ona
3436

Zdychaj Francjo! Dla przykładu…

Zdychaj Francjo! Dla przykładu…
utworzone przez Bartosz Bodnar
Z mediów docierają kolejne informacje o tym, co działo się wczoraj wieczorem w Paryżu. Jedni podają bilans 60 ofiar. Inni piszą o 120. Niektóre media mówią o czterech skoordynowanych atakach w różnych częściach miasta. Inni o sześciu.

Ale jakie to ma znaczenie? Żadnego. Paryż został zaatakowany. Skutecznie. Od środka. Na własne życzenie.

Byłem tam raz. Rodzinnie. Z dzieckiem. Cztery, pięć lat temu. Pojechaliśmy do Disneyland’u. Hotel mieliśmy pod samym łukiem triumfalnym. Ale mieliśmy kłopot dostać się do niego, bo setki czarnoskórych, wściekłych bandziorów właśnie rozpoczęło rozpieprzanie jednej z głównych ulic miasta. Była policja, wojsko, uciekający paryżanie, turyści, latające kamenie. Piana na pyskach. Nienawiść.

To było kilka lat temu. Jeszcze nie było wojny w Syrii. Ale wojna z islamem trwała już od dawna. Jeszcze nie było wielkiej fali uchodźców, ale w Paryżu już były całe czarne, muzułmańskie dzielnice, do których nawet policja bała się wjeżdżać.

Wtedy już Francja oficjalnie była w 10% muzułmańska. Nieoficjalnie prawie w 25%. Już wtedy pojawiały się głosy, że jeżeli nic się nie zmieni, Francja przestanie być francuska w ciągu najbliższych 20-25 lat.

Kolejne lewicujące rządy Francji i starej Europy zamiast myśleć przyszłościowo, kolejnymi swoimi decyzjami pogłębiały ten kryzys. To Sarkozy, Hollande, Merkel, Tusk i cały skostniały rząd Unii Europejskiej ma dzisiaj krew na rękach.

Nigdy nie żałowałem alpinistów, którzy ginęli zdobywając Mount Everest. Nie żałowałem tych, którzy rozbijali się o budynki skacząc z nich ze spadochronem. Nie płakałem nad nurkami, schodzącymi na setki metrów, którym nie udało się wypłynąć.

Podejmowali suwerenne decyzje. Podejmowali ryzyko i ponosili tego konsekwencje. Mieli ambitne plany, ale nie wyszło.

Żałuję bardzo wszystkich niewinnych ludzi. Żałuję tych wszystkich przerażonych ofiar, ich rodzin, bliskich, przyjaciół. Żałuję tych Francuzów, którzy przeżyli, ale których życie bezpowrotnie zmieniło się od wczoraj. Ale nie żałuję Francji jako takiej, bo wykrwawia się na własne życzenie…

Cała Europa wykrwawia się już powoli na własne życzenie.

Powodów tego jest wiele. Stara Europa, idąc razem z USA po ropę i wpływy do krajów islamskich, takich jak Irak, Syria, Afganistan, Libia obaliły tamtejsze reżimy, które trzymały za mordę te wszystkie ekstremizmy. Saddam, Kadafi, Assaad – wszyscy oni mieli na swoim sumieniu straszne zbrodnie, ale te zbrodnie są niczym w zestawieniu z ogromem terroru, jakie w tych krajach przynosi system inny, niż totalny zamordyzm. I co w zamian zaproponowały tym ziemiom kraje starej Europy? Demokrację.

Demokrację, która leży w pełnej sprzeczności z naukami islamu. Trzeba być debilem, lub przebiegłym skurwysynem, żeby to ignorować. Muzułmanie akceptują jedynie prawa nadane przez samego Boga, a więc tylko te zapisane w Koranie. Wszystkie prawa ludzkie, z demokracją na czele, są więc prawami stworzonymi przez człowieka, a te muzułmanów nie dotyczą.

Francja, kiedyś kolonizator, w ramach zmycia win za swą dwustuletnią okupację całej północno zachodniej Afryki, otworzyła swoje granice dla obywateli byłych okupowanych ziem. I to był początek jej końca. Niegdyś niemal homogeniczna Francja, stała się multikulturowym tyglem pełnym napięć nacechowanych tak głębokim rozwarstwieniem i podziałami, że w sposób oczywisty prowadzącym do otwartego konfliktu.

Francja ma na swoim sumieniu bardzo wiele. I tak jak Niemcy powinny były odbudowywać całą Europę po przegranej wojnie, tak Francja winna była naprawiać wyrządzone w czasie swych kolonizacji krzywdy… ale tam, gdzie były one wyrządzane, a nie na swojej ziemi!

Pisałem już w jednym z artykułów – trzeba mieć nasrane we łbie, jak Villas, żeby brać na swoje podwórko wszystkie bezdomne psy. Taki „altruizm” kończy się skrajnym ubóstwem, banicją, czasem pogryzieniami, ale i maksymalnie osranym własnym podwórkiem. A psy, jak były biedne i bezdomne, takie są nadal.

Francja za swą bliskowschodnią politykę, ale przede wszystkim za ustępliwość w stosunku do wszelkich ekstremizmów powinna płonąć. Dla dobra całej Europy. Jako przykład tego, co nas czeka, jeżeli islam nie zostanie w końcu nazwany po imieniu. Jeżeli nie zostanie zdelegalizowany i nie trafi na tę samą półkę, co faszyzm, nazizm i komunizm.

Islam to ideologia zbrodnicza. W jego podstawach leży zwalczanie mieczem wszystkiego, co nie islamskie. W jego świątyniach, również tych europejskich, nawołuje się do zbrojnego powstania przeciwko kulturze Zachodu. Jego duchowni legitymizują każdą przemoc, każdą agresję i każdy gwałt, które skierowane są w stronę niewiernych.

Próba wsadzenia islamu w ramy demokracji jest tak samo absurdalna, jak empatyczne dywagowanie nad motywami psychopatycznego mordercy. Nie da się ważyć prędkości. Nie da się linijką mierzyć ciężaru. Nie da się islamu mierzyć standardami demokracji. To dwa światy, dwie miary, dwie nie mające ze sobą nic wspólnego jednostki.

Każdy muzułmanin pragnący żyć w Europie powinien zrzec się swojej „religii” i przyjąć bezdyskusyjnie pełnię praw i obowiązków zastanych tu na miejscu. Jakakolwiek próba powrotu do swoich starych zwyczajów, jakakolwiek manifestacja swojej przynależności religijnej powinna kończyć się więzieniem lub deportacją. Nie ma innego sposobu.

Te ataki były przerażające, ale po stokroć bardziej straszne byłyby ataki dwudziestu nożowników rozsianych po całym Paryżu. Bez wybuchów. Bez strzelania. Wmieszani w tłum, tacy jak ja i Ty. Niech każdemu uda się zabić „jedynie” pięć osób. Sto ofiar zabitych po cichu, bez konieczności przygotowania wielkiej złożonej akcji. Takie ataki są po stokroć bardziej przerażające, bo mogą się wydarzyć wszędzie tam, gdzie z meczetu popłynie rozkaz. Wystarczy wypowiedzieć świętą wojnę i wyznaczyć godzinę. A meczety są w każdym kraju Europy.

To, co się stało w Paryżu to pierwszy skutek wpuszczenia do Europy miliona imigrantów w ostatnich miesiącach. Bez kontroli. Bez pomysłu, co dalej. Pomimo ostrzeżeń wywiadów całego świata. Pomimo jawnej deklaracji ISIS, że wśród tych ludzi będą ich żołnierze.

Merkel zrobiła wszystko, żeby znaleźli się na naszych ulicach. Zrobiła to celowo, lub (w co ciężko uwierzyć) ze skrajnej głupoty. Merkel ma krew na rękach. Podobnie jak Tusk, Kopacz i François Hollande.

Wystarczy, że tylko 1% z tego miliona to radykałowie, a już na terenie Europy będziemy mieć ich 10.000! Niech tylko 1% z tych radykałów, to szaleńcy-samobójcy. Oznacza to, że teraz w miastach Europy znajduje się 100 skrajnie niebezpiecznych terrorystów.

W atakach w Paryżu wzięło udział raptem kilkanaście osób. Kolejne kilkadziesiąt właśnie szykuje się do wykonania nowych zadań. A to tylko przy założeniu, że zaledwie promil muzułmanów to zdolni do terroru szaleńcy. Statystki niestety temu przeczą.

Francja płaci krwią swoich obywateli za swój własny terroryzm, ale i za samobójcze decyzje dotyczące islamskiej migracji, którą już od dawna powinno nazywać się inwazją. Płaci, za uległość wobec ekstremizmu. Za stworzenie inkubatora dla europejskiego islamizmu i terroryzmu.

Zdychaj więc Francjo! Płoń! Dla przykładu… Może Twoja krew i Twój upadek uchroni resztę Europy przed totalną katastrofą…

…choć, jak uczy nas historia, sami ludzie nie uczą się nawet na własnych błędach.


niepoprawnipolitycznie.com/zdychaj-francjo-dla-przykladu/
ona
Skąd wziął się więc terroryzm nad Sekwaną?
Francja po zakończeniu II wojny światowej przyjęła ogromną liczbę emigrantów głównie z Maghrebu oraz Afryki subsaharyjskiej. Ta emigracja miała dwie podstawowe przyczyny: dekolonizację i boom gospodarczy lat 50. i 60. XX w.
Trudno dokładnie określić liczbę muzułmanów zamieszkujących dziś Francję, ponieważ ze względu na zasadę świeckości państwa nie …Więcej
Skąd wziął się więc terroryzm nad Sekwaną?

Francja po zakończeniu II wojny światowej przyjęła ogromną liczbę emigrantów głównie z Maghrebu oraz Afryki subsaharyjskiej. Ta emigracja miała dwie podstawowe przyczyny: dekolonizację i boom gospodarczy lat 50. i 60. XX w.

Trudno dokładnie określić liczbę muzułmanów zamieszkujących dziś Francję, ponieważ ze względu na zasadę świeckości państwa nie prowadzono tego rodzaju statystyk. Przybliżone szacunki mówią, że mogą oni stanowić nawet ok. 10 proc. ludności tego kraju. Żyją w dużych skupiskach wokół wielkich miast, często - w specjalnie dla nich pobudowanych osiedlach. Osławione przedmieście Paryża Saint-Denis zamieszkuje ok. 400 tys. muzułmanów.

Sytuacja emigrantów zmieniła się w połowie lat 70. XX w., gdy spadł popyt na ich siłę roboczą. Pozostali oni jednak we Francji, ponieważ mogli korzystać z przyzwoitego socjalu, jaki oferowało im państwo dobrobytu. Coraz mniej potrzebni, zamknęli się w swoich osiedlach i zmienili je w przestępcze getta, do których policja (a więc państwo) nie ma wstępu. Znaleźli się na społecznym marginesie. Dobrobyt, który był na wyciągnięcie ręki w sąsiednich dzielnicach, stał się dla większości z nich niedostępny. Zablokowanie możliwości awansu w hierarchii społecznej musiało doprowadzić do powstania ostrego konfliktu. Objawia się on poprzez frustrację, bunt, a wreszcie przez próby zniszczenia istniejącego porządku. Islam jest wygodną ideologią, którą ta niszczycielska siła bierze sobie na sztandary. Ma on bowiem niezaprzeczalne zalety: zapewnia silną kulturowo-cywilizacyjną tożsamość a w miejsce kapitalistycznego leseferyzmu proponuje społeczny solidaryzm wyznawców. Nota bene, zajął on miejsce marksizmu, który wyznawali terroryści europejscy w latach 60. i 70. XX w.

A zatem o przyczynach terroryzmu francuskich emigrantów więcej dowiemy się z tradycyjnej socjologii opisującej zachowanie grup społecznych, aniżeli z Huntingtonowskiej koncepcji globalnego ładu, który tworzy się wskutek konfliktu cywilizacji.

Dlaczego politycy a za nimi media wszystko tłumaczą „zderzeniem cywilizacji”? Korzystając z niej chcą zamazać swoją współodpowiedzialność za ten akt terroru. Bracia Kouachi, którzy w styczniu tego roku zamordowali kilkanaście osób w redakcji „Charlie Hebdo”, byli nie tylko obywatelami francuskimi. Urodzili się we Francji; tam w wieku kilku lat zostali osieroceni i tam wychowani w domu dziecka. Z radykalnym islamem jeden z nich zapoznał się dopiero we francuskim więzieniu, w którym odbywał karę za pospolite przestępstwa. Wniosek: za to, kim się stali obaj bracia, w pierwszej kolejności odpowiada państwo francuskie, a nie tylko cywilizacja islamu.

Z pierwszych wypowiedzi prezydenta Hollande’a nt. piątkowych zamachów wynikało, że nie byłyby one możliwe bez udziału obywateli francuskich. Policja rozpoznała wśród zamachowców co najmniej jednego francuskiego obywatela, który był dobrze znany służbom bezpieczeństwa. A zatem to co dzieje się nad Sekwaną jest także rodzajem wojny domowej.

Jest i inny powód ukrywania prawdy. Uznanie społecznego charakteru przyczyn terroryzmu zmusiłoby francuskie elity polityczne do przyznania, że problem ten w przewidywalnej przyszłości jest nie do rozwiązania. Na programy społeczne, służące lepszej integracji muzułmanów, zadłużone państwo nie ma bowiem pieniędzy. A na ograniczenie ich praw nie pozwoli francuski i europejski porządek prawny, którego filarem jest zasada niedyskryminacji. Dlatego najłatwiej wmówić Francuzom, że wybuchła wojna cywilizacji i obiecać wygraną, a ewentualne niepowodzenia zwalić potem na siłę wyższą.

Wojna cywilizacji jest prostym pijarowskim rozwiązaniem nierozwiązywalnego problemu setek tysięcy wykluczonych muzułmanów, zamieszkujących w gettach na przedmieściach francuskich miast. Ani prawica, ani lewica, ani Front Narodowy nie ma pomysłu, co zrobić z tym fantem. Polityczny makiawelizm podpowiada zastosowanie starego triku, polegającego na przeniesienia konfliktu wewnętrznego na zewnątrz. Ogłoszenie cywilizacyjnej wojny to program, który daje szanse na zwycięstwo w najbliższych wyborach. A przecież o to tylko chodzi politykom.

Wydaje się jednak, że wizerunkowe sztuczki tym razem nie zadziałają. Wstrząs wywołany widokiem skrwawionych ulic Paryża mieć będzie daleko idące skutki. Może zmieść ze sceny politycznej całą generację polityków, rządzących obecnie w największych państwa Europy. To tzw. pokolenie ’68, dla którego konstytutywnym wydarzeniem był lewacki bunt studencki. Skierowany był przeciwko państwu, które zgodnie z ideologiami marksistowsko-freudowskimi, ograniczało wolność i autentyczność jednostki. Z tego powodu winno być zniszczone.

Ta anarchistyczna ideologia odcisnęła swoje piętno na liderach Europy. Dlatego tak niechętnie sięgają oni po instrument państwowej przemocy. Tę idiosynkrazję mogliśmy dostrzec w trakcie kryzysu imigracyjnego. Angela Merkel i François Hollande, chadeczka i socjalista, w jednym byli zgodni. Nie zdecydowali się na pełne zaangażowanie sił państwa do przeciwdziałania zalewającym Europę falom migracyjnym. Państwo jako instytucja posiadający monopol przemocy abdykowało i otworzyło swoje drzwi przed imigrantami wśród których znaleźli się również terroryści z Paryża. Najbliższe wybory w Europie zdominuje problem bezpieczeństwa i władzę zdobędą w nich politycy, którzy swoją odpowiedzialność za bezpieczeństwo własnych obywateli będą traktowali serio i nie zawahają rzucić wszystkich sił państwa przeciwko terrorystom.

Jest wreszcie ostatni, być może najważniejszy powód, by nie poddać się logice zderzenia cywilizacji. Jak zauważa niemiecki politolog, Ulrich Speck, sprowokowanie cywilizacyjnej wojny pomiędzy muzułmanami a Europejczykami jest głównym celem Państwa Islamskiego. Jego zwolennicy, stosując terror, dążą do tego, aby państwa zachodnie uderzyły we wszystkich wyznawców islamu. W ten bowiem sposób chcą ich zradykalizować. Wskutek tego we Francji zamiast jak obecnie kilku tysięcy będzie kilkaset tysięcy zdecydowanych na wszystko dżihadystów. A święta wojna przybierze apokaliptyczny charakter.

Polska nie powinna brać udziału w antyislamskiej krucjacie Zachodu. Na szczęście nie mamy problemu z własnymi obywatelami wyznania islamskiego. Nie mamy tez żadnych interesów na Bliskim Wschodzie. Nie ma więc powodów, by zwracać na siebie uwagę islamskich terrorystów. Nie należy się mieszać w problemy mocarstw, które –z nami czy bez nas- i tak nie zostaną rozwiązane.

Państwo polskie nie jest gotowe na wojnę z terroryzmem. Bo jest teoretyczne. O stanie polskich służb świadczy katastrofa smoleńska i sposób jej wyjaśniania. Ogłaszanie wojny z radykalnymi islamistami jest wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności. Prowokowaniem ataku terrorystycznego w naszym kraju i narażaniem życia i zdrowia polskich obywateli.

Przeciw wojnie z tzw. państwem islamskim przemawia także sytuacja na Ukrainie. Agresywna polityka Kremla nie pozwala na wysłanie na Bliski Wschód nędznych resztek, zredukowanej niedawno polskiej armii. Te potrzebne są bowiem do obrony terytorium naszego państwa.

Argument, że musimy wziąć udział w kolejnej wojnie, ponieważ dzięki temu nasi sojusznicy kiedyś odwdzięczą się nam pomocą, jest wyrazem skrajnej naiwności, jeśli nie głupoty. Dowodzi niezrozumienia elementarnych zasad polityki międzynarodowej. Państwo przychodzi z pomocą zbrojną drugiemu państwu nie z sentymentu i wdzięczności, lecz tylko w przypadku, gdy uzna, iż zagrożone są jego własne żywotne interesy. Wbijmy sobie wreszcie do głów, że nie istnieje międzypaństwowa solidarność, a jedynie egoistyczne interesy.

A gdy nasi sojusznicy będą na nas naciskać, przypomnijmy im, że w trakcie wojny z terroryzmem nasi żołnierze ginęli w Afganistanie i Iraku. Gdy tego będzie za mało, zwróćmy im uwagę, że odpłacili nam za to wyjątkową nielojalnością ujawniając, że w Starych Kiejkutach torturowali islamskich dżihadystów.

Polscy politycy nie maja prawa bezmyślnie szafować krwią swoich własnych obywateli. Na wojnę można iść tylko z konieczności i tylko w sytuacji zagrożenia żywotnych interesów państwa. To winno być dogmatem zapisanym i rozwiniętym w polskiej doktrynie bezpieczeństwa. Kolejny atak terrorystyczny we Francji taką sytuacją z pewnością nie jest.

wiadomosci.onet.pl/swiat/to-nie-nasza-wojna/q7k16s 👍
ona
Francja płaci krwią swoich obywateli za swój własny terroryzm, ale i za samobójcze decyzje dotyczące islamskiej migracji, którą już od dawna powinno nazywać się inwazją. Płaci, za uległość wobec ekstremizmu. Za stworzenie inkubatora dla europejskiego islamizmu i terroryzmu.
Jeszcze jeden komentarz od ona
ona
Byłem tam raz. Rodzinnie. Z dzieckiem. Cztery, pięć lat temu. Pojechaliśmy do Disneyland’u. Hotel mieliśmy pod samym łukiem triumfalnym. Ale mieliśmy kłopot dostać się do niego, bo setki czarnoskórych, wściekłych bandziorów właśnie rozpoczęło rozpieprzanie jednej z głównych ulic miasta. Była policja, wojsko, uciekający paryżanie, turyści, latające kamenie. Piana na pyskach. Nienawiść.
To było …
Więcej
Byłem tam raz. Rodzinnie. Z dzieckiem. Cztery, pięć lat temu. Pojechaliśmy do Disneyland’u. Hotel mieliśmy pod samym łukiem triumfalnym. Ale mieliśmy kłopot dostać się do niego, bo setki czarnoskórych, wściekłych bandziorów właśnie rozpoczęło rozpieprzanie jednej z głównych ulic miasta. Była policja, wojsko, uciekający paryżanie, turyści, latające kamenie. Piana na pyskach. Nienawiść.

To było kilka lat temu. Jeszcze nie było wojny w Syrii. Ale wojna z islamem trwała już od dawna. Jeszcze nie było wielkiej fali uchodźców, ale w Paryżu już były całe czarne, muzułmańskie dzielnice, do których nawet policja bała się wjeżdżać.