Piotr Piotr
917

100 lat temu, w południe 16 grudnia 1922 r. Eligiusz Niewiadomski zwolennik Narodowej Demokracji dokonał zabójstwa pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza

Zdziczenie obyczajów, nabyte w długiej niewoli, zepsucie moralne pod wpływem długiej wojny, nieprzebieranie w żadnych środkach, bezwzględność w stosunku do czci i honoru każdego człowieka, brak szacunku zarówno dla siebie, jak i dla pracy święciły w tej dobie swoje triumfy i boleśnie przerażały G. Narutowicza, nieobytego dotąd ze spe- cyficznemi właściwościami naszego życia politycznego.
Jeszcze w ostatniej chwili przed wyborem przyjechał do mnie przerażony, stwierdzając, że wewnątrz tych stronnictw, które mogły rozstrzygnąć o wyborze, większość wypowiedziała się przeciw kandydaturze p. Wojciechowskiego; a za utrzymaniem jego kandydatury. Był bardzo wzburzony i mówił, że wbrew jego woli chcą włożyć na niego ciężar, któremu wątpi, by mógł podołać. Radził się mnie, co począć. Odpowiedziałem mu to samo, com mówił poprzednio. Radziłem odmówić stanowczo. Po paru godzinach doniesiono ml telefonicznie, że G. Narutowicz wybrany został przez Zgromadzenie Narodowe na Prezydenta Rzeczypospolitej.
Znacznie wcześnie' przed wyborem G. Narutowicza doszły do mnie groźby różnego rodzaju. Wiadomości o przygotowywaniu zamachów stanu, czy to o terrorystycznych zamierzeniach w stosunku.
Tymczasem przy moich osobistych kłopotach i próbach rozważania różnych dylematów życiowych, nie obserwowałem tak żywo, jak dawniej, tego, co dzieje się dokoła. Dlatego też nie wydałem żadnych poleceń, związanych z wyjazdem nowo wydanego Prezydenta do Sejmu na przysięgę. Wieczorem zarządziłem eskortę, nakazując wzmocnioną ochronę powozu Prezydenta, gdyż doszły do mnie niejasne słuchy o zamierzonych demonstracjach przy jego przejeździe. Nie starałem się zbadać, co było na pewno bardzo łatwe, ani rozmiaru, ani metody tej rzekomej demonstracji. Gdym się o zajściach na ulicach dowiedział i sprawdził ich szczegóły, przekonałem się od razu, że zapobieżenie tym burdom było nadzwyczaj łatwe i zarządzenia mogły być wcale nieskomplikowane. Zajścia te, oburzające pod względem ich znaczenia politycznego, ociekające jak zwykle brudem i fałszem rzekomych patrjotów, miały w dodatku nieznany dotąd w Polsce przysmaczek maskowania się macherów przed odpowiedzialnością przy pomocy jedenasto i dwunastoletnich dzieci szkolnych.

Byłem natychmiast po zajściach z wizytą u G. Narutowicza, Siedział w fotelu głęboko poruszony. Nie chciał mi opowiadać szczegółów. Wskazał mi rewolwer, leżący opodal i powiedział: „Uprzedzono mnie, chciałem wziąć tę broń ze sobą, a strzelam bardzo celnie. Zostawiłem rewolwer na stole. Nie chcę się bronić“. Była w tem gorycz głęboko zawiedzionego w swych uczuciach człowieka. )od razu przypomniał tak częste rozmowy ze mną na temat mojej bezwzględności sądów. „Ma pan rację — mówił mi — to nie jest Europa. Ci ludzie lepiej się czuli pod tymi, kto karki im deptał i bił po pysku“.
Wyrzucił na stół kupę listów i kopert. — „Patrz pan!“ zawołał.
Spojrzałem na niektóre. Były to anonimy wszelkiego rodzaju, pełne brudu, inwektyw, płaskich dowcipów, gróźb. Nie mogłem się wstrzymać od głośnego śmiechu. G. Narutowicz spojrzał na mnie zdziwiony. — „A telefony? — zapytałem - dzwonki rozmyślnie poplątane, zapytania.
zadawane udanym żydowskim akcentem, czy zdarzają się już u Pana?“ — Zerwał się z fotelu: — „Dokuczają już tem od dawna — zawołał — skąd pan wie o tem?“
— „Ależ, panie — ja byłem w Polsce Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem, więc wszy właziły zewsząd. Zwykłe rzeczy! To „narodowa robota“!
Istotnie było tak ze mną. Dodałem ostrzeżenie, że jeśli ma rodzinę lub w ogóle przyjaciół lub osoby, które kocha, to będą miały te same wszy na ubraniu i że nie należy nic sobie z tego robić, bo to najlepszy środek.
G. Narutowicz nie mógł się z tem pogodzić. Rzucił się, aż go musiałem uspakaja z.
— „Po co te brudy? — wołał. — Po co te brudy?“
Nie chciał potem wracać do tej sprawy i jak gdyby śpiesząc do końca, ustąpił mi od razu przy ustalaniu terminów, które przedtem tak często odkładał. „Dla pana byłoby najlepiej wyjechać jak najprędzej
mówił mi, jakby na usprawiedliwienie. — Wytrzyma! pan cztery lata, nie sądziłem, że to tak ciężko, ja nie wytrzymam dłużej, jak rok“.
To ja nastawałem na to, by zaraz przeniósł się do Belwederu, gdzie będzie miał znacznie wygodniej, a ja będę mógł być spokojniejszy, gdyż z całą stanowczością i bezwzględnością nie dopuszczę, aby miejsce zamieszkania najwyższego reprezentanta Polski, mogło się stać miejscem zajść ulicznych, przypominających dom publiczny. Odmówił. Ograniczyłem się więc do dania odpowiedniej straży dokoła jego domu.
Po objęciu od emnie władzy, G. Narutowicz wydał mi się nieco spokojniejszy. Spędziłem z nim w Belwederze dwa miłe wieczory, podczas których omawiał zemną całokształt spraw państwowych. Nie sądził, by w tej zaognionej sytuacji mógł utworzyć rząd parlamentarny. Roznamiętnienie wyborcze, jakiego był świadkiem, nie pozwalało mu przypuszczać, aby w tych warunkach Sejm był zdatny do owocnej pracy. Sądził, że trzeba pewnego czasu, by namiętności się uspokoiły i by normalniejsze życie nastało. Nie chciał, by wojsko, które w większej ilości sprowadziłem do Warszawy, pokazywało się na ulicach, miał bowiem nie przezwyciężonj*' wstręt do tego, by używać gwałtu i przemocy.

Pytał mnie, Czym w początkach swego urzędowania mniej surowo sądził o ludziach i czym już tak z Magdeburga przyjechał bezwzględny i nieufny. A gdym mu powiedział, że jadąc do Warszawy z więzienia pruskiego, byłem wewnętrznie przekonany, że wiele z naszych wad niewoli natychmiast odpadnie i że wraz z odrodzeniem Polski, odradzać się pocznie i dusza polska, ucieszył się jak dziecko. Uchwycił się tych słów i ściskając mi rękę powtarzał po kilka razy:
„i niech pan wierzy, niech pan wierzy, to być nie może, by ludzie byli tacy podli. Przecież jest niemożliwe, by bezinteresownej i wydatnej pracy ludzkiej nie szanowano“.

Ostatniego wieczoru przed śmiercią G. Narutowicza nie byłem u niego. Zdecydowałem nie stwarzać wrażenia, że istnieje jakieś condominium władzy i że G. Narutowicz bez mojej rady nic nie decyduje i nie postanawia. Nazajutrz, gdym był w Sztabie, w Biurze Historycznem, otrzymałem wiadomość o zamordowaniu Prezydenta Narutowicza w gmachu Zachęty sztuk pięknych.

Zgasł! Gdym poszedł do Belwederu pożegnać się z przyjacielem przygotowanym już do grobu i usiadłem w sąsiednim pokoju, myślałem o przebiegu życia ś. p. Narutowicza.
Gdzieś, w dworze żmudzkim, panowała popowstaniowa żałoba; cichą skargę matki zamiast wesołej piosenki miałeś nad kołyską, gdy ojciec chmurny trwożliwie nadsłuchiwał dźwięku dzwonka w oddali, zwiastującego przybycie jakiejś władzy zaborczej. A potem ciche, rzewne, lecz uporczywe nauki rodziców — żyj, cierp, kochaj i pracuj. Uczono cię pokory, pokory nieszczęścia. Szeptano ci na ucho wspomnienia walk ubiegłych, pokazywano zatajone gdzieś zakazane obrazki. A potem?
A porem! Powędrowałeś w świat daleki. Nie zaznałeś z nam' ani walk, ani nędzy niewoli. W walce nie pozbyłeś się sentymentalizmu swego dzieciństwa, w brudzie niewoli nie zbrukałe’ duszy, w pokorze nieszczęścia nie pełzałeś jak gad, już nie łudząc despotów. Zakonserwowałeś gdzieś w szałasach szwajcarskich swe dziecinne i młode marzenia, swe dziecinne i młode zaufanie do ludzi, do ich dobrej woli. Przyniosłeś z sobą nakazy matczyne: żyj, kochaj, pracuj. Zamiast nakazu „cierp“, przyniosłeś szczęście życia i pracy w wolnej od kajdan Ojczyźnie.

Zginąłeś od kuli nie wrażej, o której może w dzieciństwie marzyłeś — od kuli rodaków, do których niosłeś swą ewangelję miłości i pracy. Czy zginąłeś w ten sposób za to tylko, że takim byłeś, czy za to, że z brudem niewoli walczyłeś nie chciałeś, czy nie mogłeś?

JÓZEF PIŁSUDSKI
WSPOMNIENIA
Gabryjelu Narutowiczu

*******************

Zgodnie z artykułem 39 Konstytucji RP uchwalonej 17 marca 1921 prezydent miał być wybrany na okres siedmiu lat bezwzględną większością głosów Sejmu i Senatu połączonych w Zgromadzenie Narodowe[2].
W wyniku wyborów parlamentarnych z listopada 1922 w 444-osobowym Sejmie ugrupowania centroprawicowe uzyskały 220 mandatów, lewicowe – 97, mniejszości narodowe – 89, pozostałe – 38. Również w 111-osobowym Senacie najliczniejsza była centroprawica[3].
Zgłoszono pięciu kandydatów do objęcia urzędu Prezydenta:
Jan Niecisław Baudouin de Courtenay – kandydat mniejszości narodowych,
Ignacy Daszyński – kandydat wystawiony przez PPS,
Gabriel Narutowicz – kandydat bezpartyjny wystawiony przez PSL „Wyzwolenie”,
Stanisław Wojciechowski – kandydat wystawiony przez PSL „Piast”,
Maurycy Zamoyski – kandydat prawicy.
Gabriel Narutowicz jako pierwszy w historii Polski został wybrany na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej 9 grudnia 1922, otrzymując 289 głosów liczącego 555 posłów i senatorów Zgromadzenia Narodowego[4]. W rozstrzygającej, piątej turze wyborów zyskał poparcie wynoszące zatem 56% głosów parlamentarzystów, podczas gdy Zamoyski, kandydat prawicy, poparty w zasadzie tylko jej głosami, otrzymał niecałe 44% głosów[5][6].
Gen. Józef Haller
Bezpośrednio po wyborze, około godziny dwudziestej, premier Julian Nowak i marszałkowie: Sejmu – Maciej Rataj i Senatu – Wojciech Trąmpczyński udali się do Gabriela Narutowicza przebywającego w pałacu Brühla, aby zawiadomić go o dokonanym wyborze i zapytać, czy wybór ten przyjmuje. Narutowicz uznał, że podporządkowanie się woli Zgromadzenia Narodowego jest jego obywatelskim obowiązkiem i wybór na najwyższe stanowisko w państwie przyjął.
Atmosfera polityczna po wyborze
Informacja o wyborze Gabriela Narutowicza na prezydenta szybko rozeszła się po Warszawie. Organizacje prawicowe nie zamierzały przyjąć do wiadomości takiej decyzji Zgromadzenia Narodowego. Zanim posłowie i senatorowie biorący udział w głosowaniu opuścili gmach sejmowy, zebrała się tam demonstracja złożona głównie z młodzieży akademickiej i szkolnej głośno wyrażająca niezadowolenie z dokonanego wyboru[7].
W proteście przeciwko wyborowi prezydenta uformował się pochód, który udał się Nowym Światem w Aleje Ujazdowskie do mieszkania gen. Józefa Hallera[8][9]. Wznoszono antyprezydenckie okrzyki „precz z Narutowiczem”, a gen. Haller z balkonu wygłosił do tłumów przemówienie, mówiąc m.in.:
Rodacy i towarzysze broni!
Wy, a nie kto inny, piersią swoją osłanialiście, jakby twardym murem, granice Rzeczypospolitej, rogatki Warszawy. W swoich czynach chcieliście jednej rzeczy, Polski. Polski wielkiej, niepodległej. W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i przybiera jak fala[10][11].
Generał Józef Haller zebrał od tłumu wiwaty za takie słowa, a skandujący hasła przeciwko Narutowiczowi zostali przez Hallera pochwaleni[7]. Po chwili manifestanci przeszli pod dom, w którym mieściła się siedziba endeckiej Gazety Warszawskiej. Tu wygłoszone zostało kolejne przemówienie. Do tłumu przemówił poseł Antoni Sadzewicz:
Zaślepienie lewicy i ludowców sprawiło, że najwyższym przedstawicielem Polski ma być człowiek, który jeszcze dwa dni temu był obywatelem szwajcarskim i któremu na gwałt, może już po wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sfabrykowano obywatelstwo polskie. W roku 1912 Żydzi narzucili Warszawie niejakiego Jagiełłę jako posła do Dumy rosyjskiej. Dziś posunęli się dalej: narzucili pana Narutowicza na prezydenta[12].
Świadomie wprowadzono w błąd obywateli, podając do publicznej wiadomości nieprawdziwą informację jakoby Gabriel Narutowicz, który już od dwóch lat sprawował w rządzie Rzeczypospolitej Polskiej funkcję ministra robót publicznych, nie posiadał polskiego obywatelstwa[13].
Na wielotysięcznym wiecu w alei 3 Maja uchwalono rezolucję, która wzywała Narutowicza do ustąpienia, a PSL „Piast” do naprawy błędu, jakim było poparcie zdrady narodowej[13].
W dniu wyboru prezydenta Narutowicza grupa posłów Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej (pot. Chjeny) ogłosiła komunikat informujący, iż będą walczyć przeciwko objęciu urzędu prezydenta przez Gabriela Narutowicza. W oświadczeniu stwierdzono, że wybór jest narzucony, a walka jest koniecznością w obronie narodowego charakteru państwa Polskiego zagrożonego tym wyborem.
Dzień po wyborach Narodowa Demokracja ogłosiła, że w przyszłości nie zaakceptuje żadnego rządu, który został utworzony przez prezydenta narzuconego przez obce narodowości: Żydów, Niemców i Ukraińców[14][15].
Prawica, która w nieodległych wyborach parlamentarnych odniosła względne zwycięstwo odczuła wybór Narutowicza jako swoją porażkę[16]. Rosnące ambicje polityczne prawicy do przejęcia pełnej władzy w swoje ręce i zawód, jaki przyniosło endecji głosowanie stały się okazją do gwałtownej ofensywy politycznej prawicy[13], a głównym argumentem – wybór Narutowicza przez mniejszości narodowe[13].
Wybór Gabriela Narutowicza na urząd Prezydenta przy istotnym poparciu mniejszości narodowych świadczył o zaangażowaniu mniejszości w życie polityczne państwa[9]. Tej koncepcji nie dostrzegała prawica, która optowała za rządami tzw. „polskiej większości”, jako jedynie słusznej do decydowania o sprawach i problemach Polski, a w szczególności o wyborze głowy państwa[9].
Komentarze prasowe
Po wyborze ukazał się szereg artykułów nieprzychylnych Narutowiczowi, zawierających inwektywy, pogróżki i napaści
Stanisław Stroński opublikował na łamach dziennika „Rzeczpospolita” artykuł Zawada[18], w którym stwierdził, że Narutowicz jest zaporą (zawadą) rzuconą przez Józefa Piłsudskiego na drodze do naprawy państwa. W artykule tym wyraził oburzenie, że Narutowicz przyjmuje wybór, który wcześniej określił haniebnie jątrzącym[19]. Jedyną nadzieją według Strońskiego było to, że prezydent elekt odstąpi od złożenia przysięgi prezydenckiej[9].
Stanisław Stroński w 1939 w rozmowie z Adamem Pragierem stwierdził, że to co robił w 1922 uznać należy za najcięższy błąd jego życia[20].
Wysuwano argumenty ksenofobiczne, sugerując, że Narutowicz nie jest Polakiem[13] (z pochodzenia kresowiec z Kowieńszczyzny, z rodziny litwomanów, od młodości mieszkał w Szwajcarii. Sugerowano też, że Narutowicz jako człowiek zamożny może być wykorzystywany do bliżej nieokreślonych interesów światowej finansjery[21], a wybór nastąpił głosami mniejszości narodowych[22]. Były to nieprawdziwe oskarżenia. [23][24]. W rzeczywistości Narutowicz był obywatelem Polski i nie miał nic wspólnego ze światową finansjerą[24]. Narutowiczowi zarzucano też kosmopolityzm, areligijność, i poparcie żydostwa, jako wyzwanie rzucone narodowi polskiemu
Gazety prawicowe podtrzymywały nacjonalistyczne nastroje, a gazety endeckie opublikowały oświadczenie Komisji Parlamentarnej Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej, zapowiadające przeciwstawianie się legalnemu i zgodnemu z konstytucją wyborowi:
Grupy Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej nie mogą wziąć na siebie odpowiedzialności za bieg spraw państwowych i odmawiają wszelkiego poparcia rządom powołanym przez prezydenta narzuconego przez obce narodowości: Żydów, Niemców, i Ukraińców... Stronnictwa Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej podejmują stanowczą walkę o narodowy charakter Państwa Polskiego, zagrożony tym wyborem[.
Nie szczędzono epitetów i inwektyw (mason, niewierzący emigrant, nie znający stosunków w Polsce, elekt żydowski, co obraża naród polski, złodziej, żydowski pachołek, zarzucano pokrewieństwo z Piłsudskim i sugerowano, że to dzięki temu Narutowicz został wybrany prezydentem. Straszono, że Narutowicz jest człowiekiem nie znającym Polski od trzydziestu lat, nie czującym polskiego ducha i żywotnych interesów państwa[17].
Prawicowe i antysemickie stowarzyszenie „Rozwój” wydało odezwę wzywającą do czynu, a Chrześcijański Związek Jedności Narodowej w dniu 10 grudnia 1922 opublikował oświadczenie zapowiadające bojkot władzy powołanej przez mniejszości narodowe.
Antoni Sadzewicz w „Gazecie Warszawskiej” i Władysław Rabski w „Kurjerze Warszawskim”, pisali o Narutowiczu jako: żydowskim elekcie, zaporze i zawadzie.
„Gazeta Poranna” wręcz pisała: ...Jakieś ptasie mózgi urzędnicze biedzą się nad ceremoniałem objęcia władzy przez prezydenta Narutowicza... Ludność polska prowokacji tej nie zniesie... zamiast strumienia krwi, które widzieliśmy onegdaj, popłyną krwi tej rzeki[23][26]..
Wincenty Witos w swoich wspomnieniach napisał:
Prasa obozu prawicowego wyraźnie podburzała, przedstawiając wybór Narutowicza jako tryumf żydostwa i nieszczęście dla Polski. Tłumy zaczęły szaleć, wygrażając każdemu, kto głosował za Narutowiczem. Niesłychanych wybryków wobec pierwszego Prezydenta odrodzonego państwa ani prasa, ani organizacje prawicowe należycie nie skarciły. Stało się to niemal zachętą do dalszych ekscesów...[20]
Ksiądz Lutosławski w gazecie partyjnej pisał: Jak śmieli Żydzi narzucić Polsce swego prezydenta?

Anonimowe groźby
15 grudnia 1922 był faktycznie pierwszym dniem urzędowania prezydenta Gabriela Narutowicza w Belwederze. Wśród przyniesionej rano korespondencji było kilka listów prywatnych, w tym kilka anonimów[23]. Wśród nich była koperta zaadresowana po francusku Monsieur le Président République Polonaise Gabriel Narutowicz, Varsovie-Warszawa-Belweder[50]. Na znaczku odciśnięty był stempel pocztowy Lwów 2, 12.XII.22. W kopercie znajdowała się kartka następującej treści:
Pozostaje Panu do oznaczonego terminu już tylko 4 doby i godzin 20. Przypominam, że grozi Panu śmierć naturalna z powodu ataku sercowego. Czas zrobić testament. Pozdrowienia. Zawiadomienie trzecie[11][30].
Był to już trzeci anonim grożący Gabrielowi Narutowiczowi śmiercią. Pierwszy nadszedł już 10 grudnia 1922 z Warszawy:
Warszawa 10 grudnia 1922 roku.
Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru pana ministra na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, bloku nam wrogiego, będąc pewnymi, że pan minister będzie ugodowcem, będzie zmuszony wywdzięczać się blokowi mniejszości, że p. minister nie stworzy rządu o silnej ręce, rządu, że tak powiemy, poznańskiego, wreszcie, że pan minister śmiał przyjąć ofiarowaną sobie kandydaturę, grozimy panu ministrowi jak najfantastyczniejszym mordem politycznym. Z poważaniem polski faszysta
List z 11 grudnia 1922 był wysłany z Wilna:
Warszawa, Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Panu ministrowi Narutowiczowi do rąk własnych
Panie Ministrze! Dosięże Pana kara śmierci o ile Pan natychmiast nie złoży godności Prezydenta !! ! dnia 10.XII.22. Patriota
Sprawa anonimów podczas procesu została pominięta, a ich treści w czasie procesu nawet nie odczytano
Narutowicz nie zastanawiał się nad anonimami. Nie okazywał też strachu ani niepokoju. Przy okazji omawiania planowanej wizyty prezydenta Narutowicza u marszałków Sejmu i Senatu doszło między Narutowiczem i szefem jego kancelarii Stanisławem Carem do stanowczej wymiany zdań[51]. Car nalegał, aby przejazd przez miasto odbył się w asyście ochrony. Narutowicz zdecydowanie się na to nie zgodził i zabronił nawet informowania policji, że przejazd będzie realizowany.
Okoliczności zamachu na prezydenta
Gmach „Zachęty” w Warszawie
Wieczór przed zamachem – 15 grudnia 1922
15 grudnia 1922 późnym wieczorem – dzień przed zamachem, Stanisław Car omawiał z prezydentem Narutowiczem plan na dzień następny. Wspomniał podczas tej rozmowy o zaproszeniu na otwarcie dorocznego salonu sztuki w Zachęcie. Prezydent zgodził się odwiedzić Zachętę. Nie chciał, aby jego nieobecność została niewłaściwie odebrana.
Wobec zgody prezydenta Car zaproponował wstąpić do Zachęty po zaplanowanej na przedpołudnie, na godzinę 11:30 wizyty u kardynała Kakowskiego. Odwiedziny salonu sztuki miały nastąpić o godzinie 12:00.
Prezydent Narutowicz poprosił Cara, aby ten towarzyszył mu podczas wizyty w Zachęcie i zażyczył sobie jednocześnie, aby w ogóle nie powiadamiać policji o omówionych planach. Uznał, że najlepszym zabezpieczeniem będzie niezwracanie się do władz bezpieczeństwa[53].
Dzień zamachu – 16 grudnia 1922
Na dzień 16 grudnia 1922 plan zajęć prezydenta Narutowicza przewidywał:
11:30 – wizyta u kardynała Aleksandra Kakowskiego;
12:00 – otwarcie salonu sztuki w Zachęcie;
12:30 – wysłuchanie relacji Tadeusza Gustawa Jackowskiego, bliskiego współpracownika Narutowicza z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który wrócił z Gdańska. Jackowski pojechał do Gdańska, aby w imieniu prezydenta Narutowicza powiadomić Leona Plucińskiego – Komisarza Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku o propozycji misji tworzenia rządu. Pluciński po rozmowie z Jackowskim zgodził się objąć urząd premiera, jednak Narutowiczowi nie było dane otrzymać tej wiadomości;
13:30 – spotkanie z Kapitułą Orderu Orła Białego.
W godzinach wieczornych prezydent miał prowadzić dalsze rozmowy z kandydatami na ministrów w nowym rządzie.
Przed wyjazdem na spotkanie z kardynałem Kakowskim prezydent Narutowicz podpisał akt łaski dla pewnego więźnia skazanego na śmierć, uznając, że to dobry znak. Była to jedyna formalna decyzja prezydenta Narutowicza.
Krótko przed wyjazdem prezydenta do Belwederu przybył Leopold Skulski, z którym prezydent wspólnie dzierżawił rejon myśliwski. Skulski namawiał Narutowicza na krótkie polowanie. Prezydent postanowił z decyzją o wyjeździe wstrzymać się do wieczora. Przed wyjazdem prezydent Narutowicz powiedział do Skulskiego: pamiętaj Panie Leopoldzie, w razie nieszczęścia proszę zaopiekować się moimi dziećmi
Wizyta u kardynała rozpoczęła się zgodnie z planem o godzinie 11:30 i trwała około pół godziny. Kardynał Aleksander Kakowski był przychylny wyborowi Narutowicza na urząd Prezydenta i potępiał ataki środowisk prawicowych i katolickich, uliczne demonstracje i obraźliwe artykuły[56]. W czasie wizyty kardynał stwierdził, że Narutowicz jest człowiekiem prawym i wybitnym, a uliczna gawiedź to jeszcze nie cała Polska[56]. Kardynał poprosił też Gabriela Narutowicza, aby zniósł chwilowe udręki i upokorzenia dla wspólnego dobra
Kurtuazyjna wizyta prezydenta Narutowicza u kardynała Kakowskiego miała wydźwięk w kontekście wysuwanych przez prawicę oskarżeń o ateizm
W czasie, gdy trwało spotkanie Narutowicza z Kakowskim, około godziny 11:30 do Zachęty przybył Eligiusz Niewiadomski. Wejście było możliwe tylko za imiennymi zaproszeniami – Niewiadomski zatem musiał je mieć. Zarząd Zachęty nigdy nie pomijał Niewiadomskiego. Znano jego niezrównoważony charakter i cięty styl artykułów na łamach prasy endeckiej.
Publiczność gromadziła się w westybulu.
Krótko przed godziną 12:00 do Zachęty przybyło dwóch adiutantów, aby potwierdzić przybycie prezydenta Narutowicza. Krótko po nich przybył urzędujący jeszcze premier Julian Nowak oraz ministrowie – Kazimierz Kumaniecki i Wacław Makowski.
Wizyta w „Zachęcie” i zamach
Eligiusz Niewiadomski – zabójca pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
Od kardynała Kakowskiego, prezydent Gabriel Narutowicz udał się do Zachęty samochodem, w towarzystwie szefa kancelarii Stanisława Cara. Przejazd Nowym Światem zajął kilka minut. Prezydent był w znakomitym nastroju, a przechodnie na ulicy witali go spokojnie.
Około godziny 12:10 samochód z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej Gabrielem Narutowiczem zajechał przed gmach „Zachęty”. Na schodach wiodących do budynku gościa powitał szef protokołu dyplomatycznego hr. Stefan Przeździecki. Prezes Zachęty, dziękując za przybycie, wprowadził prezydenta do środka. Zgromadzona publiczność powitała Narutowicza oklaskami i wiwatami.
Po drodze do sal wystawowych prezydent przywitał się z grupą malarzy organizujących wystawę. Każdemu z nich uścisnął dłoń. O godzinie 12:12 prezydent wszedł do sali wystawowej nr 1 znajdującej się na pierwszym piętrze budynku. W czasie, gdy podziwiał obraz Bronisława Kopczyńskiego przedstawiający fronton Zachęty do prezydenta podszedł ambasador angielski w Polsce, William Grenfell Max Müller z żoną. Żona ambasadora powiedziała: Permettez-moi Monsieur le Président de Vous fèliciter (pozwoli pan sobie pogratulować panie prezydencie), Oh, plutôt faire les condoléances (raczej złożyć kondolencje) – odparł prezydent Narutowicz
Osoba prezydenta wzbudzała powszechne zainteresowanie publiczności, większe niż zgromadzone w galerii obrazy.
Obraz Teodora Ziomka pt. Szron przed którym zginął prezydent Narutowicz
W momencie, gdy prezydent Gabriel Narutowicz zatrzymał się przed obrazem Teodora Ziomka Szron rozległy się trzy szybko po sobie następujące wystrzały z pistoletu[59][60]. Nastąpiło ogromne zamieszanie wśród zgromadzonej publiczności.
Prezydent zaczął się słaniać i upadł na podłogę. Obok była poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, która podtrzymywała jego głowę. Premier Nowak wzywał lekarza. Przybył dr Śniegocki znajdujący się przypadkiem w pobliżu. Stwierdził krwotok wewnętrzny płucny, „zaduszenie”, zatrzymanie akcji serca i zgon prezydenta Gabriela Narutowicza[57][61].
W tym czasie w panującym zamieszaniu dostrzeżono stojącego spokojnie zamachowca z hiszpańskim pistoletem w dłoni skierowanym w stronę nieżyjącego już prezydenta Narutowicza[62]. Był to Eligiusz Niewiadomski. Został pochwycony przez wiceprezesa Zachęty, malarza Edwarda Okunia i jednego z adiutantów prezydenta i bez oporu dał się rozbroić[63]. Po tym powiedział: Nie będę więcej strzelać
Premier Nowak krótko po tym zniknął z Zachęty[1]. Wspomina o tym malarz Jan Skotnicki W tym samym czasie na placu Trzech Krzyży odbywał się pogrzeb Jana Kałuszewskiego, robotnika zabitego podczas demonstracji popierającej wybór Narutowicza. Tłum na pogrzebie liczył kilkadziesiąt tysięcy ludzi i gdyby wiadomość o zamachu do niego dotarła, mogłoby to wywołać nieobliczalne reakcje.
W związku z tym postanowiono natychmiast zamknąć drzwi i nikogo nie wypuszczać. Posłano jedynie po marszałka Sejmu Rataja, który konstytucyjnie zastępował Prezydenta, jednak władzę tę mógł objąć tylko, opierając się na urzędowo sporządzonym akcie zgonu urzędującego prezydenta[63].
O godzinie 13:15 przybyły na miejsce sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Jan Skorzyński w asyście świadków: Edwarda Okunia, lekarza prof. Antoniego Leśniowskiego i władz prokuratorskich sporządził pierwszy protokół z oględzin zwłok prezydenta Gabriela Narutowicza. Fragment protokołu:
... W gmachu Zachęty Sztuk Pięknych w sali nr I na pierwszym piętrze, wzdłuż i równolegle ze stojącą kanapą, głową zwrócony do drzwi wyjściowych leży na wznak trup Prezydenta Rzplitej p. Narutowicza. (...) Koszula na piersi rozpięta i pokrwawiona. na kiści prawej ręki ślady krwi. Przybyły o godz. 1 min. 12 po południu prof. Antoni Leśniowski stwierdził, że p. Prezydent Rzplitej nie żyje i że śmierć nastąpiła od ran postrzałowych zadanych w klatkę piersiową. (...).

Komentarze po zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza

Prasa prawicowa opisywała Niewiadomskiego jako niepoczytalnego szaleńca[80], tylko i wyłącznie jego czyniąc winnym i odpowiedzialnym za zabójstwo. Stanisław Stroński, który przed kilkoma dniami opublikował artykuł nawołujący do usunięcia prezydenta Narutowicza w dzień po jego zamordowaniu opublikował artykuł pt. Ciszej nad tą trumną[81]. W artykule wyraził oburzenie, że pojawiają się zarzuty wobec środowisk prawicowych o przygotowanie gruntu do tej zbrodni. Stroński apelował, aby w dniach żałoby zastanowić się nad wszystkimi wydarzeniami. Zapowiadał, że nad zwłokami ś. p. Prezydenta rozpocznie się taniec stronniczych oskarżeń, a oskarżenia te zaczną rzucać niektóre stronnictwa lewicy wprost przeciw stronnictwom prawicy.
Inne gazety w tonie oburzenia zbrodnią podejmowały delikatną próbę usprawiedliwienia zabójcy. Pisano wprost, że stan umysłu Eligiusza Niewiadomskiego od dawna budził wątpliwości, a osąd o nim powinni wypowiedzieć lekarze i sędziowie[82].
Prasa, w szczególności prawicowa, która przed kilkoma dniami nawoływała do działań niezgodnych z prawem przeciwko legalnie wybranemu prezydentowi wzywała do legalizmu i poszanowania prawa[83].
Gazety endeckie wręcz głosiły pochwałę czynu Niewiadomskiego[83], który swoją zbrodnią ratował Polskę przed zalewem bolszewizmu[84]. Gazeta rozdzierała szaty nie nad tragedią Narutowicza, ale zabójcy[83]. Winnym tragedii w tym artykule obwołany został sam Narutowicz, ponieważ przyjął godność urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Z kolei poseł Antoni Anusz w Kurierze Porannym wzywał do ustalenia i ukarania nie tylko samego Niewiadomskiego, ale także tych, którzy wytworzyli atmosferę brutalnego ataku na osobę Narutowicza. Dla Anusza byli to przede wszystkim bandyci pióra, którzy sączą jad anarchii w polski organizm społeczny. Ukaranie Niewiadomskiego to rzecz konieczna i oczywista, jednak drugorzędna. Niewiadomski był ślepym mieczem, a trzeba ukręcić zbrodniczą rękę
Prasa anty prawicowa lansowała wersję szerokiego spisku przeciw Narutowiczowi. Narzędziem tego spisku był nieświadomy Niewiadomski. Autor artykułu wzywał do ustalenia spiskowców, choćby były to osoby, których nazwiska są na ustach wszystkich. Owi spiskowcy to endecka ręka wciskająca pistolet w dłoń Niewiadomskiego[86].
Nadzwyczaj ostro osobę mordercy i jego środowisko polityczne piętnował organ PPS. Autor artykułu wręcz określał prawicę mianem faszystów, pisząc: w obozie faszystów wiedziano doskonale o mającej nastąpić zbrodni[87]. W tym samym numerze zamieszczono felieton pełen ciepłych słów o prezydencie Gabrielu Narutowiczu

Prezydent Narutowicz został pochowany w podziemnej krypcie katedry św. Jana w Warszawie. W 1928 ufundowano granitowy sarkofag i złożono w nim maskę pośmiertną, spis prac i portret olejny pędzla Władysława Marcinkowskiego
Pogrzeb Narutowicza został sfilmowany przez wytwórnię Sfinks, film jednak zaginął.

źródło : Wikipedia