Maja 21
32,2 tys.
Tu się ŻYJE aż do śmierci
Kwal .
Dobre...tak jest rzeczywiście w Polsce. Mam znajomego Klawisza, który też tak mówi !
Maja 21
Czytam, słucham i odnoszę wrażenie, że bardzo często to ci tzw. trudni są pierwsi do pomocy, do obrony etc. Mieszkam w pobliżu tzw. recydywistów. Nie spotkałam sympatyczniejszych ludzi.
Maja 21
Zakład R2, czyli półotwarty dla recydywistów. Duże wrażeniem zawsze robi na mnie koliście skręcony kolczasty drut, niczym niekończąca się korona cierniowa. Jest jak przypomnienie, że każdy grzech został już zapłacony.
Kiedy zatrzaskują się za mną drzwi bez klamki, mam świadomość, że stąd nie wychodzi się tak po prostu. Na dzień dobry w dyżurce zostaje mój dowód osobisty i telefon. Strażnik …Więcej
Zakład R2, czyli półotwarty dla recydywistów. Duże wrażeniem zawsze robi na mnie koliście skręcony kolczasty drut, niczym niekończąca się korona cierniowa. Jest jak przypomnienie, że każdy grzech został już zapłacony.

Kiedy zatrzaskują się za mną drzwi bez klamki, mam świadomość, że stąd nie wychodzi się tak po prostu. Na dzień dobry w dyżurce zostaje mój dowód osobisty i telefon. Strażnik weryfikuje wykrywaczem metalu, czy nic nie wnoszę. Piszczą klucze i krucyfiks przy różańcu. Muszę pokazać.
Ubrałam się w luźniejsze ciuchy, bo jak najmniej mają widzieć we mnie kobietę. Tematów, które wiodły prym w domu samotnej matki również unikam jak ognia.

Kaplica- salka. Ustawiamy krzesła w podkowę. Kapłan szacuje, że w porywach szaleństwa będzie dwunastu. Piękna liczba, ale jest radość, gdy trzeba dostawić cztery krzesła. Szesnastu z... czterystu.

Wchodzą pojedyńczo. Podają rękę księdzu, później witają się ze mną. Większość patrzy mi w oczy, choć kilkoro nie podnosi wzroku z podłogi. Niektórzy wytatuowani, z łobuzerstwem wypisanym na twarzy, przez choćby kilkukrotnie złamany nos. Najstarsi po sześćdziesiątce, najmłodsi nie mają więcej niż dwadzieścia pięć lat.

Nie słyszę głupich tekstów, choć byłam na nie psychicznie przygotowana. Lepiej być pozytywnie zaskoczoną. Pełna kultura, tylko typ z krzywo zrośniętym nosem kozaczy, że drugi raz zrobiłby to samo i że oko za oko. A ja mam w sobie tak wielki spokój wiedząc, że nie jest on moim spokojem.

Słuchają mnie. Kiedy opowiadam o hospicjum to nawet Ci kontemplujący od początku spotkania wytarte linoleum, podnoszą wzrok, a ja mogę wreszcie spojrzeć im w oczy. Ksiądz chyba nie chce, ale musi wytrzeć nos (eh te pyłki...).

Na koniec kilkoro dzieli się zawartością serc i to taką z głębszych, piwnicznych warstw.

Modlitwa na zakończenie spina klamrą wspólny czas z powierzeniem nas wszystkich na samym początku spotkania. Umawiamy się na kolejny raz.
Rozdaję kilka moich książek. Ktoś pyta, czy musi oddać do biblioteki, bo bardzo lubi książki. Odpowiadam, że to dla niego. Jakbym widziała małego chłopca, który ucieszył się znalezioną pod choinką drewnianą kolejką. Aż mi się gardło ścisnęło, widząc taką dziecięcą radość.

Inny wychodząc pyta kapłana, kiedy będzie Msza Święta.

Kiedy zostajemy już sami z księdzem Tomkiem, wymieniamy spojrzenia i uśmiechy, które mówią jedno. Chwała Panu i Maryi

P.S. Dziękuję za modlitwę 🙏 ❤