euzebiusz
659

Po czym poznać, że dobrze przeżyło się Boże Narodzenie?

O tym, jak najpełniej przeżyć Boże Narodzenie, opowiedział „Gazecie Polskiej Codziennie” ks. prof. Waldemar Chrostowski – wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie członek Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk, laureat Nagrody Ratzingera.

Wielu z nas, jeszcze zanim wstanie od świątecznego stołu, wzdycha z rezygnacją: Święta święta, i po świętach”. Jak nie zmarnować tych dni?

Pytanie o święta Bożego Narodzenia i ich przeżywanie to również, a może przede wszystkim, pytanie o sens i cel naszego życia. Cytowane przez panią powiedzenie utarło się nie tylko w odniesieniu do świąt, lecz także do rozmaitych wydarzeń i przeżyć, które są integralną częścią naszego życia. Ani się obejrzymy, a stajemy się dorośli. Zdajemy sobie wówczas sprawę, że szmat życia za nami i pytamy: kiedy to wszystko upłynęło? Ci, którzy nie umieją cenić życia i jego bogactwa, nie potrafią też należycie przeżywać świąt.

Czyli Boże Narodzenie to taki papierek lakmusowy, który testuje naszą duchową kondycję?
Właśnie tak. To papierek lakmusowy tego, kim jesteśmy jako ludzie, a także jako chrześcijanie. Życie chrześcijanina ma to do siebie, że powinno cenić każdą przeżywaną chwilę. Znaczna część czasu, który został nam podarowany, to codzienność naznaczona wieloma obowiązkami i pracą, a święta i uroczystości to sposobność do tego, byśmy się zastanowili nad sensem naszej codzienności i całego życia. Przez większość roku zadajemy sobie pytanie, jak przeżyć, jak skutecznie troszczyć się o to, by życie nasze i naszych bliskich było godne, czyli troszczymy się o jego materialną stronę, a w okresie świąt pytamy: jak żyć? To pytanie ma głęboki wymiar duchowy.

Reklamy krzyczą, że święta powinny być magiczne. Dla wielu ludzi są jednak zwyczajnie stresujące, chociażby ze względu na spotkania z rodziną.
Święta nie powinny być magiczne, bo magia nie ma nic wspólnego z wiarą chrześcijańską. Boże Narodzenie powinno być po prostu czasem zupełnie innym od pozostałych dni w roku. Co do stresów związanych ze spotkaniem z rodziną – jeśli się pojawiają, to jeszcze bardziej wyraźne staje się to, że coś w naszym życiu wymaga gruntownego przepracowania i poprawy. Spotkania z bliskimi powinny być źródłem radości, ożywiania przyjaźni, wzajemnej lojalności, wymiany myśli, podsumowania tego, co się wydarzyło, a także wspólnych planów na przyszłość. Jeśli tak nie jest, to oznacza, że więzi rodzinne zostały nadszarpnięte, osłabione czy nawet zapodziane. Boże Narodzenie stanowi dobrą sposobność, by to zmienić. Taką możliwość daje zwłaszcza wigilia, zwyczaj łamania się opłatkiem i składania sobie nawzajem życzeń. Jeśli komuś to przychodzi trudno, to znak, że spotkanie z najbliższymi i życzenia są bardziej potrzebne, niż mu się wydaje. A jeśli ktoś deklaruje, że składanie życzeń jest w jego wypadku niemożliwe, to zamyka się w sobie i izolując się od najbliższych, wskazuje na prawdziwy stan swojego ducha. Odkrywa swoją samotność, siostrą samotności zaś bywa rozpacz.

I nie jest też gotowy na przyjęcie Jezusa...
Nie nam o tym wyrokować. Jedno jest pewne: przyjęcie Dzieciątka odbywa się nie przez spojrzenia na nadsyłane pocztówki i życzenia, nawet nie przez patrzenie na żłóbek, który jest w kościele. Przyjęcie Jezusa to przede wszystkim przyjęcie Go podczas komunii świętej – to jest prawdziwa pełnia życia chrześcijańskiego.

Po czym poznać, że dobrze przeżyło się Boże Narodzenie? Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli w Adwencie podjęłam jakiś trud, choćby uczestnicząc w roratach, to moja radość z przeżywania Narodzenia Pana była większa. A co jeśli nie czujemy się do końca duchowo przygotowani do świąt?
Z pewnością jest tak, że człowiek czuje się bardziej wartościowy – i naprawdę taki się staje – gdy więcej od siebie wymaga. Rozmaite są sposoby stawiania sobie wymagań i pracy nad sobą. Byłoby ideałem, gdyby ta praca trwała przez cały rok, a w Adwencie i Wielkim Poście miała szczególne nasilenie. Jeżeli natomiast ktoś nie dorósł do tego ideału, to wypadałoby, aby czas przedświąteczny i świąteczny wykorzystać na uporządkowanie swoich spraw. Chodzi bowiem o to, abyśmy nie przegapili nie tylko świąt, lecz także całego życia. Boże Narodzenie to czas refleksji, której rezultatem może i powinien być nowy etap pracy nad sobą.

Niedawno zakończyliśmy ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Miłosierdzia. Również jedna z ostatnich publikacji Księdza Profesora „Uczynki miłosierdzia” poświęcona jest tej tematyce. Jak można zdefiniować miłosierdzie w XXI w.?
Miłosierdzie to, najogólniej mówiąc, naśladowanie Boga, czyli przekazywanie Jego dobroci i bliskości. Miłosierdzie ma głęboki wymiar religijny, chrześcijański. Istnieją rozmaite przejawy dobrych uczynków: one mogą pochodzić np. z litości lub współczucia i taka często jest motywacja różnych akcji charytatywnych. Ale miłosierdzie to coś znacznie więcej. Pochodzi nie tylko ze współczucia, które motywuje ludzi do doraźnych działań, lecz z woli naśladowania Boga w tym, co najważniejsze. Ponieważ sam doznaję miłosierdzia od Boga, to powinienem stawać się jego narzędziem wobec innych ludzi. I nie chodzi tylko o datki czy zbiórki, których jest niemało, zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Są one bardzo ważne i przynoszą wiele dobrego, jednak chodzi o coś więcej, a mianowicie o duchowy wymiar miłosierdzia, czyli ofiarowanie komuś swojej obecności, bliskości, czułości. Wiele osób potrzebuje ich bardziej niż wsparcia materialnego.

Kilka dni temu papież Franciszek skończył 80 lat. Czego może nauczyć się polski Kościół od biskupa Rzymu?
Kościół w Polsce może się uczyć od papieża Franciszka tego, czego uczy się przez cały czas: wrażliwości na Boga i na drugiego człowieka, który jest obrazem Boga i bratem Jezusa Chrystusa. Papież dobitnie podkreśla horyzontalny wymiar wrażliwości – budowanie solidarności między ludźmi, zwłaszcza z tymi najbardziej potrzebującymi. Ten wymiar był zawsze obecny w nauczaniu papieży naszych czasów: Jana Pawła II, Benedykta XVI i ich poprzedników. Ale Franciszek przynosi nowe impulsy i zachęty, wyrażone bardzo jasno, prostym językiem, zobowiązujące nas do konkretnego działania.

Jak Ksiądz Profesor ma zamiar spędzić Boże Narodzenie?
Tradycyjnie – dla mnie święta to najpierw opłatek w gronie księży diecezjalnych, razem z naszymi biskupami, potem wigilia w gronie księży, z którymi pracujemy w parafii św. Jakuba w Warszawie oraz opłatek z najbliższymi. Tego wieczora będę również wsłuchiwał się w to, co ma mi do powiedzenia mój kot Gapcio. Moi rodzice zawsze dbali o dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami, co odwzorowuje radość całego stworzenia. Następnie pasterka nocą, a w pierwszy dzień świąt msza święta, podobnie jak w dzień św. Szczepana. Do tego świąteczny odpoczynek i radość.niezalezna.pl