Order dla ostatniego ułana Rzeczpospolitej


Xenia JACOBY
Polka z pokolenia JP II. Wnuczka Zygmunta AK-owca z AK "Sybirak" i Kazimiery z rodu Dmowskich. Potomkini ocalałych spod Lwowa. W latach 80. zaangażowana w "Małą Konspirę". Studia filoz-teolog. na Papieskim Wydziale Teologicznym wskazały życiowe kierunki. Podróże i emigracja - Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania - utrwaliły nostalgię. Myśli o Ojczyźnie - sprowokowały do pisania. Relacje z polskimi Tatarami zawiązały przyjaźnie. Mieszka w Anglii.
zobacz inne teksty Autorki

1 marca, w Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, telefonowałam do Polski. Dzwoniłam do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz do Kancelarii Prezydenta RP. Chciałam spytać, kiedy nastąpi odznaczenie zapomnianego przez Polskę żołnierza Stefana Mustafy Abramowicza.
Rozmowa telefoniczna dotyczyła mianowania i odznaczenia ostatniego ułana Rzeczpospolitej ppor. czy już por. Stefana Mustafy Abramowicza. Zasłużony 101-latek (urodzony 20 stycznia 1915 r., a nie, jak błędnie podają dokumenty, 20 lutego 1916 r.) nie został jeszcze uhonorowany przez Polskę. Do tej pory powojenne państwo polskie nie zdążyło nagrodzić go za zasługi wojenne, za przetrwanie w nieludzkich warunkach dziewięciu sowieckich obozów GUŁagu, gdzie poniewierał się w niewoli przez dwa lata, a po amnestii brał udział w kampanii włoskiej i walczył w armii gen. Andersa pod Monte Cassino.
Dawno pogodzony z losem, jaki go spotkał w czasie wojny i po wyzwoleniu, wybaczył wrogom naszej ojczyzny. Niczego od Polski dziś już nie oczekuje. Uważa, że to normalna rzecz stawać w obronie narodu. „Wykonywałem swoje zadania i pełniłem służbę jak najlepiej. Polegano na mnie. Starałem się być dobrym żołnierzem. Nie byłem zbyt silny, mocny fizycznie, by iść pełną parą… ale dobrze strzelałem. Czasem kaprale nie byli zadowoleni ze mnie, bo byłem zbyt uparty… Tyle było tego wszystkiego, a ja jakoś wszystko przeszedłem…”. Upór pomógł mu przeżyć.
Dziś w zadumie i spokoju spędza czas, często oglądając angielski kanał historyczny „Yesterday”. Wpatruje się w filmy dokumentalne o II wojnie światowej, która zabrała mu młodość. Zaczął walczyć jako 24-letni chłopak. Zamiast odbyć dwuletnią służbę zasadniczą, spędził w wojsku dziesięć lat. Miał wyjść do cywila 15 września 1939 r. Jego plany życiowe pokrzyżowała napaść Niemców na Rzeczpospolitą. Wojska sowieckie aresztowały go wraz z częścią żołnierzy z 13. Pułku Ułanów Wileńskich z Nowej Wilejki koło Wilna. Ujęto ich pod koniec września przy granicy litewskiej. Los, jaki zgotowali mu Rosjanie, był piekłem na ziemi. Liczył się z utratą życia, widząc, jak polscy żołnierze obok niego padali z głodu, chorób czy od bolszewickiej kuli lub bagnetu. Bardzo dużo się modlił. Ufał, że przeżyje. Do tej pory pamięta głód, jaki panował w sowieckiej niewoli, który zbierał obfite żniwo wśród polskich jeńców i nieszczęsnych polskich cywili, wywiezionych na „nieludzką ziemię”.

Stefan Mustafa Abramowicz, który przetrwał sowiecki reżim, symbolizuje dzisiaj Polaków skazanych na męczeństwo, rodaków zesłanych do sowieckich łagrów za to, że byli Polakami. Bohater ten nie może być przez nas zapomniany. Walczył o wolną Polskę. W czasie kampanii włoskiej został ranny. Potem przez całe życie miał problem z niegojącą się raną na plecach, która była jak stygmat, znamię przeklętej wojny. Mimo to on nigdy się nie skarżył na los czy cierpienie. Rana niedawno się zagoiła — dopiero, gdy dożył 100 lat. Walczył także za inne narody u boku sprzymierzeńców, którzy później oddali Polskę Stalinowi. Walczył zgodnie z maksymą „Za naszą i waszą wolność”. 12
Kancelaria Prezydenta RP zajęła się sprawą mianowania i odznaczenia ostatniego ułana. Jednakże jak to często w życiu bywa, nie obeszło się bez kłopotów. 21 stycznia br. złożyłam wniosek do biura minister pani Anny Marii Anders, który uzupełniłam dokumentami 7 lutego. 27 stycznia MON poinformował, że minister Antoni Macierewicz awansował ułana ppor. Abramowicza na stopień porucznika. Konsulat RP w Manchesterze udzielił pomocy Kancelarii Prezydenta w związku z procedurą jego odznaczenia. Ma być mu przyznany Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta, za wspaniałe życie oraz zasługi dla Polski i Polaków. Do Konsulatu RP wysłałam skany wszystkich dokumentów ułana, sięgające aż do 1943 r. Wcześniejszych dokumentów staruszek nie posiadał. Polski paszport, który Abramowicz zdał w koszarach na okres służby wojskowej jesienią 1937 r., po wybuchu II wojny światowej prawdopodobnie przejęli Sowieci i wraz z innymi polskimi dokumentami wywieźli do archiwów w głąb Związku Radzieckiego. Według innej hipotezy zostawione w depozycie wojskowym paszporty mógł strawić pożar.
Uhonorowanie niestety napotkało trudności związane z obywatelstwem pana Stefana, mimo że nigdy nie zrzekał się polskiego obywatelstwa. Ze względu na brak odpowiedniego dokumentu procedura została wstrzymana. Sprawę przejęło MSZ.
Gdy wybuchła wojna, w koszarach kawalerii była wzmożona mobilizacja. Starszy ułan Abramowicz, polski Tatar, uczestniczył w przygotowywaniu transportu kolejowego żołnierzy i koni. Pożegnał młodszego brata Bekira, wyruszającego pociągiem na pierwszą linię frontu. Bekir rozpoczął służbę w 1938 r. jako rekrut w 1. Szwadronie Tatarskiego 13. Pułku. Stefan otrzymał rozkaz, aby pozyskiwać dla wojska konie z okolicznych folwarków. Masy rezerwistów zgłaszały się do armii. Byli wysyłani pociągami na front zachodni. Ułanom, którym zabrakło mundurów, pozostała praca w koszarach. Jako ułani byli też kierowani do pułków piechoty. W 13. Pułku zostało około 150 ułanów i jeden koń dowódcy. Wszędzie panowała panika, nie było czasu na zorganizowanie jakiejkolwiek obrony. Dowódca, por. Zygmunt Barcicki, nie mając kontaktu ze swym dowództwem, wydał samodzielny rozkaz opuszczenia koszar i przebicia się na Litwę. Honorowo szedł pieszo ze swymi ułanami, a na jego koniu jechał Stefan. Porucznikowi i innym ułanom udało się przedrzeć przez granicę i przedostać do obozu internowania na Litwie. Stefan natomiast został aresztowany i wywieziony do łagru w Kozielsku. Tam też NKWD dokonało spisu naszych żołnierzy oraz cywilów. Wszyscy zostali zarejestrowani i przydzieleni do różnych tymczasowych podobozów, a potem tysiącami wywożono ich w nieznane — w głąb ZSRR, na katorgę, a oficerów zlikwidowano.
Sowiecka niewola. Krywoj-Rog, grudzień 1939 r.
Na mocy układu Sikorski-Majski, podpisanego w lipcu 1941 r., polscy jeńcy wojenni (ros. „wojennoplenni”) byli wypuszczani na wolność i zapisywali się masowo do WP. Chcieli jak najszybciej opuścić GUŁag i komunistyczny raj Kraju Rad. Do wojska ze wszystkich stron przybywali wygłodniali, obdarci i wynędzniali polscy cywile. Zapisywano ich do wojska bez względu na wiek, by ułatwić im wyjazd z Rosji. Był to jedyny ratunek, bo „lepiej było zginąć z bronią w ręku niż u Rosjan w obozie”, mówił Pan Stefan. Pomimo że wielu Polaków straciło życie, Stalinowi nie powiódł się plan całkowitej ich eksterminacji.
Wieści o możliwości wyjścia na wolność zastały Pana Stefana w Starobielsku — w ósmym z kolei obozie, w którym przebywał (w sierpniu 1941). „Do Starobielska przyjechał pułkownik Wiśniewski w przedwojennym mundurze oficerskim. Jako polski przedstawiciel rozmawiał z Rosjanami. Tu formowało się Wojsko Polskie, którego żołnierze byli prawdziwymi nędzarzami”. Stefan został także zapisany do WP. Jako wybraniec losu wraz z innymi szczęściarzami dotarł do obozu w Tockoje. Żołnierze byli tam strasznie zawszawieni, podobnie jak w łagrach. Jeńcy jedni drugich omiatali miotłą z pluskiew i wszy, które zmiecione na piasek maszerowały za nimi jako wierne towarzyszki biedy. Gdy spali, obłaziły każdego i gryzły niemiłosiernie, wchodząc we wszystkie otwory ciała — wywołując tyfus i inne choroby. Był to letni obóz ćwiczebny Sowietów, nieprzystosowany do zimowania wojska. Przy 40-stopniowych mrozach pękały drzewa. „Kopaliśmy na 1 metr głębokości ziemianki i stawialiśmy nad nimi namioty. Zbieraliśmy cegły z bruku w obozie Sowietów i budowaliśmy piece, by przetrwać ostrą zimę”. Mieli obdarte łachmany, które kiedyś były letnimi mundurami polskimi. W czasie siarczystych mrozów ratowało ich to, że nie było tu wiatrów. Piłą krojono zamarznięty na kość chleb i dzielono kromki między siebie. Wychudzone ciała więźniów GUŁagu, z odmrożeniami i ranami, obleczone były brudną oraz zainfekowaną wrzodami skórą. Stefan miał odmrożone ręce i palce u stóp. Stąd Mojżesz Wschodu — gen. Anders — wyprowadził na wolność swą niepokonaną armię.
„Generał był bardzo odważny i kłócił się ze Stalinem, że musi powstać Wojsko Polskie. Wszyscy wyczekiwaliśmy swego Mojżesza. Anders to nasz zbawiciel. Widział, jacy głodni byliśmy… Powiódł nas jak najdalej od terroru nieludzkiej ziemi”, mówił Pan Stefan, płacząc i łapiąc oddech za oddechem. „Pomimo że w pierwszej defiladzie maszerowaliśmy w obdartych łachmanach, w łapciach i bez butów, uderzając odmrożonymi stopami po lodzie — radości nie było końca. Defilowaliśmy przed generałami Andersem i Sikorskim. Anders wypychał Polaków z Rosji. Miliony tych, co nie dołączyli do wojska, zostało w Rosji”, zamilkł i zamyślił się…
„Jako jeńcy za 2-letnią niewolniczą, przymusową pracę otrzymaliśmy po 500 rubli odszkodowania wojennego, za które można było kupić na czarnym rynku aż 2 szklanki machorki (tytoniu) lub melony do zjedzenia… Taka była cena naszej niewoli… Ja nie paliłem. Kupiłem sobie za to pieczonych placków do jedzenia i jadłem z kolegami”.
.”Wiosną 1942 r. nastąpił upragniony moment ewakuacji, istny cud — opuszczenie ZSRR. Niemieckie radio podawało komunikaty, że „polscy turyści wyjeżdżają na południe…”
— wspominał pan Stefan. Masy ludzi, teraz jako nowo powstałe Wojsko Polskie, rodziny, osoby samotne oraz setki tysięcy osieroconych polskich dzieci, osadzonych uprzednio w więzieniach i obozach sowieckich — na własną rękę przemierzały tysiące kilometrów o głodzie i chłodzie, byleby dotrzeć do WP. Wszyscy ci ludzie jechali transportem kolejowym do Krasnowodzka przy Morzu Kaspijskim. Doświadczeni licznymi tragediami i chorobami polscy zesłańcy uciekali do nowego życia poza Rosją sowiecką. Te tłumy upychane były w Krasnowodzku na strasznie brudnych statkach transportowych, cuchnących rozkładającymi się rybami. Nikt nie zwracał na to uwagi — byleby tylko być jak najdalej od stalinowskiego terroru. Tak stłoczeni mieli w spiekocie dopłynąć do Iranu. Wielu z nich swą podróż w drodze do ojczyzny zakończyło w morskich odmętach, które stały się ich grobem. Nigdy już nie ujrzeli swej ukochanej Polski.
Tel Awiw, sierpień 1942 r.
Inni wybrańcy — byli więźniowie i jeńcy sowieckich łagrów, także z beznadziejnym stanem zdrowia — dotarli do Pahlevi w Persji (Iranie). Tam był już raj na ziemi, pomimo wstrząsających wspomnień i głębokiej traumy z łagrów. Ocaleni od zagłady wojennej Polacy byli mile widziani przez Persów. Zetknęli się z nieznaną im dobrocią ludzką. Każdy zaznawał w Iranie życzliwości i innego życia, zachłystując się wolnością. Nie udało się Stalinowi zatuszować prawdy o wydarzeniach z łagrów. Wiele setek tysięcy Polaków skazano na eksterminację przy niewolniczej pracy w „archipelagu” i pisano im śmierć głodową. Prawda o GUŁagu była ukrywana. Polskim jeńcom w obozach wyświetlano filmy o „dobrobycie” komunizmu. W Kozielsku wyświetlany był film o rewolucji październikowej pt. „Na dworze jesienny wiatr wieje i z każdym dniem życie jest weselsze”. Polacy jednak nie ulegli sowietyzacji. Po odzyskaniu wolności wielu z nich, wycieńczonych długotrwałym głodem, zmarło wskutek najedzenia się do syta. Ich ciała grzebano na nowo powstałym polskim cmentarzu wojennym w Pahlevi. Nieopłakani przez swych bliskich rodacy spoczęli tam na wieki…
W kwietniu 1944 r. pan Stefan wraz z innymi szczęściarzami dopłynął do Italii, gdzie został wcielony do 2. Warszawskiej Dywizji Pancernej 2. Korpusu, który włączono do 8. Armii Wojsk Sprzymierzonych. Stefan jako ułan został kierowcą czołgu Sherman w jednostce bojowej 2. Dywizji Pancernej 2. Korpusu w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Służyła tam kawaleria kampanii wrześniowej. Dowodził nią mjr Kazimierz Zaorski. Po heroicznych walkach 18 maja 1944 r. polscy żołnierze zdobyli Monte Cassino. Zginęło wtedy bardzo dużo Polaków, tysiące oficerów. Gen. Anders mówił: „Moja rezerwa jest po drugiej stronie, wśród Niemców” — miał na myśli Polaków siłą wcielonych do niemieckiej armii. Około czerwca, gdzieś niedaleko Ankony, podczas ataków artyleria niemiecka ostrzelała czołg o nazwie „Ballada”, który prowadził Stefan. On i zapasowy kierowca zostali ranni. Odłamki zraniły go w plecy. Nie czując bólu, a jedynie mokry od krwi mundur, ranny Stefan odsunął dolną płytę czołgu i wraz z krwawiącym kolegą dołem uciekli z palącego się czołgu. Pozostała trójka opuszczała czołg górą, włazem w wieżyczce. Nikt nie zginął. Sanitarka przewiozła rannych do szpitala polowego, gdzie Stefan leżał tydzień. Załoga miała miesiąc odpoczynku, aż wreszcie dostała nowy czołg.
W lutym 1945 r. wjechali do Loreto i Stefan spotkał się ze swym dowódcą por. Barcickim, z którym widział się ostatni raz w 1939 r. pod litewską granicą. Tym razem była to inna okoliczność, związana ze ślubem kościelnym dowódcy. Po przyjęciu weselnym wyruszyli na front i dotarli z 2. Korpusem aż do Bolonii, oswobadzając miasto w maju 1945 r. Wtedy oświadczono Polakom, że wojna dla nich jest już skończona.
Styczeń 1947
Pan Stefan wspominał, że po wygranej kampanii włoskiej dumni polscy żołnierze armii Andersa, nie tak dawno jeńcy łagrów, odarci przez Sowietów z godności żołnierza polskiego, szukali odwetu na wrogach ze Wschodu. Polscy żołnierze chcieli dalej bić się i ginąć za Polskę. Chcieli brać udział w walkach frontowych, dojść do Berlina i zemścić się na Sowietach za łagry i za wykrwawioną Warszawę. Skończyło się tylko na śpiewaniu piosenki „Do Berlina my z paradą wjedziemy — da Bóg!”. Niestety, po kampanii włoskiej alianci rozbroili polską armię, znając gniew i zamiary Polaków. Nie dopuścili ich do dalszych walk zbrojnych. Zamknięto naszym dostęp także do defilady w Berlinie i w Londynie.
Taki to był wojenny, tułaczy szlak polskiego ułana, Abramowicza, który jako ambasador polskości opowiadał o wolnym życiu w Polsce zalęknionym narodom Związku Sowieckiego, „gdzie wszyscy się wszystkich bali, bo wszyscy donosili, jeden drugiego wydawał”. Wierność Bogu i ideałom, jakim służył Abramowicz, nagrodziła go wolnością i długim życiem. Jest on dla nas tym darem, który odkrywa przed nami zakazane karty historii, prawdę o komunistycznych zbrodniach krwawego reżimu ZSRR. Tak ocalał Stefan Mustafa Abramowicz, przez bliskich zdrobniale nazywany „Munia” (od Mustafy).
Pan Stefan miał trzech braci: Bekira, Aleksandra i najmłodszego Hasana. Los każdego z nich wyglądał inaczej. Bekir, wysłany pociągiem na pierwszą linię frontu, wraz z polskim wojskiem wycofywał się z frontu zachodniego na wschód, ale został schwytany przez nacierających ze wschodu Rosjan. Dostał się do niewoli sowieckiej i był wieziony pociągiem do Rosji przez Baranowicze (50 km od Klecka, tuż przy Nieświeżu w woj. nowogródzkim w dawnej Polsce — dziś Białoruś) — uciekł z transportu jenieckiego i wrócił do domu. Krótko nacieszył się wolnością. Został siłą wcielony do Armii Czerwonej wraz z Hasanem, który miał niespełna 17 lat. Kiedy Sowieci anektowali polskie Kresy Wschodnie, wcielali na siłę Polaków do armii Stalina. Bekir miał wadę wzroku. Nazywano go „Kosooki”, czyli „zezowaty”, lecz mimo wady wzroku służył wcześniej w polskiej armii i nie przyznał się do tego Rosjanom. Nie wysłano go na front. Pracował przy rosyjskim oficerze w zaopatrzeniu żywności. Hasana wcielono do piechoty zmotoryzowanej i wraz z Sowietami szedł z ofensywą na Berlin. Był bardzo odważny i świetnie strzelał. Pisał do domu, że żołnierze strasznie głodują. By przetrwać, zakradali się nocą na niemiecką stronę i polowali na krowy. Transportowali je do siebie sznurami przyczepionymi do czołgu. Po wojnie nie zwolniono go z sowieckiego wojska. Rok musiał być instruktorem i szkolił rosyjskich żołnierzy jako strzelec wyborowy. W końcu wrócił do Klecka, który należał już do ZSRR.
Czerwonoarmiści docenili zasługi Hasana w walkach z Niemcami. Wielokrotnie dekorowali go wysokimi odznaczeniami wojennymi. Dostał „Krasnyje Znamie” ze wstążką z sowieckiej flagi. Za zasługi wojenne zwolniony był z płacenia podatków za dom, nie musiał płacić za gaz czy leczenie. Co rok zapraszany był na przyjęcia wojskowe. Średni brat Alik, czyli Aleksander, nie był w wojsku. Przed wojną i podczas wojny pracował w Polsce na kolei.
Sowieci dopytywali o Stefana, dysponującego wieloma informacjami związanymi z łagrami i Armią Andersa, który po wojnie został w Wielkiej Brytanii. Wtedy to w 1946 r. jego najstarsza siostra Ewa z obawy przed deportacją uciekła z Klecka wraz z mężem i dziećmi do Wrocławia. Pan Stefan urodzony jako drugie z kolei z sześciorga dzieci Fursi (z domu Aleksandrowicz) i Ibrahima Abramowiczów przeżył ich wszystkich. W 2015 r. zmarł najmłodszy z rodzeństwa — Hasan. Wszyscy pochowani są na cmentarzu muzułmańskim w miejscowości Osmołowo — 7 km od Klecka.

Zgodnie ze słowami naszego hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my (patrioci) żyjemy”, spoczywa na nas obowiązek pamiętania i mówienia prawdy o polskich bohaterach. Tę prawdę trzeba przekazać kolejnym pokoleniom Polaków w Polsce i na emigracji. Polacy żyjący na brytyjskiej ziemi powinni dzielić się prawdą historyczną, wypełniając luki w wiedzy wyspiarzy.
Starania, które podjęłam rok temu w 100. rocznicę urodzin pana Stefana, miały przybliżyć nam jego skromną, jasną postać, ukrytą przed nami przez 100 lat. Było to o tyle istotne, że nikt z Polaków w ojczyźnie i na emigracji nie spotkał się wcześniej z historią ostatniego żyjącego ułana. „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”, uczy polska mądrość. Jego książce o tułaczce wojennej nie udało się przebić w komercyjnych londyńskich wydawnictwach. Życie ułanów wileńskich, krechowieckich oraz ich niewola w łagrach nie zainteresowały „Londynku”.
Dzisiaj jesteśmy spadkobiercami historii i zdobyczy po naszych walecznych Obrońcach. Tę historię musimy przekazywać dalej. Oddajmy honory niezłomnemu por. Abramowiczowi, który bił się o naszą wolność i bronił niepodległości ojczyzny. Musimy być otwarci na prawdę.
Xenia Jacoby

12 lipca 2016 roku ku wielkiej radości wielu osób z Polski i z Anglii uroczyście uhonorowano najstarszego ułana Rzeczpospolitej – Pana Stefana Mustafę Abramowicza.
WKonsulacie RP w Manchester sekretarz stanu Krzysztof Szczerski wręczył w imieniu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeja Dudy Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski – Polonia Restituta oraz dokonał awansu na stopień Porucznika, który przyznał mu szef MON Antoni Macierewicz 27 stycznia 2016r. Wręczenie awansu na wyższy stopień oficerski odbyło się przy asyście zastępcy attaché obrony płk Doroty Kaweckiej.
Mufti RP Pan Tomasz Miśkiewicz nie zdołał przybyć z Polski ale przesłał na ręce konsula depeszę gratulacyjną w imieniu własnym oraz Muzułmańskiego Związku Religijnego RP Najwyższego Kolegium:
„Czcigodny Pan Mustafa Abramowicz.
Witam serdecznie w Imieniu Boga Litościwego i Miłosiernego. Tatarska społeczność muzułmańska w Polsce, dzięki Pańskim wspomnieniom z wielką dumą i podziwem zapoznała się z drogą, którą Pan – Tatar i muzułmanin przebył jako polski żołnierz. Służył Pan w Pułku Ułanów w polskiej jednostce o tatarskiej proweniencji. Jest to swoisty symbol polskiej i tatarskiej historii, która połączyła się przed wiekami. W efekcie Polacy i Tatarzy szli razem i razem walczyli o najbardziej zaszczytne ideały swojej wspólnej Ojczyzny. Pańska postać Tatara równocześnie Polaka, Europejczyka, muzułmanina oparta o najpiękniejsze humanitarne wartości – jest już dla nas młodego pokolenia wzorcem godnego życia i wytrwałej wiary. Ucieszyła nas wiadomość, że kilkadziesiąt lat po najstraszliwszej z wojen, w której Pan uczestniczył – państwo polskie uhonoruje Pana jednym ze swoich najwyższych odznaczeń. Jest Pan – Czcigodny Panie Mustafo jednym z cichych ale już nie bezimiennych bohaterów, którzy swoje życie poświęcili wspólnej ludzkiej sprawie – pokojowi, wolności i współdziałaniu. Polscy Tatarzy kłaniają się Panu z szacunkiem. Niech Bóg Wszechmogący obdarzy Pana swym błogosławieństwem.”

W imieniu Prezydenta RP order wręczył sekretarz stanu z Kancelarii Prezydenta RP minister Krzysztof Szczerski: „ – Panie Poruczniku w imię Rzeczpospolitej Polskiej wręczam Panu Krzyż Zasługi. Na podstawie Artykułu 38 Konstytucji RP oraz Ustawy o Orderach i Odznaczeniach Postanowieniem Prezydenta RP za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczpospolitej Polskiej odznaczony został Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski Pan Stefan Abramowicz.” Nastąpiła procedura wręczenia aktu mianowania na wyższy stopień oficerski. „ – W uznaniu wysiłków i zasług w trakcie walk o niepodległość państwa polskiego oraz jako wyraz podziękowania władz RP za zaangażowanie i poświęcenie na rzecz obronności Polski – Minister Obrony Narodowej Pan Antoni Macierewicz decyzją Nr(…) z dn. 27 stycznia 2016r. działając na podstawie Artykułu 76(…) o powszechnym obowiązku obrony Rzeczpospolitej Polskiej, mianował na stopień Porucznika Pana Stefana Abramowicza.” Tutaj wręczył decyzję ministra oraz osobisty prezent – ryngraf od min. Macierewicza z grawerowaną dedykacją i sentencją rozkazu marszałka Piłsudskiego: „Dla dobrego żołnierza nie ma położenia, z którego z honorem wyjść nie można…”

Na cześć naszego szczególnego gościaminister Szczerski wygłosił laudację oraz w imieniu Prezydenta Andrzeja Dudy:. „To życie jest jak scenariusz wspaniałego filmu, ale to nie jest film. To jest prawda – to jest polski Los.”Przypomniał trudny żołnierski życiorys zasłużonego, który zakończył retorycznie: „Nie wiem czy Pan Porucznik w roku 37. – 80 lat temu, gdy wstępował w szeregi ułanów, myślał o tym, że będzie bohaterem… Myślę, że przede wszystkim wstępował Pan do polskiego wojska dlatego, że kochał Polskę. Dlatego, że chciał Polsce służyć. Dlatego, że kontynuował tą wielowiekową tradycję polskich Tatarów wiernych Rzeczpospolitej. I dzisiaj Panie Poruczniku – Ojczyzna tę miłość Panu odwzajemnia i swą wierność Panu oddaje. Jesteśmy jako Polacy a ja jako przedstawiciel Pana Prezydenta – bardzo Panu za tę wierność Rzeczpospolitej jesteśmy wdzięczni. To nasze oddanie miłości pieczętujemy Krzyżem Zasługi. Tak, żeby pan pamiętał o tym, że nie tylko Pan ma Polskę w swoim sercu, ale także Polska ma Pana w swoim Sercu. Spotkać polskiego ułana to jest wielki zaszczyt dla każdego kto z szablą w dłoni walczył za Polskę. Gratuluję Panu całego Pana życia, jak Pan wspaniale potrafił świadczyć o Polsce, o bohaterstwie polskich Tatarów i o tym co znaczy poświęcić swoje życie w obronie honoru Rzeczpospolitej. Życzę Panu tak jak mówi nazwa Pana formacji wojskowej – „Ułan” z jęz. Tatarów polskich znaczy młody chłopak – by zawsze Pan był młodym chłopakiem i zawsze był ułanem.”
Oracja została nagrodzona gromkimi brawami, po których przedstawicielka rodziny Pana Stefana – w jego imieniu, córek oraz wnuczek – podziękowała wszystkim zebranym, a w szczególności przybyłym dyplomatom z Polski za obecność i podniosłe uhonorowanie: „ – Ukłony i czapki z głów! Oto Człowiek najlepszego sortu! Żołnierz WP., ułan 1 Szwadronu Tatarskiego w 13 Pułku Ułanów Wileńskich Nowa Wilejka k/Wilna – tam była Polska! W końcu polski Tatar – Polak – nasz rodak. Stojąc w cieniu jego skromnej osoby, a przecież tak wielkiej czynem i postawą prawego żołnierza i Polaka, w obliczu jego zasług, przytoczyła w telegraficznym skrócie dzieje jego wojennej tułaczki i sowieckiej niewoli w 9 obozach. Przeszedł przez łagry komunistycznego reżimu Stalina w Archipelagu GUŁ-ag. Kozielsk, Krzywy Róg, Ostra Góra, Wiroczki, Jaworów, Czerlany, Winniki, Starobielsk, Tockoje, które odmrażały jeńcom ręce i stopy, głodziły skręcając z głodu i bólu trzewia. Jak biczem uderzały lękiem, chorobami zabijały i sowieckim bagnetem, zagryzały wściekłym robactwem – towarzyszem sowieckiej biedy. Jedyne co miał najdroższego to życie i czerstwy kawałek chleba w ręce – to to, co miał najcenniejszego przy sobie. Litował się nad uciemiężonym ludem radzieckich narodów – dzieląc się z nimi wiedzą i swym jenieckim chlebem, bo wszyscy ludzie są braćmi!
Przetrzymał łagry! Wytrwał! Przeżył! Ocalał dla nas potomnych… Potem wraz z Armią Gen. Andersa walczył w II Korpusie Polskim „Za naszą i waszą wolność” w Kampanii Włoskiej. Ranny pod Ankoną podczas niemieckiego ataku wojsk artyleryjskich, ewakuował się z innym rannym kolegą z płonącego czołgu o romantycznej nazwie „Ballada.” Zabrany sanitarką do szpitala czekał na nowy czołg. Tak, – czekał na nowy czołg, by dalej o wolność się bić! Za Polskę! Za Warszawę! Za łagry! Za tysiące jego kolegów żołnierzy, którzy zostali w nieludzkiej ziemi i w końcu za swych Oficerów, których pożegnał w Kozielsku a los ich pozostał nieznany… Straceni o świcie…
Rana – stygmat wojenny, która zagoiła się dopiero w wieku 100. lat, była przypomnieniem koszmaru i maków spod Monte Cassino gdzie walczył, które otwierając się piły polską krew. Rana wciąż otwierała się i krwawiła na plecach przez kolejnych 71lat.”

Przedstawicielka rodziny przekazała słowa Pana Stefana – jako jego wolę i testament, że: „Odebrał on i przyjął to zaszczytne Odznaczenie nie dla siebie ale dla wszystkich swych kolegów – żołnierzy i Oficerów walczących o Polskę, a którzy oddali życie w obronie Ojczyzny i nie doczekali wzniosłej chwili jaka zaszczyciła go dzisiaj.

Za wszystkich, którzy na wieczność pozostali w nieludzkiej ziemi – którzy zapłacili najwyższą cenę – swoje życie, On dziś przyjął w zastępstwie na swą pierś, pełną wojennych wspomnień – Order dla Nich…”

Po toaście Pan Stefan przypomniał Herberta, które stały się prorocze, wypisując los niektórym: „– Ocalałeś nie po to aby żyć, (…) – trzeba dać świadectwo.”
„Przy końcu moich lat, dzięki Bogu dobrze żyję, nigdy się tego nie spodziewałem… Dziękuję wszystkim za to. Jestem bardzo zadowolony. Jestem wzruszony tym wszystkim, tą moją nominacją. Bardzo dziękuję choć dużo nie mogę teraz powiedzieć… Przeszedłem bardzo wiele. Było tak niebezpiecznie, tak ciężko ale dzięki Bogu jakoś doczekałem się tych moich lat… Jestem wzruszony…”

Pan Stefan w zaciszu domowym, oglądając swoje wojenne pożółkłe fotografie ułana i czołgisty powiedział, że „to głębokie wzruszenie nie pozwoliło mu na swobodne mówienie. Teraz kiedy już jest po wszystkim wciąż o tym myśli – ta uroczystość była dla niego tak bardzo znacząca.”
A teraz Ty czytający –
Pamiętaj zawsze o naszych Bohaterach i utrzymuj tą pamięć wiecznie żywą. Nasi Bohaterowie żyją wśród nas.
Cześć i chwała Bohaterom! Niech żyje Polska!
„- Bądź wierny i idź!”
Xenia Jacoby,
Manchester 12 lipca 2016r.