templariusz tem
723

"Abp.Józef Michalik


Tomasz KRZYŻAK

Dziennikarz i publicysta „Rzeczpospolitej”. Zajmuje się sprawami Kościoła. Wcześniej pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, tygodnikach „Wprost”, „Ozon”. W 2012 roku wydał biografię św. Maksymiliana M. Kolbego, za którą otrzymał nagrodę „Feniks” Stowarzyszenia Wydawców Katolickich w kategorii edytorstwo.

Fot. Waldemar Kompala/Fotorzepa

Wielkie marzenie o małej plebanii na Suwalszczyźnie. Niezwykle bliska relacja z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, udokumentowana nigdy niepublikowanymi listami. Kulisy dwukrotnego wyboru na Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Sekrety służbowych kontaktów z SB i lustracji w polskim Kościele. Inicjatywa, dzięki której powstały Światowe Dni Młodzieży. Działania kurii ws. afery pedofilskiej w Tylawie. Wytrwałe starania o pojednanie z grekokatolikami i prawosławnymi. Bojkot „Gazety Wyborczej” i zniknięcie Radia Maryja z diecezji przemyskiej. Nigdy nie był ulubieńcem mediów, które bezlitośnie rozliczały go z każdego potknięcia.

Występy przed kamerami telewizyjnymi Michalika peszyły. Widać to było chociażby przy okazji wygłaszania tradycyjnych orędzi bożonarodzeniowych czy wielkanocnych. Nigdy nie wypadał w nich dobrze, był spięty i nienaturalny. Na występ na żywo zgodził się tylko raz, ale z wizyty w programie Bogdana Rymanowskiego w TVN „Rozmowa Rymanowskiego” nie był zadowolony, dlatego w kolejnych latach takich występów unikał. Wolał programy nagrywane wcześniej, gdzie można było sobie pozwolić na duble. – Nawet nam trudno go było namówić do nagrań wideo, zamieszczanych później w internecie na stronie Episkopatu – wspomina ks. Józef Kloch, były rzecznik Episkopatu.

Osoby znające abpa Michalika twierdzą, że być może owa niechęć do występów przed kamerami wynika to z tego, że prawie wcale – z wyjątkiem głównego wydania „Wiadomości” w TVP – nie ogląda on telewizji. Informacje o tym, co dzieje się w Polsce i na świecie, czerpie głownie z gazet i radia. – Jak mi się wydaje, brak telewizji powoduje, że brakuje mu pewnego kawałka rzeczywistości, w której współczesny człowiek zanurzony jest po uszy. Być może dostrzegałby pewne mechanizmy, którymi rządzi się telewizja, i może łatwiej byłoby mu wychodzić do mediów – zastanawia się ks. Kloch. – Zresztą on nigdy nie miał „parcia na szkło” i wolał, żeby do telewizji chodzili inni biskupi, którzy przed kamerami czują się swobodniej.

Niewykluczone też, że lęk przed telewizją wynika z charakteru Michalika, jego sposobu działania, stylu bycia. Każde podjęcie trudnej decyzji poprzedza on dłuższą refleksją.

Widać to w wywiadach prasowych, w których posługuje się długimi, rozbudowanymi zdaniami. Na coś takiego w telewizji nie można sobie pozwolić. – Arcybiskup nie jest typem polemisty, który wejdzie do studia i będzie walczył. U niego bardzo wyraźnie widoczna jest zdolność do głębszej refleksji. Z punktu widzenia mediów jest to wada, ale z punktu widzenia formacji człowieka ogromna zaleta – zauważa Mateusz Dzieduszycki, rzecznik diecezji warszawsko-praskiej, który przed laty współpracował z Michalikiem. – Lubi spokojne, długie rozmowy, natomiast jak ognia unika starć typu ping-pong.

Metropolita przemyski zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Jego styl mówienia na żywo bez przygotowania jest bardzo rwany, można wręcz odnieść wrażenie, że chaotyczny. Ksiądz Kloch wspomina, że czasem na obradach Episkopatu trzeba było uściślać, co jest poddawane pod głosowanie. – Kiedy ma przygotowane kazanie czy wypowiedź, nie ma problemów – podkreśla.

– Arcybiskup jest człowiekiem o bardzo szerokich horyzontach. Ale rzeczywiście, kiedy mówi bez wcześniejszego przygotowania, często zmienia wątki, zaczyna zdanie i nie kończy, a potem do niego wraca. Ktoś kto ten styl zna, bez problemu zrozumie jego myśl, inni mają z tym problem – dodaje abp Hoser. – I na tym właśnie go łapano, po swojemu interpretując to, co chciał powiedzieć.

Filozof prof. Stanisław Grygiel, ktory przyjaźni się z Michalikiem od ponad trzydziestu lat i przez wiele lat był także bliskim współpracownikiem Jana Pawła II, nie waha się przed porównaniem metropolity przemyskiego do papieża. Jego zdaniem Michalik tak samo jak Jan Paweł II jest człowiekiem głębokiej wiary, która ułatwia porozumienie między podobnie myślącymi ludźmi.

– Michalik to człowiek wielkiej kultury, który całą swoją pracę kieruje ku wartościom, bez których człowiek nie może istnieć. W dzisiejszej rzeczywistości media mogą mieć z tym problem, bo one pracują na efekt bezpośredni, natychmiastowy – stwierdza. – Ich praca nie jest osadzona w pracy kulturowej, ale produkcyjnej. W kulturze tak nie jest. Ja pracuję dopiero na przyszłość, jak rolnik, który jesienią orze, potem sieje, wiosną patrzy, jak ziarno kiełkuje, a dopiero latem widzi piękny kłos. I tu porozumienia z mediami nie ma i nigdy nie będzie. One nigdy nie próbowały wniknąć w jego osobę, w jego dzieło, i o to mam do nich pretensje. Ale jestem przekonany, że jego praca, jego biskupstwo przyniesie owoce.

Michalik ma wprawdzie dystans do telewizji, ale chętnie posługuje się słowem pisanym. Przez pewien czas co tydzień zamieszczał felietony z cyklu „Minął tydzień” w tygodniku „Niedziela”. Potem na łamach tego pisma rozpoczął także pisanie refleksji „Wokół Roku Wiary”. A cykl „Listy do pasterza”, przygotowywany we współpracy z ks. Zbigniewem Suchym, wciąż trwa. – Pisanie to jednak wyjście do mediów, a cotygodniowy felieton jest dużym obciążeniem – mówi były rzecznik Episkopatu. – Nieraz widziałem, jak siedzi z nożyczkami i wycina jakieś teksty z innych gazet, mówiąc, że może mu się to przydać do artykułu czy kazania. Potem pisał własnoręcznie w zeszycie. Arcybiskup Budzik uśmiecha się na wspomnienie tych zeszytów. – Jego piękne, równe pismo cały czas mam przed oczami – mówi. – Na każdy list odpowiadał własnoręcznie. Czasem zastanawiałem się, jak on na to wszystko znajduje czas.

Do pisania na łamach „Niedzieli” namówił Michalika ks. Suchy, redaktor przemyskiej edycji tygodnika, wychodząc z założenia, że biskupi powinni być obecni w mediach nie tylko poprzez listy pasterskie czy przedruki kazań, ale właśnie w formie felietonów, refleksji. – W luźnej rozmowie zaproponowałem mu, żeby zaczął pisać. On widział, jaka jest siła mediów, i bliskie mu było hasło św. Maksymiliana, że można zbudować wiele kościołów, ale jeśli nie wykorzysta się mediów, to te kościoły będą puste, i się zgodził – opowiada. – Różnie to wyglądało. Najczęściej pisał sam, ale gdy nie miał czasu, przychodziłem z dyktafonem i nagrywałem, potem on to autoryzował.

W cyklu „Minął tydzień” Michalik dzielił się z czytelnikami swoimi obserwacjami z wizyt duszpasterskich, odwoływał się do tematów ważnych społecznie, a także do tematyki politycznej. Według ks. Ireneusza Skubisia, wieloletniego redaktora naczelnego tygodnika, zachęcał go do tego papież. I rzeczywiście tak było. W jednym z listów do arcybiskupa Jan Paweł II pisał, że z uwagą śledzi ten cykl felietonów, który porusza „trudne problemy naszego społeczeństwa” i budzi sumienia. „Oby skutecznie!” – dodawał. Zdarzało się, że do felietonów metropolity przemyskiego odnosili się także dziennikarze mediów ogólnopolskich. – Tamten cykl był niesamowicie trafiony, cieszył się ogromnym zainteresowaniem czytelników. Ludzie pisali do niego listy – ks. Suchy prezentuje obfitą korespondencję. – Odnaleźli w nim człowieka, który artykułował ich dylematy, potwierdzał ich myślenie. Doskonale potrafił zdefiniować zmieniającą się rzeczywistość. Umiał wypośrodkować i to nie był poker ze światem, ale jasno wyłożona prawda i Ewangelia. Jak przestał pisać, ludzie słali listy i skarżyli się, że przestał, więc do tego wróciliśmy – wyjaśnia duchowny.

„Uważam, że Internet oraz najnowsze technologie informatyczne mogą być dla chrześcijan szansą na dotarcie z pozytywnym przekazem do milionów ludzi na całym świecie. Zwraca na to zresztą uwagę Benedykt XVI. […] Chrześcijanie nie mogą się bać postępu technologicznego – muszą tylko rozważnie z niego korzystać”.

Takiej odpowiedzi na pytanie, czy korzysta z internetu, udzielił autorom Raportu o stanie wiary abp Michalik w 2011 roku. Od kilku miesięcy był wtedy w globalnej sieci obecny. Od stycznia 2011 roku na portalu Opoka.pl prowadził „Mikroblog”, gdzie umieszczał m.in. swoje kalendarium – np. 25 stycznia użytkownicy portalu mogli się z niego dowiedzieć, że wieczorem wybiera się do stołecznego kina Muranow na film „Ludzie Boga”. Kilka miesięcy później powstała oficjalna strona internetowa arcybiskupa, a 22 lutego 2012 roku Michalik pojawił się w serwisie społecznościowym Twitter (TT). Był pierwszym polskim biskupem w tym serwisie, o prawie dziesięć miesięcy wyprzedzając papieża Benedykta XVI. „Nowe technologie nie są czymś, co pochłania Arcybiskupa. Ale czy to powód, żeby jego słowa nie zostały tu usłyszane?” – takie motto przewodnie użytkownicy Twittera mogą wciąż znaleźć na profilu @AbpJMichalik. Drugie konto @SerwisAbpa powstało w maju 2012. I choć profile nie biją rekordów popularności (w styczniu 2015 roku miały łącznie 4,5 tys. obserwujących), to jednak w komunikacji polskiego Kościoła ze światem był to przełom. Kolejny polski biskup, Andrzej Czaja, konto założył w styczniu 2013 roku, a dopiero pięć miesięcy później na Twitterze zjawił się ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu.

Do internautów abp Michalik nie tylko wysyła krótkie refleksje duchowe, ale także w czerwcu 2012 roku zorganizował na TT czat, a w październiku tegoż roku relacjonował przebieg obrad Synodu Biskupów w Rzymie na temat nowej ewangelizacji. W kolejnych miesiącach, namówiony przez duchownych prowadzących profil @duchowni, brał m.in. udział w akcjach „Majówka na Twitterze”, „Boże Ciało na Twitterze”. Choć sam nie obsługuje konta – robią to za niego jego współpracownicy – osobiście wybiera i redaguje 140-znakowe informacje wrzucane na TT. W podobny sposób obsługiwany jest także profil arcybiskupa na Facebooku „A_bp powiedział”.

Być może Michalikowi rzeczywiście trudno było zrozumieć mechanizmy, którymi rządzą się współczesne media, a które np. Jan Paweł II kapitalnie potrafił wykorzystać, ale nie można mu zarzucić, że nie próbował nawiązać dialogu z dziennikarzami. W 2011 roku stwierdził nawet, że każdemu biskupowi przydzieliłby „jakiegoś dziennikarza, żeby się regularnie spotykali i rozmawiali”. Skąd ta zmiana? Bo rok wcześniej sam dał się namówić do takich spotkań.

– Pamiętam, że gdy go do tego namawialiśmy, powiedział, że nie czuje dziennikarzy, nie ma do nich zaufania. Przyznał, że jest kilku, których teksty lubi czytać i ceni ich opinie, ale generalnie uważał, że nie ma im nic do powiedzenia – wspomina Dzieduszycki. – Ostatecznie zgodził się jednak na spotkania dwa razy w roku.

Michalik bał się jednak konfrontacji. Obawiał się, że będzie odpytywany z każdej strony na wszystkie tematy związane z Kościołem. Aby przełamać jego niechęć, powstał pomysł odwrócenia ról: to dziennikarze mieli opowiadać, jak widzą Kościół, a Michalik miał tylko słuchać. I to zadziałało, bo przedstawiciele mediów przyszli i autentycznie podzielili się z nim swoimi obawami, mówili, co ich zdaniem Kościół robi źle itd.

Metropolita przemyski dostrzegł, że dziennikarz wcale nie musi być wrogiem, ale może być szansą.

Na kolejnych spotkaniach podejmował dialog i wchodził w dyskusję. Podczas jednego z takich spotkań podzielił się nawet rewolucyjnym pomysłem w kwestii budowy kościołów w dużych miastach, tam gdzie na nowych osiedlach nie ma na nie miejsca. Stwierdził, że diecezje powinny wykupywać w apartamentowcach całe piętra i tam urządzać kaplice dla mieszkańców.

Przełamanie nieufności Michalika do dziennikarzy z mediów świeckich widać wyraźnie w liczbach. W ciągu dziesięciu lat przewodzenia Episkopatowi udzielił łącznie 158 wywiadów prasowych. Były to w zdecydowanej większości rozmowy dla czasopism katolickich (137), ale nie unikał także tych świeckich – 21 wywiadów. Ale o ile w latach 2004–2010 w mediach laickich ukazało się zaledwie dziewięć rozmów z przewodniczącym Episkopatu, o tyle od 2011 roku widać wyraźny wzrost ich liczby.
W ostatnich trzech latach przewodzenia KEP Michalik udzielił dwunastu wywiadów czasopismom niezwiązanym z Kościołem, w tym m.in. „Super Expressowi”. Do końca 2010 roku tzw. periodyki katolickie rozmowy z przewodniczącym Episkopatu publikowały średnio co 25 dni, od 2011 częstotliwość ta zmniejszyła się do 28 dni, wzrosła za to aktywność Michalika w mediach świeckich. Przed 2011 rokiem wywiady z nim ukazywały się na ich łamach średnio co dziewięć miesięcy, a w ostatnich trzech latach mniej więcej co trzy miesiące.

– Wydaje mi się, że wtedy on nauczył się mechanizmów rządzących mediami, poczuł ich specyfikę, dokonał rewolucji w kontaktach – mówi Dzieduszycki. – Ale na sam koniec kadencji za jedno językowe potknięcie zapłacił niesprawiedliwie wielki rachunek.

Tomasz Krzyżak
Fragment najnowszej (premiera 5 października 2015) książki „Nie mam nic do stracenia. Abp.Józef Michalik”, wyd WAM 2015. POLECAMY: [LINK]