Slawek
491

PIĄTE SŁOWO Z KRZYŻA

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?"

Jego Oblicze było niezwykle blade, po lewej stronie całkiem zniekształcone, z powieką niemal zaciśniętą z powodu obrzęku policzka i powieki... Cios w kość policzkową był tak brutalny, że w otwartej ranie widać było mięśnie Syna Bożego...
Pan Jezus nie otwierał ust, ale słyszałam Go, słuchałam Jego słów skierowanych do Ojca, w których łączyły się ze sobą miłość, wdzięczność, zawierzenie, bezsilność, cierpienie i łagodność... Czułam, że moje serce omdlewa z żalu.
Ojcze, spójrz na Mnie! Jestem jak słońce zaćmione z własnej woli. Dałeś Mi pić gorzki kielich zimnej nocy ducha i dziękuję Ci za to”.
Następnie zwrócił się do mnie i rzekł:
„W tym najgłębszym bólu, który odbiera mi nawet wzrok, nie pozwalając wyraźnie zobaczyć ukochanych istot, trwających przy Mnie w Mej agonii, chcę, abyś wiedziała, że Miłość zwyciężyła i będzie zwyciężać na wieki.
Jak widzisz, nie wystarczyło, że spędziłem życie na świadczeniu wszystkim dobra. Musiałem dojść do najwyższej miłości. Stało się to, co przepowiadałem wcześniej: 'Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich'. Oddałem je także za Moich nieprzyjaciół, za tych, którzy Mnie ukrzyżowali.
Właśnie ta bezgraniczna Miłość, pośród Mego niezmierzonego cierpienia pomogła Mi zachować ufność do Ojca i napełniała ogromnym szczęściem na myśl, że spełniam Jego Wolę, a tym samym okazuję swoją Miłość do Niego i do ludzi."

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?"
Jezus udzielił mi ogromnej łaski, pozwalając kontemplować również tę chwilę.
Modliłam się z zamkniętymi oczyma przed ustawionym w mojej pracowni ołtarzykiem, na którym umieściłam krucyfiks, obrazek Najświętszej Maryi Panny i szkatułkę z relikwiami świętych. Nagle, otwarłam oczy i ujrzałam przed sobą inny widok. Nie znajdowałam się już w tym samym miejscu; przede mną rozpościerało się mroczne niebo, przecinane błyskawicami przy akompaniamencie głośnych grzmotów, na tym tle zaś widniały trzy ukrzyżowane postacie.
Obraz się przybliżył tak, że wydawał mi się oddalony o najwyżej dwa metry. Widziałam przed sobą już tylko umierającego Pana, tak blisko, że wyciągnęłam rękę, aby Go dotknąć; kiedy mi się nie udało, zrozumiałam, że to jedynie wizja.
Chrystus dyszał ciężko; widziałam, jak czyni wysiłki, by zaczerpnąć powietrza. Znam to dobrze, ponieważ ja sama przeżywałam to wiele razy... Oczy Pana wychodziły z orbit, a usta wyschły tak bardzo, że z trudem przychodziło mu wypowiadanie kolejnych słów.
Zaczął szlochać, a krwawe łzy spływały po Jego pokaleczonych policzkach, gdy spoglądając w niebo, zawołał: „Eloi, Eloi, lema sabachtani?" -,,Boże Mój, Boże Mój, czemuś Mnie opuścił?"
Na ten widok ja także uderzyłam w płacz tak rozpaczliwy, jaki dotąd rzadko zdarzał mi się w życiu. W głębi mojej duszy rozległ się Jego głos:
Córeczko, wiele stron zapisano komentarzami do tych słów, dając do zrozumienia, że w owej chwili czułem się opuszczony przez Ojca jako Człowiek. Nie było to jednak takie proste. Pamiętaj, że z Krzyża widziałem wszystkie przyszłe czasy i wszystkich ludzi, którzy będą cierpieć: jedni dlatego, że sami przygotują sobie krzyże, inni - ponieważ nałożą im je bracia, którzy sami nie chcą ich nieść...
W tym wołaniu zawarło się opuszczenie na Drodze Krzyżowej całej ludzkości. W Moich ranach czułem nieskończone cierpienie wszystkich ludzi dręczonych przez głód i ubóstwo. Miliony głosów łączyły się z Moim: Boże Mój, Boże Mój, czemuś Mnie opuścił? Umieram z niedożywienia, podczas gdy niektórzy chorują z przesytu... Moje życie jest ciągłym, przymusowym postem, gdy inni nie wiedzą nawet, co oznacza to słowo, choć nazywają siebie chrześcijanami!"
Czułem, jak doskwierają Mi rany, spowodowane niesprawiedliwością i okrucieństwem, przez które cierpią ukrzyżowani wszystkich czasów, na wygnaniu lub w obozach dla uchodźców; czułem cierpienie więźniów, odrzuconych i pogardzanych przez to samo społeczeństwo, które doprowadziło ich tam przez swój egoizm... Ich głosy jednoczyły się z Moim: Boże Mój, Boże Mój, czemuś mnie opuścił? Ty nie stworzyłeś granic, nie zbudowałeś więzień, nie chciałeś społeczeństwa składającego się z garstki bogaczy i rzeszy nędzarzy...
W Moich ramionach i nogach czułem cierpienia ludzi niepełnosprawnych, ciernie wbijające się w Moją głowę pozwalały Mi odczuć to, co czują upośledzeni lub chorzy umysłowo, często poniżani i odrzucani nawet przez swoich najbliższych. Wołanie tych istot łączyło się z Moim: Dlaczego, Ojcze, pozwalasz im szydzić ze mnie, spychać mnie na margines, pozbawiać wolności, skoro nie jestem winien stanu, w jakim się znajduję? Czy nie przychodzi im do głowy, że pewnego dnia mogą znaleźć się w moim położeniu i przeżywać to samo?"
Czułem w swojej piersi ból, jaki jest udziałem ludzi starych, gdy zostają opuszczeni przez rodzinę, przez bliższych i dalszych znajomych, trafiają do przytułku, wydani na łaskę i niełaskę obcych ludzi, dlatego, że ich ręce nie są już zdolne do pracy, lub dlatego, że nowi, eleganccy przyjaciele ich dzieci i wnuków nie potrafią zrozumieć niedołężności podeszłego wieku.
Są już zmęczeni zakazami, gdy mówią rzeczy niewłaściwe z powodu zawodnej pamięci... Niektórzy zostają uśmierceni ze współczucia", 'aby nie musieli tak cierpieć', a wówczas, ich głosy łączą się z Moim, wołając: Boże Mój, Boże Mój, czemuś mnie opuścił? Dlaczego pozwalasz, aby wyrzucali mnie na ulicę ci, których niegdyś uczyłem chodzić? Dlaczego inni, przechodzący obok, mogą czuć odrazę do mego ubóstwa, do moich brudnych ubrań; dlaczego mogą mnie upokarzać, obnosząc się ze swoją młodością i bogactwem? Dlaczego moje dziecko chce, aby poddano mnie eutanazji, która skróci moje dni, podczas gdy ono samo skaże się na wieczne potępienie?
Czułem w sobie ból wszystkich tych, którzy będą prześladowani z powodu przynależności do określonej rasy, sprowadzani do sytuacji psa, któremu ogranicza się możliwość poruszania po domu... Ich głosy, pełne bezsilności i cierpienia wołają razem ze Mną: Boże Mój, Boże Mój, czemuś mnie opuścił? Dlaczego inny człowiek, często bardziej grzeszny i niewierny, być może mniej inteligentny, kierujący się raczej zwierzęcymi niż ludzkimi instynktami, umniejsza własną ludzką godność i odbierają mnie, tylko dlatego, że mam inny kolor skóry?
Czułem lęk wszystkich ludzi, którzy w chwili śmierci zrozumieją że błądzili, a całe ich życie było pogrążone w grzechu, przyjemnościach i negacji Boga, wkrótce zaś nadejdzie potępienie, na wieki wieków, za to, że żyli zgodnie ze swoimi zachciankami przez określoną liczbę lat. Cóż za ból!
Czułem także cierpienie chrześcijan, którzy w chwili swojej śmierci zrozumieją, że uważali się za sprawiedliwych - wierzyli w Boga, pościli i żyli jako dobrzy chrześcijanie", spełniając wiele nakazów; pominęli jednak wiele innych, jak głoszenie prawdy innym ludziom i zabiegali egoistycznie o własne zbawienie, lekceważąc to, co się dzieje na przykład z sąsiadami, w ogóle nie pamiętającymi o Bogu. A sprawiedliwość istnieje dla obydwu grup - dla tych, którzy nie chcieli znać Boga i dla tych, którzy nie uczynili nic, by podbudować cudzą wiarę i głosić bliźniemu nadzieję.
W każdym centymetrze Mego Ciała czułem cierpienie każdego dziecka zabijanego w łonie matki. Jego niewinność przyłączała się do mojego krzyku ludzkiej bezsilności: „Boże Mój, Boże Mój, czemuś Mnie opuścił? Dlaczego pozwalasz na to, że niewiasta, która mogła kołysać mnie w swoich ramionach, ogrzewając moje niemowlęce ciało, odbiera mi ujrzenie światła ziemskiego a siebie skazuje na pozbawienie Wiekuistej Światłości?
Myśląc o Moich ranach i o ranach ludzkości, wspomniałem o Judaszu, o wszystkich zdrajcach a także o tych, którzy zostaną zdradzeni przez swoich przyjaciół i sprzedani za 30 piekielnych monet - za lepszą sytuację finansową, za większą władzę, dla zademonstrowania pychy, z zawiści, która może znaleźć ukojenie tylko w poniżeniu osoby, której dotyczy, dla ambicji posiadania tego, czego nikt nie ma...
I wtedy usłyszałem krzyk tych, którzy poczują ohydny pocałunek zdrajcy na swoim policzku, tak jak Ja doświadczyłem go ze strony Mojego umiłowanego brata. W tym właśnie momencie zawołałem: Boże Mój, Boże Mój, czemuś Mnie opuścił?
Najwspanialszą cechą człowieka, w jego relacji do bliźniego, jest możliwość bycia przyjacielem. Daje nam ona zdolność do przyjęcia od niego z miłością rady lub uwagi, która także była motywowana miłością; tak, iż możemy upomnieć przyjaciela i powiedzieć mu: błądzisz, postępując w ten sposób"; możemy porozumiewać się spojrzeniem, uśmiechem i wspierać uściskiem dłoni, który oznacza: jestem z tobą, możesz zawsze na mnie liczyć.
Przyjacielem jest ten, kto pozbawia się czegoś lub poświęca wiele rzeczy, aby ci je ofiarować. Przyjaciel jest zdolny pracować dla ciebie zamiast w tym czasie radować się odpoczynkiem. Potrafi w jednej chwili zrezygnować z domowych wygód, abyś poczuł się zadbany, kochany i akceptowany. Pozostawi swoją ziemię, aby pomóc ci ratować twoją. Podzieli się z tobą radościami i smutkami, zawsze jest otwarty przed tobą, zawsze pomaga ci wzrastać we wierze i w miłości do Boga. Przyjacielem jest ten, kto buduje, scala, jednoczy... nigdy ten, kto rozbija, niszczy, rujnuje, aby tryumfować nad rumowiskiem. Przyjaciel oddaje swoje życie, aby cię uratować... tak, jak uczyniłem to Ja.
A ponieważ jestem przyjacielem ludzi, każda z ran, zadanych Moim umiłowanym, wywołuje Me współczucie i skłania, bym szukał odpowiedniego lekarstwa. Wiedzcie, że dobrze i żywo pamiętam każdą niesprawiedliwość, każdą zniewagę, każde wyobcowanie, każdy fałszywy pocałunek, każde poniżenie...
Nie, nie zapominam o tych, których wy, ludzie, spychacie w niepamięć! Słucham tych, których wy nie słyszycie, bo zgiełk w waszych duszach nie pozwala wam usłyszeć bliźniego ani zrozumieć, co chce wam oświadczyć swoim postępowaniem, jakkolwiek nieracjonalne może się ono wydawać!
Delikatnie kładę w Moim Świętym Sercu tych, których wyrzucacie na ulicę, tych, których oczerniacie, których krzywdzicie, aby odebrać im to, co posiadają... Błogosławieni!”