Brat Kamil
119

Śmierć jest szczerbata

O. Piotr Prauzner-Bechcicki, oblat, rekolekcjonista, misjonarz ludowy. Mieszka w Katowicach. Roman Koszowski /Foto Gość

O tym, czy trzeba śmiertelnie bać się śmierci, mówi o. Piotr Prauzner-Bechcicki OMI.

MARCIN JAKIMOWICZ: „Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1,13) – czytamy w Biblii.


o. Piotr Prauzner-Bechcicki: To prawda. Śmierć, jak napisano w tej samej księdze, „weszła na świat przez zawiść diabła”. To jego intryga. Wplątał w nią w raju Adama i Ewę, a my ponosimy tego konsekwencje. Jesteśmy śmiertelni.

Jak dobrze umrzeć?

Ciekawe pytanie dla młodego księdza. (śmiech) Pierwsza, podstawowa rzecz? Należy zaakceptować to, że umrę. Pogodzić się z tym. Nie uciekać panicznie od tego tematu, ale próbować się z nim zmierzyć. Śmierć jest bramą do spotkania się z Jezusem. Poruszają mnie bardzo słowa o. Raniero Cantalamessy: „Na Chrystusie śmierć połamała sobie zęby”. Nie zetknąłem się dotychczas z lepszym obrazem. Od śmierci Chrystusa śmierć jest szczerbata. Nie może nam zbyt wiele zrobić. Usłyszałem kiedyś historię o chłopaku, który wychodził z domu znajomego i nagle zauważył, że w jego stronę biegnie potężny pies. Wyglądał groźnie, więc chłopak się nieźle wystraszył. Próbował uciec, ale nie zdążył do furtki. Pies go przewrócił i chłopak myślał, że to już koniec. Z przerażenia zaczął krzyczeć, ale nagle poczuł, że pies gryzie go, a on nie odczuwa żadnego bólu. Okazało się, że właściciele pozbawili psa zębów, żeby nie zrobił nikomu krzywdy. Zamiast gryźć, bardziej łaskotał i ślinił. Chwila strachu przerodziła się w niezły kabaret z kupą śmiechu. To jest to odkłamanie potwora, o którym powiedziałem na początku. Luxtorpeda podpowiada: „Jeśli umrę, zanim umrę, to nie umrę, kiedy umrę”. Dotyka mnie to, o czym mówił bł. ks. Michał Kozal. W samym sercu piekła, w Dachau, gdy wokół szalała śmierć, powiedział: „Abyś źle nie umarł, żyj dobrze”.

„Jak żyć, panie premierze, jak żyć” – to pytanie do polityków. Ja zapytam: „Jak żyć, Ojcze Oblacie, jak dobrze żyć?”.

Błogosławiony Michał Kozal dodawał: „Żyj jak żołnierz na warcie, bądź zawsze gotów”. Żyj najlepiej, jak potrafisz. Dobrze korzystaj z życia. Jak Jezus. Przecież On dziesięć razy więcej czasu poświęcił na ciche, ukryte życie z rodziną w Nazarecie niż na służbę, nauczanie i głoszenie. My mamy na odwrót. Dziesięć razy więcej pouczamy innych niż żyjemy. Jak dobrze żyć? Kard. François Xavier Nguyễn Văn Thuận, który przesiedział w więzieniu 13 lat, w tym 9 lat w odosobnieniu, postanowił, że „wszystkie zwyczajne chwile będzie przeżywał w sposób nadzwyczajny”. Postanowił to w izolatce, gdzie sprawował Eucharystię, mając w rękach parę kropel wina i okruszki przemyconego chleba. Jego codziennością była samotność, wizja zbliżającej się śmierci. On w tej całej jaskini lwa postanowił, że wbrew rozpaczy będzie zwyczajne chwile przeżywał w sposób nadzwyczajny. Papież Franciszek w adhortacji „Gaudete et exsultate” pisał, jak można w naszej codzienności przeżywać świętość. Do tego to zresztą zmierza: bycie świętym to przeżywanie życia w pełni. „Ta świętość, do której wzywa cię Pan, będzie wzrastała przez małe gesty. Na przykład: pewna kobieta idzie na targ, by zrobić zakupy, spotyka sąsiadkę, zaczyna z nią rozmawiać i dochodzi do krytyki. Wówczas ta kobieta mówi w swoim wnętrzu: »Nie, nie będę o nikim mówić źle«. To jest krok ku świętości” – pisze Franciszek.

Polacy tego nie kupią…

Będą musieli przekroczyć samych siebie. Jest nad czym popracować. (śmiech)

Jak Ojciec reaguje, słysząc słowo „sąd”?

Nawet gdy to powiedziałeś, poczułem lekki dreszcz… Po śmierci czeka nas sąd. Czy się go boję? Tak. Nie boję się spotkania z miłosiernym Bogiem, ale z sobą samym. Tam wszystko będzie jasne. Jan Maria Vianney powiedział, że gdybyśmy poznali wagę naszego grzechu, umarlibyśmy z przerażenia. Pociesza mnie fakt, że będzie to spotkanie z Bogiem miłosiernym, a sprawiedliwość będzie polegała również na tym, że doświadczymy usprawiedliwienia ze względu na krew Jezusa. Wyobrażam sobie tę sytuację: jak rodzic wypisuje usprawiedliwienie swemu dziecku, tak Jezus usprawiedliwi mnie. „Zapłatą za grzech jest śmierć” – to naprawdę nie są przelewki. Jedynym ratunkiem będzie to, że Jezus wstanie i powie: „Grzech nie ma już do ciebie dostępu. Moja krew Cię ochrania!”.

„Wiesz, kim jest mój Ojciec? Sędzią Sądu Ostatecznego!” – powiedział kilka dni temu mój przyjaciel Michał Nikodem.

Świetne! I bardzo pocieszające. Do Niego należy ostatnie zdanie. Po stworzeniu człowieka Bóg podsumował: „Widzę, że wszystko, co uczyniłem, jest bardzo dobre”. Skoro takie było Jego pierwsze zdanie na nasz temat, może tym samym stwierdzeniem zakończy sąd? Ufam, że tak będzie.

Ile będzie rozpraw?

Kościół mówi o dwóch sądach: szczegółowym (następującym zaraz po śmierci człowieka) i ostatecznym. Ci, którzy za swego życia doświadczą powtórnego przyjścia Jezusa, od razu trafią na sąd ostateczny.

Czytam „Dzienniczek” św. Faustyny i przecieram oczy ze zdumienia: „Dla tej duszy zatracenie, która chce się zatracić” (Dz. 631) i „Dusza będzie potępiona tylko ta, która sama chce, bo Bóg nikogo nie potępia” (Dz. 1452). Jak to możliwe, by stanąć oko w oko z Tym, który jest samą miłością, i odrzucić Jego ofertę?

To niepojęte. Ale możliwe, bo Bóg obdarował nas darem wolności i możliwością wyboru. Katechizm nazywa piekło stanem samowykluczenia. Bardzo mocne słowo. Człowiek może sam wykluczyć się, odseparować od Bożej miłości.

Kapelani szpitalni opowiadali mi, że widzieli, jak umierają ci, którzy modlili się o dobrą śmierć. Odchodzili pogodzeni, spokojni, bez szamotaniny.

Warto zaufać Kościołowi, który ma konkretne „koła ratunkowe”. Na przykład nabożeństwo pierwszych piątków, z którymi związana jest obietnica, że osoba, która je praktykowała, nie umrze pozbawiona sakramentów. Pewien ksiądz miał brata, który żył z Bogiem na bakier. Unikał kościołów. W dzieciństwie obaj uczestniczyli w nabożeństwie pierwszych piątków. Pewnego dnia ten kapłan dowiedział się o śmierci brata. Zginął w wypadku samochodowym. Po jakimś czasie do jego parafii przyjechał misjonarz i zaczął opowiadać; „Gdy trafiłem do Polski, po drodze widziałem koszmarny wypadek. Zatrzymałem się i udzieliłem ofierze ostatniego namaszczenia”. Okazało się, że… namaścił brata tego kapłana…

Ludzie boją się sakramentu chorych? Dla wielu to nie sakrament uzdrowienia, ale pożegnania…

Tak. Wielu nosi w sobie lęk. Ludzie obawiają się często nawet zwykłego namaszczenia, tak jakbym miał jakąś władzę zabijania. (śmiech) Ja pracuję dla Chrystusa zmartwychwstałego, a nie dla firmy pogrzebowej! Nie jestem „panem życia i śmierci”. Gdy zastępowałem kapelana w Szpitalu Wojewódzkim w Tychach, dwa razy wchodziłem do sali w chwili, gdy ktoś umierał. Przejmujące doświadczenie. Do dziś pamiętam tę grobową ciszę na izbie przyjęć.

Tysiące razy powtarzamy: „Módl się za nami w godzinę śmierci”. Czy Oblat Maryi Niepokalanej ma świadomość, że wpadnie po śmierci w ramiona Maryi?

Im dłużej modlę się Różańcem, tym bardziej. Wyląduję w najbezpieczniejszym miejscu na świecie: w Jej ramionach. Jestem Jej ofiarowany, bo „oblat” znaczy „ofiarowany”. Spójrz na nasz oblacki krzyż: przedstawia Jezusa konającego, ale jeszcze żywego. Wpatruję się w Jego twarz i przypominam sobie, że ostatnie słowa całkowicie bezradnego Jezusa mają największą nośność. Na koniec dnia, gdy odmawiam kompletę, zatrzymuję się na słowach: „noc spokojną i śmierć szczęśliwą”. Dzień przed naszą rozmową Kościół czytał słowa: „Bóg przeznaczył nas do osiągnięcia zbawienia przez śmierć swojego Syna, abyśmy, czy żywi, czy umarli, z Nim żyli”. Jestem przeznaczony do tego, bym z Nim żył! I w życiu, i w śmierci należę do Pana. To dopiero perspektywa! Jestem w dobrych rękach. Pora przestać się z nich wyrywać i nerwowo szamotać.

Chrześcijaństwo, jak chciał prawosławny teolog Paul Evdokimov, powinno być „marszem życia przez cmentarze świata”. Co to znaczy?

Chrześcijanie patrzą dalej. Postrzegają śmierć jako przystanek, a nie jako koniec. To drzwi, przez które musimy przejść, ale mamy Kogoś, kto przeszedł przez nie jako pierwszy i, uwaga, wrócił! Świadkowie nie mieli wątpliwości: „Widzieliśmy Zmartwychwstałego!”. Strach przed śmiercią urasta często do monstrualnych rozmiarów i powoduje, że człowiek zamiast żyć, chodzi jak żywy trup. Paradoksalnie to, przed czym ucieka, zaczyna zabierać mu życie, zniewalać go i osaczać.•

www.gosc.pl/doc/5127473.Smierc-…