templariusz tem
223

Unia lubelska. Kręte drogi do zgody


Prof. Andrzej NOWAK

Historyk, sowietolog, członek Narodowej Rady Rozwoju. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Laureat Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego, Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Unia lubelska roku 1569 była w rzeczywistości kompromisem. Jej charakter, oparty na zasadzie „jak wolni z wolnymi” i utrzymaniu prawno‐administracyjnej oraz kulturowej autonomii, przekonał szlachtę ruską z województw przyłączonych do Korony. Część litewskich elit, jak Radziwiłł „Rudy”, nie pogodzi się jeszcze długo z unią, co najmniej do pokolenia jego prawnuków – pisze prof. Andrzej NOWAK.

Sejm polski otworzył swoje obrady 10 stycznia 1569 roku, pod laską marszałkowską Stanisława Sędziwoja Czarnkowskiego, doświadczonego egzekucjonisty i bliskiego współpracownika króla. Dyskusje lubelskiego sejmu znamy z zachowanych diariuszy. Początkowo nie był to sejm wspólny, ale reprezentacje Wielkiego Księstwa i Korony obradowały osobno, w różnych komnatach lubelskiego zamku. Kiedy się połączyły, Polacy, ustami biskupa krakowskiego Filipa Padniewskiego, odwołali się do koncepcji unii, jaką zawierał już akt z Mielnika, z roku 1501: połączenia obu państw w „jedno niepodzielne i nie różne ciało”, aby powstał jeden naród i jedno braterstwo, ze wspólnym sejmem i monetą. Delegacja litewska na taką unię nie chciała się godzić. Polacy zaproponowali utrzymanie odrębności urzędów Wielkiego Księstwa, ale Litwini nalegali na to, by również sejmy były odrębne, podobnie jak koronacja wielkiego księcia w Wilnie. Zygmunt August próbował mediować. Kiedy odmówił prośbie Radziwiłła, by Litwini mogli dalej obradować osobno, i nalegał na rozstrzygnięcie różnicy zdań na połączonym posiedzeniu stanów koronnych i litewskich – niemal cała delegacja Wielkiego Księstwa nagle, bez pozwolenia królewskiego i bez pożegnania, opuściła Lublin. Mikołaj Radziwiłł „Rudy” zostawił tylko Wołłowicza i Naruszewicza, by obserwowali dalsze poczynania sejmu polskiego.

Ta decyzja, którą w nocy z 28 lutego na 1 marca podjął Radziwiłł, okazała się dla Litwy bardzo kosztowna. Nagły wyjazd był obrazą majestatu króla i okazaniem braku szacunku sejmowi koronnemu. Część posłów polskich domagała się zbrojnej rozprawy z Litwinami, oskarżając ich o bunt. Trudno było oczywiście myśleć poważnie o jakiejś wojnie z Litwą. Żeby skłonić jej elity do powrotu do rozmów, zgromadzeni w Lublinie posłowie wykorzystali stare, datujące się jeszcze od połowy XV wieku (pisaliśmy o nich sporo w poprzednim tomie Dziejów), pretensje Korony do części ziem Wielkiego Księstwa: Podlasia, Wołynia i wschodniej części Podola. Obrażony przez Litwinów i zdeterminowany, by do unii wreszcie doprowadzić, Zygmunt August błyskawicznie, już 5 marca, wydał akt, inkorporujący Podlasie i Wołyń do Korony. Miał do tego prawo jako hospodar, pan Wielkiego Księstwa. 27 maja rozszerzył ten akt, wcielając do Korony nie tylko Wołyń, ale również Bracławszczyznę. Posłów i urzędników z tych ziem wezwał do zajęcia miejsc w sejmie polskim. Szlachta miała złożyć przysięgę na wierność Koronie. W przypadku odmowy narażona była na konfiskatę dzierżonych przez siebie królewszczyzn (takie majątki mieli na oderwanych od Litwy terenach także najwięksi potentaci, tacy jak Radziwiłłowie „Rudy” i „Sierotka” czy podkanclerzy Wołłowicz).

Większość szlachty podlaskiej od dawna już ciążyła swoimi sympatiami i kulturową tożsamością ku Polsce. Choć Wołyń był i pozostawał ruski, to jego najmożniejsi panowie, tacy jak kniaź Konstanty Wasyl Ostrogski (syn zwycięzcy spod Orszy) czy Stefan Zbaraski, nie wyjechali z Lublina razem z większością litewskiej reprezentacji, ale okazywali swoją gotowość do dalszych rozmów z „koroniarzami”. Niespiesznie, ale niepowstrzymanie podlascy posłowie zaczęli przysięgać wierność Koronie. Na Wołyniu, jak zauważa badacz tej tematyki, Karol Mazur, szlachta i kniaziowie grali na czas, nie chcąc zrywać związków z Litwą ani narażać się królowi. Chcieli zwołać sejmik swojej ziemi, ale za zgodą Zygmunta Augusta, by podjąć ostateczną decyzję. Kilku ziemskich urzędników województwa bracławskiego (czyli wschodniego Podola) czekało na rozstrzygnięcie ze strony swojego dzielnego lidera, Romana Sanguszki. Deklarowali nawet możliwość stawienia zbrojnego oporu, gdyby Polacy próbowali ich zmusić do porzucenia Wielkiego Księstwa. Zdobywca Uły przybył jednak do Lublina w końcu maja i ostatecznie wyraził gotowość złożenia natychmiastowej przysięgi Koronie, zgodnie z wolą króla, prosząc tylko Zygmunta Augusta o uwolnienie od przysiąg składanych wcześniej na wierność Litwie. Mikołaj Radziwiłł „Rudy” zwołał tymczasem, jeszcze po 20 marca, zjazd panów litewskich w Wilnie. Radzili na nim, co począć wobec decyzji zapadających w Lublinie. Chwila była groźna. Przeważyła jednak linia kompromisu, którą reprezentowali m.in. Jan Chodkiewicz i biskup wileński Protasewicz. Polegała ona na przygotowaniu własnego projektu unii, który zawiózł do Lublina Chodkiewicz. Projekt litewski zgadzał się na wspólne odbywanie obrad, ale naciskał na zachowanie przy tym odrębnego istnienia sejmu litewskiego; oczywiście powtarzał także wcześniejsze zastrzeżenia, by utrzymać litewskie urzędy i nie wprowadzać w Wielkim Księstwie egzekucji, jak również zawierał postulat zwrotu inkorporowanych do Korony ziem.

Nie była jeszcze rozstrzygnięta sprawa unii z Litwą, kiedy Zygmunt August wykonał energiczny ruch w kierunku skutecznej inkorporacji Prus Królewskich do systemu politycznego Korony. 16 marca nakazał obecnym w Lublinie w roli obserwatorów senatorom i przedstawicielom szlachty z tej dzielnicy, by zajęli miejsca w polskim sejmie. Wtedy też nastąpiła wspomniana wyżej rozprawa z rajcami gdańskimi i ich ukorzenie w związku ze straceniem królewskich kaprów. Znany nam już Jan Kostka, luterański kasztelan Gdańska, przewodził zwolennikom uznania politycznej integracji z Polską. Prusy Królewskie utrzymały swój własny skarb, odrębne prawo sądowe oraz zasadę obsadzania urzędów przez osoby urodzone w tej prowincji. Odrębne uprawnienia utrzymało także księstwo biskupów warmińskich. Takie rozwiązanie, szanujące autonomię, ale zarazem potwierdzające jedność polityczną nadbałtyckich prowincji z Polską, zostało zaakceptowane. Posłowie z Prus, zasiadając już jako pełnoprawni członkowie koronnego sejmu, wzmocnili wrażenie nieuchronności dokonującego się w Lublinie procesu przebudowy Rzeczypospolitej.

Pod koniec kwietnia Zygmunt August zwołał na 10 maja sejmiki litewskie, z których posłowie mieli przyjechać do Lublina i dokończyć dzieła unii. By podkreślić swoją wolę, monarcha dla przykładu pozbawił urzędów dwóch panów podlaskich, którzy dotąd odmawiali złożenia przysięgi Koronie: Wasyla Tyszkiewicza i Hrehorego Tryznę. Składanie przysiąg na Podlasiu i na Wołyniu wyraźnie przyspieszyło. 24 maja sytuację na Wołyniu rozstrzygnęło złożenie akcesu do unii z Koroną przez najpotężniejszego w tej ziemi księcia Ostrogskiego, razem z książętami Aleksandrem Czartoryskim, Konstantym Wiśniowieckim i Boguszem Koreckim. Za nimi poszedł dwa dni później podkanclerzy litewski, Wołłowicz, stawiający dotąd twardy opór. Na początku czerwca nowo wybrani posłowie litewscy stawili się w Lublinie. Mikołaj Radziwiłł „Rudy” nadal sejm unijny bojkotował (choć dla zachowania pozorów udawał chorobę), ale był w coraz wyraźniejszej izolacji. W Lublinie pojawili się m.in. Jan Chodkiewicz i bratanek „Rudego” – „Sierotka”. Zgoda panów wołyńskich na unię z Polską wpłynęła decydująco na jeszcze jeden akt, którym Wielkie Księstwo zostało okrojone. Ostrogscy, Wiśniowieccy, Koreccy, Czartoryscy – to byli panowie ruscy, nie litewscy (nawet jeśli niektórzy z nich pochodzili od Giedymina), i wszyscy mieli swe wielkie dobra także dalej na wschód od Wołynia, na ziemi kijowskiej.

Wysuwany już w marcu, ale porzucony wtedy projekt podkanclerzego koronnego Franciszka Krasińskiego, by województwo kijowskie również przyłączyć do Korony, został w maju podjęty na nowo. Duża część polskich posłów i senatorów nie była wcale do tego entuzjastycznie nastawiona. Polacy zdawali sobie sprawę, że ogromne województwo kijowskie jest wciąż narażone na najazdy tatarskie, granicząc jednocześnie z drugim nieprzyjacielem Litwy: Moskwą. Teraz to Korona musiałaby przejąć odpowiedzialność i koszty obrony tego niespokojnego obszaru. Wołynianie, a wśród nich reprezentujący także województwo bracławskie kniaź Sanguszko, popierali teraz myśl o złączeniu Kijowszczyzny z Koroną. I tak też się stało: 6 czerwca król wydał akt o inkorporacji województwa kijowskiego. Ostrogski i Sanguszko podpisali się pod tym aktem.

Wprowadzone przez Zygmunta Augusta zmiany granic, okrawające Wielkie Księstwo Litewskie, miały dalekosiężne znaczenie. Odtworzyły one i umocniły podział o historycznej doniosłości. Z jednej jego strony znalazły się rdzenne ziemie litewskie, razem z pierwszą, najmocniej utrwaloną sferą ekspansji Wielkiego Księstwa na obszary ruskie. Tę strefę określamy dziś jednym mianem Białorusi, choć serce tych ziem, z Nowogródkiem, Wołkowyskiem, Słonimem, Mozyrem, Nieświeżem – miało historyczną nazwę Rusi Czarnej. Po drugiej stronie podziału była teraz rozciągająca się na południe, oddzielona granicą błot poleskich większość dziedzictwa dawnego Wielkiego Księstwa Kijowskiego. Ten obszar nazywamy dziś, a właściwie od XVII wieku – Ukrainą. Wołyń, Kijowszczyzna i Bracławszczyzna, utrzymujące swoje ruskie tradycje polityczne, postawione zostały od 1569 roku w bezpośredniej łączności z należącymi do Korony od XIV/XV wieku ziemiami o silnej także, religijnie i kulturowo, tożsamości ruskiej dużej części swych mieszkańców: województwami ruskim, bełskim i podolskim. Tak powstawały z jednej strony ramy nowożytnej historii Białorusi, mocno nadal, aż do rozbiorów, związanej z dolą i niedolami Wielkiego Księstwa Litewskiego. I, analogicznie, z drugiej – otwierał się nowy rozdział dziejów, które można nazywać historią Ukrainy, z coraz istotniejszą w nich siłą Kozaczyzny, już w granicach Korony, nie Litwy.

Wśród prawosławnych elit (czyli tych, którzy mogli zapisać swoje wrażenia, emocje, opinie w klasztornych kronikach, korespondencji, dokumentach osobistych miejskich i szlacheckich obywateli) obszarów, które zostały przekazane spod panowania Wielkiego Księstwa Litewskiego do Korony – nie widać żadnego wstrząsu ani w roku 1569, ani w najbliższych latach po decyzjach lubelskich. Tym bardziej można to zrozumieć, że w wydanych dla Kijowszczyzny, Wołynia i Bracławszczyzny przywilejach zagwarantowano ochronę jedności ich terytoriów, ziemskich instytucji samorządowych, administracyjnych i sądowych, a także odrębności prawnej (utrzymanie obowiązywania Statutu litewskiego z 1566 roku) i zachowanie języka ruskiego jako obowiązującego w życiu publicznym. O żadnej polonizacji nawet mowy być nie mogło. Długofalowe skutki przeniesienia punktu ciężkości problemu ruskiego Rzeczypospolitej do Korony dadzą znać o sobie dopiero w wieku XVII.

Po inkorporacji Kijowszczyzny, w czerwcu roku 1569 w Lublinie tempa nabrały rokowania nad ostatecznym kształtem unii między pomniejszonym Wielkim Księstwem Litewskim a Koroną. Zmierzały już do końcowego kompromisu. Jego wyrazem był tekst unii, uchwalony 27 czerwca. Jednobrzmiące akty unii lubelskiej zostały wystawione przez sejmy koronny i litewski w dniu 1 lipca 1569 roku oraz przez króla trzy dni później. Otwierała je deklaracja, przejęta niemal dosłownie z unii mielnickiej sprzed blisko 70 lat: „iż już Królestwo Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie jest jedno nieróżne i nierozdzielne ciało, a także nieróżna, ale jedna wspólna Rzeczpospolita, która się z dwóch państw i narodów w jeden lud i państwo zniosła i spoiła”. Ten początek, który mógł niepokoić obrońców odrębności państwa litewskiego, nie pociągał jednak za sobą likwidacji osobowości politycznej Wielkiego Księstwa. Nie tylko w następującym dalej stwierdzeniu aktu unii, iż Wielkie Księstwo pozostaje „przy tytule, dostojeństwach i urzędziech wszystkich i zacności stanów”. Wybierany wspólnie król miał być jednocześnie wielkim księciem litewskim, choć już bez uroczystości podnoszenia na stolec wielkoksiążęcy w Wilnie. Utrzymano odrębne litewskie urzędy centralne, osobne wojsko i skarb. Moneta miała być jedna, ale bita osobno w każdym z państw, z osobnym stemplem (tak jak np. dziś euro).

Najważniejszym instrumentem jedności politycznej Rzeczypospolitej polsko‐litewskiej był wspólny sejm. Miał odtąd spotykać się w Warszawie, a więc o niemal 300 kilometrów bliżej do Wilna niż wynosił dystans z litewskiej stolicy do Krakowa. Warszawa urasta do rangi nieformalnej politycznej stolicy Rzeczypospolitej – dzięki unii lubelskiej.

Podstawą ustrojową całej wspólnoty stawał się wypracowany w Polsce system sejmikowej samorządności. Do 20 sejmików Wielkopolski (w tym aż 14 na terenie dawnego Mazowsza), 8 Małopolski (w tym trzech z województwa ruskiego i po jednym z bełskiego i podolskiego) dochodziło teraz 8 sejmików z Prus Królewskich, 3 z Podlasia, 1 z Wołynia, 2 z Ukrainy (po jednym z województw bracławskiego i kijowskiego). Wielkie Księstwo Litewskie utrwali podział na 21 sejmików, do których po zwycięstwach Batorego i Wazów nad Moskwą dojdą jeszcze 2 sejmiki: województw połockiego i smoleńskiego. Ordynacja z 1598 roku doda jeszcze sejmik inflancki, obradujący w Kiesi (Wenden), który wybierać będzie 6 posłów.

Razem więc 63 czy 66 sejmików. Wokół każdego z nich uwija się sto‐dwieście panów‐braci szlacheckiej. Przynajmniej dziesięć tysięcy stale czynnych obywateli, korzystających ze swych praw wyborczych i ustawodawczej mocy w skali swojego powiatu i państwa. Stąd będą wybierani reprezentanci poszczególnych ziem do wspólnej izby poselskiej Rzeczypospolitej. W senacie natomiast, razem z panami koronnymi, mieli zasiadać biskupi, wojewodowie, kasztelanowie i ministrowie litewscy oraz starosta żmudzki. Do izby senatorskiej wspólnego sejmu nie mieli być jednak powoływani kniaziowie czy marszałkowie hospodarscy, „automatycznie” mający wcześniej swoje miejsca w radzie hospodarskiej Litwy. Jak słusznie podkreślił znakomity badacz prawnych aspektów związku polsko‐litewskiego, Juliusz Bardach, „ograniczenie reprezentacji możnowładztwa litewskiego wzmacniało znaczenie posłów szlacheckich wybieranych w Wielkim Księstwie na świeżo powołanych do życia sejmikach powiatowych”. Ten szlachecki żywioł na pewno bardziej sprzyjał unii niż Radziwiłł „Rudy” (ale też pamiętać trzeba, że w zdecydowanej większości składali się na ów żywioł klienci litewskich magnatów, co osłabiać będzie w przyszłości samodzielność izby poselskiej).

Kanclerz litewski odbierał tuż po zawarciu unii w Lublinie żałobny raport Mikołaja Naruszewicza, który dostrzegał w jej akcie „pogrzeb i zgładzenie na wieczne czasy wolnej a udzielnej Rzeczypospolitej, niegdy Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Mógł chyba mieć pretensje do siebie Radziwiłł „Rudy”, że swoim pochopnym wyjazdem z Lublina wywołał serię decyzji królewskich, które okroiły Księstwo. Ale unia osiągnięta takim kosztem nie doprowadziła bynajmniej do zagłady państwowości litewskiej. „Koroniarze” odstąpili przecież od swoich, podnoszonych od czasu Krewa i Horodła, pomysłów pełnej inkorporacji Wielkiego Księstwa czy zgłaszanych niedawno przez część egzekucjonistów koncepcji wymazania nawet nazwy „Litwa” i zastąpienia jej imperialnym terminem „Nowa Polska”. Ubolewała zresztą nad tym później nawet część historyków polskich, jak Ludwik Kolankowski, krytykujący unię lubelską za „skrzywienie niestety starego postulatu bezwzględnej jedności państwowej”.

Unia roku 1569 była w rzeczywistości kompromisem. Jak już wspomnieliśmy, jej charakter, oparty na zasadzie „jak wolni z wolnymi” i utrzymaniu prawno‐administracyjnej oraz kulturowej autonomii, przekonał szlachtę ruską z województw przyłączonych do Korony. Część litewskich elit, jak Radziwiłł „Rudy”, nie pogodzi się jeszcze długo z unią, co najmniej do pokolenia jego prawnuków, Bogusława i Janusza, bohaterów (niekoniecznie pozytywnych) Sienkiewiczowskiego Potopu. Inna część, jaką reprezentowali m.in. Jan Chodkiewicz, a także Mikołaj Radziwiłł „Sierotka” i jego katoliccy potomkowie, będzie adaptowała się do nowego związku z Polską, zabiegając o utrzymanie jego istoty: federacji dwóch równoprawnych członów – Korony i Wielkiego Księstwa. O tym, co z litery prawa wyniknie, musiała, jak zawsze, decydować praktyka. A ta pozwoli na przetrwanie unii, aż do jej zniszczenia przemocą przez zaborczych sąsiadów, czyli do końca XVIII wieku: jeszcze dokładnie 226 lat. Po dodaniu do poprzedzającej Lublin historii unii polsko‐litewskich, od Krewa począwszy, daje to razem lat 410, a więc – obok unii Kastylii z Aragonią i Anglii ze Szkocją – najwięcej w dziejach europejskich związków międzypaństwowych o charakterze unijnym.

Zawarta 1 lipca 1569 roku i uczczona uroczystym Te Deum Laudamus w lubelskim kościele Franciszkanów unia polsko‐litewska nie była ostatnim wielkim wydarzeniem tego sejmu. Serię uroczystości dopełnił 19 lipca hołd, jaki w Lublinie złożył przed królem i Rzecząpospolitą syn i następca Albrechta Hohenzollerna, nowy książę w Prusach – Albrecht II Fryderyk. Oporu ani zwlekania z uznaniem zwierzchności lennej polskiego władcy tym razem nie było. Zygmunt August wręczył młodemu księciu chorągiew lenną (…).

Król Zygmunt August był głównym autorem unii lubelskiej. Kiedy 18 dni po jej zawarciu odbierał hołd Albrechta II, miał prawo czuć zmęczenie, satysfakcję, dumę z osiągniętego dzieła. Pięknie, ktoś zapyta: a co z przestrogą przed konsekwencjami udzielenia kilka lat wcześniej przez tegoż monarchę zgody na ewentualną sukcesję linii elektorskiej w Prusach, zdolną otworzyć drogę do śmiertelnej dla Polski unii Berlina z Królewcem? Nie zapominajmy, że król nie mógł teraz nawet o tym myśleć. Przecież tak stanowczo potwierdził niedawno, swoimi sądami komisarskimi w Królewcu, polską suwerenność nad Prusami Książecymi. Właśnie odepchnął wtedy niebezpieczeństwo wpływów elektora z Berlina, podobnie jak równie groźne ambicje książąt meklemburskich. Dokonał dopiero co inkorporacji Prus Królewskich do sejmu Rzeczypospolitej i poskromił – jak się zdawało – nazbyt pyszne postępowanie Gdańska wobec Korony. Z perspektywy Lublina w lipcu 1569 roku problem Prus wydawał się dobrze rozwiązany. Trzeba było jeszcze „tylko” wygrać jeszcze wojnę o Inflanty i pokonać Iwana, a wtedy polska obecność nad Bałtykiem, tak dobrze rozumiana przez tego króla, powinna być utrwalona.

To się za życia Zygmunta Augusta nie udało. Czy mogło? Nieoczekiwaną szansę zadawało się otwierać nowe panowanie w Stambule. Po śmierci Sulejmana Wspaniałego w roku 1566 tron objął Selim II, znacznie mniej utalentowany syn wielkiego władcy i jego ukochanej żony, Roksolany, tatarskiej branki, prawdopodobnie z Rohatynia w województwie ruskim. Selim, chyba jednak nie ze względu na swoje pochodzenie po kądzieli z halickiej szlachty, ale z powodu zaniepokojenia podbojami Iwana Groźnego na obszarach niedawnego panowania islamu nad Dolną Wołgą (chanaty kazański i astrachański), zdecydował się rzucić swoje armie przeciw Moskwie. Stworzyło to w 1569 roku okazję do poufnych rozmów o ewentualnym sojuszu antymoskiewskim z Polską. Król jednak nie skorzystał z tej szansy, która prędko i tak okazała się iluzoryczna.

Nieudolnie dowodzona armia turecka, która latem 1569 roku obległa Astrachań, została rozbita, a sułtańską flotę pod Azowem rozproszył sztorm. Zygmunt August wolał w tym czasie zawrzeć rozejm na granicy z Moskwą, by skupić swoje wysiłki na zabezpieczeniu, a może nawet poszerzeniu zdobyczy w Inflantach. Tam zaś rywalem nie był tylko Iwan, ale trzeba było prowadzić subtelną grę jednocześnie z Danią, Szwecją i nowym cesarzem, Maksymilianem II, który próbował odnowić stare pretensje władców Rzeszy do zwierzchności nad Inflantami jako dawną ziemią Zakonu krzyżackiego.

Prof. Andrzej Nowak

Fragment książki: „Dzieje Polski”, t. IV, 1468-1672 Trudny złoty wiek, wyd. Biały Kruk, Kraków 2019. [LINK]