m.rekinek
21 tys.

Francja , najstarsza córa Kościoła - najmłodszą córą Islamu.

Wy wszyscy z francuską flagą, symbolem zdrajców, zasługujecie na kule w łeb – napisał na Facebooku jeden z terrorystów przed zamachem w Paryżu. Wychował się we Francji. Kilkanaście tysięcy takich jak on myśli podobnie. Najstarsza córa Kościoła stała się łatwym łupem dla islamu.

Centrum Paryża, muzułmanie modlą się na ulicy.

Za zamachami z 13 listopada w Paryżu nie stoi islam – powtarzają jak mantrę Francuzi. Kamikaze w Bataclan jednak nie krzyczeli nic innego tylko „Allah Akbar!”. „To nie są prawdziwi muzułmanie, to gangsterzy, którzy stali się fanatykami” – upiera się Samuel Laurent, autor głośnej nad Sekwaną książki „Al-Kaida we Francji”. „Jak wytłumaczyć islamskim radykałom, że oni nie reprezentują islamu?” – pytała z kolei imama z Paryża prezenterka telewizji France 24. „Oni reprezentują islam, tylko się bardziej zradykalizowali” – zaczął przełamywać tezę dziennikarki imam, ale ona szybko ucięła rozmowę. „Francja nie chce słyszeć prawdy o islamie, a to, że w tę religię wpisana jest przemoc, jest tematem tabu” – powiedział mi Alain Besançon, wybitny francuski historyk (rozmowa www.gosc.pl/doc/2839847.Wielkie-milczenie).

Czemu tak się dzieje? Czemu nad Sekwaną wciąż jak grzyby po deszczu rosną meczety? Jest ich tam już ponad 2500. Według tygodnika „Le Figaro Magazine” ponad 140 z nich opanowali salafici, czyli radykalny odłam islamu. Niektóre dane mówią, że co dziesiąty muzułmanin we Francji to salafita. Co gorsza, jak się okazuje, odpowiedzialni za rzeź nad Sekwaną byli Francuzami. – To były nasze dzieci, sami je wykarmiliśmy – przyznał przybity sytuacją minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. „Takich jak oni, zradykalizowanych przez Państwo Islamskie, może być na naszym terytorium nawet kilkanaście tysięcy” – pisały gazety. Ci zradykalizowani to zwykle bardzo młodzi ludzie, między 16. a 20. rokiem życia. Wielu z nich pochodzi z dobrych i w miarę zamożnych domów. Ale także, co wydaje się kluczem, z rodzin ateistycznych. „Nawrócenie” odbywa się często w ciszy, przed komputerem. Nic nie wskazuje na radykalizację młodego człowieka, aż przychodzi moment, że zostawia rodzicom list...

Wybrani

„Kiedy będziesz czytać te słowa, będę już w Ziemi Obiecanej, w Sham (to tereny Syrii, część Libanu, Jordanii i Palestyny oraz Iraku i Turcji – według islamu na tych ziemiach odbędzie się apokaliptyczny koniec świata – red.). W Sham muszę umrzeć, by iść do Raju. (...) Zostałam dopuszczona do Prawdy. Jestem wybrana i poprowadzono mnie. Wiem, że Ciebie to wiele nie obchodzi, ale wszyscy kiedyś umrzemy, ukarze nas rozwścieczony Bóg. Mamusiu, to początek końca świata. (...) Wszyscy skończą w piekle, z wyjątkiem tych, którzy będą walczyć po stronie ostatniego imama Sham. Z wyjątkiem takich jak ja. To dla mnie trudne. Wrócę po Ciebie – powiedziano mi, że to możliwe. I kiedy obie znajdziemy się w Raju, będziesz dumna, że zostałam wybrana”.

To fragmenty listu, który 16-letnia Adele zostawiła rodzicom. O tej historii huczała cała Francja. Ojciec Adele jest psychoanalitykiem, matka historykiem. Zamożni, mieszkają w centrum Paryża. Adele ma świetne oceny w szkole, dobre relacje z matką, dobrze też rozumie się z siostrą. Nic nie wskazuje na to, że dziewczyna w zaciszu swojego pokoju całkowicie zmienia swoje myślenie. Prowadzi podwójny profil na Facebooku. Na nowym zamieszcza zdjęcia z Syrii, fotografie kobiet w burkach i z bronią w ręku.

Każdego dnia koresponduje z jednym z bojowników organizacji islamskiej Al-Nasra. Na pięciu tysiącach stron ich korespondencji Syryjczyk wyjątkowo sprytnie manipuluje dziewczyną. Straszy ją piekłem i obiecuje raj. Wmawia, że Allah wybrał ją na jego żonę. „Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę twoje oczy pod nikabem” – pisze do niej. Dziewczyna daje się przekonać, że „Francja to ziemia piekieł”, że żyją tam „innowiercy”, że kraj ten „trzeba wyludnić” i zasiać tam islam. Bojownik Al-Nasry obiecuje dziewczynie kokosy. „Napisz nam, co najbardziej lubisz, żebyśmy byli przygotowani, jak przyjedziesz”. Korespondencja trwa trzy miesiące. Adele angażuje się i składa tzw. shahada, czyli formułę wiary w „Jednego Boga i Mahometa, jego jedynego proroka”. Przechodzi na islam. To islam staje się motorem jej działań, absurdalnego myślenia i nienawiści, rozbudza pragnienie zniszczenia własnego kraju. I pewnego dnia po Adele zostaje już tylko list. Ona zaś ucieka do Syrii, by „walczyć o zbawienie świata”.

Historia tej nastolatki otwiera wstrząsający reportaż Douni Bouzar pt. „Marzyły o raju, znalazły piekło”. Książka była rozchwytywana. „To było jak wulkan, kiedy się ukazała na półkach” – przekonuje mnie sprzedawczyni w największej księgarni FNAC na Polach Elizejskich. Od kilku lat zresztą osobne regały uginają się pod publikacjami o islamie. Bouzar, była muzułmanka, antropolog i socjolog (Nicolas Sarkozy desygnował ją do Obserwatorium Laickości, zajmującego się m.in. egzekwowaniem zasad laïcité w przestrzeni publicznej), od ubiegłego roku przyjęła zgłoszenia zaginięcia dzieci od ponad pół tysiąca rodziców, takich jak ojciec i matka Adele. We wszystkich powtarza się ten sam scenariusz. W Paryżu jesienią ubiegłego roku Bouzar zgromadziła rodziców zwerbowanych w szeregi islamistów dzieci na demonstracji na placu Republiki. W mediach aż wrzało. „Oddajcie nam dzieci!”; „Islam ma twarz terroru!” – krzyczały transparenty. „Nie stygmatyzujmy islamu” – odpowiadał premier Manuel Valls. Niemal natychmiast w wielu domach rozdzwoniły się telefony z Syrii. „Salam alejkum, Mamo! Allah daje mi tu wszystko, nie wolno go obrażać! Będziemy musieli poderżnąć wam gardła” – Adele po drugiej stronie słuchawki brzmiała jak przybysz z obcej planety.

Wielu rodziców bezskutecznie walczyło o wsparcie służb specjalnych i policji w poszukiwaniu dzieci. Jak się okazuje, w tych przypadkach w grę nie wchodziło nawet zgłoszenie porwania, a co za tym idzie, poszukiwanie nastolatków. Bowiem 1 stycznia 2013 r. nad Sekwaną wprowadzono nowe prawo. Pozwala ono osobom niepełnoletnim bez zgody rodziców opuszczać terytorium Francji. Dla policji dodatkowo listy zostawione przez zwerbowanych Francuzów „były dowodem, że dobrowolnie przeszli oni na islam i wyjechali w pełni woli do Syrii”. Zrozpaczeni rodzice nowych bojowników w wielu przypadkach porywają się na samobójczy niemal akt desperacji i sami wyjeżdżają do Syrii, by szukać dzieci.

To, z czym się zderzają, określają jako „piekło”. Wśród opisanych przez Bouzar historii znalazła się przypadkiem i opowieść o zwerbowaniu Samiego, jednego z kamikadze, który wysadził się w powietrze w klubie Bataclan w Paryżu 13 listopada. Samie pracował wcześniej jako kierowca autobusów miejskich linii RATP. „Nie podawał kobietom ręki na powitanie, odmawiał też prowadzenia autobusów, których kierowcami były przed nim kobiety” – relacjonowała w telewizji Élisabeth Borne, jedna z jego przełożonych w RATP. Potem Samie wyjechał do Syrii i wrócił z kałasznikowem w ręce. Kolejny z terrorystów niemal zapowiedział rzeź na... Facebooku. Bilal Hadfi (imię dawne Billy) miał 20 lat. Wysadził się przy stadionie. Został zwerbowany, tak jak Adele, przez ISIS jako 16-latek. Na swoim profilu przyjął pseudonim „Billy Du Hood”. Zamieszczał zdjęcia z bronią w ręku. Jedno z nich wykonano przed wejściem głównym na Stade de France. Przed zamachem jeden z jego przyjaciół w Syrii, napisał posta pod zdjęciem Billego: „Allah y rahmek (Niech Allah cię strzeże) bracie, nigdy cię nie zapomnimy, oby Allah otwarł ci bramy raju, insha’Allah”. Billy na Facebooku zostawił ostatni wpis: „Wy wszyscy z francuską flagą, symbolem zdrajców, zasługujecie na kule w łeb”.

Drugie wyznanie

Reportaż, kolejny z serii, o werbowaniu młodych Francuzów i przenikaniu struktur Al-Kaidy do Francji ukazał się na dwa tygodnie przed 13 listopada w „Madame Le Figaro”. Dounia Bouzar ostrzega w nim, że sprawa jest poważna. Pisze też: „Francja poddała się islamowi. Mówię to jako była muzułmanka”. Choć przechadzając się dziś ulicami Miasta Świateł łatwo zauważyć, że kraj ten zmienia wyznanie, to niestety trudno jest zweryfikować, jak faktycznie rzeczy się mają. Poprawność polityczna i laïcité doprowadziły bowiem we Francji do absurdów, takich jak zakaz spisu ludności pod kątem wyznań. Dlatego nie wiadomo do końca, ilu jest nad Sekwaną wyznawców Mahometa. Jak twierdzi dziennik „Le Monde”, we Francji żyje od dwóch i pół do ośmiu milionów muzułmanów. Powołuje się przy tym na badania instytutów Insee i INED, które w 2008 r. podały, iż mieszka tam około 3,9 mln muzułmanów między 18. a 50. rokiem życia. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych szacowało zaś w tym samym czasie, że liczba ta przekracza 5 mln. Dla porównania mówi się o 11 mln katolików, 0,5 mln protestantów, 150 tys. buddystów i 125 tys. żydów.

Pewne jest, że wyznawcy Allaha spotykają się w 2500 meczetach we Francji. Według „Magazine Le Figaro” 148 z nich skupia salafitów, czyli radykalny odłam islamu (mówi się nawet o 300 takich miejscach!). Gazeta powołuje się na dane MSW. – Jedna czwarta katolików w ostatnim czasie zaczęła meczety odwiedzać. Zaczyna się od tego, że ktoś cię zaciągnie na modlitwę w piątek – tłumaczy mi Moh-Christophe, nawrócony z islamu na chrześcijaństwo Algierczyk.

Odwiedzamy jedno z większych miejsc kultu muzułmanów w Île-de-France. Meczet w Creteil może pomieścić 1600 osób. Oświetlony jak stadion, dominuje nad kilkutysięcznym osiedlem pod Paryżem. Jest piątek, czas najważniejszej dla wyznawców Allaha modlitwy. Wokół świątyni jest coraz gęściej. Wszyscy pospiesznie ściągają obuwie przed wejściem. Mężczyźni w długich sukniach arabskich, ale i Francuzi w garniturach. Niektórzy w dresach wbiegają na ostatnią chwilę. Meczet jest już prawie pełen, kiedy muezin odśpiewuje pierwsze nuty modlitwy.

– Gdyby ci wszyscy Francuzi kiedyś nawiązali relację z Chrystusem, nie przychodziliby tu – mówi mi Moh-Christophe. – Kiedy 50 lat temu przyjechałem do Francji, na ulicach mijałem księży w sutannach, zakonnice. To mnie frapowało. O Chrystusie usłyszałem w radiu. Teraz nie wolno takich rzeczy mówić. Kościół się schował. A na ulicach zamiast sutann widzę suknie imamów. To o czym to świadczy? Francja to łatwy łup dla islamu, bo trafia tu w pustkę.

www.gosc.pl/doc/2839872.Najmlod…
stanislawp
. A na ulicach zamiast sutann widzę suknie imamów. To o czym to świadczy? Francja to łatwy łup dla islamu, bo trafia tu w pustkę.
mkatana
Gdyby ci wszyscy Francuzi kiedyś nawiązali relację z Chrystusem, nie przychodziliby tu – mówi mi Moh-Christophe. – Kiedy 50 lat temu przyjechałem do Francji, na ulicach mijałem księży w sutannach, zakonnice. To mnie frapowało. O Chrystusie usłyszałem w radiu. Teraz nie wolno takich rzeczy mówić. Kościół się schował. A na ulicach zamiast sutann widzę suknie imamów. To o czym to świadczy? …Więcej
Gdyby ci wszyscy Francuzi kiedyś nawiązali relację z Chrystusem, nie przychodziliby tu – mówi mi Moh-Christophe. – Kiedy 50 lat temu przyjechałem do Francji, na ulicach mijałem księży w sutannach, zakonnice. To mnie frapowało. O Chrystusie usłyszałem w radiu. Teraz nie wolno takich rzeczy mówić. Kościół się schował. A na ulicach zamiast sutann widzę suknie imamów. To o czym to świadczy? Francja to łatwy łup dla islamu, bo trafia tu w pustkę.