś innym, Ja odejdę. Każdy akt miłości jest pocałunkiem, który koi rany mej miłości. Powiedz twym życiem otoczeniu swemu: Którego ja pocałuję, imajcie Go. Powiedz duszom bojaźliwym i chwiejnym, że Jezusa łatwo pojmać, bo stał się więźniem miłości. Niech jednak dusze traktują Mnie nie jako więźnia, lecz jako króla swego, bo Ja jestem istotnie Król[em].(10)

Podczas Mszy św. na chwilę Pan Jezus przeszył moją duszę wzmożoną siłą bólu na myśl o tym, że dusze idą do piekła. Pan Jezus odezwał się: Pojmujesz teraz choć w części mój ból Ogrójca? Twój ból to jeszcze nie cierpienie piekła, bo tego nie zniosłabyś w żaden sposób. Niech ci to jednak będzie zachętą do ratowania dusz.(19)

[26 II 1936 r.] W Środę Popielcową czułam w duszy cierpienie, którego nie umiem wytłumaczyć. Klęczałam przez 2 godziny zmiażdżona tym cierpieniem, nie mogąc znaleźć żadnego dla siebie oparcia. Po Komunii św. Pan Jezus odezwał się: To twoje Getsemani. Zapowiedziałem ci, że przeżyjesz moje życie razem ze Mną. Trzeba, byś wstąpiła także do Ogrójca.
Niech się nie dziwią ci, którzy to czytać będą, że zabieram do Ogrójca niemowlę, duszę, którą obrałem sobie za siostrzyczkę mego wieku niemowlęcego. Chwile Ogrójca i Kalwarii przeżywałem już jako niemowlę w Sercu swoim. Trzeba, by i moja siostrzyczka przeżyła je ze Mną. Czyż nie robią tak ojcowie ziemscy? Ileż to razy, znalazłszy sią sam na sam z niemowlęciem, pochylają sią nad nim, pragnąc pieszczot maleństwa. Opowiadają mu o troskach, których ono nie rozumie, a jednak przy maleństwie znajdują odpocznienie i ulgę. Jesteś niemowlęciem, nie zrozumiesz tajemnic moich cierpień - i nie zrozumie ich w całym tego słowa znaczeniu nikt. Żeby zrozumieć ból Jezusa, trzeba by być Jezusem, cierpieć to, co On cierpi. A jednak Ja przychodzę do ciebie, chcę ci opowiedzieć o bólu mojego Ogrójca.
Dusza moja oglądała Boga w jasnym widzeniu. Majestat Jego nieskończony oglądałem tak, jak widzi samego siebie Bóg, bo jestem Bogiem. Widziałem świętość i majestat Boga posunięte aż do nieskończoności. Z drugiej znów strony, widziałem człowieka - stworzenie. Widziałem go aż w jego nicości. I oto ta nicość wypowiada bunt Bogu - nie będę służył, nie będę czynił tego, czego żąda Bóg, wolą słuchać szatana, pierwszego buntownika, wolą słuchać własnych instynktów. Serce moje odczuło zniewagę wyrządzoną Bogu. Człowiek szlachetny odczuwa, jeżeli znieważa się osobę niewinną wysoko postawioną, zwłaszcza jeżeli [jest] to osoba, która tylko dobro świadczyła - a jeżeli to osoba bliska sercu, jeżeli jest krewną - wówczas ból osoby współczującej równa się prawie bólowi osoby znieważonej.
Leonio, Bóg jest moim Ojcem, jestem Jego jednorodzonym Synem. Cierpiałem nad zniewagą wyrządzoną Bogu, cierpiałem aż do nieskończoności nad zniewagą wyrządzoną Ojcu mojemu. Był to ból, którego nie mogło pomieścić moje Serce, więc krew najświętsza wypłynęła z niego, wypłynęła z żył, przez wszystkie pory najświętszego ciała. Moje dziecko - ty tego nie pojmiesz, bo jak ci już powiedziałem, żeby to móc zrozumieć, trzeba by być Jezusem, cierpieć to, co On cierpiał, a to niepodobna, bo stworzenie, jakim jest człowiek, padłoby bez życia przy tego rodzaju cierpieniu.(63)


4. Dźwiganie Krzyża

10 VII [1936 r.] W czasie mojej męki doznawałem, obok gwałtownych cierpień fizycznych, wiele bólu i cierpień duchowych. Owszem, one przewyższały pierwsze. Każdy akt bólu fizycznego przyjmowałem jako zadośćuczynienie za osobny grzech czy rodzaj grzechów, a równocześnie duszę moją przygniatał, jak winna prasa, widok zniewagi wyrządzonej Bogu przez ten grzech. Kiedy brałem na swoje ramiona krzyż, a raczej gdy Mi go wtłaczano na ramiona, członki moje przeniknął tak gwałtowny ból, że gdyby nie wyższa siła, byłbym padł na ziemię.
Ty wiesz, jaki ból sprawia ucisk rany - a moje ramiona były poszarpane ranami. I na takie żywe, ociekające jeszcze krwią rany wtłoczono Mi ciężar krzyża. Był to nie tylko ciężar gatunkowy drzewa, ale i ciężar grzechów, za które krzyż podjąłem - ich widok daleko boleśniejszym krzyżem przytłaczał Mi duszę. Kto przeżywał wyrzuty sumienia po dopuszczeniu się choćby jednego grzechu ciężkiego, wie, jak wielki jest jego ciężar. On przygniata duszę, spędza sen z powiek, z twarzy świeżość i uśmiech, z serca radość i pokój. A Ja wszystkie tego rodzaju udręki przyjąłem do swojej duszy, a cierpiałem także za tych, którzy w zatwardziałości serca pędzili swoje życie, bo za ich grzechy trzeba było również złożyć zadośćuczynienie nieskończonemu Majestatowi.

Pan Jezus pozwolił mi widzieć w duchu, jak wyglądał w chwili, gdy brał krzyż na swe ramiona. Widziałam, jak śmiertelna bladość pokryła Jego najświętsze oblicze, rumieniła ją tylko krew spływająca spod cierni. Jezus drżał na całym ciele, drżała każda tkanka najświętszego ciała, a jednak Pan Jezus ruszył w swoją drogę kalwaryjską. Stąpał powoli, z trudem podnosząc nogi, pochylał się pod ciężarem krzyża coraz więcej, chwiał się tak, że mi się zdawało, że upadnie za każdym krokiem. A jednak Jezus szedł i odmawiał jakieś modlitwy. Dosłyszałam, jak mówił: Ojcze, wejrzyj na Serce Twego Syna, na chwałę i zadośćuczynienie, jakie Ci za grzeszników składa, a gdy oni udadzą się do miłosierdzia Twego, racz im łaskawie przebaczyć i odpuścić. Ojcze, zachowaj mój Kościół w świętości prawdy, a wszystkim jego wiernym dzieciom daj szczęście w Twej chwale, przez mękę i śmierć moją. Potem odmawiał Jezus modlitwy, których już nie dosłyszałam, bo głos Jego był coraz cichszy. Wreszcie wydał Jezus bolesny jęk i padł na ziemię, a na Jego barki powaliło się drzewo krzyża. Przez chwilę leżał Pan Jezus bez żadnego znaku życia, tylko spod cierni popłynęła krew, bo drzewo krzyża jednym końcem uderzyło o cierniową koronę. O, jakże pragnęłam przyjść Panu Jezusowi z pomocą, jak pragnęłam zdjąć z Niego krzyż. Serce moje pełne było bólu. Jezusa szarpnęli za sznury żołdacy, by powstał, a On z trudem podniósł się, a pierwsze Jego spojrzenie było na mnie skierowane, jakby się chciał przekonać, czy jestem.
Moja Leonio - odezwał się Jezus - czy wiesz, co spowodowało mój pierwszy upadek? Oto widok pierwszych grzechów ciężkich. Gdybyś ty wiedziała, jaki to ból okropny ściska serce na widok dusz, które przed chwilą pięknością swoją podobne były aniołom, były mieszkaniem Trójcy Przenajświętszej; jeszcze przed chwilą Ja byłem królem tych dusz, a oto naraz dusza z całą świadomością odwraca się od Boga, gardzi Jezusem, jednym silnym, złośliwym pchnięciem wytrąca ze swego serca Jezusa, a On pod wpływem tego uderzenia pada na ziemię, a przez to samo wejście, którym wytrącono Jezusa, wchodzi szatan. Jezus, doznawszy takiej wzgardy, nigdy nie wróciłby do tej duszy, gdyby nie miłość nieskończona, która każe Mu ratować wszelką nędzę, a nawet złość. Miłość każe Mu umrzeć, by dusza żyła.(125)

5. Ukrzyżowanie

Oczom duszy ukazał się Jezus rozpięty na krzyżu. Twarz śmiertelnie blada, oczy zalane krwią. Dreszcz przeszedł po moich członkach. Jezu - zawołałam w głębi duszy - pozwól mi wznieść się tak wysoko, bym mogła obetrzeć Jego Oblicze. Zdawało mi się, że Jezus powiedział, że raczej powinnam się uniżyć tak głęboko, aż pod stopy krzyża, bo jestem grzesznicą. Głosu Jego wtenczas nie słyszałam, a jednak zdawało mi się, że od krzyża spływały do duszy takie myśli.(8)

Duszę moją przykuł widok alei pełnej jasności, którą równocześnie przenikała lekka mgła, jak biały obłok. Środkiem tej alei rozstawione były krzyże. Naliczyłam ich dziesięć. Z pierwszego z nich, mnie najbliższego, przemówił Jezus: Jestem ukrzyżowany w sercach ludzkich. Dobrowolnie przybijają Mnie do krzyża serc swoich. A Ja - nim Mi ostatecznie śmierć zadadzą - tak przyciskam mocno do siebie ten krzyż, pragnąc pociągnąć do siebie te dusze i serca. Pragnę, by przez moją śmierć odzyskały życie. Z krzyża, na którym umarłem na Golgocie, nie zstąpiłem nawet po śmierci. Zdjęli Mnie z niego Józef i Nikodem. Leonio, zdejm Mnie z krzyża serc, które dobrowolnie, tak na zimno, z otwartymi oczyma, krzyżują Mnie najokrutniej.
Jak ja Ciebie zdejmę - mój Jezu - z krzyża,, kiedy jestem tak maleńka jak niemowlę, tak słaba jak ono? Przystaw sobie drabinę. Miłość Boga i bliźniego - to będą dwa pionowe ramiona, a liczne drobne ofiary, akty umartwienia, zaparcia się siebie, pokory, ufności - to będą poszczególne szczeble, po których wzniesiesz się wysoko. Proś twego Anioła Stróża, by ci towarzyszył, by ciępodtrzymywał, bo szczeble twarde, a przestrzeń wysoka. A gdy już dojdziesz tam, gdzie przygwożdżone moje ręce i stopy, powiedz tylko: Jestem, mój Jezu. Przyszłam, bo mnie wezwałeś [1 Sm 3,5], pragnę Cię zdjąć z krzyża, bo Cię kocham, oddaję Ci się jako ofiara za tych, którzy Cię krzyżują w sercach swoich. Ożyw te serca i dusze - ja za nich gotowa jestem umrzeć [w] każdej chwili. Jeżeli się to podoba miłości Twojej, gotowa jestem zawisnąć na krzyżu, byłeś tylko Ty, mój Oblubieńcze, żył z powrotem w tych sercach, które cię zdradziły. Potem otwórz Mi na oścież twoje serce. Ja sam przyjdę do ciebie, bowiem potrzeba Mi mieszkać w domu twoim [Łk 19,5].
Kiedy moi uczniowie zdjęli Mnie z krzyża, złożyli Mnie w objęcia mojej Matki Niepokalanej. I ty zaproś Ją do swojej duszy, by Mi w tobie oddała przysługą, jaką oddawała Mi wówczas, gdy Mnie zdjęto z krzyża. Ale i ty pozostań, by spełnić polecenia mojej Matki Niepokalanej. Może zażąda od ciebie jakiej drobnej przysługi, a może upodoba sobie twoje serce, by w nim złożyć swój Skarb Najdroższy - a może zatrzyma cię przy sobie, by cię uczynić świadkiem mojego zmartwychwstania w duszach, za które oddałaś się na ofiarę.(68)


Przez kilka dni ukazywał mi [się] Jezus z otwartą raną w boku, z którego wychylała się gałązka okryta kolcami, a zakończona bukietem białych róż. Pan Jezus skierowywał za każdym razem te kwiaty do mnie. Czułam dotknięcie tych róż i zdawało mi się, że z mojego serca wyrasta znów gałązka lilii. Za trzecim pojawieniem się tego samego widzenia Pan Jezus powiedział: Te róże są symbolem łask, jakie zlewam na twoją duszę. Patrz, ku tobie wychylam biały kwiat, a w Sercu moim tkwi gałązka okryta kolcami, bo łaski, których ci udzielam, wysłużyłem dla ciebie bólem i cierpieniem. Złącz twoją lilię z moją różą. Nabierze ona w ten sposób tym większej jasności. Zanieśmy te kwiaty naszemu Ojcu, który jest w niebiesiech. Niech się cieszy ich bielą i wonią.
Raz Ojciec niebieski odezwał się: Córko mojego upodobania - czy wiesz, dlaczego tylu ranami okryłem mego Syna w czasie Jego męki? Bo miłość moja Boska została wpierw zraniona. Ja cały jestem Miłością. Świat stworzyłem z miłości. Ku ludziom - moim ziemskim dzieciom - żywiłem jedno tylko uczucie, uczucie miłości bezgranicznej. Tymczasem ludzie mojej miłości nie chcieli. Ta wzgarda okazana mojej miłości była ciosem, który Mi zadał ranę. Jako Bóg cierpieć nie mogłem, ale mój Syn Jezus podjął na siebie dobrowolnie wszystkie rany, które ludzie przez swoje grzechy mojej odwiecznej zadali miłości. Przez rany Jezusa wszystkie moje dzieci, które dostaną się do nieba, wejdą w tę ranę mojej miłości. Będzie ich to uszczęśliwiać przez wieczność całą, bo poznają, jak bardzo były przeze Mnie kochane.(71)

Raz, w czasie Mszy Św., Pan Jezus ukazał mi swoje Serce rozpalone tak jak z ognia wyjęte żelazo, ale nic Jezus nie mówił. Innym znowu razem, w czasie adoracji, Jezus ukazał mi krzyż, a na nim płonące Serce Pana Jezusa. Płomienie wydobywały się i rozchodziły szeroką falą. Po południu tego dnia Pan Jezus powiedział: Włócznia Longina dotknęła i przeszyła moje Serce dopiero po mojej śmierci, ale ból tego przeszycia cierpiałem za życia niejeden raz. Owszem, cierpiałem ten ból od pierwszej chwili mego wcielenia. Człowiekiem stałem się z miłości. Przyszedłem na ziemię oznajmić ludziom dobrą nowinę, przyszedłem im powiedzieć, że Bóg żywi dla nich miłość, przebaczenie i miłosierdzie. A ludzie Mnie odepchnęli, nie przyjęli. Serce moje ścisnęło się wówczas bólem takim, jaki sprawia przebicie Serca. Gdyby chociaż później, kiedy już ludzie poznali, kim jestem, bo słyszeli głos z nieba mówiący, że jestem Synem Boga, w którym sobie upodobał; gdyby choć wówczas, kiedy im dobrze czyniłem, lecząc chorych, wskrzeszając umarłych, karmiąc ich głód, trudząc się i żyjąc tylko dla nich; gdyby wówczas przynajmniej otaczano Mnie miłością, zabliźniłaby się rana. Ale niestety - tak mało dusz kochało Mnie prawdziwie i z całkowitym zapomnieniem o własnych interesach. Ranę miłości nosiłem zatem w moim Sercu przez całe życie. Włócznia Longina otworzyła tylko to Serce i dała upust ostatniej kropli krwi, którą wylałem dla ludzkości.
A teraz, moja Leonio, popatrz: w Sercu mym tkwi kolec, w miejscu gdzie dawniej tkwiła włócznia. Czy wiesz, kto go zadał? Dusze przeze Mnie wybrane swoją zimną wzglądem Mnie obojętnością. Mam dusze kochające Mnie bardzo, ale są i takie, które chciałbym wyszczególnić za bardzo maleńką ofiarę, a one odtrącają Mnie, lekceważą moje szczególne względy. Popatrz, jak wielki to cierń, jak bolesny. Jeżeli Mnie kochasz, staraj się przynieść Mi ulgę w cierpieniu. Weź na siebie tyle krzyża, ile udźwigniesz. Ja ci dopomogę.(76)


19 VII [1936 r.] Trwałam u stóp krzyża, błagając z bólem duszy o przebaczenie moich grzechów. Głos Ojca niebieskiego odezwał się: Przebaczam wszystkim, którzy Mnie o to błagają, w imię megoSyna ukrzyżowanego, spowitego bólem i cierpieniem; Syna, w którym mam upodobanie. Jego życzenie wyrażone na krzyżu staje się u Mnie prawem. Zapisz, że chcę, by Mnie ludzkość błagała o przebaczenie w imię ukrzyżowanego Jezusa.
20 VII [1936 r.] Przeżywałam bardzo bolesne opuszczenie duszy. Pragnąc znaleźć podporę w przygniatającym cierpieniu duszy, zaczęłam rozważać Jezusowe: Boże mój. Boże mój, czemuś Mnie opuścił? [Ps 22,2; Mt 27,46] Zdawało mi się, że przez chwilę dał mi Pan Jezus przeżyć Jego własne opuszczenie, a ono było wprost nie do wycierpienia dla człowieka. Czułam, że tylko Jezus utrzymywał moje siły. Ojciec niebieski mówił: Opuściłem Syna za to, że ludzkość ukochał miłością nieskończoną. Rozciągnął na krzyżu swoje ramiona, bym nie dosięgnął ludzkości. Chciał ją zastawić sobą, bym jej nie chłostał karą wiecznego opuszczenia, więc dałem je przeżyć umiłowanemu Synowi w całej grozie, w całej potędze uczucia opuszczenia wszystkich, którzy na opuszczenie zasługują. Synu, Jam Ciebie opuścił, boś Ty zawisł bezwładny, przygwożdżony – na krzyżu wysoko do Mnie wzniesiony. A Ja zstąpiłem pod ten czas na niziny, by podnieść w Twe rozpięte objęcia to, co upadło, co pełza po ziemi. Ja - razem z Tobą - Twym opuszczeniem zbawiam świat. Synu, Ja razem z Tobą ludzkość całą przycisnę do ojcowskiego łona mego. Twoja chwała będzie opromieniona chwałą tych, za których cierpisz bolesne opuszczenie.(126)

www.duchprawdy.com/s_leonia_nastal…