„Wzięłam rozwód z szatanem”!

Świadectwo.

„"Kiedy pojawiły się problemy z moim zdrowiem - jeszcze w czasie podstawówki - rodzice zaprowadzili mnie do bioenergoterapeuty. Oczywiście nie znałem wtedy tego środowiska okultystycznego. Zapamiętałem tylko, że ,,użyłem" swojego sposobu. Pomyślałem, że wszystko będzie jeszcze bardziej skuteczne, kiedy w trakcie seansu będę odmawiał Różaniec. Zatem w tajemnicy przed wszystkimi odmawiałem w duchu modlitwę Różańcową, usilnie przyzywając Matkę Bożą. Co się potem okazało ? Ów ,,uzdrowiciel" strasznie się nade mną namęczył i zupełnie nie mógł mi ,,pomóc"
(Adam dominikanie.pl/025.html).

„Różaniec to oręż nieraz ciężki i niewygodny – o jego sile i znaczeniu przekonujemy się dopiero w chwili walki... Bóg, którego Opatrzności nic się nie wymyka – powierzył losy wojny między dobrem a złem także naszej wolnej woli. Decyzja o odmawianiu Różańca jest decyzją o podjęciu walki” (Paweł Milcarek).

„Sukcesem diabła jest to, że ludzie przestali w niego wierzyć – opowiada Dorota. Ja też, gdybym nie zaczęła żyć Sakramentami, to pewnie do tej pory nie wiedziałabym, że jestem opętana. Tak jest z moimi najbliższymi – oni nie przyjmują Sakramentów, więc szatan siedzi cicho. Wiadomo, że w czasie egzorcyzmów odprawianych nade mną wyszło na jaw, iż moi przodkowie mieli wiele wspólnego z demonami. Przecież te moje problemy nie wzięły się znikąd. Sytuacja mojej rodziny jest skomplikowana. Ja, moja mama i babcia, i jeszcze nawet wcześniejsze pokolenia, zajmowały się magią, ziołolecznictwem połączonym z czarami, bioenergoterapią... Do tej pory tam, skąd pochodzę, są takie "zwyczaje", że matki czy babcie odprawiają czary, żeby się dziecko "dobrze chowało"...

Całe życie tkwiłam w takim środowisku. Widziałam mamę, która zamiast wieczornego pacierza układała karty, zamiast modlitwy rozmawia z tarotem, zamiast Jezusa i Maryi, pokazywała mi zioła, talizmany i uczyła, jak się tym posługiwać. Ja sama wróżyłam, a pierwsze karty stawiałam mając 3-4 lata ! To było moje życie.... W liceum doszły "zabawy z duchami", mocna muzyka... Klimat demoniczny ciągle trwał. Duchy, karty, wróżby – była tego cała masa...

W wakacje spotkałam znajomą z podstawówki, która powiedział mi: "Chodź ze mną, fajnie spędzimy piątek". Zgodziłam się i poszłam. To było spotkanie diakonii modlitewnej; ludzie czytali tam Pismo Święte, modlili się. Tak wyglądał mój pierwszy krok, kiedy zaczęłam pytać o Jezusa... a w zasadzie to On zaczął pytać o to, co dzieje się ze mną. W tamtym okresie każda rozmowa z moją mamą kończyła się jeszcze większą kłótnią. Były "szlabany", zakaz wychodzenia na Mszę świętą, a że byłam osobą zamkniętą w sobie i nieśmiałą, więc posłusznie się do tego stosowałam...

Spotkałam w swoim życiu osoby, które zaprowadziły mnie do Kościoła. Zakochałam się w Jezusie. I wtedy zaczęły się moje problemy zdrowotne np. utrata przytomności podczas Mszy świętej.. Zaczęłam leczyć się, lecz nic się nie zmieniło. Za każdym razem, kiedy próbowałam oddawać siebie na modlitwie, problemy wracały – omdlenia, ataki epilepsji. Po wyjściu z kościoła czy po przerwanej modlitwie, wszystko mijało jak ręką odjął. Nie potrafiłam poprowadzić do końca żadnej modlitwy zawierzenia. Mimo to, uparcie twierdziłam, że to wina choroby, której lekarze jeszcze nie wykryli. Było to dla mnie oczywiste !

Na jednych rekolekcjach, w których uczestniczyłam, poznałam mojego obecnego męża Maćka... Na początku mojej drogi do wolności był taki moment, że mieliśmy już przygotowane dokumenty, aby wnieść sprawę rozwodową, choć wiedziałam, że go kocham... Wiesz – mówił z drżeniem w głosie – przestaliśmy się rozumieć, staliśmy się tak naprawdę, obcymi sobie ludźmi...

Maciek stale mi towarzyszył. Kiedy było źle i szatan się ujawniał, to on natychmiast reagował. Modlił się, dzwonił do przyjaciół i ich także prosił o pilną modlitwę... Bez takiego wsparcia, moje uwolnienie nie byłoby możliwe... Mąż tak się otworzył na działanie Ducha Świętego, że choć z bólem i fizycznym strachem – cały czas trwał przy mnie. Nieraz było tak, że modlił się po cichu za mnie w drugim pokoju, a ja nagle wpadałam z wrzaskiem i zaczynałam manifestację szatańską. Zły duch, który był we mnie, chciał go zabić, gdyż brałam np.. nóż z kuchni i rzucałam się na niego. Wiele było takich sytuacji, a on to dzielnie znosił...

Po pewnym czasie pojechałam na modlitwę wstawienniczą do egzorcysty, ale trwałą bardzo krótko, bo demon od razu się ujawnił. Wtedy wszystkie problemy zaczęły narastać – nie mogłam w ogóle wejść do kościoła, nie potrafiłam się modlić, często mówiłam językami, których się nigdy nie uczyłam, miałam wstręt do wszystkiego, co poświęcone, ściągałam obrączkę, krzyżyk, nie umiałam wypowiedzieć choć słowa modlitwy...

Regularna walka o wolność zaczęła się w 2006 roku i trwała 6 lat... Na początku, na egzorcyzmy chodziłam co 10 dni. Razem z rozmową, trały około godziny. To był bardzo intensywny czas... Podczas demonstracji Złego, jedną ręką potrafiłam podnieść mężczyznę ważącego ok. 100 kg . Leżąc, mogłam unieść nogami dwóch czy trzech mężczyzn o podobnej wadze... Kiedyś, w czasie modlitwy w moim domu, Maciek położył na mojej piersi metalowy krzyż. I ten krzyż po prostu złamał się jak zapałka. Według emerytowanego materiałoznawcy górnictwa, tak równe złamanie twardego metalu wymagało obciążenia ok. 800 kg . Przy słabszym nacisku najpierw wystąpiłoby wygięcie. A tu, złamanie równiutkie, jakby od linijki...

W czasie modlitwy, kiedy Kapłan kładł na moje ciało Różaniec, to ta część ciała była nieruchoma, spokojna. Ja natomiast odczuwałam, jakby ktoś kładł na mnie stos kamieni albo kostki lodu... Gdy bracia z diakonii modlitewnej wiązali mi nadgarstki czy stopy Różańcem, to wtedy był spokój. Różaniec to potężna broń !

Już kiedy byłam egzorcyzmowana, weszłam w pakt z szatanem. Chciałam popełnić samobójstwo, ale z powodu rozmaitych przeszkód, każda próba kończyła się fiaskiem... Postanowiłam więc poprosić diabła o pomoc i wtedy pierwszy raz podpisałam cyrograf. Zrobiłam to bardzo świadomie. Od tego momentu szatan rościł sobie ogromne prawo do mnie. Chciałam skończyć ze sobą, bo w dalszym ciągu czułam się bardzo samotna. Wszystkie plany związane z nauką czy zdrowiem, waliły się, małżeństwo też się sypało, a do tego problemy z macierzyństwem. Moja psychika nie wytrzymała i chciałam to zakończyć. Poza tym, nie ufałam Jezusowi, nie kochałam Go, nie zawierzyłam Mu. Dzisiaj wiem, że w chwilach trudności zamiast narzekać, trzeba upaść... Upaść na kolana ! Teraz staram się zgadzać z Wolą Jezusa, jakakolwiek ona będzie. Owszem są pokusy i wiem, że moje zawierzenie nie jest doskonałe, ale pozwalam działać Chrystusowi.

Znajdowałam się pod stałą opieką psychiatry i egzorcysty... Cały czas brałam leki na wyciszenie, ale egzorcysta zarządził modlitwy. W takich sprawach trzeba być ostrożnym, a stały kontakt z psychiatrą jest bardzo potrzebny. Musiałam odciąć się od źródła zła. Każdej rzeczy, którą miałam od mojej mamy czy babci, należało się pozbyć. Ubrania, pamiątki, zdjęcia, plecaki, dosłownie wszystko... Niektóre rzeczy wyrzucałam wiele razy, ale one w dziwny sposób wracały... Było mi bardzo ciężko pozbywać się tych pamiątek rodzinnych, ale taka była cena wolności. Musiałam usunąć wszystko z czasów, kiedy mieszkałam z mamą. Dlaczego ? Bo mama mogła rzucić na to urok.

Walka trwała – o każdą Komunię Świętą, o każdą modlitwę, akt strzelisty, błogosławieństwo, spowiedź. O wszystko !
Jezus cały czas mi pokazywał: "Popatrz, po to zostawiłem ci Sakrament pojednania, żebyś przyszła i wyznała grzechy. Chcę cię przytulić do swojego serca"... No i wreszcie jestem wolna ! Wolna od stycznia 2012 roku. To najpiękniejszy czas, jaki dane mi było przeżyć... Po uwolnieniu Jezus uzdrowił mnie ze wszystkich chorób – wyleczył stawy, padaczkę, toczeń, a to wszystko z dnia na dzień. Odstawiłam leki i zrobiłam badania, aby to potwierdzić. Jestem zdrowa ! A to, że jestem wolna, nie oznacza, że to już jest koniec drogi. To dopiero początek. Żeby wytrwać w wolności, trzeba być w stanie łaski uświęcającej...” („Wzięłam rozwód z szatanem” „Czas serca” nr6/2012 – tam znajdziesz całość)
MEDALIK ŚW. BENEDYKTA
''...Zbłąkane owce, na co czekasz, aby pojednać się z Bogiem i otaczającymi cię ludźmi? Moje przebudzenie sumienia puka do drzwi twojej duszy i ryzykujesz zgubienie się na zawsze. Głupi, nie chcę waszej śmierci; Moim życzeniem jest, abyście szczerze żałowali przed nadejściem Mojego ostrzeżenia, aby wasze przejście przez wieczność nie stało się waszą śmiercią ani najgorszym koszmarem.
Czekam na …Więcej
''...Zbłąkane owce, na co czekasz, aby pojednać się z Bogiem i otaczającymi cię ludźmi? Moje przebudzenie sumienia puka do drzwi twojej duszy i ryzykujesz zgubienie się na zawsze. Głupi, nie chcę waszej śmierci; Moim życzeniem jest, abyście szczerze żałowali przed nadejściem Mojego ostrzeżenia, aby wasze przejście przez wieczność nie stało się waszą śmiercią ani najgorszym koszmarem.
Czekam na was, zagubione dzieci, w ciszy Moich Tabernakulów. Śpiesz się, abyś mógł zanurzyć się w studni przebaczenia i miłosierdzia i zostać oczyszczonym; więc twoje przejście przez wieczność będzie bardziej znośne i nie będziesz ryzykować utraty siebie na zawsze!...''